Dawno
już serce nie biło mu tak mocno. Ostatnio, gdy przekraczał próg jej mieszkania,
wszystko poszło nie tak. Padło wiele słów, które tak naprawdę nigdy nie powinny
były ujrzeć światła dziennego. Nie miały takiego prawa. On nie miał prawa.
Trochę potrwało, nim to zrozumiał, ale czy nie było już za późno? Może nie,
skoro wpuściła go w ogóle do swojego domu. Czasami wcale jej nie rozumiał. Była
taka wyrafinowana, zimna, pewna swego. Nigdy nie dawała sobą pomiatać,
traktować jak byle kogo. Trudno było mu dostrzec w niej tę wrażliwość, której
zawsze tak szukał w kobietach. Niemniej, musiała ją gdzieś w sobie mieć. Nie
była z kamienia. Mimo że bardzo chciała taką się wydawać. Przyjaźnili się od
lat, dlatego wiedział, że Vanessa nie jest złą osobą. Inaczej wraz z Tomem nie
poświęciliby jej ani chwili ze swojego życia. A tymczasem obydwoje przyjęli ją
do swojej rodziny. I ku ironii losu, obydwoje mieli z nią znacznie bliższe
kontakty, niż wypadałoby w przypadku przyjacielskiej relacji. Mimo wszystko w głębi duszy był jej
wdzięczny, że nie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Czyżby to świadczyło o jej
dojrzałości? Na pewno większej niż jego. Długo żył w swoim złudzeniu, że to on
jest tym lepszym i że to ona powinna ciągle błagać go o wybaczenie. A
rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Nadal bolesna, ale całkowicie
rozbiegała się z jego wcześniejszą wizją.
Uderzył
w niego widok kartonów, które znajdowały się niemal wszędzie, gdzie nie
spojrzał. Czyli jednak mogło być już za późno. Uniósł na nią przerażony wzrok,
w ogóle nie kryjąc się ze swoim strachem.
Stała
przed nim w milczeniu krzyżując ręce na piersi, a jej wyraz twarzy mówił tylko
tyle, że nadal nic się nie zmieniło i decyzja została już podjęta dawno temu.
-
Przyszedłeś sobie na mnie popatrzeć? – rzuciła w jego kierunku. Nie miała zbyt
wiele czasu, by pozwolić sobie na bezczynne stanie i wpatrywanie się w siebie
nawzajem. Właściwie, gdyby przyszedł godzinę później, wcale by jej tutaj już
nie zastał.
-
Nie. Chciałbym po prostu rozwiązać tę sytuację… między nami.
-
Myślałam, że powiedziałeś już wszystko – odparła chłodno. Oczywiście, że nie
zapomniała. Każde jego słowo wyryło się grubą, bolesną linią na jej sercu. I
chwilami nachodziła ją myśl, czy jej dziecko w ogóle powinno mieć takiego ojca.
Może byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie wiedziało o jego istnieniu. Bo wbrew
wszystkiemu, co ludzie sobie o niej myślą, też miała uczucia. Nigdy nie
okazywała ich jakoś wylewnie i nie żaliła się dookoła, ale miała je. I ostatnią
rzeczą, jakiej się spodziewała, to usłyszeć tyle złego z ust najlepszego
przyjaciela.
-
Nie wszystko – zaprzeczył spokojnie, jednocześnie zbierając w sobie siły.
Musiał wziąć się w garść i stanąć na wysokości zadania, jakie sobie wyznaczył.
Jeśli była jakakolwiek szansa na zatrzymanie jej albo ustalenie innej dobrej
opcji dla nich wszystkich, powinien jak najszybciej do tego doprowadzić. –
Przepraszam, że byłem taki podły. Poniosło mnie. Ale to tylko dlatego, że
zależy mi na tym dziecku, Vanessa. Nie zamierzałem cię krzywdzić w żaden
sposób, po prostu… Chcesz mi go zabrać. Odebrałaś mi możliwość przyswojenia
myśli, że zostanę ojcem, gdy dowiedziałaś się o ciąży. W ogóle wszystko, co jest
z tym związane… I szczerze mam już dosyć wypominania ci tego. Nie chcę dłużej
tego robić. Chcę po prostu się dogadać – wyrzucił wszystko, patrząc cały czas
na nią nie tylko ze skruchą, ale przede wszystkim w sposób błagalny. Wydawało
mu się, że nie miał wielkich szans na wskóranie czegokolwiek, ale musiał
chociaż próbować. Wierzył, że uda mu się sięgnąć do tej wrażliwszej części jej
duszy, że go zrozumie. – Nie chcę niczego ci psuć. Rozumiem, że potrzebujesz
teraz zmienić swoje życie… Po prostu… Pozwól mi w tym uczestniczyć.
