wtorek, 3 listopada 2015

60. Kolega ze szkoły.

Blondwłosy mężczyzna przymknął powieki, wsłuchując się w ostatnie dźwięki gitary, które z każdą kolejną sekundą powoli cichły, aż w końcu w pomieszczeniu nie było słychać niczego poza jego własnym oraz Toma oddechem.
– To było idealne – powiedział cicho, spoglądając wreszcie na brata.
Tom także miał przez dłuższą chwilę zamknięte oczy, a gdy tylko je otworzył i uchwycił wzrok Bliźniaka, poczuł dokładnie to samo. Niebywałe ukojenie rozlało się po jego sercu, zagłuszając tlący się w nim od tygodni ból. Przychodząc tutaj tego dnia, nie oczekiwał cudów. Chciał tylko zająć się czymś przez chwilę, oderwać od rzeczywistości. Siebie i brata. Obydwaj przecież tego potrzebowali. Okazało się to jeszcze lepszym pomysłem, niż mógł w ogóle przypuszczać. Muzyka działała na nich niemal jak lekarstwo. A przecież nie ma żadnego lekarstwa na smutek, cierpienie, żal, złość, czy jakiekolwiek inne uczucia. Nie ma. Jednak to, co teraz czuli, było niezwykłe.
– Możesz zagrać to jeszcze raz?
– Myślę, że tak – stwierdził dość niepewnie. Nie miał przed sobą nigdzie zapisanej kompozycji. Każda nuta, którą przed chwilą grał, wypływała samoistnie spod jego palców. Miał nadzieję, że zdołał to w sobie zapamiętać. Nie chciałby tego stracić. Melodii, która była dla niego lekarstwem. Skoncentrował się, ponownie zamykając oczy, a jego palce właściwie same zaczęły sunąć po strunach akustycznej gitary. Bill jeszcze raz wsłuchał się w melancholijne brzmienie, czując, jak słowa wypełniają jego umysł. Nie musiał się nawet zastanawiać, analizować, myśleć. Nie musiał układać zdań, dobierać odpowiednich, pasujących do siebie wyrazów. Był jak natchniony. Rozchylił tylko lekko wargi i pozwolił, by jego głos wydostał się na zewnątrz. Prosto z jego serca, prosto z duszy. Każde słowo przepełnione emocjami i uczuciami, których nie zdołałby wyrazić w żaden inny sposób niż śpiew.

Byliśmy tam, gdzie strach
Gdzie ciemna otchłań otaczała nas
I tak bardzo tęskniliśmy za domem
Ciepłem Twoich ramion
Otulających nas do snu

Tom uchylił powieki, słysząc ciepły głos Bliźniaka, wiedział, o kim śpiewa. Znał sens każdego słowa. I choć to był tylko kawałek tekstu, który być może nie był nawet w minimalnym stopniu dobry, przemawiał przez nich, wypełniając ich dusze. Był tym, co tkwiło w nich od lat.

Byliśmy tam samotni, choć zawsze razem
We dwóch, nierozłączni
Z dala od Ciebie, opuszczeni
Ukryliśmy się w ciemności
A Ty nie chciałaś nas zobaczyć

Teraz, gdy przestałaś istnieć
Z dnia na dzień
Teraz, gdy nigdy nie powrócisz
My nadal jesteśmy tu
Samotni, we dwoje
Ukryci w ciemności*

