poniedziałek, 18 stycznia 2016

62. Jesteśmy siebie warci.

Kilka dni później...


Vanessa była kolejną osobą, która nienawidziła szpitali. Nikt nie powinien się temu dziwić. W dodatku nie tak miał wyglądać jej pobyt w tym miejscu. Miała przebywać tu góra trzy dni i zaraz po tym wrócić wraz ze swoim dzieckiem do domu. Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Nie tak, jak planowała. O ile można w ogóle zaplanować takie rzeczy. Ale przecież wiedziała, że niedługo na świat przyjdzie jej syn, szykowała się na ten moment. Czytała artykuły, oglądała programy. Nie chciała być czymkolwiek zaskoczona, nie chciała się czegokolwiek wystraszyć. I mimo tego wszystkiego, los i tak postawił ją pod ścianą. Kolejny raz udowodnił, że nic nie ułoży się po jej myśli. A ona nie miała wyboru, musiała to przyjąć.
Leżała teraz na niewygodnym łóżku, w tym okropnym pomieszczeniu, od którego zapachu ciągle ją mdliło. Nie miała ochoty nic jeść, ani z nikim rozmawiać. Była sfrustrowana. Prawie nie widywała swojego syna przez co traciła cierpliwość. Wiedziała, że coś jest nie tak. Coś się działo i nikt jej o tym nie mówił. Ale przecież jest matką, czuje to. Przyjaciele rzadko pozwalali jej na chwile samotności i dlatego też nie miała czasu rozmyślać o ewentualnych komplikacjach ze zdrowiem swojego dziecka. Była pewna, że to także robią w pełni świadomie. Z jednej strony szczerze ją wspierali i dotrzymywali towarzystwa, a z drugiej zwyczajnie chcieli odciągnąć jej myśli od wiszącej w powietrzu katastrofy.
- Hej, piękna. - Do pomieszczenia wszedł Tom, wyrywając ją z zamyślenia. Uniosła na niego swoje przygaszone spojrzenie. Przed nim nie musiała udawać, że coś jest nie tak. On wszystko rozumiał i chyba jako jedyny potrafił tak dobrze ją wesprzeć. - Przyniosłem trochę koloru do tego brzydkiego pokoju - dodał podchodząc do niej z bukietem kolorowych kwiatów. - Mam nadzieję, że teraz będzie ci tu przyjemniej. Chociaż trochę.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego blado, a on zaczął rozglądać się za jakimś wazonem. Co najmniej, jakby w takim miejscu faktycznie wazony czekały na okazję, aż ktoś przyniesie ze sobą kwiaty. Oczywiście niczego nie znalazł. Zrezygnował więc i położył bukiet na razie na stoliku obok łóżka, a sam usiadł na krześle przy Vanessie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Nie wiem po co tu jeszcze mnie trzymają.
- Lepiej dmuchać na zimne...
- Jasne... - mruknęła bez przekonania. - Pójdziemy do małego? - Zapytała po chwili ciszy. Tom skinął głową uśmiechając się delikatnie.
- Jasne, zaraz pójdziemy. Pewnie znowu urósł.
- Naprawdę nie wiem, jak twoim zdaniem takie maleństwo mogło tyle urosnąć w ciągu kilku dni - skwitowała z rozbawieniem, ale zaraz spoważniała. - Moim zdaniem jest bardzo kruchy... I niknie w oczach - dodała ciszej, odwracając od niego swoje spojrzenie.
- Hej, co ty opowiadasz - ujął jej podbródek, odwracając twarz z powrotem w swoją stronę. Jej niebieskie tęczówki były szklane i smutne. Ten widok ściskał go za serce, ale musiał być twardy. Obiecał sobie, że będzie. - To silny chłopak. Ma to po swoim wujku.
- Powinnam nadać mu jakieś imię. Ale boję się...
- Czego?
- Że... go zaraz stracę.
- Boże, Ness. Nie myśl w ten sposób, nie ma w ogóle takiej opcji, dziewczyno. Wszystko będzie w porządku, rozumiesz? - Chwycił jej twarz w obie dłonie, zmuszając, by patrzyła mu w oczy. - Wymyśl mu to imię. Zasługuje na to. Zrób to teraz.
- Ale... Ja nie mam pojęcia, jak go nazwać.
- Zawsze możesz nazwać go po wujku - wyszczerzył się do niej, rozluźniając tym żartem atmosferę.
- A potem będzie taki, jak ty.
- No i bardzo dobrze! Kobieto, twój syn będzie chodzącym ideałem.
- Właściwie... Byłabym całkiem zadowolona - przyznała z uśmiechem. Tom był naprawdę dobrym facetem. Nie tylko urodziwym i inteligentnym, ale miał w sobie coś więcej. Bardzo cieszyłaby się, gdyby to on był ojcem jej syna. Nawet jeżeli nigdy nie mieliby tworzyć razem prawdziwej rodziny. To było bez znaczenia.

