Nastolatka
opadła na kanapę tuż obok Billa, który chyba zdążył już się nieco rozbudzić i
spoglądał teraz na nią w dość specyficzny sposób. Gdy alkohol powoli zaczął
wyparowywać z jego krwi, wszystkie emocje wychodziły na światło dzienne.
Widziała to w jego oczach i na twarzy. Cały ten smutek i żal. I choć przed
chwilą sama odbyła najgorszą w swoim życiu rozmowę z człowiekiem, którego tak
mocno kochała, musiała zepchnąć to wszystko na bok. Bo mimo wszystko jej
problemy były niczym w porównaniu do tego, co przeżywają jej przyjaciele.
Począwszy od Billa i na Rebecce skończywszy.
-
Jak się czujesz? – zagadnęła do niego, ignorując ciekawskie spojrzenia ze
strony Andreasa i Rebecci.
Oboje
byli zdziwieni, że Mia wróciła do nich sama, ale nikt nie zamierzał o nic
pytać. Postanowili nie wtrącać się w jej relację z Tomem i tego chcieli się
trzymać. Przynajmniej do chwili, aż nie będzie konieczna jakaś ingerencja lub
Mia sama nie zechce rozmawiać z nimi na ten temat...
-
Ja? Chyba za dużo wypiłem – mruknął niewyraźnie Bill. – Ale to ty jesteś jakaś
zaczerwieniona – zauważył, nie spuszczając z niej wzroku. Kolejny dociekliwy
Kaulitz, nieźle jej się trafiło. – Co robiłaś w tej toalecie tyle czasu? –
Uniósł z zaciekawieniem brwi, a jego wyraz twarzy dawał jej do zrozumienia, że
chyba ma kosmate myśli.
Parsknęła
śmiechem. Bardzo by chciała, żeby sytuacja sprzed paru minut mogła być choć
trochę tak przyjemna, jak w wyobraźni Billa.
-
Gorąco tu – ucięła temat, nie planując się nawet zagłębiać. Choć mogłaby mu
powiedzieć teraz, jak wielkim idiotą jest jego bliźniak… Tylko czy w głębi
serca naprawdę tak uważała? – A ty zdecydowanie za dużo wypiłeś. Czy to ma
związek z Vanessą?
-
Związki i Vanessa… - zakpił, wywracając przy tym oczami. – Wybacz. To po prostu
brzmi tak paradoksalnie.
-
Rozumiem. – Skinęła głową, uśmiechając się do niego przyjaźnie. – Nie
dogadaliście się, prawda?
-
Oczywiście, że nie – rzekł, jakby nigdy nawet nie brał pod uwagę innej opcji.
Jego twarz ciągle wyrażała ironię. Bez dwóch zdań, cały czas był wściekły na
Vanessę i każdy głupi by to dostrzegł. Mia była trochę zawiedziona, bo jednak
liczyła, że Bill zdoła się otrząsnąć przez tak długi czas. – Ona po prostu robi
wszystko, bym sam się odsunął. I chyba w końcu tak zrobię. Bo po co mi to
wszystko? Mam zespół, karierę… Gdzie w tym miejsce na rodzinę? Na dziecko?
-
Nie zapędzaj się tak, bo ciebie też trzepnę po twarzy, jak będzie trzeba –
zagroziła, spoglądając na niego nieprzychylnie. Nie zwróciła uwagi na to, że
prawie się wygadała, co zrobiła jego bratu. Ale to nie było w tej chwili
istotne. Teraz musiała po prostu przemówić Billowi do rozumu, bo wyraźnie
zbaczał z właściwej drogi i gubił się w tym wszystkim mocno. – Wiesz, od czego
powinieneś zacząć? Od wybaczenia – oznajmiła rzeczowo, na co on od razu
prychnął. – Bill. Nie możesz całe życie trzymać w sobie tej urazy. Powinieneś
jej wybaczyć. Dla waszego syna. Pamiętaj, że to jest jego matka. I nawet jeśli
teraz między wami jest tak źle… Kiedyś przecież było dobrze. Kiedyś coś między
wami było… nawet jeżeli nie była to miłość, to na pewno jakieś dobre uczucia.
