Kilka dni później...
Vanessa była kolejną
osobą, która nienawidziła szpitali. Nikt nie powinien się temu dziwić. W
dodatku nie tak miał wyglądać jej pobyt w tym miejscu. Miała przebywać tu góra
trzy dni i zaraz po tym wrócić wraz ze swoim dzieckiem do domu. Jednak wszystko
potoczyło się zupełnie inaczej. Nie tak, jak planowała. O ile można w ogóle
zaplanować takie rzeczy. Ale przecież wiedziała, że niedługo na świat przyjdzie
jej syn, szykowała się na ten moment. Czytała artykuły, oglądała programy. Nie
chciała być czymkolwiek zaskoczona, nie chciała się czegokolwiek wystraszyć. I
mimo tego wszystkiego, los i tak postawił ją pod ścianą. Kolejny raz udowodnił,
że nic nie ułoży się po jej myśli. A ona nie miała wyboru, musiała to przyjąć.
Leżała teraz na niewygodnym
łóżku, w tym okropnym pomieszczeniu, od którego zapachu ciągle ją mdliło. Nie
miała ochoty nic jeść, ani z nikim rozmawiać. Była sfrustrowana. Prawie nie
widywała swojego syna przez co traciła cierpliwość. Wiedziała, że coś jest nie
tak. Coś się działo i nikt jej o tym nie mówił. Ale przecież jest matką, czuje
to. Przyjaciele rzadko pozwalali jej na chwile samotności i dlatego też nie
miała czasu rozmyślać o ewentualnych komplikacjach ze zdrowiem swojego dziecka.
Była pewna, że to także robią w pełni świadomie. Z jednej strony szczerze ją
wspierali i dotrzymywali towarzystwa, a z drugiej zwyczajnie chcieli odciągnąć
jej myśli od wiszącej w powietrzu katastrofy.
- Hej, piękna. - Do
pomieszczenia wszedł Tom, wyrywając ją z zamyślenia. Uniosła na niego swoje
przygaszone spojrzenie. Przed nim nie musiała udawać, że coś jest nie tak. On
wszystko rozumiał i chyba jako jedyny potrafił tak dobrze ją wesprzeć. -
Przyniosłem trochę koloru do tego brzydkiego pokoju - dodał podchodząc do niej
z bukietem kolorowych kwiatów. - Mam nadzieję, że teraz będzie ci tu
przyjemniej. Chociaż trochę.
- Dziękuję -
uśmiechnęła się do niego blado, a on zaczął rozglądać się za jakimś wazonem. Co
najmniej, jakby w takim miejscu faktycznie wazony czekały na okazję, aż ktoś
przyniesie ze sobą kwiaty. Oczywiście niczego nie znalazł. Zrezygnował więc i
położył bukiet na razie na stoliku obok łóżka, a sam usiadł na krześle przy
Vanessie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Nie wiem po
co tu jeszcze mnie trzymają.
- Lepiej dmuchać na
zimne...
- Jasne... - mruknęła
bez przekonania. - Pójdziemy do małego? - Zapytała po chwili ciszy. Tom skinął
głową uśmiechając się delikatnie.
- Jasne, zaraz
pójdziemy. Pewnie znowu urósł.
- Naprawdę nie wiem,
jak twoim zdaniem takie maleństwo mogło tyle urosnąć w ciągu kilku dni -
skwitowała z rozbawieniem, ale zaraz spoważniała. - Moim zdaniem jest bardzo
kruchy... I niknie w oczach - dodała ciszej, odwracając od niego swoje
spojrzenie.
- Hej, co ty
opowiadasz - ujął jej podbródek, odwracając twarz z powrotem w swoją stronę.
Jej niebieskie tęczówki były szklane i smutne. Ten widok ściskał go za serce,
ale musiał być twardy. Obiecał sobie, że będzie. - To silny chłopak. Ma to po
swoim wujku.
- Powinnam nadać mu
jakieś imię. Ale boję się...
- Czego?
- Że... go zaraz
stracę.