Siedzieli razem jeszcze tak przez pół godziny, wspólnie zastanawiając się nad imieniem dla dziecka, aż w końcu zgodnie stwierdzili, że Javier jest najlepszą opcją. Potem Tom pomógł Vanessie wstać z łóżka i razem udali się na oddział, gdzie leżał jej synek. Niestety mały wciąż przebywał w inkubatorze, z tej oraz wielu innych przyczyn też nie mogli go wziąć na ręce. To kolejna rzecz, która gnębiła Vanessę. Miała dosyć patrzenia na swoje dziecko przez kawałek plastiku. Chciała móc w końcu przytulić go do siebie, poczuć. Nie mówiąc już o karmieniu...
Stała obok Toma w milczeniu i ze łzami w oczach wpatrywała się w maleńkie stworzenie. Trudno było jej uwierzyć, że to naprawdę jest jej dziecko. Przeszła przez to wszystko. Zdecydowała się zostać matką. A teraz... Nie ma pewności, czy jej synek w ogóle wróci z nią do domu. Serce jej pękało.
Tom objął ją w pasie, w obawie, że może być nadal zbyt słaba, by stać sama tak długo. Troszczył się o nią cały czas, jak nikt inny. Dopełniał swojej obietnicy, nie zawiódł jej. Właściwie obiecał pomagać jej w wychowaniu syna, nie musiał być tu przy niej akurat w tym momencie. Miał własne sprawy, własne życie. Mimo to był, poświęcał swój czas. Teraz żałowała, jak nigdy, że kiedyś im nie wyszło. Że ta relacja od początku była źle ustawiona. Gdyby zabrali się za to zupełnie inaczej, może teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Może miałaby wspaniałego faceta i byłaby szczęśliwa. Niemniej, to już przeszłość.
- Witam państwa, mam nadzieję, że nie przemęcza się pani za bardzo. Wiem, że trudno się powstrzymać od odwiedzin synka, ale musi pani jeszcze na siebie uważać.
Dobrze im znany mężczyzna zjawił się nagle obok, zwracając na siebie uwagę. Nie wiedzieć czemu, Tom za każdym razem, gdy go widział, miał ochotę wyładować swoją frustrację na jego twarzy. Mimo że lekarz wykonywał dobrze swoją pracę i tak był na niego wściekły. Cały czas towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że mógł robić to znacznie lepiej.
- Wiem, uważam na siebie - Vanessa uniosła na niego swoje spojrzenie. - W jakim on jest stanie?
- Właśnie o tym zamierzałem z państwem porozmawiać - oznajmił, a jego wyraz twarzy nie był już taki promienny. - Może przejdziemy do mojego gabinetu? - Zaproponował, a szatynce serce już podeszło do gardła. Spojrzała na Toma z przerażeniem w oczach. Ten jednak zachowywał spokój. Skinął głową w kierunku lekarza, a dziewczynę objął szczelniej w pasie i poprowadził do wyjścia.