Uczucia, które pozwoliły wam stworzyć tę małą istotę – wyrecytowała to wszystko
niemal na jednym oddechu, sama siebie zadziwiając tą wylewnością. Słowa po
prostu same niemal wyskakiwały z jej serca. Nie zauważyła nawet, że jej
przyjaciele przerwali swoje dyskusje, by przysłuchiwać się po cichu tej
rozmowie. – A ty jesteś na to za dobry, Bill. – Wbiła mu wskazujący palec w
klatkę piersiową, dokładnie w miejsce, gdzie biło jego serce. – Jesteś za dobry,
by to przegapić. By to stracić. I wiesz doskonale, że nie chcesz już dłużej się
na nią złościć. Skrzywdziła cię, ale… każdy popełnia błędy. Wiesz o tym… I
potrafisz wybaczać. – Sama już nie wiedziała, ile razy powtórzyła słowo dobry i
wybaczać, ale to nie miało znowu znaczenia. Po prostu chciała, by to zrozumiał.
A przede wszystkim, musiał wiedzieć, że ktoś inny go zna. Że ona wie, że taki
właśnie jest. Bo czasem tylko tego potrzeba. Usłyszeć od kogoś prawdę o sobie,
tę dobrą stronę prawdy. By mieć świadomość, że jest się przez kogoś cenionym,
podczas gdy samemu straciło się już wiarę we wszystko.
-
Potrafisz to wszystko mówić… namawiać mnie bym jej wybaczył, mimo że zniszczyła
też twoją relację z Tomem? – zapytał cicho.
Bardzo
ją tym pytaniem zaskoczył. Nie spodziewała się, że mógłby sprowadzić tę rozmowę
na takie tory, ale właśnie to dało mu do myślenia. Mia mimo swojej cierpkiej
relacji z Vanessą, wcale jej nie przekreśliła. Choć mogłaby odwrócić się od
niej, mogłaby ją nienawidzić. Mogłaby ją teraz oczerniać w oczach Billa. A
tymczasem ona po prostu mówi mu, by jej wybaczył. Tak po prostu. Bo jest dobry
i mimo jego dużych obiekcji, co do tego, kto z ich dwojga jest tym dobrym.
-
Vanessa niczego nie zniszczyła. – Mimo emocji jakie w niej wzbudził tym
pytaniem, odpowiedziała mu całkiem spokojnie. Miała dużo czasu na przemyślenia
i była zbyt dojrzała na to, aby teraz obwiniać kogokolwiek za jej nadszarpniętą
relację z Tomem. – Związek to dwoje ludzi. Jeśli cokolwiek poszło między nami
nie tak, możesz szukać przyczyny tylko w nas.
-
Szukać przyczyny tylko w was… - powtórzył po niej, jakby nagle go coś olśniło.
I może faktycznie tak było. Podniósł się nagle z miejsca, chwiejąc się przy tym
jeszcze lekko. Wszyscy siedzący przy stole podążyli za nim swoimi zdumionymi
spojrzeniami. Nawet Mia, która już się przekonała, że pod wpływem alkoholu
lepiej darować sobie jakiekolwiek działania. A skoro Bill był bratem Toma, to
mogło się skończyć katastrofą.
-
Okej, cieszę się, że zrozumiałeś… Ale siadaj, proszę cię. – Złapała go szybko
za rękę, ciągnąc w dół. Od razu opadł z powrotem na siedzenie. – Jutro, dobrze?
Jak będziesz się lepiej czuł. Poza tym musisz jeszcze pomyśleć nad tym
wszystkim.
-
Tak sądzisz?
-
Jestem pewna!
-
W porządku – mruknął, chyba nie bardzo mając ochotę się z nią wykłócać. Poza
tym właśnie uznał ją za swoją guru, więc tym bardziej nie chciał się jej
przeciwstawiać. Cokolwiek przyszło jej na myśl, na pewno miała rację. A on i
tak poczuł się już zbyt zmęczony, by czynić cokolwiek.
Mia
odetchnęła i przeniosła wzrok na przyjaciół, którzy nadal milczeli. Chyba byli
trochę zdziwieni, ale nawet nie miała siły, by się poczuć głupio. Za dużo
wrażeń jak na ten wieczór. Chwyciła pierwszy z brzegu drink i opróżniła go do
końca.
