sobota, 1 kwietnia 2017

76. Właściwe miejsce.

Dawno już serce nie biło mu tak mocno. Ostatnio, gdy przekraczał próg jej mieszkania, wszystko poszło nie tak. Padło wiele słów, które tak naprawdę nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego. Nie miały takiego prawa. On nie miał prawa. Trochę potrwało, nim to zrozumiał, ale czy nie było już za późno? Może nie, skoro wpuściła go w ogóle do swojego domu. Czasami wcale jej nie rozumiał. Była taka wyrafinowana, zimna, pewna swego. Nigdy nie dawała sobą pomiatać, traktować jak byle kogo. Trudno było mu dostrzec w niej tę wrażliwość, której zawsze tak szukał w kobietach. Niemniej, musiała ją gdzieś w sobie mieć. Nie była z kamienia. Mimo że bardzo chciała taką się wydawać. Przyjaźnili się od lat, dlatego wiedział, że Vanessa nie jest złą osobą. Inaczej wraz z Tomem nie poświęciliby jej ani chwili ze swojego życia. A tymczasem obydwoje przyjęli ją do swojej rodziny. I ku ironii losu, obydwoje mieli z nią znacznie bliższe kontakty, niż wypadałoby w przypadku przyjacielskiej relacji.  Mimo wszystko w głębi duszy był jej wdzięczny, że nie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Czyżby to świadczyło o jej dojrzałości? Na pewno większej niż jego. Długo żył w swoim złudzeniu, że to on jest tym lepszym i że to ona powinna ciągle błagać go o wybaczenie. A rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Nadal bolesna, ale całkowicie rozbiegała się z jego wcześniejszą wizją.
Uderzył w niego widok kartonów, które znajdowały się niemal wszędzie, gdzie nie spojrzał. Czyli jednak mogło być już za późno. Uniósł na nią przerażony wzrok, w ogóle nie kryjąc się ze swoim strachem.
Stała przed nim w milczeniu krzyżując ręce na piersi, a jej wyraz twarzy mówił tylko tyle, że nadal nic się nie zmieniło i decyzja została już podjęta dawno temu.
- Przyszedłeś sobie na mnie popatrzeć? – rzuciła w jego kierunku. Nie miała zbyt wiele czasu, by pozwolić sobie na bezczynne stanie i wpatrywanie się w siebie nawzajem. Właściwie, gdyby przyszedł godzinę później, wcale by jej tutaj już nie zastał.
- Nie. Chciałbym po prostu rozwiązać tę sytuację… między nami.
- Myślałam, że powiedziałeś już wszystko – odparła chłodno. Oczywiście, że nie zapomniała. Każde jego słowo wyryło się grubą, bolesną linią na jej sercu. I chwilami nachodziła ją myśl, czy jej dziecko w ogóle powinno mieć takiego ojca. Może byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie wiedziało o jego istnieniu. Bo wbrew wszystkiemu, co ludzie sobie o niej myślą, też miała uczucia. Nigdy nie okazywała ich jakoś wylewnie i nie żaliła się dookoła, ale miała je. I ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewała, to usłyszeć tyle złego z ust najlepszego przyjaciela.
- Nie wszystko – zaprzeczył spokojnie, jednocześnie zbierając w sobie siły. Musiał wziąć się w garść i stanąć na wysokości zadania, jakie sobie wyznaczył. Jeśli była jakakolwiek szansa na zatrzymanie jej albo ustalenie innej dobrej opcji dla nich wszystkich, powinien jak najszybciej do tego doprowadzić. – Przepraszam, że byłem taki podły. Poniosło mnie. Ale to tylko dlatego, że zależy mi na tym dziecku, Vanessa. Nie zamierzałem cię krzywdzić w żaden sposób, po prostu… Chcesz mi go zabrać. Odebrałaś mi możliwość przyswojenia myśli, że zostanę ojcem, gdy dowiedziałaś się o ciąży. W ogóle wszystko, co jest z tym związane… I szczerze mam już dosyć wypominania ci tego. Nie chcę dłużej tego robić. Chcę po prostu się dogadać – wyrzucił wszystko, patrząc cały czas na nią nie tylko ze skruchą, ale przede wszystkim w sposób błagalny. Wydawało mu się, że nie miał wielkich szans na wskóranie czegokolwiek, ale musiał chociaż próbować. Wierzył, że uda mu się sięgnąć do tej wrażliwszej części jej duszy, że go zrozumie. – Nie chcę niczego ci psuć. Rozumiem, że potrzebujesz teraz zmienić swoje życie… Po prostu… Pozwól mi w tym uczestniczyć.