^^^

Ostatni deszcz w połączeniu ze śniegiem i nocnym przymrozkiem spowodował, że trudno było utrzymać równowagę na chodnikach, czy wszelakich innych drogach. Mia z wielkim trudem poruszała się swoją ścieżką, modląc się w duchu, by tylko nie wywinąć orła. Jeszcze tego brakowało, by miała sobie coś złamać. Przynajmniej skupiając się na drodze, nie myślała o pozostałych problemach, które z pewnością były poważniejsze niż śliska powierzchnia pod nogami. Chociaż teraz mogła odetchnąć od kotłujących się w jej głowie myśli, które nie dają jej spokoju. Z jednej strony Rebecca, z drugiej Vanessa. A z trzeciej jeszcze Tom. Nie wiedziała już kim najpierw powinna się martwić. Przytłaczało ją to powoli. Niemniej, doszła do wniosku, że Rebecca powinna być dla niej na pierwszym planie. Przyjaciółkę czeka teraz trudny czas, a o jej kłopotach wie tylko ona i jej brat. Nie może, więc liczyć na wsparcie innych. A Vanessa... Vanessa ma wszystkich innych. I Toma. Ma jej Toma. W całości. Wbrew sumieniu, za każdym razem coś ściskało jej żołądek, jak sobie to uświadamiała. Mimo że zdawała sobie sprawę z sytuacji i wiedziała o tym, że Tom jest przyjacielem Vanessy, że znają się wiele lat i jest jej zwyczajnie teraz potrzebny... Czuła się z tym nieswojo. To normalne że w takiej chwili została zepchnięta na bok, ale jednak coś cały czas nie dawało jej spokoju. I nie potrafiła się tego pozbyć, choć bardzo chciała.
- Hej! - Radosny krzyk przyprawił ją niemal o zawał serca. Podskoczyła gwałtownie i gdyby nie czyjeś silne ramię, które w samą porę chwyciło ją w pasie, skończyłoby się to dla niej bolesnym upadkiem, którego tak bardzo starała się dzisiaj uniknąć. - O Boże, spokojnie, to tylko ja... Przepraszam.
- Co ja ci zrobiłam, że chcesz mnie zabić! - Zawołała spoglądając na niego wciąż zszokowana. - Zawału prawie dostałam. Nie wiem czemu ludzie mają tendencje do pojawiania się znikąd i jeszcze krzyczenia.
- Ale ja nie krzyczałem. I serio, podszedłem normalnie tylko ty idziesz zamyślona, jak zwykle.
- Skupiam się na drodze, żeby się nie pośliznąć - wyjaśniła i orientując się, że chłopak wciąż trzyma ją w pasie, odsunęła się w końcu od niego. - Niemniej, dzięki, że mnie złapałeś przy okazji. To odkupuje twoje winy, że niemal mnie zabiłeś.
- Całe szczęście!
- Co słychać? - Zagadnęła ponownie ruszając przed siebie. Chłopak dotrzymywał jej kroku, również patrząc pod nogi.
- Wszystko w porządku. Pomyślałem, że moglibyśmy spotkać się na jakimś lepszym gruncie niż szkoła, czy droga powrotna z niej - zasugerował, trochę ją tym zaskakując. Ale na dobrą sprawę, nie powinno wydawać jej się to dziwne. Znają się już trochę, zdążyła go polubić. I faktycznie ich znajomość opierała się wyłącznie na spotkaniach w szkole lub chodniku.
- W sumie byśmy mogli. Tylko ostatnio mam trochę ważnych spraw...
- Spokojnie, nigdzie mi się nie spieszy. Przecież możemy spotkać się, kiedy nam pasuje. A coś się dzieje? - Zerknął na nią niepewnie. Nie wiedział, czy odpowiednim było zadawać takie pytania na tym etapie ich znajomości. Nie byli nawet przyjaciółmi. Mia jednak nie wydawała się być o to zła, więc mógł odetchnąć z ulgą.
- Moi przyjaciele mają trochę kłopotów i staram się pomóc. A u mnie chyba wszystko okej - uśmiechnęła się lekko. Choć miała wrażenie, że oszukiwała samą siebie. Wcale nie czuła, żeby było okej.  Gnębiła ją sytuacja z Tomem. Ich relacje ostatnio są takie nijakie, że aż ją to boli.
- Prawie mnie przekonałaś - szturchnął ją zadziornie w bok. - Ale rozumiem. Nie musisz nic mówić jeśli nie chcesz, w końcu jestem facetem. Pewnie wolisz gadać z przyjaciółkami o takich rzeczach. W każdym razie, jak coś, zawsze możesz się do mnie zgłosić - zadeklarował puszczając jej oczko. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Cieszyła się, że nie ciągnął ją za język. Faktycznie nie był osobą, do której chciałaby się zwracać ze swoimi wątpliwościami, co do związku z Tomem. Nie była pewna nawet, czy jest gotowa rozmawiać na ten temat z kimkolwiek. - To, co, widzimy się jutro w szkole? - Zatrzymał się, stając przed nią, gdy doszli już pod dom dziewczyny. Ta skinęła twierdząco głową. Dobrze było mieć kogoś z kim można pogadać i oderwać się od codzienności. Szkoła już nie wydawała się taka denna i straszna.