-
Muszę powiedzieć, że nie doceniałem cię – skwitował Andreas, patrząc na nią
wciąż z niemałym podziwem. I teraz już był pewien, że dobrze zrobił,
odpuszczając sobie, gdy próbował zatrzymać Toma. Jego młodsza siostrzyczka
wcale nie jest już taka mała i doskonale potrafi zadbać nie tylko o siebie, ale
i o swoich przyjaciół także. Był z niej naprawdę dumny.
-
Dzisiaj chyba przechodzę samą siebie. Ale mam już dosyć, więc mam nadzieję, że
nic więcej się nie wydarzy – oznajmiła bez ogródek i oparła się plecami o
oparcie kanapy. – Więc ślub w wakacje? – Zmieniła sprawnie temat, by zająć
czymś swoje myśli. Wciąż dręczyła ją miniona rozmowa z Tomem. I właściwie
zastanawiała się, co on teraz robi. Był przecież nieźle wstawiony, a nie wrócił
do stolika. I to głównie z jej winy. Na jego miejscu też nie chciałaby tu
wracać. Szczególnie gdyby ktoś uderzył ją wcześniej w twarz. Czuła się z tym
źle, mimo że sobie na to w pełni zasłużył.
-
Prawdopodobnie tak – Rebecca uśmiechnęła się do niej szeroko. – Szykuj się na
druhnę.
-
O mój Boże. Co za zaszczyt! – Ucieszyła się, niemal podskakując w miejscu.
Wcześniej nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłaby otrzymać tak zaszczytne
miejsce. Rebecca była dla niej idealną bratową, nie mogła wyobrazić sobie
lepszej kandydatki na żonę dla swojego brata. I naprawdę była szczęśliwa, że
Andreas tak bardzo dojrzał. W dodatku przeszedł z Rebeccą to całe piekło, jakie
zgotował im parszywy los. Poradzili sobie. Przetrwali. Teraz już nic nie mogło
stanąć im na drodze. Takie sytuacje wzmacniają, zdecydowanie. – Nie mogę się
doczekać!
-
Ja też! Chyba oszalałam, że chcę wyjść za tego pajaca – roześmiała się
blondynka, a Andreas zgromił ją swoim spojrzeniem. Chyba tylko jemu się nie
podobało to określenie, bo cała reszta zawtórowała śmiechem Rebecce. Niektóre
rzeczy jednak się nie zmieniają.
-
Chyba… będę rzygał… - Niewyraźny głos Billa przerwał radość panującą przy
stole. Mia spojrzała niepewnie na przyjaciela. Wyglądał przerażająco blado i od
razu się zmartwiła, że zawartość jego żołądka za chwilę wyląduje na jej nowej
sukience.
-
Zabiorę go do łazienki… - zakomunikowała i skrzywiła się lekko do własnych
myśli.
-
Pomogę ci z tym – zaoferował się Gustav, który jakoś nie widział Mii samej
szarpiącej się z takim dryblasem, jakim był Bill.
We
dwoje poszło im zdecydowanie łatwiej. Perkusista praktycznie sam podtrzymywał
przyjaciela, ale Mia się na pewno przyda do tej brudniejszej roboty. Nie było
to zbyt miłe, ale brzydziły go wymiociny i nie mógł zbyt wiele na to poradzić.
A jednocześnie nie chciałby, żeby Bill się zadławił i jeszcze wyrządził sobie
jakąś krzywdę.
Niełatwo
było przecisnąć się między ludźmi, których wydawało się przybywać coraz więcej.
Bill cały czas coś mamrotał pod nosem i Mia obawiała się, że nie zdążą dotrzeć
na czas do toalety. Rozejrzała się sprawnie dookoła, szukając jakiejś bardziej
przejrzystej i jednocześnie najkrótszej drogi do łazienek.
Jej
wzrok jednak przyciągnęło nagle coś zupełnie innego. A właściwie ktoś. I
wszystko byłoby w porządku, gdyby to był tylko jeden ktoś. Ale to był Tom i jakaś
nieznana jej dziewczyna – blondynka – która wyraźnie się do niego mizdrzyła. Nastolatka
po raz pierwszy w życiu poczuła napływ tak ogromnego uczucia zazdrości. Relacje
Toma z Vanessą przy tym, co teraz widziała, to był pikuś. Dopiero teraz dotarło
do niej, czym jest prawdziwy powód do zazdrości. Miała ochotę po prostu podejść
i wydrapać tej dziewczynie oczy, nie pytając nawet o nic. Zdecydowanie
przestawała trzeźwo myśleć. A szala goryczy przelała się, gdy twarz nieznajomej
niebezpiecznie zbliżyła się do twarzy Toma. JEJ TOMA. TO BYŁ JEJ TOM. Przez
chwilę miała ochotę się rozpłakać, ale to było bez sensu i miała tego
świadomość.