-
Nie rozumiem… Jak miałoby to wyglądać, Bill? – Pokręciła głową, czując, że
opada już z sił, by dłużej z nim walczyć. Nie mogła ukryć przed samą sobą, że
poruszyły ją jego słowa. W końcu przestał od niej żądać, przestał wymuszać.
Zachowywał się nareszcie jak normalny facet i pamiętał o tym, co jest
najważniejsze w tym wszystkim. Teraz widziała, że mu zależy. – Ja już mam
wszystko przygotowane… Sprzedałam nawet mieszkanie. Właściwie jak chciałbyś to
rozwiązać? Nieuniknione jest, że wyjadę… A ty masz zespół.
-
Wiem, że mam… Wiem, że to wszystko jest skomplikowane, Vanessa. – Podszedł do
niej przejęty, odruchowo chwytając ją za ręce. – Ale każde życie takie jest i
zawsze będzie. Nawet twoje beze mnie. Tak po prostu jest… Ale zawsze możemy
znaleźć jakieś dobre rozwiązanie. Dla nas wszystkich. Tylko proszę cię, nie
wyjeżdżaj. Jeszcze nie teraz.
-
Bill. Ty chyba nie rozumiesz… Ja sprzedałam mieszkanie. Mam kupione bilety – powiedziała,
podkreślając wyraźnie każde zdanie, bo miała wrażenie, jakby w ogóle nie
dotarły do niego te fakty. Cały czas patrzył na nią w taki sposób, że naprawdę
jedyne, na co miała ochotę to po prostu mu ulec i zgodzić się na wszystko, co
tylko powie. Ale nawet jakby chciała, nie mogła tego zrobić. Było już za późno.
Pewnych rzeczy nie da się cofnąć. – Muszę się stąd wynieść jeszcze dzisiaj. A
ty dalej nie przedstawiłeś mi żadnego dobrego planu dla nas wszystkich.
-
Posłuchaj… Okej, sprzedałaś mieszkanie. Możesz przenieść się na jakiś czas do
nas – stwierdził jak gdyby nigdy nic. Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo.
Po prostu z automatu podjął decyzję, czując, że grunt zaczyna już mu się palić
pod nogami. Zdawał sobie sprawę, że jeśli pozwoliłby jej teraz wyjechać,
straciłby wszystko. Bo czas niekiedy jest naszym najgorszym wrogiem. Staje
między ludźmi i oddala ich od siebie. – To byłoby najlepsze rozwiązanie… Wiem,
że nie chcesz tworzyć ze mną fałszywej, idealnej rodziny. I wcale cię o to nie
proszę. Proszę cię tylko o trochę więcej czasu, bym mógł znaleźć dla nas jak
najlepsze rozwiązanie. Dla ciebie, dla mnie i dla naszego syna. Teraz i tak
musimy z zespołem wyjechać na jakiś czas. Mamy promocję, więc będziesz
właściwie miała to mieszkanie dla siebie… - zaczął mówić, jak nakręcony, nie
pozwalając jej nawet dojść do słowa. Za to świetnie udało mu się stworzyć jeden
wielki mętlik w jej głowie. Już kompletnie nie wiedziała, co powinna zrobić w
tej sytuacji, ale miała coraz większą ochotę po prostu odpuścić. Odpuścić i
zaczekać, zobaczyć, co się stanie dalej. – A jak tylko wrócę, obiecuję, że będę
wiedział, co dalej. I wiem, że zależy ci, by stąd wyjechać… Więc nie będę cię
zatrzymywał. Jeśli będzie trzeba, wyjadę z wami. Ale po prostu daj mi ten czas.