- Boże, Ness. Nie myśl
w ten sposób, nie ma w ogóle takiej opcji, dziewczyno. Wszystko będzie w
porządku, rozumiesz? - Chwycił jej twarz w obie dłonie, zmuszając, by patrzyła
mu w oczy. - Wymyśl mu to imię. Zasługuje na to. Zrób to teraz.
- Ale... Ja nie mam
pojęcia, jak go nazwać.
- Zawsze możesz nazwać
go po wujku - wyszczerzył się do niej, rozluźniając tym żartem atmosferę.
- A potem będzie taki,
jak ty.
- No i bardzo dobrze!
Kobieto, twój syn będzie chodzącym ideałem.
- Właściwie... Byłabym
całkiem zadowolona - przyznała z uśmiechem. Tom był naprawdę dobrym facetem.
Nie tylko urodziwym i inteligentnym, ale miał w sobie coś więcej. Bardzo
cieszyłaby się, gdyby to on był ojcem jej syna. Nawet jeżeli nigdy nie mieliby
tworzyć razem prawdziwej rodziny. To było bez znaczenia.
Siedzieli razem
jeszcze tak przez pół godziny, wspólnie zastanawiając się nad imieniem dla
dziecka, aż w końcu zgodnie stwierdzili, że Javier jest najlepszą opcją. Potem
Tom pomógł Vanessie wstać z łóżka i razem udali się na oddział, gdzie leżał jej
synek. Niestety mały wciąż przebywał w inkubatorze, z tej oraz wielu innych
przyczyn też nie mogli go wziąć na ręce. To kolejna rzecz, która gnębiła
Vanessę. Miała dosyć patrzenia na swoje dziecko przez kawałek plastiku. Chciała
móc w końcu przytulić go do siebie, poczuć. Nie mówiąc już o karmieniu...
Stała obok Toma w
milczeniu i ze łzami w oczach wpatrywała się w maleńkie stworzenie. Trudno było
jej uwierzyć, że to naprawdę jest jej dziecko. Przeszła przez to wszystko.
Zdecydowała się zostać matką. A teraz... Nie ma pewności, czy jej synek w ogóle
wróci z nią do domu. Serce jej pękało.
Tom objął ją w pasie,
w obawie, że może być nadal zbyt słaba, by stać sama tak długo. Troszczył się o
nią cały czas, jak nikt inny. Dopełniał swojej obietnicy, nie zawiódł jej.
Właściwie obiecał pomagać jej w wychowaniu syna, nie musiał być tu przy niej
akurat w tym momencie. Miał własne sprawy, własne życie. Mimo to był, poświęcał
swój czas. Teraz żałowała, jak nigdy, że kiedyś im nie wyszło. Że ta relacja od
początku była źle ustawiona. Gdyby zabrali się za to zupełnie inaczej, może
teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Może miałaby wspaniałego faceta i byłaby
szczęśliwa. Niemniej, to już przeszłość.
- Witam państwa, mam
nadzieję, że nie przemęcza się pani za bardzo. Wiem, że trudno się powstrzymać
od odwiedzin synka, ale musi pani jeszcze na siebie uważać.
Dobrze im znany
mężczyzna zjawił się nagle obok, zwracając na siebie uwagę. Nie wiedzieć czemu,
Tom za każdym razem, gdy go widział, miał ochotę wyładować swoją frustrację na
jego twarzy. Mimo że lekarz wykonywał dobrze swoją pracę i tak był na niego
wściekły. Cały czas towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że mógł robić to
znacznie lepiej.
- Wiem, uważam na
siebie - Vanessa uniosła na niego swoje spojrzenie. - W jakim on jest stanie?
- Właśnie o tym
zamierzałem z państwem porozmawiać - oznajmił, a jego wyraz twarzy nie był już
taki promienny. - Może przejdziemy do mojego gabinetu? - Zaproponował, a
szatynce serce już podeszło do gardła. Spojrzała na Toma z przerażeniem w
oczach. Ten jednak zachowywał spokój. Skinął głową w kierunku lekarza, a
dziewczynę objął szczelniej w pasie i poprowadził do wyjścia.
