wtorek, 12 stycznia 2016

61. Zawsze będę.

Myśl,  że straci kolejną bliską osobę, paraliżowała go. Mimo że lekarze zapewniali go, że wszystko będzie dobrze i zrobią co w ich mocy. Przecież zawsze tak mówili. Dokładnie te same słowa słyszał, gdy leczyli jego matkę. A ona teraz nie żyła. Jak miał temu ufać?
Znowu stał na szpitalnym korytarzu, znowu czekał. Znowu był przerażony. Nie był w stanie trzeźwo myśleć, więc do tej pory wciąż nikogo nie powiadomił o tym, co się dzieje. Zupełnie nie przyszło mu to do głowy. Jego umysł w kółko powtarzał te same obrazy, doprowadzając go tym do szaleństwa. Przez to trudno było mu w ogóle ustać w miejscu i nie zacząć demolować wszystkiego na swojej drodze. Mimo strachu i wielkiej niewiadomej, zrodziła się w nim wściekłość. Miał dosyć bezczynnego stania, oczekiwania… Na kolejną śmierć. Za ścianą była jego najbliższa przyjaciółka i jej dziecko. To już dwie osoby. Dwa życia. Sam miał ochotę strzelić sobie w łeb z wizją tego, że mógłby stracić ich oboje w jednej chwili.
- Przepraszam pana…
Drgnął gwałtownie, gdy drobna dłoń pielęgniarki dotknęła jego ramienia. Młoda kobieta wpatrywała się w niego z troską, której w ogóle nie rozumiał. Nie znała go, co ją mógł w ogóle obchodzić. Czuł obrzydzenie do całego personelu medycznego odkąd stracił matkę. Nie ufał już nikomu. Uważał, że w dużej mierze odpowiadają za jej śmierć. I nie miało znaczenia, że ta ocena była cholernie niesprawiedliwa. Bo dla niego jedyną na świecie niesprawiedliwą rzeczą była śmierć. Ta nieoczekiwana, ta w najmniej odpowiednim momencie, ta zbyt wczesna…
- Pomyślałam, że trochę się pan uspokoi, jak przekażę, że z żoną jest wszystko w porządku. Lekarze zatrzymali krwawienie i teraz przygotowują się do odebrania porodu. Niestety nic więcej nie mogę powiedzieć, ale wszystko jest na dobrej drodze – powiedziała wciąż trzymając dłoń na jego ramieniu. Zapomniał na chwilę o tym, jak bardzo jej nienawidzi. Skupił się tylko na Vanessie. Vanessie, która żyła. Żyła. Uratowali ją. Udało im się.
- Mogę tam wejść? – Mruknął patrząc na nią szeroko otwartymi oczami.
- Niestety to nie będzie możliwe. Musi pan cierpliwie poczekać. Jak tylko dziecko przyjdzie na świat, lekarz do pana przyjdzie i udzieli wszelkich informacji – rzekła, czego mógł się spodziewać. Może Vanessa nie była w krytycznym stanie, ale jednak wciąż działo się coś, co nie powinno mieć w ogóle miejsca. Poród nigdy nie rozpoczyna się w tak drastycznych okolicznościach. Jak miał więc wierzyć, że wszystko będzie w porządku?
Nie odpowiedział już nic, więc kobieta odeszła zostawiając go samego. Udało jej się uspokoić go jedynie na chwilę, bo zaraz i tak powróciły czarne wizje. Nie potrafił skoncentrować się na niczym innym. Stał jak kołek, wpatrując się beznamiętnie w jakiś punkt przed siebie i umierał wewnętrznie za każdym razem, gdy widział w swojej głowie najgorsze z możliwych zakończeń. Powinien do kogoś zadzwonić. To był ten moment. Nim w ogóle jeszcze był w stanie i zanim sam wyrządzi sobie jakąś krzywdę.
Z automatu wybrał numer brata. Nie musiał się nawet nad tym zastanawiać, to było oczywiste, że właśnie do niego, jako pierwszego zadzwoni. Każdy kolejny sygnał przyprawiał go o szybsze bicie serca. Co jeśli nie odbierze? Co jeśli Vanessa tu umrze, a on będzie z tym sam…? Co jeśli nikt inny nie będzie mógł się nawet z nią pożegnać…
- Halo?
Uczucie ulgi zalało go na kilka sekund, przez które nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Teraz kompletnie nie wiedział, co ma w ogóle mu powiedzieć i jak to zrobić.
- Halo, Tom? Wszystko w porządku?
- Nie – zaprzeczył ochryple. Musiał zebrać się w sobie i jak najszybciej powiedzieć bratu, że coś się dzieje. – Vanessa jest w szpitalu. Coś nie tak z jej ciążą… Nie wiem. Po prostu ją zabrali i nie wiem co się dzieje. Musisz tu przyjechać, Bill.
- Boże, jasne, zaraz tam będę! Już jadę, trzymaj się tam.
- Okej, pospiesz się – rzucił jeszcze, kończąc rozmowę. Odetchnął głęboko i opadł na plastikowe krzesło, czując, że za chwilę nogi odmówią mu posłuszeństwa. Zrobiło mu się niedobrze, a widok przed oczami zaczął się niebezpiecznie rozmazywać. Był na granicy.