- W porządku – oznajmiła nagle,
stawiając wszystko na jedną kartę. Chyba nie zniosłaby jeszcze więcej słów z
jego strony. Wzbudzał w niej zbyt wiele pokręconych uczuć, z którymi nie
potrafiła sobie poradzić. Musiała to przerwać i po prostu spróbować przez
chwilę działać według jego zasad. Tym bardziej że był skłonny nie tylko
pozwolić jej wyjechać, ale pojechać za nią. Wiedziała, że to kompletnie
szalone. Chciał zmieniać całe swoje życie dla dziecka. Taka osoba musiała być
warta poświęcenia i była mu to winna. Nie mogła temu dłużej zaprzeczać.
-
Naprawdę? – Bill odetchnął z ulgą. Dosłownie poczuł, jak jego serce znowu
zaczyna bić normalnym rytmem. Jakby jakaś niewidzialna wielka dłoń w końcu
puściła jego serce i pozwoliła mu oddychać. Udało się. – Obiecuję, że nie
będziesz tego żałowała. Dziękuję. – Jednym ruchem przyciągnął ją do siebie,
przytulając mocno.
Westchnęła
tylko w jego koszulkę, mając nadzieję, że się nie mylił. Znowu jej życie
wywracało się do góry nogami i po raz kolejny to Bill Kaulitz był tego sprawcą.
Ale tym razem miał pełną tego świadomość. Obydwoje ją mieli.
Kilka tygodni
później…
Jasne
promienie lipcowego słońca poraziły jej oczy, gdy tylko opuściła budynek
policji. Poczuła wielką ulgę, że ma to już za sobą i miała nadzieję, że nie
będzie musiała już więcej wracać do tego miejsca. Nie tak wyobrażała sobie
początek wakacji. Z drugiej strony jednak nie była zaskoczona. Zaczynała się
powoli przyzwyczajać do prezentów, jakie rzuca jej pod nogi życie. I
niekoniecznie są one przyjemne. Choć w tym przypadku, trudno było określić
stopień przyjemności. O ile w ogóle można było mierzyć go taką miarą. W każdym
razie, chyba było w tym coś dobrego. A przynajmniej, sprawiedliwego.
- Dziękuję, że przyszedłeś tu ze mną. –
Nastolatka posłała przyjacielowi subtelny uśmiech, spoglądając w jego kierunku.
Cały stres, jaki odczuwała, dopiero teraz zaczął powoli z niej schodzić. I
wiedziała, że bez Daniela byłoby to wszystko o wiele trudniejsze. Nikt nie był
w stanie zrozumieć jej sytuacji tak jak on w tym przypadku. Nadal łączyło ich ważne
wydarzenie z przeszłości i jak się okazuje, nie można tak łatwo odesłać tego w
zapomnienie. Życie wciąż stawia przed nimi kolejne przeszkody, które skutecznie
zmuszają do patrzenia w przeszłość.
-
Wiesz, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. A szczególnie takiej –
odparł bez wahania, wyobrażając sobie, co jego przyjaciółka musiała przeżywać.
Obydwoje mieli styczność ze strzelającym psychopatą, a Mia dodatkowo przeżyła
coś podobnego drugi raz, gdy napadnięto z bronią jej chłopaka. Życie było wobec
niej naprawdę okrutne, pozwalając, by przytrafiały jej się takie rzeczy. – Tom
wie o wszystkim?
-
Nie wiem… To znaczy, powinni go również powiadomić – rzekła niepewnie,
spuszczając swój zagubiony wzrok na ziemię. Jej relacja z Tomem nie wyglądała
ostatnio najlepiej, dlatego za każdym razem, gdy ktoś o nim wspominał,
zaczynała czuć mdłości.
Nie
widzieli się praktycznie od feralnej nocy w klubie. Mimo że Tom wówczas
przeprosił za swoje zachowanie i wydawało się, że jest między nimi w porządku,
nie skontaktował się z nią. A potem po prostu wyjechał na promocję płyty
zespołu, bez pożegnania. I to bolało ją najmocniej. Nie miała pojęcia, jak ma
to wszystko rozumieć. Teraz to on odsuwał się od niej i chyba nawet nie mogła
go za to winić. Przecież sama chciała przerwy, nalegała na to, aby dał jej
czas. No i stało się. Dostała mnóstwo czasu. Czasu, który doprowadzał ją do
szaleństwa i utwierdzał w przekonaniu, że jej uczucie do niego jest zbyt silne,
by mogła, chociażby spróbować się odkochać. A czy ona w ogóle chciała się
odkochiwać? Nie o to jej chodziło w tej przerwie. Miała tylko przemyśleć parę
spraw, poukładać sobie wszystko w głowie, by było jej łatwiej. By wiedziała, na
czym stoi. Szczególnie, chciała po prostu odnaleźć samą siebie. Niestety to nie
było wcale takie proste. Minęły tygodnie, a jej wciąż zdawało się, że tkwi w
tym samym miejscu i nic się nie zmieniło. Poza tym, że cholernie za nim
tęskniła. Czy właśnie to chciała osiągnąć? Niewyobrażalne uczucie tęsknoty za
kimś, kogo sama od siebie odtrąciła?