- Nie rozumiem… Jak miałoby to wyglądać, Bill? – Pokręciła głową, czując, że opada już z sił, by dłużej z nim walczyć. Nie mogła ukryć przed samą sobą, że poruszyły ją jego słowa. W końcu przestał od niej żądać, przestał wymuszać. Zachowywał się nareszcie jak normalny facet i pamiętał o tym, co jest najważniejsze w tym wszystkim. Teraz widziała, że mu zależy. – Ja już mam wszystko przygotowane… Sprzedałam nawet mieszkanie. Właściwie jak chciałbyś to rozwiązać? Nieuniknione jest, że wyjadę… A ty masz zespół.
- Wiem, że mam… Wiem, że to wszystko jest skomplikowane, Vanessa. – Podszedł do niej przejęty, odruchowo chwytając ją za ręce. – Ale każde życie takie jest i zawsze będzie. Nawet twoje beze mnie. Tak po prostu jest… Ale zawsze możemy znaleźć jakieś dobre rozwiązanie. Dla nas wszystkich. Tylko proszę cię, nie wyjeżdżaj. Jeszcze nie teraz.
- Bill. Ty chyba nie rozumiesz… Ja sprzedałam mieszkanie. Mam kupione bilety – powiedziała, podkreślając wyraźnie każde zdanie, bo miała wrażenie, jakby w ogóle nie dotarły do niego te fakty. Cały czas patrzył na nią w taki sposób, że naprawdę jedyne, na co miała ochotę to po prostu mu ulec i zgodzić się na wszystko, co tylko powie. Ale nawet jakby chciała, nie mogła tego zrobić. Było już za późno. Pewnych rzeczy nie da się cofnąć. – Muszę się stąd wynieść jeszcze dzisiaj. A ty dalej nie przedstawiłeś mi żadnego dobrego planu dla nas wszystkich.
- Posłuchaj… Okej, sprzedałaś mieszkanie. Możesz przenieść się na jakiś czas do nas – stwierdził jak gdyby nigdy nic. Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Po prostu z automatu podjął decyzję, czując, że grunt zaczyna już mu się palić pod nogami. Zdawał sobie sprawę, że jeśli pozwoliłby jej teraz wyjechać, straciłby wszystko. Bo czas niekiedy jest naszym najgorszym wrogiem. Staje między ludźmi i oddala ich od siebie. – To byłoby najlepsze rozwiązanie… Wiem, że nie chcesz tworzyć ze mną fałszywej, idealnej rodziny. I wcale cię o to nie proszę. Proszę cię tylko o trochę więcej czasu, bym mógł znaleźć dla nas jak najlepsze rozwiązanie. Dla ciebie, dla mnie i dla naszego syna. Teraz i tak musimy z zespołem wyjechać na jakiś czas. Mamy promocję, więc będziesz właściwie miała to mieszkanie dla siebie… - zaczął mówić, jak nakręcony, nie pozwalając jej nawet dojść do słowa. Za to świetnie udało mu się stworzyć jeden wielki mętlik w jej głowie. Już kompletnie nie wiedziała, co powinna zrobić w tej sytuacji, ale miała coraz większą ochotę po prostu odpuścić. Odpuścić i zaczekać, zobaczyć, co się stanie dalej. – A jak tylko wrócę, obiecuję, że będę wiedział, co dalej. I wiem, że zależy ci, by stąd wyjechać… Więc nie będę cię zatrzymywał. Jeśli będzie trzeba, wyjadę z wami. Ale po prostu daj mi ten czas.
- W porządku – oznajmiła nagle, stawiając wszystko na jedną kartę. Chyba nie zniosłaby jeszcze więcej słów z jego strony. Wzbudzał w niej zbyt wiele pokręconych uczuć, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Musiała to przerwać i po prostu spróbować przez chwilę działać według jego zasad. Tym bardziej że był skłonny nie tylko pozwolić jej wyjechać, ale pojechać za nią. Wiedziała, że to kompletnie szalone. Chciał zmieniać całe swoje życie dla dziecka. Taka osoba musiała być warta poświęcenia i była mu to winna. Nie mogła temu dłużej zaprzeczać.
- Naprawdę? – Bill odetchnął z ulgą. Dosłownie poczuł, jak jego serce znowu zaczyna bić normalnym rytmem. Jakby jakaś niewidzialna wielka dłoń w końcu puściła jego serce i pozwoliła mu oddychać. Udało się. – Obiecuję, że nie będziesz tego żałowała. Dziękuję. – Jednym ruchem przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno.
Westchnęła tylko w jego koszulkę, mając nadzieję, że się nie mylił. Znowu jej życie wywracało się do góry nogami i po raz kolejny to Bill Kaulitz był tego sprawcą. Ale tym razem miał pełną tego świadomość. Obydwoje ją mieli.