–
Mia, co jest? Idziemy? – Gustav zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc, czemu
wciąż stali między ludźmi, zamiast spieszyć z Billem do toalety.
-
Zaczekaj chwilę. Zaraz wracam – rzuciła, jak w jakimś transie, nawet na niego
nie spoglądając. Nie było sekundy, by oderwała wzrok od stojącej pod ścianą
pary. Tylko czekała, aż te różowe usta zetkną się z ustami JEJ TOMA i wtedy jej
świat rozpadnie się na miliony kawałków. Nie mógł jej tego zrobić. Dopiero, co
błagał ją, by do siebie wrócili. Dopiero, co wyznawał jej miłość. Ale był
przecież pijany. Nie myślał trzeźwo, a ona go uderzyła. Mógł zrobić teraz wiele
głupich i nieprzemyślanych rzeczy. Mógł teraz ją pocałować. Mógł pójść z nią
nawet jeszcze dalej.
Nigdy
tak sprawnie nie przemieszczała się między ludźmi, jak teraz. Miała wrażenie,
jakby czas zwolnił, a jej serce stanęło na ten moment, gdy blondynka próbowała
pocałować Gitarzystę. Próbowała, bo ją odepchnął. Odtrącił ją. Naprawdę to
zrobił. Mimo swojego pijanego, głupiego móżdżku. Nastolatce kamień spadł z
serca i choć mogła już zawrócić, nadal szła w ich stronę. I nawet nie
wiedziała, kiedy wręcz wtargnęła między nich. Nie zważając na Toma, stanęła
przed nieznajomą dziewczyną i odepchnęła ją jednym ruchem.
-
Przykro mi, ale ten pan jest już zajęty – rzekła zdeterminowana w kierunku
zaskoczonej dziewczyny. Sam Muzyk nie bardzo ogarniał całą sytuację. Nie miał
nawet pojęcia, skąd Mia się tutaj wzięła. I właściwie przeraził się, że mogła
widzieć coś, czego nie powinna. Teraz by się nie zdziwił, jakby posłała go do
diabła.
-
Cóż, jakbym miała takiego pana, to raczej bym go lepiej pilnowała.
-
Jak zdążyłaś zauważyć, nie potrzebuje opieki. Świetnie sobie radzi – rzuciła
Mia, krzyżując ręce na piersi. Już dawno nie czuła się tak bardzo pewna siebie,
jak w tym momencie. Może to te drinki, a może po prostu znała już swoje
miejsce. Nie tylko na świecie, ale i w życiu Toma. A dodatkową motywacją był
dla niej sam fakt, że Tom nie dał się omotać jakiejś przypadkowej dziewczynie.
-
Tak? Więc dlaczego tutaj jesteś?
-
Żeby wskazać ci drogę, bo chyba się trochę zagubiłaś. – Zasugerowała z
ironicznym uśmiechem. Nadal miała wielką ochotę wydrapać jej te wielkie
niebieskie oczy. Była naprawdę ładna, ale zupełnie nie w typie Toma. I skąd ona
o tym mogła wiedzieć?
-
Bez obaw. Już znikam. Wojny miłosne to nie moja działka – mruknęła z przekąsem
i mierząc Mię jeszcze swoim obojętnym spojrzeniem, wycofała się.
Dopiero
gdy zniknęła gdzieś między ludźmi, do Mii dotarło, co właśnie zrobiła. Na pewno
miała nieodparte wrażenie, że się ośmieszyła. Zdecydowanie przesadziła. Chyba
nie robi się takich rzeczy, gdy wcześniej się kogoś od siebie odtrąca. Ani gdy
wymaga się od kogoś przerwy w związku. Trochę się pogubiła. Trochę bardzo.
-
Mia?
-
Nie mów nic – powiedziała, nie mając nawet odwagi, żeby odwrócić się w jego
stronę. Jedyne, na co miała ochotę, to klepnąć się w twarz. Może to by ją
otrzeźwiło. Ale przypomniała sobie o Billu i to dało jej motywację do
działania. – Muszę wracać – stwierdziła bardziej do siebie niż do niego i po
prostu odeszła, zostawiając go zdezorientowanego i kompletnie bezradnego.