- Tak...
- No witam! - Znajomy głos przerwał jej, nim zdołała w ogóle cokolwiek mu odpowiedzieć. Nie musiała się nawet odwracać, by wiedzieć, że za jej plecami stoi Andreas. Zamknęła na moment oczy wiedząc już, że to nie potoczy się dobrze. Nie mogło, bo to w końcu jej brat. - Jestem Andy. Dobrze, że w końcu mogę cię poznać - wyciągnął rękę w kierunku zdezorientowanego chłopaka, który mimo wszystko uścisnął jego dłoń.
- Daniel...
- Jestem bratem Mii. Byłem ciekaw, z kim się zadaje.
- Świetnie, to już wiesz - skwitowała dziewczyna nie wyrażając swojego zadowolenia. - Właściwie, Daniel już idzie do domu.
- Dokładnie tak - potwierdził. - Także, miło było cię poznać. I mam nadzieję, że już jesteś spokojny o swoją siostrę.
- To się jeszcze okaże - Andreas uśmiechnął się głupkowato, a Mia zgromiła go swoim spojrzeniem jednocześnie posyłając przepraszający uśmiech w kierunku Daniela.
- Jasne. To do zobaczenia - chłopak nie zamierzał już przedłużać, choć miał wiele do powiedzenia. Nie chciał jednak utrudniać życia nastolatce. Widział, że czuła się niezręcznie w tej sytuacji. Pożegnał się więc i odszedł w swoim kierunku, chowając jednocześnie dumę do kieszeni.
- Dzięki, dzięki, dzięki - Mia obdarzyła brata sztucznym uśmiechem i nie czekając, także udała się do domu. Blondyn dogonił ją zaraz i chwycił pod ramię.
- Nie podoba mi się on.
- To dobrze, nie jesteś gejem.
- Bardzo zabawne - mruknął. - Tom o nim wie?
- Myślę, że ma zupełnie inne zmartwienia na głowie niż poznawanie moich znajomych ze szkoły - oznajmiła dość rozgoryczonym głosem. Aż za bardzo. Trochę się zagalopowała, wcale nie chciała, aż tak okazywać swojej niechęci. Nie miała w planach, by Andreas miał się czegokolwiek domyślić.
- No tak... - Ku jej zdziwieniu, brat przyznał jej rację i wcale nie wypytywał o nic więcej. Sądziła, że będzie próbował ciągnąć ją za język. Może nawet gdzieś w głębi, nieświadomie, tego chciała. Móc wygadać się ze swoich głupich, bezpodstawnych obaw i otrzymać kilka słów otuchy. By ktoś w końcu przemówił jej do rozumu i powiedział, że sobie wszystko wymyśla. - Ale i tak on mi się nie podoba. Skąd go w ogóle wytrzasnęłaś? - Kontynuował, gdy już zamknęła za nimi drzwi.
- Mówiłam ci, że chodzimy do jednej szkoły. Ty nie miałeś znajomych w szkole? Wyluzuj. On jest w porządku.
- Mimo wszystko, uważaj na niego.
- Zawsze uważam - zapewniła go, choć sama nie widziała nic podejrzanego w swoim nowym koledze. Andreas jak zwykle przesadzał. Może jednak mają ze sobą dużo więcej wspólnego, niż sądziła. Jej braciszek też miał niezłą tendencję do wymyślania. - Co z Beccą?
- Jutro idziemy do lekarza...
- To dobrze. Koniecznie daj znać, co i jak.
- Wiem, dzięki.
- Będzie dobrze - uśmiechnęła się do niego ciepło i przytuliła na moment, chcąc dodać otuchy. Andreas był twardy, całkiem nieźle zniósł wiadomość o guzie Rebecci i trzeba przyznać, że stanął na wysokości zadania. Wszystko było na dobrej drodze. Nie zawiódł. Mia była z niego dumna.
- Jedziesz dzisiaj do Vanessy? - Zapytał, gdy już wypuściła go ze swoich objęć.
- Nie... Raczej dam jej odpocząć. Myślę, że i tak wystarczy jej wasza obecność.
- Może wymienię Toma i do ciebie podjedzie - rzucił z uśmiechem, ale nie wywołał tym jakiegoś entuzjazmu u siostry. Nie bardzo cieszył ją fakt, że Tom miałby się z nią spotkać tylko dlatego, że Andreas przypomni mu o jej istnieniu.
- Pozdrów ją ode mnie - odparła, nie podejmując nawet tematu swojego chłopaka i posyłając mu jeszcze blady uśmiech, skierowała się do swojego pokoju. Ostatnio zaszywała się w nim na całe dnie. Uczyła się, odrabiała lekcje i w międzyczasie pisała wiersze. To była jej ucieczka, jej ukojenie. Albo kolejne złudzenie...