^^^

Pierwsze szturchnięcie mogła uznać za przypadek i zwyczajnie je zignorować, bo przecież każdemu może się zdarzyć. Tym bardziej na szkolnym korytarzu, gdzie co chwilę robi się tłoczno i czasem nie ma jak swobodnie przejść. Jednak po zakończonych zajęciach, bardzo szybko dotarło do niej, że przypadki na tym popapranym świecie nie istnieją. Kiedy tylko przekroczyła granice szkoły i zmierzała dobrze znanym jej parkiem w stronę domu, nagle, nie wiadomo skąd, pojawiły się obok niej znajome twarze ze szkoły, a o ich obecności zorientowała się dopiero, gdy kolejny raz ktoś szturchnął ją w ramię. Tym razem zdecydowanie mocniej i z pełną premedytacją. Zatrzymała się wówczas i wyjęła z uszu słuchawki, spoglądając niepewnie na trzy dziewczyny, które stały teraz przed nią. Widywała je już wcześniej, ale nigdy nie zwracała szczególnej uwagi. Mało ją interesowało takie towarzystwo, miała swoje sprawy i zawsze trzymała się na uboczu. Dlatego nie miała pojęcia, czego mogłyby od niej chcieć. Nawet się nie znają. Sama nie wiedziała, jak mają na imię.
– O co chodzi? – zapytała, zabierając głos jako pierwsza. Nie wyglądały na chętne do rozmów, a nie miała ochoty sterczeć przed nimi bezczynnie przez pół dnia. Zależało jej, żeby wrócić już do domu i spotkać się z Tomem.
– Nigdy bym nie pomyślała, że taka szara myszka mogłaby wyrwać gwiazdę rocka – zaczęła w końcu jedna z dziewczyn. Wysoka blondynka o niebieskich oczach. Wyglądała jak żywcem wyjęta ze stereotypowych opowieści.
– Pseudo rocka – wtrąciła kolejna, dla odmiany brunetka. Ta nie była już tak perfekcyjna, jak jej koleżanka. Mia westchnęła ciężko, nie mając już wątpliwości, o co chodzi. A raczej o kogo. Przez jakiś czas miała spokój od tego typu zaczepek, ale ostatnio w gazetach znowu zaczęło pojawiać się sporo plotek na temat jej związku z Tomem. Oczywiście, oni się tym nie przejmowali, ale nie mieli wpływu na pozostałych.
– A konkretnie, czego chcecie? – mruknęła, nie zważając na ich kąśliwe uwagi. Właściwie, w ogóle ją to nie ruszało.
– Zależy, co masz do zaoferowania.
– Słucham? – parsknęła, spoglądając w tym momencie na blondynę, jakby naprawdę była główną bohaterką wszystkich dowcipów na temat blondynek. Naprawdę wierzyła, że te dziewczyny mogą być normalne. Przez chwilę. – Z jakiej racji miałabym wam cokolwiek oferować..?
– Z takiej, że nas jest trzy, a ty jesteś jedna? – zasugerowała, co wcale nie brzmiało już ani trochę dobrze.
– To ma być groźba? – Uniosła brwi, nie okazując wcale swojego strachu, mimo iż przestało jej się to podobać i nie wiedziała, czego może się spodziewać. Faktem było, że miały rację. Była sama. A w pobliżu nie było nikogo, kto w razie potrzeby mógłby zareagować.  Przynajmniej z pozoru.
– Cześć, Mia – Nim którakolwiek z dziewczyn zdążyła jej odpowiedzieć, u jej boku zjawił się jakiś chłopak. W pierwszej chwili, gdy na niego spojrzała, kompletnie nie miała pojęcia kim jest. Przecież nie ma wielu znajomych, a ze szkoły nie zadaje się prawie z nikim. Jednak szybko połączyła fakty i uświadomiła sobie, że zna go lepiej, niż sama mogła się spodziewać. – Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo – dodał, a ona wtedy zrozumiała, że chłopak tylko się zgrywa, by odstraszyć niechciane towarzystwo. Mimo iż mu do końca nie ufała, była wdzięczna za pomoc. Kto wie, jak mogło się to dla niej skończyć, gdyby się nie wtrącił.