-
A ty? Nie zamierzasz mu powiedzieć, że znaleźli tego faceta? – Daniel spojrzał
lekko zdziwiony w jej kierunku. Był na bieżąco z sytuacją między Mią a jej
chłopakiem, ale i tak nie do końca rozumiał postępowanie swojej przyjaciółki.
Wcale nie zastanawiało go, dlaczego Tom wyjechał bez słowa, ale dlaczego to Mia
nie wykonała żadnego ruchu. I nawet w takiej sytuacji miała opory, by się z nim
skontaktować. A przecież to dotyczyło ich obojga. Byli tam tego dnia razem.
-
On i tak jest zajęty… Policja na pewno już mu o wszystkim powiedziała. Ja nie
chcę dzwonić do niego pod takim pretekstem. Po prostu, to głupie.
-
To nie dzwoń pod pretekstem, tylko jako jego dziewczyna – skwitował to, jak coś
oczywistego. – Kiedy ostatnio ze sobą rozmawialiście?
-
Dawno… - mruknęła, nawet nie mając odwagi na niego spojrzeć. Wiedziała, że miał
rację, ale jednocześnie nie potrafiła się w sobie zebrać, by zrobić cokolwiek.
Czuła, że oddalili się z Tomem od siebie. Powoli znowu stawała się bierna w tej
relacji, zdystansowana. Jakby się bała. – Ja po prostu już nic nie wiem,
Daniel. – Zatrzymała się nagle, chcąc wyrzucić z siebie to, co leżało jej na
duszy i gnębiło już od dłuższego czasu. – Myślałam, że potrzebujemy z Tomem
przerwy… Że musimy sobie obydwoje przemyśleć parę spraw. Ale nic się nie
zmienia… Ja nadal nie wiem, czego chcę. A on jest coraz dalej. Boję się, że
zepsułam to wszystko. Że sobie coś ubzdurałam… I teraz po prostu go stracę na
zawsze przez swoją głupotę – zakończyła z bezradnością, która powoli dzień po
dniu paraliżowała jej wnętrze. Bardzo bała się, że to wszystko, co powiedziała,
mogło być prawdą.
-
Dziewczyno… To, że macie jakiś tam mały kryzys, to nie powód do myślenia o
najgorszym. Każdy związek przechodzi takie chwile. I co niby miałaś sobie ubzdurać?
Czy nie było tak, że to jego przyjaciółka stała się najważniejszym punktem w
jego życiu? Nie od tego się to zaczęło? – Chłopak postanowił rozjaśnić jej
nieco umysł, przypominając, dlaczego w ogóle Mia dotarła w swoim życiu do
punktu, w którym aktualnie się znajduje. Miał wrażenie, że kompletnie
zapomniała o tym, zapędzając samą siebie w niedorzeczne poczucie winy.
-
Nie mogę tak myśleć, Daniel. To jest po prostu złe. Tom jest wspaniałym
facetem, jest dobrym przyjacielem. Nie mogę teraz mówić, że nasz związek
ucierpiał, bo on pomagał swojej przyjaciółce w potrzebie – wyrzuciła
sfrustrowana. Z jednej strony wciąż odczuwała złość o relację Toma z Vanessą, a
z drugiej wściekała się na samą siebie, że w ogóle nadal jest zazdrosna o coś
takiego.
-
Kiedy do ciebie dotrze, że masz prawo być zazdrosna? – zapytał, zupełnie jakby
czytał w jej myślach. Nie wiedziała, co miałaby mu odpowiedzieć, ale nie czekał
na to. Kontynuował swoją wypowiedź, przygważdżając ją tym jeszcze bardziej. - Ile razy zostawił cię, by do niej pojechać?