Kilka tygodni później…
Jasne promienie lipcowego słońca poraziły jej oczy, gdy tylko opuściła budynek policji. Poczuła wielką ulgę, że ma to już za sobą i miała nadzieję, że nie będzie musiała już więcej wracać do tego miejsca. Nie tak wyobrażała sobie początek wakacji. Z drugiej strony jednak nie była zaskoczona. Zaczynała się powoli przyzwyczajać do prezentów, jakie rzuca jej pod nogi życie. I niekoniecznie są one przyjemne. Choć w tym przypadku, trudno było określić stopień przyjemności. O ile w ogóle można było mierzyć go taką miarą. W każdym razie, chyba było w tym coś dobrego. A przynajmniej, sprawiedliwego.
 - Dziękuję, że przyszedłeś tu ze mną. – Nastolatka posłała przyjacielowi subtelny uśmiech, spoglądając w jego kierunku. Cały stres, jaki odczuwała, dopiero teraz zaczął powoli z niej schodzić. I wiedziała, że bez Daniela byłoby to wszystko o wiele trudniejsze. Nikt nie był w stanie zrozumieć jej sytuacji tak jak on w tym przypadku. Nadal łączyło ich ważne wydarzenie z przeszłości i jak się okazuje, nie można tak łatwo odesłać tego w zapomnienie. Życie wciąż stawia przed nimi kolejne przeszkody, które skutecznie zmuszają do patrzenia w przeszłość.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. A szczególnie takiej – odparł bez wahania, wyobrażając sobie, co jego przyjaciółka musiała przeżywać. Obydwoje mieli styczność ze strzelającym psychopatą, a Mia dodatkowo przeżyła coś podobnego drugi raz, gdy napadnięto z bronią jej chłopaka. Życie było wobec niej naprawdę okrutne, pozwalając, by przytrafiały jej się takie rzeczy. – Tom wie o wszystkim?
- Nie wiem… To znaczy, powinni go również powiadomić – rzekła niepewnie, spuszczając swój zagubiony wzrok na ziemię. Jej relacja z Tomem nie wyglądała ostatnio najlepiej, dlatego za każdym razem, gdy ktoś o nim wspominał, zaczynała czuć mdłości.
Nie widzieli się praktycznie od feralnej nocy w klubie. Mimo że Tom wówczas przeprosił za swoje zachowanie i wydawało się, że jest między nimi w porządku, nie skontaktował się z nią. A potem po prostu wyjechał na promocję płyty zespołu, bez pożegnania. I to bolało ją najmocniej. Nie miała pojęcia, jak ma to wszystko rozumieć. Teraz to on odsuwał się od niej i chyba nawet nie mogła go za to winić. Przecież sama chciała przerwy, nalegała na to, aby dał jej czas. No i stało się. Dostała mnóstwo czasu. Czasu, który doprowadzał ją do szaleństwa i utwierdzał w przekonaniu, że jej uczucie do niego jest zbyt silne, by mogła, chociażby spróbować się odkochać. A czy ona w ogóle chciała się odkochiwać? Nie o to jej chodziło w tej przerwie. Miała tylko przemyśleć parę spraw, poukładać sobie wszystko w głowie, by było jej łatwiej. By wiedziała, na czym stoi. Szczególnie, chciała po prostu odnaleźć samą siebie. Niestety to nie było wcale takie proste. Minęły tygodnie, a jej wciąż zdawało się, że tkwi w tym samym miejscu i nic się nie zmieniło. Poza tym, że cholernie za nim tęskniła. Czy właśnie to chciała osiągnąć? Niewyobrażalne uczucie tęsknoty za kimś, kogo sama od siebie odtrąciła?
- A ty? Nie zamierzasz mu powiedzieć, że znaleźli tego faceta? – Daniel spojrzał lekko zdziwiony w jej kierunku. Był na bieżąco z sytuacją między Mią a jej chłopakiem, ale i tak nie do końca rozumiał postępowanie swojej przyjaciółki. Wcale nie zastanawiało go, dlaczego Tom wyjechał bez słowa, ale dlaczego to Mia nie wykonała żadnego ruchu. I nawet w takiej sytuacji miała opory, by się z nim skontaktować. A przecież to dotyczyło ich obojga. Byli tam tego dnia razem.
- On i tak jest zajęty… Policja na pewno już mu o wszystkim powiedziała. Ja nie chcę dzwonić do niego pod takim pretekstem. Po prostu, to głupie.
- To nie dzwoń pod pretekstem, tylko jako jego dziewczyna – skwitował to, jak coś oczywistego. – Kiedy ostatnio ze sobą rozmawialiście?