– Nie. Akurat koleżanki dotrzymały mi towarzystwa – uśmiechnęła się ironicznie w kierunku dziewczyn. – Ale przykro mi, pora już na nas – rzuciła jeszcze i, nie patrząc już na nic, ruszyła przed siebie, wymijając je szerokim łukiem. Mało ją też interesowało, czy chłopak również poszedł w jej ślady. Właściwie bez oglądania się za siebie, była pewna, że tak uczynił. W końcu robił to od kilku dobrych miesięcy. Zwyczajnie za nią łaził, jak jakiś cień. Już dawno przestała się tym przejmować, bo nie stwarzał żadnego zagrożenia.
–Nie porozmawiasz ze mną?
Jednak ją dogonił i tym razem najwyraźniej nie zamierzał milczeć.
– O czym? – mruknęła, nawet na niego nie spoglądając. Nie chciała być nieuprzejma, ale jego osoba budziła w niej przykre wspomnienia. Nie chciała znowu o tym myśleć i na nowo toczyć walkę. – To znaczy… Dzięki za pomoc z tymi dziewczynami. Miło z twojej strony.
– W porządku. Ty też mi kiedyś pomogłaś – oznajmił, idąc już równo z nią. Coś nią wstrząsnęło w środku na te słowa. Mimo że nie powiedział nic złego, wzbudziło to silne emocje. Zatrzymała się gwałtownie, odwracając w jego kierunku.
– Ja ci pomogłam? – Wbiła w niego swoje zielone, błyszczące spojrzenie, które, nie wiedzieć czemu, zaszło łzami.
– No tak… Wtedy, w szkole… Przecież musisz to pamiętać – odparł dość niepewnie. Nie rozumiał jej gwałtownej reakcji. Trochę zmieszał się tą sytuacją.
– Nic wtedy nie zrobiłam – powiedziała cicho, ale za to stanowczo. Doskonale pamiętała tamten dzień. Strzały, krzyki, chaos, krew. Nie zapomni tego do końca życia. Jego twarzy też. Jego oczu.
– Gdyby nie ty, pewnie bym tam zginął.
– Przecież ja nic nie zrobiłam. Zostawiłam cię tam! – Uniosła się, nie mogąc pojąć, w jaki sposób ten chłopak może być jej za cokolwiek wdzięczny. Frustrowało ją to, bo sama czuła się winna. Uważała, że nie zachowała się wtedy odpowiednio, a już na pewno mu nie pomogła.
– Musiałaś. Byłem za ciężki, żebyś mogła zabrać mnie ze sobą. Przecież ty ważysz z pięćdziesiąt kilo. A i tak zrobiłaś wszystko, by przenieść mnie w bezpieczniejsze miejsce. Byłem ranny, bez ciebie nie dałbym rady. Uratowałaś mnie, dziewczyno – wyrecytował z przejęciem, łapiąc ją jednocześnie za ramiona i spoglądając w zaszklone oczy. Widział, że przywołał w niej wspomnienia i że nie radziła sobie z nimi zbyt dobrze. Mimo minionego czasu, ona nadal to przeżywała. Nie rozumiał jednak, jak mogła siebie za cokolwiek winić. Jak mogła nie dostrzegać tego, jak wiele dla niego zrobiła tamtego dnia? – Chyba się nie obwiniasz? Nie bądź głupia. Mój Boże, uratowałaś mi życie, nigdy tego nie zapomnę. I zabraniam ci winić się za to, co się tam stało. Rozumiesz?
– Mogłam zrobić więcej…
– Nie mogłaś – zaprzeczył stanowczo. – Zrobiłaś wszystko.
Uwierzyła mu. Nie wiedziała, dlaczego, ale uwierzyła. W jednej chwili coś z niej spadło, jakiś wielki ciężar, który spoczywał od miesięcy na jej duszy. Nagle już go nie było. Dopiero teraz przyjrzała się jego twarzy. Stał tak blisko, że bez problemu mogła zauważyć ciemny błękit jego tęczówek, zgrabny nos, ozdobiony kilkoma ledwo widzialnymi piegami. Miał nieco dłuższe, ciemne blond włosy. Pamiętała, że w dniu strzelaniny były dużo jaśniejsze. Zapewne po prostu słońce je rozjaśnia każdego lata. Nie rozumiała, czemu w ogóle się nad tym zastanawia. Czemu analizuje kolor jego włosów . To jednak działo się mimowolnie. Może dlatego, że stał tak blisko, wciąż się w nią wpatrując. W innej sytuacji  wydałoby jej się to bardzo niezręczne i na pewno szybko by się wycofała. Teraz jednak wcale tego nie czuła. Żadnego skrępowania. Przeciwnie – wszystko było w porządku. Zupełnie jakby  właśnie miało tak być.