^^^
Ostatni deszcz w
połączeniu ze śniegiem i nocnym przymrozkiem spowodował, że trudno było utrzymać
równowagę na chodnikach, czy wszelakich innych drogach. Mia z wielkim trudem
poruszała się swoją ścieżką, modląc się w duchu, by tylko nie wywinąć orła.
Jeszcze tego brakowało, by miała sobie coś złamać. Przynajmniej skupiając się
na drodze, nie myślała o pozostałych problemach, które z pewnością były
poważniejsze niż śliska powierzchnia pod nogami. Chociaż teraz mogła odetchnąć
od kotłujących się w jej głowie myśli, które nie dają jej spokoju. Z jednej
strony Rebecca, z drugiej Vanessa. A z trzeciej jeszcze Tom. Nie wiedziała już
kim najpierw powinna się martwić. Przytłaczało ją to powoli. Niemniej, doszła
do wniosku, że Rebecca powinna być dla niej na pierwszym planie. Przyjaciółkę
czeka teraz trudny czas, a o jej kłopotach wie tylko ona i jej brat. Nie może,
więc liczyć na wsparcie innych. A Vanessa... Vanessa ma wszystkich innych. I
Toma. Ma jej Toma. W całości. Wbrew sumieniu, za każdym razem coś ściskało jej
żołądek, jak sobie to uświadamiała. Mimo że zdawała sobie sprawę z sytuacji i
wiedziała o tym, że Tom jest przyjacielem Vanessy, że znają się wiele lat i
jest jej zwyczajnie teraz potrzebny... Czuła się z tym nieswojo. To normalne że
w takiej chwili została zepchnięta na bok, ale jednak coś cały czas nie dawało
jej spokoju. I nie potrafiła się tego pozbyć, choć bardzo chciała.
- Hej! - Radosny krzyk
przyprawił ją niemal o zawał serca. Podskoczyła gwałtownie i gdyby nie czyjeś
silne ramię, które w samą porę chwyciło ją w pasie, skończyłoby się to dla niej
bolesnym upadkiem, którego tak bardzo starała się dzisiaj uniknąć. - O Boże,
spokojnie, to tylko ja... Przepraszam.
- Co ja ci zrobiłam,
że chcesz mnie zabić! - Zawołała spoglądając na niego wciąż zszokowana. -
Zawału prawie dostałam. Nie wiem czemu ludzie mają tendencje do pojawiania się
znikąd i jeszcze krzyczenia.
- Ale ja nie
krzyczałem. I serio, podszedłem normalnie tylko ty idziesz zamyślona, jak
zwykle.
- Skupiam się na
drodze, żeby się nie pośliznąć - wyjaśniła i orientując się, że chłopak wciąż
trzyma ją w pasie, odsunęła się w końcu od niego. - Niemniej, dzięki, że mnie
złapałeś przy okazji. To odkupuje twoje winy, że niemal mnie zabiłeś.
- Całe szczęście!
- Co słychać? -
Zagadnęła ponownie ruszając przed siebie. Chłopak dotrzymywał jej kroku,
również patrząc pod nogi.
- Wszystko w porządku.
Pomyślałem, że moglibyśmy spotkać się na jakimś lepszym gruncie niż szkoła, czy
droga powrotna z niej - zasugerował, trochę ją tym zaskakując. Ale na dobrą
sprawę, nie powinno wydawać jej się to dziwne. Znają się już trochę, zdążyła go
polubić. I faktycznie ich znajomość opierała się wyłącznie na spotkaniach w
szkole lub chodniku.
- W sumie byśmy mogli.
Tylko ostatnio mam trochę ważnych spraw...
- Spokojnie, nigdzie
mi się nie spieszy. Przecież możemy spotkać się, kiedy nam pasuje. A coś się
dzieje? - Zerknął na nią niepewnie. Nie wiedział, czy odpowiednim było zadawać
takie pytania na tym etapie ich znajomości. Nie byli nawet przyjaciółmi. Mia
jednak nie wydawała się być o to zła, więc mógł odetchnąć z ulgą.