Choć
Mia wróciła do Gustava oraz Billa najszybciej, jak się dało i tak okazało się,
że było już za późno. Zawartość żołądka Wokalisty leżała na podłodze i po
części również na butach Gustava. Nastolatka jęknęła żałośnie w duchu i
spojrzała przepraszająco na perkusistę, który po prostu postanowił przemilczeć
całą sprawę. Przynajmniej zrobiło się przy nich dużo więcej wolnej przestrzeni,
bo zniesmaczeni ludzie od razu ulotnili się w inne miejsce.
-
Zabierzmy go stąd.
-
Ta… Liczyłem, że chociaż pobijesz tę laskę, skoro już nas zostawiłaś w takiej
sytuacji – stwierdził Gustav, na co nastolatka momentalnie poczerwieniała ze
wstydu. Nie spodziewała się, że perkusista to wszystko widział! A jeśli ktoś
jeszcze to widział? Przecież to było takie żenujące. – Spokojnie, nikomu nie
powiem. Po prostu… to było niezłe. Podobało mi się, mimo wszystko.
-
Ta noc jest szalona. Powinna się jak najszybciej skończyć. – Westchnęła z
rezygnacją i popchnęła drzwi męskiej toalety, by Gustav mógł wprowadzić do niej
Billa. Sama weszła zaraz za nimi. Bill raczej nie zamierzał już rzygać, ale
pomogła mu trochę się odświeżyć, by mogli go odwieźć do domu w miarę
przyzwoitym stanie. Przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe.
Sama
zaś czuła się kompletnie skołowana. Żałowała, że też nie jest pijana przynajmniej
w połowie tak jak Bill czy Tom. Nie musiałaby wtedy tego wszystkiego pamiętać z
taką dokładnością. A tymczasem czuła, że jeszcze długo będą prześladowały ją
wspomnienia tej nocy. I przede wszystkim… co ona teraz zrobi? Nie tak miała
wyglądać ich przerwa w związku. A może coś takiego, jak przerwa wcale nie istnieje.
Może to Tom miał rację...?
Nie
miała czasu, by akurat teraz to analizować. Bill był ledwo przytomny i wcale z
nimi nie współpracował. Zdziwiło ją, że wcześniej w ogóle potrafił przez kilka
minut normalnie z nią rozmawiać. Poleciła Gustavowi, by usadowił swojego
przyjaciela pod ścianą, a sama sięgnęła po papierowe ręczniki. Część z nich
dała blondynowi, aby mógł wyczyścić sobie buty, a to, co jej zostało, zmoczyła
w ciepłej wodzie i użyła do otarcia twarzy oraz części ubrań Billa. Niestety jedyne
czego nie mogła się pozbyć to nieprzyjemny zapach. Będą musieli to przeżyć. Na
szczęście już niedługo, bo zamierzała od razu odstawić Billa do domu. Zresztą
nie tylko jego. Zdaje się, że drugi pan Kaulitz też miał na dzisiaj dosyć. Na
samą myśl o nim odczuwała zażenowanie i to głównie ze swojego powodu. Mimo że
to on dziś zachowywał się jak kretyn. Zdawało jej się, że chyba mu dorównywała
chwilami.
-
Zmywamy się stąd, nie? – rzucił luźno Gustav, zerkając na dziewczynę. Dla niego
także sprawa była oczywista.
Mia
pokiwała tylko twierdząco głową i wyrzuciła zużyte ręczniki do kosza na śmieci.
Następnie wszyscy troje opuścili pomieszczenie.
-
Zabierz go już na zewnątrz, a ja dam znać reszcie – poprosiła dziewczyna, na co
chłopak zgodził się bez problemu. Mia natomiast wróciła do przyjaciół, Toma
nadal z nimi nie było. Zaczynała się o niego poważnie martwić. – Wracamy do
domu. Odstawimy z Gustavem Billa i w sumie… Toma też by się przydało. – Spojrzała
wymownie w kierunku swojego brata, oczekując jakiegoś ratunku. Ten jednak
uniósł tylko brwi, nie bardzo rozumiejąc, co on ma z tym wspólnego.