- Dawno… - mruknęła, nawet nie mając odwagi na niego spojrzeć. Wiedziała, że miał rację, ale jednocześnie nie potrafiła się w sobie zebrać, by zrobić cokolwiek. Czuła, że oddalili się z Tomem od siebie. Powoli znowu stawała się bierna w tej relacji, zdystansowana. Jakby się bała. – Ja po prostu już nic nie wiem, Daniel. – Zatrzymała się nagle, chcąc wyrzucić z siebie to, co leżało jej na duszy i gnębiło już od dłuższego czasu. – Myślałam, że potrzebujemy z Tomem przerwy… Że musimy sobie obydwoje przemyśleć parę spraw. Ale nic się nie zmienia… Ja nadal nie wiem, czego chcę. A on jest coraz dalej. Boję się, że zepsułam to wszystko. Że sobie coś ubzdurałam… I teraz po prostu go stracę na zawsze przez swoją głupotę – zakończyła z bezradnością, która powoli dzień po dniu paraliżowała jej wnętrze. Bardzo bała się, że to wszystko, co powiedziała, mogło być prawdą.
- Dziewczyno… To, że macie jakiś tam mały kryzys, to nie powód do myślenia o najgorszym. Każdy związek przechodzi takie chwile. I co niby miałaś sobie ubzdurać? Czy nie było tak, że to jego przyjaciółka stała się najważniejszym punktem w jego życiu? Nie od tego się to zaczęło? – Chłopak postanowił rozjaśnić jej nieco umysł, przypominając, dlaczego w ogóle Mia dotarła w swoim życiu do punktu, w którym aktualnie się znajduje. Miał wrażenie, że kompletnie zapomniała o tym, zapędzając samą siebie w niedorzeczne poczucie winy.
- Nie mogę tak myśleć, Daniel. To jest po prostu złe. Tom jest wspaniałym facetem, jest dobrym przyjacielem. Nie mogę teraz mówić, że nasz związek ucierpiał, bo on pomagał swojej przyjaciółce w potrzebie – wyrzuciła sfrustrowana. Z jednej strony wciąż odczuwała złość o relację Toma z Vanessą, a z drugiej wściekała się na samą siebie, że w ogóle nadal jest zazdrosna o coś takiego.
- Kiedy do ciebie dotrze, że masz prawo być zazdrosna? – zapytał, zupełnie jakby czytał w jej myślach. Nie wiedziała, co miałaby mu odpowiedzieć, ale nie czekał na to. Kontynuował swoją wypowiedź, przygważdżając ją tym jeszcze bardziej. -  Ile razy zostawił cię, by do niej pojechać? Ile razy ona pojawiła się znikąd w chwili, gdy byliście razem? Mia, każda normalna dziewczyna na twoim miejscu zrobiłaby mu o to po prostu awanturę, a nie czekała, aż wszystko zacznie się sypać.
- Jeśli nawet… To i tak nie jest jedyny powód. Po prostu coś w pewnym momencie pękło i…
- W momencie, gdy Vanessa stanęła między wami – przerwał jej dobitnie. Mógł jej to powtarzać w kółko, aż do momentu, w którym do niej to dotrze. Nie mógł pojąć, jak długo jeszcze zamierzała oszukiwać samą siebie. On jednak nie zamierzał na to patrzeć i pomagać jej udawać, że wcale nic się nie stało.
- Daniel…
- Ale to prawda, Mia! To wtedy właśnie coś pękło. A potem już było tylko gorzej i okej, może ona już nie miała z tym nic wspólnego. Ale nie możesz zaprzeczyć, że to zapoczątkowała – rzekł zdeterminowany i zapewne miał dużo racji. Ta prawda bolała, ale Mia nie mogła jej bez końca zaprzeczać.
- Nie mam już do tego siły. Proszę, nie rozmawiajmy o tym. – Uniosła na niego swoje spojrzenie z nadzieją, że jej odpuści. Nie miał raczej wyjścia. Nie mógł jej do niczego zmusić, ale i tak zdążył już zasiać ziarno. Liczył na to, że przynajmniej sobie to wszystko przemyśli, gdy zostanie już sama. Tymczasem nie zamierzał jej gnębić. Wystarczy im stresu jak na jeden dzień.
- Dobrze. Chodź, zabiorę cię na lody.
Objął ją ramieniem, a ona skinęła głową, uśmiechając się z ulgą. Po prostu chciała przez chwilę przestać o tym wszystkim myśleć. Potrzebowała odetchnąć od swoich problemów. Choć wiedziała, że to wcale nie zniknie i zapewne jeszcze dziś wieczorem będzie się tym dręczyła. I pewnie w końcu zadzwoni do Toma. Ktoś musiał wykonać pierwszy ruch. Ona nie była w tym mistrzem, ale może czas się przełamać, bo zaczynała się cofać. A skoro sama to już dostrzega, tym bardziej powinna coś zacząć z tym robić. Dopóki jeszcze ją na to stać.