^^^

Brunetka oderwała się od swojego wypracowania, gdy drzwi od jej pokoju otworzyły się bez wcześniejszej zapowiedzi. Nie było jej dziś łatwo się skupić na czymkolwiek, więc od razu się rozproszyła. Mimo to, uśmiechnęła się na widok Rebecci. Odłożyła długopis i odwróciła się w jej stronę, zapraszając ją do środka samym swoim spojrzeniem.
- Hej – blondynka przywitała się z nią, odwzajemniając uśmiech, lecz wyglądał on dość podejrzanie. Mia nie dostrzegała w przyjaciółce zbyt wiele entuzjazmu. Wydawała jej się bardzo przygaszona, co zupełnie do niej nie pasowało. – Podobno masz do mnie jakąś sprawę – dodała po chwili, siadając na skraju jej łóżka. Nastolatka uniosła brwi, kompletnie nie wiedząc, o czym mowa. Jaką sprawę..? – Andreas tak twierdzi przynajmniej.
- Andreas? – Nie ukrywała swojego zdziwienia. Potrzebowała kilku sekund, żeby sobie to przeanalizować i dojść do tego, co mógł mieć na myśli jej kochany braciszek. Wytężyła umysł, by przypomnieć sobie jakieś istotne fakty z ich życia i w końcu przypomniała sobie o jednej rozmowie, którą odbyła ze swoim bratem. – Ah… Tak… - Westchnęła głęboko. Pamiętała, że Andy prosił ją o delikatną rozmowę z Rebeccą, ale nie sądziła, że rozegra to w taki głupi sposób. Jak ona miała teraz z tego wybrnąć? Przecież nie ma żadnej sprawy do Rebecci a nie wypali prosto z mostu, o co jej chodzi. W końcu to miało być ostrożne wybadanie sytuacji. Widocznie jej brat nie myśli zbyt trzeźwo. Co zresztą nie jest żadną nowością. Cóż, w takiej sytuacji, nie ma mowy o owijaniu w bawełnę. Ponownie westchnęła, co już znacznie bardziej zainteresowało blondynkę. Spojrzała na nią spod uniesionych brwi, najprawdopodobniej oczekując już czegoś więcej od ciężkich westchnień. – Dobra, nie ma sensu kręcić – Przyznała otwarcie. – Zauważyłam ostatnio,  że nie jesteś zbyt szczęśliwa…
- Nie chcę się czepiać, ale… Nie widziałyśmy się ostatnio zbyt często, więc jak to zauważyłaś?
-  Och… No Andreas zauważył – wyznała, uznając, że nie ma sensu już nic zatajać. Postawiła na szczerość. To chyba nie powinno niczego utrudniać, zważywszy, że są przyjaciółkami. Miała nadzieję, ze Rebecca ufa jej wystarczająco, by chcieć rozmawiać o swoich problemach. – Ale on widocznie uważa, że nie jest odpowiednią osobą, której chciałabyś się zwierzyć.
- No tak… - mruknęła spuszczając wzrok na swoje dłonie, co było tylko potwierdzeniem na to, że Andreas się nie mylił i faktycznie coś się działo. Niebywałe, że miał takiego nosa. Mimo wszystko było to w pewien sposób zaskakujące dla Mii. Jej brat naprawdę czynił postępy. – To nie tak, że mu nie ufam, czy coś. Po prostu to dosyć trudny temat, dlatego… Jeszcze po prostu nie zebrałam się w sobie, by z nim o tym porozmawiać – wyjaśniła krótko, co tak naprawdę niewiele mówiło, ale Mia cieszyła się, że dziewczyna w ogóle odważyła się powiedzieć cokolwiek i nie próbowała wcale unikać tego tematu. – Macie rację, że nie jest za dobrze.