– To dlatego wciąż za mną chodzisz? – Zapytała, w końcu wydobywając z siebie głos. Była już znacznie spokojniejsza, emocje powoli opadały.
– Ja wcale… To nie tak… Boże, nie chciałem wyjść na psychopatę. Przepraszam  – Był wyraźnie zakłopotany, co nie mogło dziwić w tej sytuacji. – Ja tylko… czuję jakąś więź od tamtego dnia. Nie odbierz tego źle. Naprawdę nie chcę nic złego.
– W porządku – skinęła głową, odsuwając się od niego. – Chyba większości z nas mogło coś się poprzewracać w głowie po tej strzelaninie – stwierdziła, dziwiąc się sama sobie, że potrafi wspominać to wydarzenie w tak spokojny sposób. Niemal bez emocji.
– Tak, chyba tak – zaśmiał się, nie uznając tego za obrazę. Miała rację, to było oczywiste. – Mogę cię odprowadzić? Tym razem bez chodzenia za tobą jak psychol?
– To chyba dobry pomysł, żebyś z tym skończył.
– Też tak myślę – przyznał, uśmiechając się w dość uroczy sposób, jak na faceta. Przynajmniej ona tak sądziła. Dziwnie się przy nim czuła. Inaczej niż przy kimkolwiek. Może faktycznie połączyła ich jakaś więź? Może było coś w tym, co on odczuwał? Coś głębszego i dopiero teraz zdołała to zauważyć? W końcu takie wydarzenia łączą ludzi, tym bardziej, gdy działają razem, próbując chronić swoje życie. – Tak w ogóle, jestem Daniel. Może od tego powinniśmy zacząć.
– Moje imię zapewne już znasz. Ale dobrze jest poznać twoje.
– Czego właściwie od ciebie chciały te dziewczyny?  Nie wyglądały zbyt przyjaźnie – zmienił temat, gdy już ruszyli w stronę jej domu. Zdążyła zapomnieć o nieprzyjemnej rozmowie sprzed kilkunastu minut, ale prędzej czy później i tak by na pewno sobie o tym przypomniała. Może więc lepiej, że poruszył na nowo tę kwestię.
– Dokładnie to sama nie wiem. Dyskusja nie rozwinęła się za bardzo, bo wkroczyłeś ty. Może to i lepiej… Ale raczej ma to związek z moim chłopakiem – rzekła z niezadowoloną miną. To było dosyć dołujące, że ktoś czepiał się jej relacji z Tomem. Naprawdę nie potrzebowała jeszcze takich idiotycznych zmartwień. Wiedziała jednak, że nie ma na to wpływu. Niektórzy ludzie potrafią tworzyć problemy z niczego. Szkoda tylko, że to ona musiała stać się ich ofiarą.
– Z tym Tomem, tak? Widziałem was w jakiejś gazecie. Chyba byliście w górach… To znaczy, przypadkiem. W kiosku. Co prawda często chodziłem twoimi śladami, w sensie… bo właściwie mój dom jest po drodze do twojego, więc… Boże, po prostu chodzi o to, że to wszystko przypadek. Wcale cię nie śledzę ani nie szpieguję. Ale chyba właśnie się pogrążam – zaczął mówić, plącząc się przy tym. Zdecydowanie nie wychodziło mu tłumaczenie się, a naprawdę nie chciał, by myślała o nim, jak o jakimś szaleńcu. I tak dziwiło go, że jeszcze nie uciekła i zgadzała się na jego towarzystwo. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko musiało wyglądać z jej perspektywy bardzo dziwnie.