Ile razy ona pojawiła się znikąd w chwili, gdy byliście razem? Mia, każda
normalna dziewczyna na twoim miejscu zrobiłaby mu o to po prostu awanturę, a
nie czekała, aż wszystko zacznie się sypać.
-
Jeśli nawet… To i tak nie jest jedyny powód. Po prostu coś w pewnym momencie
pękło i…
-
W momencie, gdy Vanessa stanęła między wami – przerwał jej dobitnie. Mógł jej
to powtarzać w kółko, aż do momentu, w którym do niej to dotrze. Nie mógł
pojąć, jak długo jeszcze zamierzała oszukiwać samą siebie. On jednak nie
zamierzał na to patrzeć i pomagać jej udawać, że wcale nic się nie stało.
-
Daniel…
-
Ale to prawda, Mia! To wtedy właśnie coś pękło. A potem już było tylko gorzej i
okej, może ona już nie miała z tym nic wspólnego. Ale nie możesz zaprzeczyć, że
to zapoczątkowała – rzekł zdeterminowany i zapewne miał dużo racji. Ta prawda
bolała, ale Mia nie mogła jej bez końca zaprzeczać.
-
Nie mam już do tego siły. Proszę, nie rozmawiajmy o tym. – Uniosła na niego
swoje spojrzenie z nadzieją, że jej odpuści. Nie miał raczej wyjścia. Nie mógł
jej do niczego zmusić, ale i tak zdążył już zasiać ziarno. Liczył na to, że
przynajmniej sobie to wszystko przemyśli, gdy zostanie już sama. Tymczasem nie
zamierzał jej gnębić. Wystarczy im stresu jak na jeden dzień.
-
Dobrze. Chodź, zabiorę cię na lody.
Objął
ją ramieniem, a ona skinęła głową, uśmiechając się z ulgą. Po prostu chciała
przez chwilę przestać o tym wszystkim myśleć. Potrzebowała odetchnąć od swoich
problemów. Choć wiedziała, że to wcale nie zniknie i zapewne jeszcze dziś
wieczorem będzie się tym dręczyła. I pewnie w końcu zadzwoni do Toma. Ktoś
musiał wykonać pierwszy ruch. Ona nie była w tym mistrzem, ale może czas się
przełamać, bo zaczynała się cofać. A skoro sama to już dostrzega, tym bardziej
powinna coś zacząć z tym robić. Dopóki jeszcze ją na to stać.
Kilka
godzin później…
Cicha
muzyka wydobywała się z głośników wieży stereo w salonie, gdzie Mia siedziała
na kanapie, obracając w dłoniach niewielkie pudełeczko wciąż zawiązane uroczą
kokardką. Sama nie rozumiała, co powstrzymywało ją od rozpakowania tego
prezentu. Może świadomość, że dostała go od Toma. Jej głupi mózg ubzdurał
sobie, że wszystko stanie się jeszcze trudniejsze, jeśli zobaczy zawartość tego
pudełka. Dlatego nie ruszała go od kilku tygodni. I za każdym razem, gdy na nie
patrzyła, powtarzała sobie w duchu, jak bardzo jest głupia. To chyba nigdy się
nie zmieni. Mogła dorosnąć, ale jej wstrętne myśli zawsze będą tworzyć nowe
bariery, z którymi będzie zmuszona się zmagać. Westchnęła ciężko, popadając w
głębokie zamyślenie. Dzisiejsza rozmowa z Danielem nie dawała jej spokoju. Wiedziała,
że miał rację. Poza tym był jej przyjacielem. Wspierał ją. Na pewno chciał dla
niej jak najlepiej. Więc dlaczego po prostu go nie posłucha?
Głupia.
Drgnęła
niespokojnie, słysząc nagle głosy dochodzące z przedpokoju. Odruchowo schowała
swój prezent pod poduszkę, by uniknąć niewygodnych pytań. Już po chwili w
salonie pojawiła się Rebecca wraz z Andreasem taszczącym kilka pokaźnych
reklamówek. Para była na kolejnych przedślubnych zakupach. Ostatnio ich życie
kręciło się tylko wokół tego wielkiego wydarzenia. Mia uśmiechnęła się
mimowolnie, gdy ujrzała szczęśliwą przyjaciółkę.