- Więc… co się dzieje? Masz jakieś problemy?
- Można tak to nazwać…
- Powiesz mi, co się stało? Jeśli chcesz, mogę na razie nic nie wspominać Andreasowi – zaproponowała, widząc, że Rebece nie jest łatwo wyrzucić z siebie to, co jej tak ciąży. Zapewne towarzyszyło jej wiele obaw, co nie wróżyło nic dobrego. Mia obawiała się tego, co mogłaby usłyszeć, ale musiała spróbować dowiedzieć się o co chodzi i w miarę możliwości, wesprzeć przyjaciółkę. Nie mogła pozwolić, by Becca męczyła się z tym sama.
- Nic się nie stało… To znaczy, pewnie niedługo się stanie – wyznała unosząc na nią swoje smutne spojrzenie. – Jakiś czas temu miałam badania… I one nie wyszły zbyt dobrze.
- Jakie badania? Co masz na myśli, mówiąc, że nie wyszły zbyt dobrze? – Mia starała się być cierpliwa i nie ciągnąć przyjaciółki za język, ale to zaczynało poważnie ją niepokoić. Serce podchodziło jej do gardła na samą myśl o badaniach, które nie wyszły dobrze. To budziło najgorsze myśli. Dlatego musiała jak najszybciej wyjaśnić całą sytuację.
- Nie denerwuj się tylko. To nie jest jeszcze, aż tak poważne… Właściwie jak poddam się zabiegowi, to jest duże prawdopodobieństwo, że całkowicie pozbędę się tego problemu.
- Jakiemu zabiegowi..?
Rebecca milczała przez dłuższą chwilę, jakby zbierając w sobie siły do odpowiedzi na to pytanie. W końcu wzięła głęboki oddech i ponownie spojrzała na przyjaciółkę, zdając sobie sprawę, że musi komuś o tym powiedzieć. To trwało już zbyt długo.
- Mastektomii. – To jedno słowo wystarczyło, by sytuacja stała się jasna. Mia pobladła, wątpiąc, czy naprawdę usłyszała to, co usłyszała. Domyślała się, że dzieje się coś złego ze zdrowiem Rebeccki, ale nie przypuszczała, że sytuacja jest poważna, aż do tego stopnia. Nie potrafiła znaleźć żadnych słów, by powiedzieć cokolwiek w tym momencie. Patrzyła na nią w szoku, a jej serce w piersi waliło, jak oszalałe. – Spokojnie. Lekarz mówił, że guz został wykryty w najlepszym momencie i po prostu wystarczy… Kurwa, PO PROSTU muszę pozbyć się swojej piersi. To jest śmieszne…  Śmieszne jest to, że się tym przejmuję. Przecież… to tylko głupie cycki! Dlaczego to ma być dla mnie ważniejsze od mojego życia..? Zdrowia..? – Wyrzuciła z siebie, najwyraźniej nie mogąc dłużej dusić w sobie tych wszystkich emocji. – To wszystko jest tak bardzo popieprzone. Powinnam zrobić to bez wahania. A jednak… Boję się. Bardziej się boję utraty piersi, tego jak to wszystko potem będzie wyglądać, jak odzwierciedli się na moim życiu, niż tego cholernego nowotworu. Chociaż dopiero co pochowaliśmy matkę naszych przyjaciół z powodu pieprzonego raka! Jestem skończoną idiotką, dlatego nie umiem powiedzieć o tym Andreasowi. Ani nikomu… Nie wiem co robić, więc nie robię nic. Czekam, wiedząc, że czas działa na moją niekorzyść. Mam pieprzone szczęście, Mia, że dowiedziałam się o tym tak wcześnie i jeszcze mam ogromne szanse na stu procentowe wyleczenie, a ja… ja zamiast iść na ten cholerny zabieg, nie robię nic… - Zakończyła, ze świstem wypuszczając powietrze. Po części, czuła ulgę, z drugiej strony jednak to wciąż w niej tkwiło. Milion myśli, uczuć i wątpliwości. Strach. Okropny strach, który ograniczał trzeźwość myślenia i jakiekolwiek rozsądne działanie.