Kilka godzin później...

- Co za masakra! Takie małe dziecko, dopiero się urodziło a już musi przez tyle przechodzić... - Bill pokręcił z niedowierzania głową, krążąc w kółko po pokoju. Tom nie przyniósł dobrych informacji, a wszyscy tylko na nie czekali. Każdy chciałby w końcu odetchnąć. Mieć pewność, że już nic złego nie może się stać. A okazuje się, że wszystko działa przeciwko ich szczęściu. - Co mówią lekarze?
- Nic konkretnego, wkurzają mnie tylko. Jakby sami nie wiedzieli, co się dzieje – mruknął poirytowany, następnie zaciągając się papierosem.
- Mam nadzieję, że to się jakoś ustabilizuje...
- Ja też. Nessa jest w rozsypce. Nie wiem, jak jej pomóc. Czy w ogóle się da...
- W takiej sytuacji trudno jest zrobić cokolwiek, Tom. Myślę, że ona docenia nasze wsparcie.
- Ale to ciągle za mało – westchnął głęboko, spoglądając wymownie na brata. Ten znał to spojrzenie i wiedział o czym Tom myśli. Ich mama. Wracał do niedawnych wydarzeń, a to nie było dobrym kierunkiem. – Może powinniśmy poszukać jakichś specjalistów?
- Może tak. Ale powinniśmy zaczekać na jakieś konkrety.
Bill mimo wszystko wolał unikać pochopnych decyzji. Poza tym obawiał się, że Tom znowu popadnie w jakąś obsesję, podobnie, jak działo się podczas leczenia ich mamy. Sam bardzo chciał pomóc przyjaciółce i jej dziecku, ale musieli myśleć rozważnie. Jeszcze tak naprawdę nie wiedzą nawet, czy małemu Javierowi jest w ogóle potrzebna jakakolwiek dodatkowa pomoc.
Gitarzysta na szczęście nie próbował go przekonywać do swoich pomysłów, najwyraźniej tym razem nie dał się złapać w sidła swojej małej paranoi. Bill mógł odetchnąć z ulgą. Chciał jeszcze coś dodać, lecz w tym momencie jego uwagę przykuł dzwoniący telefon. Serce mu mocniej zabiło na widok imienia Kathariny, jednak mimo to, nie odważył się odebrać połączenia. Zbyt dużo czasu minęło i zbyt wiele się wydarzyło, teraz bał się konfrontacji. A z drugiej strony, wolał, by odbyła się ona w cztery oczy a nie podczas telefonicznej rozmowy.
- Pokłóciliście się? – Zachowanie brata nie mogło umknąć uwadze Toma. Jak posklejał wszystkie fakty, doszedł do wniosków, że dawno nie słyszał nic na temat Kath. I z tego co się orientował, sam Bill również się z nią nie widywał. Wydało mu się to dosyć dziwne. Co prawda, obydwoje mieli trudny czas, ale tym bardziej sądził, że dziewczyna Billa, powinna go wspierać. Przecież Mia była przy nich cały czas, szczególnie przy Tomie. Nie wierzył, że Kath mogłaby być obojętna na to, co się działo w ich życiu.