Kilka godzin później…

Cicha muzyka wydobywała się z głośników wieży stereo w salonie, gdzie Mia siedziała na kanapie, obracając w dłoniach niewielkie pudełeczko wciąż zawiązane uroczą kokardką. Sama nie rozumiała, co powstrzymywało ją od rozpakowania tego prezentu. Może świadomość, że dostała go od Toma. Jej głupi mózg ubzdurał sobie, że wszystko stanie się jeszcze trudniejsze, jeśli zobaczy zawartość tego pudełka. Dlatego nie ruszała go od kilku tygodni. I za każdym razem, gdy na nie patrzyła, powtarzała sobie w duchu, jak bardzo jest głupia. To chyba nigdy się nie zmieni. Mogła dorosnąć, ale jej wstrętne myśli zawsze będą tworzyć nowe bariery, z którymi będzie zmuszona się zmagać. Westchnęła ciężko, popadając w głębokie zamyślenie. Dzisiejsza rozmowa z Danielem nie dawała jej spokoju. Wiedziała, że miał rację. Poza tym był jej przyjacielem. Wspierał ją. Na pewno chciał dla niej jak najlepiej. Więc dlaczego po prostu go nie posłucha?
Głupia.
Drgnęła niespokojnie, słysząc nagle głosy dochodzące z przedpokoju. Odruchowo schowała swój prezent pod poduszkę, by uniknąć niewygodnych pytań. Już po chwili w salonie pojawiła się Rebecca wraz z Andreasem taszczącym kilka pokaźnych reklamówek. Para była na kolejnych przedślubnych zakupach. Ostatnio ich życie kręciło się tylko wokół tego wielkiego wydarzenia. Mia uśmiechnęła się mimowolnie, gdy ujrzała szczęśliwą przyjaciółkę.
- Heloł, Miaa! Zobacz, mam cycki! – Blondynka wypięła się dumnie przed przyjaciółką, prezentując jej swój dekolt. Nastolatka wytrzeszczyła oczy, nie bardzo ogarniając sytuację. Andreas roześmiał się tylko, odkładając zakupy na bok. – To tylko fałszywki, ale zawsze coś. No, jak wyglądam?
- Pięknie wyglądasz, kochanie – rzekł Andreas, choć to nie do niego było skierowane to pytanie. Niemniej Mia od razu potwierdziła jego słowa, kiwając przy tym energicznie głową.
- Mam nadzieję, że sukienka dobrze się będzie na nich układać. Mogłyby być twardsze – stwierdziła jednocześnie, macając się po swoim biuście, który w rzeczywistości był tylko specjalnym stanikiem mającym za zadanie utworzyć prowizoryczne piersi. – Nie widać nic, nie?
- W ogóle. Jest całkiem naturalnie – rzekła z przekonaniem Mia, co też usatysfakcjonowało Rebeccę. Dziewczyna przestała drążyć temat swojego nowego piersiowego nabytku i wraz ze swoim narzeczonym zabrali zakupy i udali się na piętro, zostawiając Mię ponownie samą. Doskonale, znowu mogła się zadręczać. Albo po prostu zadzwonić do Toma. Była też opcja otworzenia prezentu. A może wykorzysta wszystkie na raz?