- To wcale nie tak… Przecież, to zrozumiałe, że się boisz – Mia nareszcie zdołała oprzytomnieć i wydobyć z siebie głos. Musiała zepchnąć teraz własne uczucia, rozterki na dalszy plan. Rebecca potrzebowała jej wsparcia, pocieszenia. Musiała pomóc jej się z tym uporać. – Każda dziewczyna na twoim miejscu miałaby takie same myśli, wątpliwości – rzekła z przekonaniem i podniosła się ze swojego miejsca, by podejść do niej. Sama nie miała bladego pojęcia, jak czułaby się na jej miejscu, ale wydawało jej się, że zachowałaby się bardzo podobnie. Rozsądek w takich chwilach po prostu oddalał się od człowieka. – Nawet jeśli to idiotyczne, głupie cycki są dla nas ważne i nie ma  co ukrywać. Jesteśmy kobietami.
- Do tego jeszcze… Andreas. To jest jeszcze bardziej idiotyczne, ale… naprawdę pomyślałam, że przez to, coś się między nami zmieni. Dlatego tak cholernie boję się o tym z nim rozmawiać – wyznała, a z jej niebieskich tęczówek wypłynęły pierwsze krople łez. Rozsypywała się już całkowicie. I chyba nie miała siły dłużej z tym walczyć. Potrzebowała tej słabości, chociaż przez kilka minut.
- Boże… Jestem pewna, że jakby to usłyszał, to by się na ciebie porządnie wściekł – Mia chwyciła ją za obie dłonie ściskając mocno w swoich. – Mój brat kocha cię, jak wariat. I to od lat! To on będzie tym, który będzie bezwarunkowo kazał ci się poddać temu zabiegowi. I zrobi wszystko, byś potem czuła się, jak najlepiej. Czasem jest cholernym dupkiem, ale okazuje się, że to jest wyleczalne. Spójrz na niego, jak się zmienił. A ty jesteś dla niego wszystkim. I nie tylko jemu na tobie zależy. My wszyscy…  Kochamy cię i nie pozwolimy byś dała się pokonać swoim lękom.
- Dziękuję… - Szepnęła, przytulając się do niej. – Tego potrzebowałam. Powinnam była od razu przyjść z tym do ciebie.
- Jeszcze nie wszystko stracone.
- Wiem. Ale… proszę cię, żebyś nie mówiła o tym nikomu – odsunęła się od niej, by spojrzeć w jej oczy. – Z Andym muszę porozmawiać sama… A reszta… Nie wyobrażam sobie, bym miała przekazać coś takiego bliźniakom, po tym jak dopiero co pochowali swoją mamę. Niech to zostanie między nami. – Poprosiła, co mimo wszystko, było dla Mii zrozumiałe. Nawet po części się z tym zgadzała. Miała nadzieję, że Rebecce wystarczy samo wsparcie jej oraz Andreasa. Musiało. W każdym razie ona zrobi wszystko, by tak było. Skinęła więc głową, zgadzając się na to. Ale sama nie mogła dłużej powstrzymywać swoich emocji. Tym razem to ona rzuciła jej się w ramiona, tuląc z całych sił.
- Wszystko będzie dobrze.