– Mimo wszystko wierzę, że nie jesteś psychopatą – skwitowała z powagą. – Ale przyznam, że na początku wydawało mi się to dziwne. Nigdy wcześniej po prostu nie zauważyłam, byś chodził tą samą drogą. To jednak nic jeszcze nie znaczy, bo przecież zwykle ignoruję wszystko dookoła, więc mogłam tego nie widzieć.
– Chyba obydwoje siebie nie widzieliśmy do pewnego czasu.
– To prawda. Ale w moim przypadku to akurat normalne.
– Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy… Jakoś właśnie tak normalnie, a nie tylko, gdy będę za tobą szedł do domu – powiedział, gdy już zbliżali się do jej posesji. – Właściwie, mógłbym codziennie cię odprowadzać, jednocześnie odstraszając te twoje „koleżanki” – zaproponował, co nie było według niego takim głupim pomysłem. Przynajmniej mieliby pewność, że te dziwne dziewczyny nie wyrządzą jej żadnej krzywdy.
– Dzięki, to miłe. Myślę, że możemy się jakoś dogadać w tej kwestii – uśmiechnęła się do niego, stając już pod swoją bramą. – Cieszę się, że mogliśmy w końcu normalnie się poznać.
– Ja też…
– W takim razie do zobaczenia w szkole.
– Tak, do zobaczenia. Miłego dnia – pożegnał się z nią, nie przedłużając już, bo wydawało mu się, że za chwilę może zrobić się niezręcznie. Mimo wszystko, nie znali się jeszcze zbyt dobrze. Trudno było jakkolwiek określić ich relacje, ale  póki co, nie czuli się jeszcze w niej zbyt pewnie. Szczególnie Mia, co było po niej łatwo dostrzec. Nie chciał jej tego utrudniać, tym bardziej, że sam miał podobne odczucia. Posłał jej jeszcze przyjazny uśmiech i odszedł w swoją stronę, pozwalając jej spokojnie wejść do domu.
Wbrew wszelkim dziwacznym i niezrozumiałym uczuciom, które dziś się w niej zrodziły, była w całkiem dobrym nastroju i cieszyła się z nowej znajomości. Było jej to potrzebne. Przypadki chyba naprawdę nie istnieją. Te dziewczyny na pewno nie zaczepiły jej przypadkowo akurat dzisiaj i Daniel nie zjawił się też przypadkowo. Wszystko się ze sobą łączyło. Musiało tak być.
– A co to za chłopak?!
Podskoczyła gwałtownie, a serce niemal podeszło jej do gardła, gdy ledwo zamknęła za sobą drzwi i napotkała swojego brata wpatrującego się w nią, jakby właśnie popełniła największe przestępstwo.
– Andreas, oszalałeś!? Wystraszyłeś mnie!
– Ha, boisz się, bo masz coś na sumieniu.
– Nie bądź głupi – zmierzyła go swoim rozzłoszczonym spojrzeniem, po czym zaczęła zdejmować wierzchnie odzienie oraz buty.
– No, ale serio. Co to za typ?
– Kolega ze szkoły – oznajmiła krótko, nie zamierzając wdawać się z nim w dalsze dyskusje. – Rozmawiałeś z Tomem?
– Nie. Od kilku dni razem z Billem siedzą w studiu. Myślałem, że prędzej z tobą będzie gadał – odparł, podążając za nią do kuchni. Mia wzruszyła tylko bezradnie ramionami. Co prawda, Tom się do niej odzywał, ale nie było to zbyt częste i wystarczająco satysfakcjonujące. Trochę się od niej odsunął i nie była do końca pewna czy powinna już zacząć się tym niepokoić, czy po prostu dać mu więcej czasu. – Wiesz, w sumie muzyka jest tym, co kochają. Pewnie im to bardzo pomaga.
– Wiem. Idę się pouczyć – rzuciła i wyminęła go, udając się do swojego pokoju. Znowu miała mieszane uczucia, co do zachowania Toma, ale przecież nie mogła mu mieć tego za złe. Może po prostu nie potrzebował jej towarzystwa, ani wsparcia. Jeśli byłoby inaczej, na pewno dałby jej o tym znać. Usiadła przy swoim biurku i wyciągnęła książki, musiała się czymś zająć, żeby przestać myśleć.