Blondyn wzdrygnął tylko ramionami nie otwierając nawet ust, by udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi i przeczesał nerwowo palcami swoje włosy. Jedynie głupiec mógłby nie zauważyć, że coś jest nie tak.
- Czy ty aby przypadkiem trochę jej nie zaniedbałeś? – Zasugerował delikatnie, nie poddając się tak łatwo. Wokalista spojrzał na niego krzywo. – No co..? Wydawało mi się, że jest wam razem dobrze…
- Owszem. Tylko trochę się sprawy pokomplikowały od kiedy mama zachorowała.
- A co to ma ze sobą wspólnego?
- Nie drąż. Mamy teraz inne zmartwienia niż mój związek - stwierdził, starając się uciąć temat.
- Trochę się na starałeś o ten związek, szkoda by było, gdyby miało to się skończyć bez powodu...
- Och, naprawdę! I kto to mówi. - Uniósł się zirytowany i krzyżując ręce na piersi, wbił spojrzenie w bliźniaka. Ten jednak wydawał się być zdziwiony, wyraźnie nie wiedząc o co mu chodzi.
- Co masz na myśli? - Mruknął, gasząc papierosa w popielniczce.
- Na przykład to, że sam się trochę starałeś o swój związek a teraz nie wydaje mi się, byś o niego dbał.
- Przecież ze mną i z Mią jest okej.
- No jasne, bo nawet nie macie kiedy się pokłócić - uśmiechnął się krzywo. Tom naprawdę był ślepy, albo głupi. Wszyscy dookoła zauważyli, jak wielkiej zmianie uległy jego relacje z nastolatką, tylko nie on sam. - Boże, według ciebie, to jest w porządku?
- Ale co?
- To jak bardzo odsunąłeś ją od siebie. Z dnia na dzień.
- Pieprzysz - skwitował krótko, choć tym razem coś go w środku ruszyło. Zaczął zastanawiać się nad tym, co usłyszał od brata. - To ty odsunąłeś od siebie Kath.
- No widzisz! Jesteśmy siebie warci - rzucił z goryczą, po czym opadł na kanapę wbijając wzrok w ciemny ekran telewizora. - Ale Mia na to nie zasłużyła...
- Przecież nic jej nie zrobiłem! - Starszy Kaulitz powoli tracił już cierpliwość. W tym momencie czuł się oskarżany o coś, czego nawet nie zrobił. - Nadal jesteśmy razem, widujemy się, rozmawiamy. O co ci chodzi, Bill?
- To też moja przyjaciółka, więc się martwię - oznajmił spokojnie. - Nie skrzywdź jej, Tom.
- Nie zamierzam i skończ te głupie gadki. Między mną a Mią jest wszystko w porządku, a ty zajmij się lepiej swoją dziewczyną. Bo jeśli, któryś z nas rozpieprza swój związek, to na pewno w tym przypadku jesteś nim ty - wyrecytował stanowczo, na co Bill już tylko westchnął z rezygnacją. Może Tom miał rację w kwestii jego związku, ale na pewno nie swojego. Tak naprawdę obydwaj popełnili ostatnio sporo błędów, które nie tak łatwo będzie teraz, czy później naprawić. On sobie poradzi, Katharina również. Nawet Tom sobie poradzi. Tylko miał wątpliwości, czy Mia da radę. Tak, czy inaczej, Tom dostanie jeszcze po dupie. Był tego pewien.