Kilka godzin później, szpital.

Szpitalny korytarz zdążył się już wypełnić. Mimo że Tom powiadomił tylko brata,  za nim zjawiła się cała reszta przyjaciół, czego można było się spodziewać. Każdy był w stanie rzucić wszystkie swoje zajęcia, by tylko wspierać Vanessę. To jedna z tych sytuacji, gdy przyjaźń znaczy dużo więcej od czegokolwiek innego. Choć wiedzieli już, że Nessa ma się coraz lepiej i nic już nie zagraża jej życiu, nadal byli przejęci. Wciąż nie mogli się z nią zobaczyć, a nikt nie chciał udzielić im żadnych informacji o dziecku. Wiedzieli tylko tyle, że już się urodziło. Teraz znowu czekali na jakieś wieści, a najbardziej na możliwość zobaczenia przyjaciółki. Każdy byłby spokojniejszy, gdyby mógł na własne oczy zobaczyć, że żyje. Szczególnie Tom, który był już cieniem człowieka. Nadal sobie nie radził. Mimo że wszyscy dookoła powtarzali mu, że już jest w porządku.
- Witam państwa – wszyscy spojrzeli na lekarza, który w końcu zjawił się na korytarzu. Mężczyzna nie bardzo wiedział, do kogo powinien kierować swoje słowa. Rozpoznawał jednak Toma, więc to do niego podszedł uznając, że jest najbliższy jego pacjentce. – Myślę, że może pan zobaczyć żonę – uśmiechnął się do niego ciepło. O ile Tom zdołał dzisiaj przywyknąć, że został „mężem” Vanessy, Mia poczuła się bardzo dziwnie słysząc, to określenie z ust lekarza. Coś ukłuło ją boleśnie w środku. Starała się to zignorować, sytuacja była trudna i nie powinna przejmować się takimi pierdołami. Takie pomyłki przecież często się zdarzają i nie mają najmniejszego znaczenia. Ale… miło byłoby, gdyby Tom jednak zaprzeczył temu. Nie zrobił tego i nie mogła mieć mu tego również za złe. – Mam nadzieję, że zrozumieją państwo, że na razie mogę wpuścić tylko jedną osobę. Pacjentka potrzebuje dużo odpoczynku i spokoju… Ale zapraszam jutro. Wówczas na pewno każdy będzie miał okazję się z nią zobaczyć – zwrócił się do całej reszty, która patrzyła na niego z nadzieją. Nikt nawet nie spodziewał się, że dziś zostanie wpuszczony do Sali Vanessy, ale mimo to nie zamierzali jeszcze wychodzić. Każdy czuł, że powinien zostać. Tak długo, jak będzie trzeba. – A pana, proszę za mną – skinął na Toma, który bez słowa, ruszył w jego ślady. Nawet się nie zastanawiał. Działał, jak robot. Nadal był oszołomiony i chyba już nie do końca wiedział, co się dzieje. W głowie pozostała mu tylko myśl, że za chwilę zobaczy Vanessę. Całą i zdrową.
Tak też było, gdy przekroczył próg pomieszczenia, w którym się znajdowała. Leżała na szpitalnym łóżku, a jej ciemne włosy wyraźnie odznaczały się na białej pościeli. Do ręki miała poprzypinane jakieś kabelki. Nie wyglądała najlepiej, ale również nie liczył na nic innego. Najważniejsze było, że żyła. Była nawet przytomna. Patrzyła na niego. A on widząc to spojrzenie miał ochotę rozpłakać się, jak dziecko.
Podszedł do niej żwawo, a lekarz nawet już nie wchodził za nim do środka. Zamknął drzwi, pozwalając im zostać samym.
- Jesteś… - Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki grymas, przypominający uśmiech. Tylko na tyle było ją teraz stać, ale wiedział, że był to szczery gest. Usiadł przy niej, od razu chwytając jej drobną dłoń. – Mam synka… Podobno, bo jeszcze go nie widziałam…
- Jesteś mamą – uśmiechnął się do niej przez łzy wzruszenia, które cisnęły mu się do oczu. – Udało ci się… Zrobiłaś to.
- Nie mam pojęcia, co będzie dalej… Ale zrobiłam. To dzięki tobie…
- Przestań – uciszył ją natychmiast. – To była twoja decyzja. Najlepsza, jaką mogłaś podjąć.
- Dziękuję – szepnęła. Nie miała siły zbyt wiele mówić, co było widać. Wyczerpanie dawało o sobie znać. – Dobrze, że jesteś Tom.