-
No Andreas, rusz się. – Rebecca wbiła mu łokieć w żebro. – Idź po tego kretyna –
poleciła mu, jakby to było co najmniej oczywiste.
Nastolatka
uśmiechnęła się z wdzięcznością do przyjaciółki.
-
Będziemy czekać przed klubem.
-
Najlepiej wróćmy wszyscy razem. To znaczy, ja nie piłam, więc i tak prowadzę –
stwierdziła Rebecca, od razu podnosząc się z miejsca. – Andreas, wróćcie z
Georgiem taksówką – zwróciła się do swojego chłopaka, mając na uwadze, że nie
zmieszczą się wszyscy do samochodu.
Nikt
nie miał nic przeciwko temu, więc wszyscy sprawnie rozeszli się w swoją stronę.
Mia oraz Rebecca opuściły klub, dołączając do Gustava oraz śpiącego na nim
Billa.
W
czasie, gdy Andreas miał sprowadzić im Gitarzystę, zdążyli wpakować jego
bliźniaka do samochodu. Gustav zajął
miejsce obok kierowcy, jako że sam Bill miał dzisiaj wiele uczuć do Mii i
dziewczyna właściwie nie miała wyjścia, jak siedzieć obok niego.
-
Jestem tatą… – wymamrotał, opierając głowę na jej ramieniu, ale i tak nie był w
stanie jej utrzymać w miejscu. Objął ją, przytulając się do jej piersi, co było
przez chwilę dość niezręczne, ale doszła do wniosku, że już naprawdę jest jej
wszystko jedno. Nie, żeby miała ochotę trzymać głowę Billa na swoich piersiach,
lecz i tak był pijany, a ona nie zamierzała się z nim szamotać. Westchnęła
tylko i pogłaskała go po włosach. – A ty jesteś taka dobra…
-
Tak Bill, wszystko się zgadza – mruknęła do niego i w tym momencie otworzyły
się drzwi po drugiej stronie.
Do
samochodu wsiadł Tom. Mia przełknęła ciężko ślinę, obawiając się niezręczności
tej całej sytuacji. Mężczyzna zmierzył ich dwójkę swoim półprzytomnym
spojrzeniem, ale chyba nie zamierzał się odzywać. Dziewczyna już tylko czekała,
aż ruszą i to wszystko się skończy. Zrobiło jej się nagle niesamowicie duszno,
a za każdym razem, gdy zdawała sobie sprawę z tego, jak Tom na nią patrzy,
mdliło ją w środku. Znowu to robił. Znowu się gapił, a ona nie mogła nigdzie
uciec. Miała ochotę odwrócić głowę i patrzeć całą drogę w szybę, ale czy
powinna ciągle się tak zachowywać? Właściwie kompletnie nie wiedziała już, jak
odpowiadać na jego spojrzenia. Nawet nie zauważyła, kiedy odjechali spod klubu.
Gus z Rebeccą rozmawiali o czymś, może nawet skierowali do niej kilka słów, ale
jeśli tak było, to i tak ich nie słuchała.
Spojrzała
w końcu na Toma. Miała ochotę krzyknąć wprost do niego, żeby przestał tak na
nią patrzeć. Ale czy mogła tak naprawdę komukolwiek zabronić spoglądania w jej
stronę? Musiała zagryźć zęby i to przetrwać. Jednak nie była tak wytrwałym
graczem i po chwili odwróciła wzrok, skupiając go na zagłówku fotela przed
sobą. Zaczęła odliczać w głowie minuty z nadzieją, że to przyspieszy ich podróż,
a przynajmniej zajmie jej myśli. Niewiele to dało.
Niemniej
w końcu nadszedł ten upragniony moment, gdy Rebecca zatrzymała się pod
apartamentowcem Bliźniaków. I gdyby nie wciąż leżący na nastolatce Bill, to
pewnie jako pierwsza wyskoczyłaby z tego pojazdu. Gustav jednak przejął
inicjatywę i pomógł jej z tym problemem. Odetchnęła głęboko orzeźwiającym
powietrzem, gdy tylko stanęła na twardym gruncie. Następnie poczekała, aż
Perkusista wydostanie z samochodu Billa. Jego brat zdążył już wysiąść z drugiej
strony i czekał cierpliwie, by przejąć swojego bliźniaka. Wbrew pozorom był w
dużo lepszym stanie niż on.