- Moi przyjaciele mają
trochę kłopotów i staram się pomóc. A u mnie chyba wszystko okej - uśmiechnęła
się lekko. Choć miała wrażenie, że oszukiwała samą siebie. Wcale nie czuła,
żeby było okej. Gnębiła ją sytuacja z
Tomem. Ich relacje ostatnio są takie nijakie, że aż ją to boli.
- Prawie mnie przekonałaś
- szturchnął ją zadziornie w bok. - Ale rozumiem. Nie musisz nic mówić jeśli
nie chcesz, w końcu jestem facetem. Pewnie wolisz gadać z przyjaciółkami o
takich rzeczach. W każdym razie, jak coś, zawsze możesz się do mnie zgłosić -
zadeklarował puszczając jej oczko. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
Cieszyła się, że nie ciągnął ją za język. Faktycznie nie był osobą, do której
chciałaby się zwracać ze swoimi wątpliwościami, co do związku z Tomem. Nie była
pewna nawet, czy jest gotowa rozmawiać na ten temat z kimkolwiek. - To, co,
widzimy się jutro w szkole? - Zatrzymał się, stając przed nią, gdy doszli już
pod dom dziewczyny. Ta skinęła twierdząco głową. Dobrze było mieć kogoś z kim
można pogadać i oderwać się od codzienności. Szkoła już nie wydawała się taka
denna i straszna.
- Tak...
- No witam! - Znajomy
głos przerwał jej, nim zdołała w ogóle cokolwiek mu odpowiedzieć. Nie musiała
się nawet odwracać, by wiedzieć, że za jej plecami stoi Andreas. Zamknęła na
moment oczy wiedząc już, że to nie potoczy się dobrze. Nie mogło, bo to w końcu
jej brat. - Jestem Andy. Dobrze, że w końcu mogę cię poznać - wyciągnął rękę w
kierunku zdezorientowanego chłopaka, który mimo wszystko uścisnął jego dłoń.
- Daniel...
- Jestem bratem Mii.
Byłem ciekaw, z kim się zadaje.
- Świetnie, to już
wiesz - skwitowała dziewczyna nie wyrażając swojego zadowolenia. - Właściwie,
Daniel już idzie do domu.
- Dokładnie tak -
potwierdził. - Także, miło było cię poznać. I mam nadzieję, że już jesteś
spokojny o swoją siostrę.
- To się jeszcze okaże
- Andreas uśmiechnął się głupkowato, a Mia zgromiła go swoim spojrzeniem
jednocześnie posyłając przepraszający uśmiech w kierunku Daniela.
- Jasne. To do
zobaczenia - chłopak nie zamierzał już przedłużać, choć miał wiele do
powiedzenia. Nie chciał jednak utrudniać życia nastolatce. Widział, że czuła
się niezręcznie w tej sytuacji. Pożegnał się więc i odszedł w swoim kierunku,
chowając jednocześnie dumę do kieszeni.
- Dzięki, dzięki,
dzięki - Mia obdarzyła brata sztucznym uśmiechem i nie czekając, także udała
się do domu. Blondyn dogonił ją zaraz i chwycił pod ramię.
- Nie podoba mi się
on.
- To dobrze, nie
jesteś gejem.
- Bardzo zabawne -
mruknął. - Tom o nim wie?
- Myślę, że ma
zupełnie inne zmartwienia na głowie niż poznawanie moich znajomych ze szkoły -
oznajmiła dość rozgoryczonym głosem. Aż za bardzo. Trochę się zagalopowała,
wcale nie chciała, aż tak okazywać swojej niechęci. Nie miała w planach, by
Andreas miał się czegokolwiek domyślić.
- No tak... - Ku jej
zdziwieniu, brat przyznał jej rację i wcale nie wypytywał o nic więcej.
Sądziła, że będzie próbował ciągnąć ją za język. Może nawet gdzieś w głębi,
nieświadomie, tego chciała. Móc wygadać się ze swoich głupich, bezpodstawnych
obaw i otrzymać kilka słów otuchy. By ktoś w końcu przemówił jej do rozumu i
powiedział, że sobie wszystko wymyśla. - Ale i tak on mi się nie podoba. Skąd
go w ogóle wytrzasnęłaś? - Kontynuował, gdy już zamknęła za nimi drzwi.