- Jestem… zawsze będę – zapewnił ją, ściskając mocniej jej dłoń. Kilka łez zdążyło już spłynąć po jego policzkach, ale zupełnie się tym nie przejmował. – Nie strasz mnie tak więcej… - Powiedział cicho i przysunął się jeszcze bliżej, by móc się do niej przytulić. Musiał poczuć ją jeszcze bardziej. Tylko tego potrzebował, by móc się pozbierać. 

Cdn.

Kurczę, wiem, smutno. I tak... to jeszcze nie koniec smutków. Wybaczcie... 


8 komentarzy:

  1. no smutno, jak mówiłaś. Szkoda mi Rebeccki, bo jak się wali to już wszystko. No cóż nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejny rozdział, może z mniejszą ilością smutków? :D
    Dobrze by było na coś takiego trafić :D
    Życzę weny :D
    Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mia będzie się czuła teraz no nie wiem... Opuszczona? Zrób coś, żeby Tom się od niej nie odsunął i żeby ten paskudny rak sobie poszedł bez operacji, i żeby Vanessa poczuła się lepiej. Ja wiem, że to nie koncert życzeń, ale no kurde! To ma być coś kochanego i takiego, żebym się mogła nad tym rozpływać. Bo ja kocham Mię i Toma, nooooo... I raczej chciałabym żeby było szczęśliwe, a nie jakieś raki, krwawienia i inne takie ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Może najpierw przeczytam, a potem będę się uczyła...? Zaliczenia poczekają ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym była Mią, pękłoby mi serce, mimo wszystko, mimo tej całej tragedii :) a skoro to nie koniec smutków boję się, że to zachwieje ich związkiem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz, nie wiem kompletnie co napisać. Mam wiele myśli w głowie i nie wiem od czego zacząć. Podoba mi się całe zachowanie Toma, który zawsze jest pomocny. Oczywiście gratulacje dla Vanessy :) może będzie Tom junior ;) a co do Rebecci to strasznie mi przykro, dowiedzieć się o guzie to najgorsze co może spotkać młodego człowieka. Trzymam kciuki, że wszystko się uda. Czekam na kolejny rozdział i życzę weny :) Caroline

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutno, smutno, ale ile emocji! I bez tragicznych końców. Mam tylko nadzieję, że mimo trudności i przeszkód i Becka i Vanessa sobie poradzą z pomocą przyjaciół.
    Z jednej strony podoba mi się zachowanie Toma wobec przyjaciółki, ale z drugiej strony jakoś mnie niepokoi. I jeszcze ta wstawka o Danielu. Oby to nie była zapowiedź czarnych chmur nad związkiem Toma i Mii, bo lubię, jak są razem xd
    Życzę weny i szczęśliwego nowego roku <3
    QB

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że coś złego zaczyna dziać się między Tomem a Mią

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.