-
Poradzę sobie już. Dzięki – rzucił do Gustava, gdy ten podszedł do niego z
Billem.
Mia
automatycznie podążyła za nimi, wciąż martwiąc się o przyjaciela. Tak naprawdę
martwiła się o nich dwóch.
-
Jesteś pewien? – wypaliła, niewiele myśląc. W sumie głupio byłoby wcale nie
odzywać się teraz do niego z powodu jakichś chorych nieporozumień, które wynikły
w klubie. Nadal zależało jej, aby było między nimi wszystko w porządku.
Gustav
jakby pod wpływem przeczucia odsunął się trochę od nich, dając im więcej
prywatności. Nie, żeby jej teraz potrzebowali.
Tom
w odpowiedzi kiwnął tylko głową, nie mając chyba ochoty na głębsze rozmowy.
Mia
westchnęła cicho, patrząc wciąż na niego z niepewnością. Widziała na jego
twarzy smutek, a nawet nutę rozczarowania. Chyba też nie tak wyobrażał sobie
ten wieczór. I mimo wszystko, zrobiło jej się przykro. Bo może naprawdę na to nie
zasługiwał.
-
Przepraszam za dzisiaj. Nie byłem sobą – odezwał się nagle, wyrywając ją z
zamyślenia.
Zamrugała
powiekami, zaskoczona jego przeprosinami. Niemniej było to pozytywne. Właściwie
kamień spadł jej z serca, bo zdawał sobie sprawę z tego, jak fatalnie się
zachował i naprawdę tego żałował. Wiedział, że teraz mógł ją stracić. Dał jej
dzisiaj wiele powodów, by mogła je wykorzystać do odejścia, gdyby tylko
chciała.
-
W porządku. – Posłała mu subtelny uśmiech, dając do zrozumienia, że nie musi
się już tym martwić. Była w stanie ot tak zapomnieć o wszystkim i iść dalej. Bo
przecież gdyby nie alkohol i żal w jego sercu, nigdy nie postąpiłby w taki
sposób. Był ostatnią osobą, która chciałaby zaszkodzić ich relacji. – Na pewno
sobie poradzicie? – zapytała raz jeszcze, jakby po cichu chciała, by poprosił
ją, aby z nimi została. To było głupie. Nie powinna nawet o tym myśleć.
Tom
jednak nie zamierzał jej o to prosić. Po raz kolejny pokiwał twierdząco głową i
tym razem nie zwlekał dłużej, tylko po prostu zabrał brata i powoli odszedł w
kierunku wejścia do budynku.
Mia
jeszcze długo patrzyła za nimi, walcząc ze swoimi pogmatwanymi uczuciami, aż w
końcu odwróciła się do Gustava. Chłopak wciąż stał dwa kroki za nią, posyłając
jej pokrzepiające spojrzenie.
-
Zostałbyś z nimi? – Zrobiła całkiem niewinną minę, zdając sobie sprawę, że
prosi go o wiele.
Muzyk
jednak nie miał jej tego wcale za złe. Tym bardziej że bliźniacy byli także
jego przyjaciółmi. Poza tym, kto mógłby odmówić tej dziewczynie? Zwłaszcza gdy
patrzyła w taki sposób. Serce samo rwało się do pomocy.
-
Nie ma sprawy. Bądź spokojna. – Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
Mia
uściskała go z wdzięcznością. Może ona nie była odpowiednią osobą, by mieć oko
na bliźniaków, ale ktoś zdecydowanie powinien je mieć. Nikt nie powinien być sam
w takim stanie, szczególnie gdy towarzyszą temu tak negatywne emocje, jak
smutek czy żal. Nie byłaby sobą, gdyby nie zadbała o towarzystwo dla nich.
Cdn.
W dniu, w którym zakończyłam to opowiadanie pisząc na końcu 80 rozdziału to magiczne słowo koniec, rozpoczęła się moja wielka walka. 76 rozdział stał się moim przekleństwem. Zdążyłam popaść w kryzys twórczy i znienawidzić to opowiadanie, wszystko zaczęło nie mieć w nim sensu.
Ale przetrwałam.
Ja bym tej lasce przywaliła na miejscu Mii. Ale to ja xd
OdpowiedzUsuńNadal mam nadzieję że oni będą razem xd
Daj kolejny xd bo jestem mega ciekawa xd