^^^

Gitarzysta gwałtownie uniósł powieki, wyrwany drastycznie ze snu przez dzwoniący telefon. Przespał właściwie pół dnia i w sumie  zamierzał już nie wychodzić z łóżka. Niechętnie też spojrzał na wyświetlacz, gdzie teraz widniało imię jego przyjaciółki. Przez chwilę coś kusiło go, by zignorować połączenie… Ale nie mógł. To była jego przyjaciółka. Nie mógł odciąć się od wszystkich, tym bardziej, że nikt mu w niczym nie zawinił. Odebrał więc i zamarł na chwilę, słysząc jej niewyraźny, słaby głos.
– Tom… Przyjedź do mnie, proszę.
– Co się stało, Vanessa? – Podniósł się do pozycji siedzącej, czując, jak serce mocniej mu bije ze strachu. Przed oczyma miał już tylko same najgorsze scenariusze. Od śmierci mamy, nie umiał myśleć pozytywnie. To działo się wbrew jego woli.
– Myślałam, że odeszły mi wody… Ale ja krwawię, Tom. Proszę cię, boję się… Jestem zupełnie sama. Wiem, że to nieodpowiedni czas, ale… proszę.
– Mój Boże, oczywiście, że przyjadę! – Niemal okrzyknął, w ogóle nie mogąc pojąć, jak mogła uważać to za nieodpowiedni czas. Nie było jednak czasu, by teraz przeprowadzać w tym temacie jakiekolwiek analizy. Zerwał się z łóżka, nie tracąc połączenia i w pośpiechu zaczął szukać swoich spodni. – Słuchaj, musisz wezwać pogotowie. Będę u ciebie za jakieś dziesięć minut, ale trzeba wezwać kogoś, kto się na tym zna, rozumiesz?
– Tak… Ja przepraszam, powinnam od razu tam zadzwonić zamiast do ciebie.
– Przestań, bardzo dobrze, że zadzwoniłaś. Już do ciebie jadę. Proszę, zadzwoń po karetkę i zaraz po tym od razu do mnie oddzwoń, dobrze? – Mówił jak nakręcony, jednocześnie ubierając się do wyjścia. Przerażenie z sekundy na sekundę coraz mocniej ściskało go za gardło, z trudem udawało mu się powstrzymać atak paniki. Nie miał pojęcia, co powinien robić, jak się zachowywać, jak z nią rozmawiać. Miał w głowie tylko jedną myśl – dzieje się coś złego. A Vanessa musi jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. I najważniejsze, że nie zniesie kolejnej straty. Nikt nie zniesie. To nie mogło w ogóle się wydarzyć.
– Dobrze, dziękuję… Tylko proszę, pospiesz się.
– Za chwilę będę, obiecuję – zapewnił bez wahania i rozłączył się, by jego przyjaciółka mogła wezwać pomoc. A gdy tylko zdał sobie sprawę, że zakończył połączenie i wszystko zaczęło do niego docierać, przeraził się jeszcze bardziej. Co, jeśli nie zdąży..? Co, jeśli nikt jej nie zdąży pomóc i wykrwawi się tam, zupełnie sama? Co, jeśli za późno trafi do szpitala..? Dziecko. Dziecko. Co z dzieckiem? Tysiąc myśli zaczęło przeplatać się w jego głowie, czego w żaden sposób nie mógł ogarnąć. Nawet nie wpadł na to, by zadzwonić do Billa czy kogokolwiek. Po prostu zgarnął kluczyki od samochodu i wybiegł z mieszkania, następnie z piskiem opon opuszczając teren parkingu. – Błagam, niech wszystko będzie dobrze… Błagam… – szeptał pod nosem. Był tak roztrzęsiony, że nawet nie zwrócił uwagi, jak jego oczy wypełniły się łzami. Zdążył już do nich przywyknąć w ciągu ostatnich tygodni.
Zerknął z niepokojem na telefon, miała do niego oddzwonić. Musiał ją słyszeć, wiedzieć, że jest przytomna i że żyje.  Dlaczego nie dzwoniła? Powstrzymał się od uczynienia tego samemu tylko dlatego, że był już prawie na miejscu.
Byle jak zaparkował pod jej domem, niemal natychmiast wyskakując z auta. Nie wyłączył nawet silnika, licząc się z tym, że za chwilę będzie musiał jechać do szpitala.
Na szczęście drzwi od jej domu były otwarte, więc mógł bez problemu dostać się do środka. Pierwsze, co zamierzał, to udać się wprost do jej sypialni, lecz nie wszedł nawet na schody, dostrzegając plamy krwi prowadzące do salonu. Wyglądało to jak w jakimś horrorze. Czy kobieta w ciąży może aż tak krwawić..? Czy to jest normalne? Czy to jest bezpieczne..? Oczywiście, że nie. Nie rozumiał, jak bardzo niedorzeczne może być w tej chwili jego myślenie. Serce podeszło mu do gardła, gdy odwracał się w kierunku salonu. W domu było cicho. Nie zauważył tego wcześniej, będąc zbyt przejętym całą sytuacją.
– Vanessa?! – Zawołał ją głośno, licząc, że usłyszy jakikolwiek odzew. Jeśli nie, miał też nadzieję, że może po prostu już pojechała do szpitala. Może pogotowie było tu przed nim. Nie, przecież nie wierzy już w cuda. Nie po śmierci swojej matki.
Tym razem cud również się nie zdarzył. Szatynka leżała na dywanie, tuż obok kanapy. Nieprzytomna.