- Mówiłam ci, że
chodzimy do jednej szkoły. Ty nie miałeś znajomych w szkole? Wyluzuj. On jest w
porządku.
- Mimo wszystko,
uważaj na niego.
- Zawsze uważam -
zapewniła go, choć sama nie widziała nic podejrzanego w swoim nowym koledze.
Andreas jak zwykle przesadzał. Może jednak mają ze sobą dużo więcej wspólnego,
niż sądziła. Jej braciszek też miał niezłą tendencję do wymyślania. - Co z
Beccą?
- Jutro idziemy do
lekarza...
- To dobrze.
Koniecznie daj znać, co i jak.
- Wiem, dzięki.
- Będzie dobrze -
uśmiechnęła się do niego ciepło i przytuliła na moment, chcąc dodać otuchy.
Andreas był twardy, całkiem nieźle zniósł wiadomość o guzie Rebecci i trzeba
przyznać, że stanął na wysokości zadania. Wszystko było na dobrej drodze. Nie
zawiódł. Mia była z niego dumna.
- Jedziesz dzisiaj do
Vanessy? - Zapytał, gdy już wypuściła go ze swoich objęć.
- Nie... Raczej dam
jej odpocząć. Myślę, że i tak wystarczy jej wasza obecność.
- Może wymienię Toma i
do ciebie podjedzie - rzucił z uśmiechem, ale nie wywołał tym jakiegoś
entuzjazmu u siostry. Nie bardzo cieszył ją fakt, że Tom miałby się z nią
spotkać tylko dlatego, że Andreas przypomni mu o jej istnieniu.
- Pozdrów ją ode mnie
- odparła, nie podejmując nawet tematu swojego chłopaka i posyłając mu jeszcze
blady uśmiech, skierowała się do swojego pokoju. Ostatnio zaszywała się w nim
na całe dnie. Uczyła się, odrabiała lekcje i w międzyczasie pisała wiersze. To
była jej ucieczka, jej ukojenie. Albo kolejne złudzenie...
Kilka godzin później...
- Co za masakra! Takie
małe dziecko, dopiero się urodziło a już musi przez tyle przechodzić... - Bill
pokręcił z niedowierzania głową, krążąc w kółko po pokoju. Tom nie przyniósł
dobrych informacji, a wszyscy tylko na nie czekali. Każdy chciałby w końcu
odetchnąć. Mieć pewność, że już nic złego nie może się stać. A okazuje się, że
wszystko działa przeciwko ich szczęściu. - Co mówią lekarze?
- Nic konkretnego,
wkurzają mnie tylko. Jakby sami nie wiedzieli, co się dzieje – mruknął
poirytowany, następnie zaciągając się papierosem.
- Mam nadzieję, że to
się jakoś ustabilizuje...
- Ja też. Nessa jest w
rozsypce. Nie wiem, jak jej pomóc. Czy w ogóle się da...
- W takiej sytuacji
trudno jest zrobić cokolwiek, Tom. Myślę, że ona docenia nasze wsparcie.
- Ale to ciągle za
mało – westchnął głęboko, spoglądając wymownie na brata. Ten znał to spojrzenie
i wiedział o czym Tom myśli. Ich mama. Wracał do niedawnych wydarzeń, a to nie
było dobrym kierunkiem. – Może powinniśmy poszukać jakichś specjalistów?
- Może tak. Ale
powinniśmy zaczekać na jakieś konkrety.
Bill mimo wszystko
wolał unikać pochopnych decyzji. Poza tym obawiał się, że Tom znowu popadnie w
jakąś obsesję, podobnie, jak działo się podczas leczenia ich mamy. Sam bardzo
chciał pomóc przyjaciółce i jej dziecku, ale musieli myśleć rozważnie. Jeszcze
tak naprawdę nie wiedzą nawet, czy małemu Javierowi jest w ogóle potrzebna
jakakolwiek dodatkowa pomoc.