Westchnęła i wsunęła rękę pod poduszkę, wyciągając spod niej z powrotem prezent od Toma. Skoro już tak dzisiaj szalała z odważnymi decyzjami, pociągnęła za kokardkę, która bez problemu się rozwinęła i pozwoliła jej zajrzeć do pudełka. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z zawieszką w kształcie serca, na którym wygrawerowane były ich inicjały. Była trafiona idealnie w jej gust. Tom z pewnością bardzo się starał, wybierając dla niej ten prezent. Coś ścisnęło ją w żołądku, gdy na nią patrzyła. Na to błyszczące serduszko, tak banalne, a jednocześnie wyrażające więcej niż tysiąc słów. Dla niej było czymś więcej niż tylko symbolem.
Długo obracała bransoletkę w dłoniach, przyglądając jej się i myśląc o Tomie. Właśnie tego się obawiała, że jak otworzy ten prezent, Tom znowu zawładnie jej umysłem. I tak było. Ale jednocześnie nie widziała w tym nic złego. Towarzyszyły jej przy tym same przyjemne odczucia. Chyba dokładnie tego potrzebowała. Pozwolić sobie, by wypełniły ją uczucia do Toma, które od dłuższego czasu tak usilnie próbowała w sobie stłamsić, wmawiając sobie, że tak będzie lepiej. A przecież to nie one były powodem tego, że się pogubiła w tym wszystkim. To była tylko kolejna wymówka. Ona sama dla siebie była problemem. Jeśli miała cokolwiek naprawić, powinna zacząć właśnie od siebie. Bo to ograniczenia w jej głowie były nieustanną barierą. Dopóki się tego nie pozbędzie, nigdy nie będzie dobrze. A przynajmniej dopóki nie nauczy się z tym żyć i to przezwyciężać.
Może to był właśnie ten moment, w którym wiedziała już, jak powinien wyglądać nowy początek.
Zapięła bransoletkę na nadgarstku i uśmiechnęła się do siebie, stwierdzając, że teraz jest na właściwym miejscu.

Cdn.


I oto jest ten przeklęty odcinek, który powstawał chyba z siedem razy. W efekcie końcowym nie jestem z niego w pełni zadowolona. Mam takie uczucie, że te ostatnie odcinki powinny mieć w sobie coś wyjątkowego a chyba sama nie umiem tego odnaleźć. Szkoda. 
Zostały już tylko 4 do końca. 


2 komentarze:

  1. Podoba mi się ten rozdział. Czekam na więcej. Chce aby na końcu był happy end. 😃😃
    Pozdrawiam attention th

    OdpowiedzUsuń
  2. 4 do końca...... o nieeee. Dobrze że wszystko zaczyna się układać ☺

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.