-
Heloł, Miaa! Zobacz, mam cycki! – Blondynka wypięła się dumnie przed
przyjaciółką, prezentując jej swój dekolt. Nastolatka wytrzeszczyła oczy, nie
bardzo ogarniając sytuację. Andreas roześmiał się tylko, odkładając zakupy na
bok. – To tylko fałszywki, ale zawsze coś. No, jak wyglądam?
-
Pięknie wyglądasz, kochanie – rzekł Andreas, choć to nie do niego było skierowane
to pytanie. Niemniej Mia od razu potwierdziła jego słowa, kiwając przy tym
energicznie głową.
-
Mam nadzieję, że sukienka dobrze się będzie na nich układać. Mogłyby być
twardsze – stwierdziła jednocześnie, macając się po swoim biuście, który w
rzeczywistości był tylko specjalnym stanikiem mającym za zadanie utworzyć
prowizoryczne piersi. – Nie widać nic, nie?
-
W ogóle. Jest całkiem naturalnie – rzekła z przekonaniem Mia, co też
usatysfakcjonowało Rebeccę. Dziewczyna przestała drążyć temat swojego nowego
piersiowego nabytku i wraz ze swoim narzeczonym zabrali zakupy i udali się na
piętro, zostawiając Mię ponownie samą. Doskonale, znowu mogła się zadręczać. Albo
po prostu zadzwonić do Toma. Była też opcja otworzenia prezentu. A może
wykorzysta wszystkie na raz?
Westchnęła
i wsunęła rękę pod poduszkę, wyciągając spod niej z powrotem prezent od Toma. Skoro
już tak dzisiaj szalała z odważnymi decyzjami, pociągnęła za kokardkę, która
bez problemu się rozwinęła i pozwoliła jej zajrzeć do pudełka. W środku znajdowała
się srebrna bransoletka z zawieszką w kształcie serca, na którym wygrawerowane
były ich inicjały. Była trafiona idealnie w jej gust. Tom z pewnością bardzo
się starał, wybierając dla niej ten prezent. Coś ścisnęło ją w żołądku, gdy na
nią patrzyła. Na to błyszczące serduszko, tak banalne, a jednocześnie
wyrażające więcej niż tysiąc słów. Dla niej było czymś więcej niż tylko
symbolem.
Długo
obracała bransoletkę w dłoniach, przyglądając jej się i myśląc o Tomie. Właśnie
tego się obawiała, że jak otworzy ten prezent, Tom znowu zawładnie jej umysłem.
I tak było. Ale jednocześnie nie widziała w tym nic złego. Towarzyszyły jej
przy tym same przyjemne odczucia. Chyba dokładnie tego potrzebowała. Pozwolić
sobie, by wypełniły ją uczucia do Toma, które od dłuższego czasu tak usilnie
próbowała w sobie stłamsić, wmawiając sobie, że tak będzie lepiej. A przecież
to nie one były powodem tego, że się pogubiła w tym wszystkim. To była tylko
kolejna wymówka. Ona sama dla siebie była problemem. Jeśli miała cokolwiek
naprawić, powinna zacząć właśnie od siebie. Bo to ograniczenia w jej głowie
były nieustanną barierą. Dopóki się tego nie pozbędzie, nigdy nie będzie
dobrze. A przynajmniej dopóki nie nauczy się z tym żyć i to przezwyciężać.
Może
to był właśnie ten moment, w którym wiedziała już, jak powinien wyglądać nowy
początek.
Zapięła
bransoletkę na nadgarstku i uśmiechnęła się do siebie, stwierdzając, że teraz
jest na właściwym miejscu.
Cdn.
I oto jest ten przeklęty odcinek, który powstawał chyba z siedem razy. W efekcie końcowym nie jestem z niego w pełni zadowolona. Mam takie uczucie, że te ostatnie odcinki powinny mieć w sobie coś wyjątkowego a chyba sama nie umiem tego odnaleźć. Szkoda.
Zostały już tylko 4 do końca.
Podoba mi się ten rozdział. Czekam na więcej. Chce aby na końcu był happy end. 😃😃
OdpowiedzUsuńPozdrawiam attention th
4 do końca...... o nieeee. Dobrze że wszystko zaczyna się układać ☺
OdpowiedzUsuń