Gitarzysta na
szczęście nie próbował go przekonywać do swoich pomysłów, najwyraźniej tym
razem nie dał się złapać w sidła swojej małej paranoi. Bill mógł odetchnąć z
ulgą. Chciał jeszcze coś dodać, lecz w tym momencie jego uwagę przykuł
dzwoniący telefon. Serce mu mocniej zabiło na widok imienia Kathariny, jednak
mimo to, nie odważył się odebrać połączenia. Zbyt dużo czasu minęło i zbyt
wiele się wydarzyło, teraz bał się konfrontacji. A z drugiej strony, wolał, by
odbyła się ona w cztery oczy a nie podczas telefonicznej rozmowy.
- Pokłóciliście się? –
Zachowanie brata nie mogło umknąć uwadze Toma. Jak posklejał wszystkie fakty,
doszedł do wniosków, że dawno nie słyszał nic na temat Kath. I z tego co się
orientował, sam Bill również się z nią nie widywał. Wydało mu się to dosyć
dziwne. Co prawda, obydwoje mieli trudny czas, ale tym bardziej sądził, że
dziewczyna Billa, powinna go wspierać. Przecież Mia była przy nich cały czas,
szczególnie przy Tomie. Nie wierzył, że Kath mogłaby być obojętna na to, co się
działo w ich życiu.
Blondyn wzdrygnął
tylko ramionami nie otwierając nawet ust, by udzielić mu jakiejkolwiek
odpowiedzi i przeczesał nerwowo palcami swoje włosy. Jedynie głupiec mógłby nie
zauważyć, że coś jest nie tak.
- Czy ty aby
przypadkiem trochę jej nie zaniedbałeś? – Zasugerował delikatnie, nie poddając
się tak łatwo. Wokalista spojrzał na niego krzywo. – No co..? Wydawało mi się,
że jest wam razem dobrze…
- Owszem. Tylko trochę
się sprawy pokomplikowały od kiedy mama zachorowała.
- A co to ma ze sobą
wspólnego?
- Nie drąż. Mamy teraz
inne zmartwienia niż mój związek - stwierdził, starając się uciąć temat.
- Trochę się na
starałeś o ten związek, szkoda by było, gdyby miało to się skończyć bez
powodu...
- Och, naprawdę! I kto
to mówi. - Uniósł się zirytowany i krzyżując ręce na piersi, wbił spojrzenie w
bliźniaka. Ten jednak wydawał się być zdziwiony, wyraźnie nie wiedząc o co mu
chodzi.
- Co masz na myśli? -
Mruknął, gasząc papierosa w popielniczce.
- Na przykład to, że
sam się trochę starałeś o swój związek a teraz nie wydaje mi się, byś o niego
dbał.
- Przecież ze mną i z
Mią jest okej.
- No jasne, bo nawet
nie macie kiedy się pokłócić - uśmiechnął się krzywo. Tom naprawdę był ślepy,
albo głupi. Wszyscy dookoła zauważyli, jak wielkiej zmianie uległy jego relacje
z nastolatką, tylko nie on sam. - Boże, według ciebie, to jest w porządku?
- Ale co?
- To jak bardzo
odsunąłeś ją od siebie. Z dnia na dzień.
- Pieprzysz -
skwitował krótko, choć tym razem coś go w środku ruszyło. Zaczął zastanawiać
się nad tym, co usłyszał od brata. - To ty odsunąłeś od siebie Kath.
- No widzisz! Jesteśmy
siebie warci - rzucił z goryczą, po czym opadł na kanapę wbijając wzrok w
ciemny ekran telewizora. - Ale Mia na to nie zasłużyła...
- Przecież nic jej nie
zrobiłem! - Starszy Kaulitz powoli tracił już cierpliwość. W tym momencie czuł
się oskarżany o coś, czego nawet nie zrobił. - Nadal jesteśmy razem, widujemy
się, rozmawiamy. O co ci chodzi, Bill?
- To też moja
przyjaciółka, więc się martwię - oznajmił spokojnie. - Nie skrzywdź jej, Tom.