Cdn.


7 komentarzy:

  1. Tom bez wątpienia dostanie po dupie, oby szybko i boleśnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu nie dziwi mnie, że Tom nie ma pojęcia co się dzieje z Mią? Ja rozumiem, tragedia Vanessy i takie tam, też pewnie przywiązywałabym do tego ogromną wagę, ale czemu ją od siebie odsunął? Teraz ten kolega się do niej przysunie, a Tomasz zostanie z niczym... Znaczy z Vanessą, ale mam nadzieję, że żyją tylko w przyjacielskiej relacji i że tak pozostanie. A co do ogółu to Bill jest mądry, a Tomowi brakuje troszeczkę szarych komórek, ale w sumie to facet...Nie wymagajmy za dużo ;D
    Pozdrawiam i życzę taaaaaaaaaaakiej weny, żeby rozdziały pojawiały się tak często jak na początku <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię Vanessy jakoś działa mi na nerwy, choć w tej sytuacji to wrednie ale trudno xD I jest mi przykro, że muszę napisać to, że z Toma straszny dupek się zrobił. Ok jego przyjaciółka ma problemy, ale halo? ma też dziewczynę i ona też potrzebuje jego uwagi. Strasznie uwielbiam Twoje opowiadania, bo są realne, a nie jakieś z dupy strony :D Wgl za dużo śmierci i jakiś przykrych sytuacji ostatnio jest :( Przydały by się jakieś tęczowe jednorożce albo coś xDD Życzę dużych pokładów weny i do następnego! (Oby szybko się pojawił)! :* C.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tom za bardzo przejmuje się Vanessą. Rozumiem, że jest jej przyjacielem, ale są też inni no i ojciec dziecka. Vanessa sama skomplikowała sobie życie. Na miejscu Toma wzięłabym słowa Billa do serca i spotkała się z Mią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh Tom, co za bzdury.... Widzi cudze problemy ale swoich nie....
    A no tak to znowu ja :D Ta pani co nigdy nie może się nacieszyć tylko jednym odcinkiem na raz...
    A poza tym technologia XXI wieku mnie nie lubi i komentarz pojawia się dopiero teraz :D Wiec bez obrazy nadrabiam wszystko.. :D
    Więc na czym to ja skończyłam? Ah tak, Tom ty idioto! Jesteś taki ślepy, w ogóle nie wiesz c się dzieje z Mią. Ja rozumiem, że Vanessa tez jest ważna, ale niech pomysli tez o swojej dziewczynie?
    Nie ogarniesz tych facetów... :D

    Życzę weny i czekam niecierpliwie na kolejny odcinek :D

    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech, nie chcę, żeby Tom nie widział tej przepaści, która się miedzy nimi tworzy ;x Znając Twoje opowiadania to możemy się spodziewać niespodziewanego, ale chyba wolałabym, żeby jednak zauważył, że w jego związku też jest coś nie tak.
    I żeby sytuacja Becki się dobrze skończyła ;x
    I boję się co jest nie tak z dzieckiem Ness.
    Powodzenia w pisaniu ;)
    QB

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem jedno faceci..... Oni nic nie kumają a Tom oberwie i chyba wiem już jak to się stanie.😑

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.