- Nie zamierzam i
skończ te głupie gadki. Między mną a Mią jest wszystko w porządku, a ty zajmij
się lepiej swoją dziewczyną. Bo jeśli, któryś z nas rozpieprza swój związek, to
na pewno w tym przypadku jesteś nim ty - wyrecytował stanowczo, na co Bill już
tylko westchnął z rezygnacją. Może Tom miał rację w kwestii jego związku, ale
na pewno nie swojego. Tak naprawdę obydwaj popełnili ostatnio sporo błędów,
które nie tak łatwo będzie teraz, czy później naprawić. On sobie poradzi,
Katharina również. Nawet Tom sobie poradzi. Tylko miał wątpliwości, czy Mia da
radę. Tak, czy inaczej, Tom dostanie jeszcze po dupie. Był tego pewien.
Cdn.
Tom bez wątpienia dostanie po dupie, oby szybko i boleśnie.
OdpowiedzUsuńCzemu nie dziwi mnie, że Tom nie ma pojęcia co się dzieje z Mią? Ja rozumiem, tragedia Vanessy i takie tam, też pewnie przywiązywałabym do tego ogromną wagę, ale czemu ją od siebie odsunął? Teraz ten kolega się do niej przysunie, a Tomasz zostanie z niczym... Znaczy z Vanessą, ale mam nadzieję, że żyją tylko w przyjacielskiej relacji i że tak pozostanie. A co do ogółu to Bill jest mądry, a Tomowi brakuje troszeczkę szarych komórek, ale w sumie to facet...Nie wymagajmy za dużo ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę taaaaaaaaaaakiej weny, żeby rozdziały pojawiały się tak często jak na początku <3
Nie lubię Vanessy jakoś działa mi na nerwy, choć w tej sytuacji to wrednie ale trudno xD I jest mi przykro, że muszę napisać to, że z Toma straszny dupek się zrobił. Ok jego przyjaciółka ma problemy, ale halo? ma też dziewczynę i ona też potrzebuje jego uwagi. Strasznie uwielbiam Twoje opowiadania, bo są realne, a nie jakieś z dupy strony :D Wgl za dużo śmierci i jakiś przykrych sytuacji ostatnio jest :( Przydały by się jakieś tęczowe jednorożce albo coś xDD Życzę dużych pokładów weny i do następnego! (Oby szybko się pojawił)! :* C.
OdpowiedzUsuńTom za bardzo przejmuje się Vanessą. Rozumiem, że jest jej przyjacielem, ale są też inni no i ojciec dziecka. Vanessa sama skomplikowała sobie życie. Na miejscu Toma wzięłabym słowa Billa do serca i spotkała się z Mią.
OdpowiedzUsuńOh Tom, co za bzdury.... Widzi cudze problemy ale swoich nie....
OdpowiedzUsuńA no tak to znowu ja :D Ta pani co nigdy nie może się nacieszyć tylko jednym odcinkiem na raz...
A poza tym technologia XXI wieku mnie nie lubi i komentarz pojawia się dopiero teraz :D Wiec bez obrazy nadrabiam wszystko.. :D
Więc na czym to ja skończyłam? Ah tak, Tom ty idioto! Jesteś taki ślepy, w ogóle nie wiesz c się dzieje z Mią. Ja rozumiem, że Vanessa tez jest ważna, ale niech pomysli tez o swojej dziewczynie?
Nie ogarniesz tych facetów... :D
Życzę weny i czekam niecierpliwie na kolejny odcinek :D
Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.
Ech, nie chcę, żeby Tom nie widział tej przepaści, która się miedzy nimi tworzy ;x Znając Twoje opowiadania to możemy się spodziewać niespodziewanego, ale chyba wolałabym, żeby jednak zauważył, że w jego związku też jest coś nie tak.
OdpowiedzUsuńI żeby sytuacja Becki się dobrze skończyła ;x
I boję się co jest nie tak z dzieckiem Ness.
Powodzenia w pisaniu ;)
QB
Powiem jedno faceci..... Oni nic nie kumają a Tom oberwie i chyba wiem już jak to się stanie.😑
OdpowiedzUsuń