Cdn.


*Tekst mojego autorstwa.

7 komentarzy:

  1. Każdy odcinek jest coraz bardziej ciekawy. Zastanawia mnie co te dziewczyny chciały od Mii, a także co stało się z Vanessa..mam nadzieję, że wszystko ok :)

    Czekam na kolejny odcinek :*
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna rzecz jaką Tom będzie się martwił i obwiniał. A ten kolego Mii niech ta sobie spokój :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za krótkie!
    Po drugie. Jak dobrze ze ten cały daniel się pojawił bo nie wiadomo co by się Mii przytrafiło.
    Po trzecie. Tylko nie mów mi ze Vanessa poroni bo chyba cie udusze za to!
    cukiierkoowaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję że Vanessa zdąży do szpitala a z dzieckiem będzie wszystko dobrze. Jak zawsze wszystko dobrze napisane. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić. I bardzo spodobał mi się ten tekst Twojego autorstwa. Bardzo piękny tekst.
    Już sięnie mogę doczekać na kolejny odcinek.
    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze wystraszylam się jak nie mogłam wejść na bloga, by the way to ja jestem tą desperatka z Twittera (jeśli w ogóle dostałaś ta wiadomość, bo kompletnie się na tym nie znam i mam nadzieję że nie jesteś zła ) Mam tylko pytanko co z pozostałymi blogami? Uwielbiam Twoje opowiadania <3 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Kooocham to, wiesz?
    Ale zaczyna się robić troszeczkę, no nie wiem, po prostu nie lubię problemów, ale bez nich byłoby nudno, więc...
    https://www.facebook.com/Kochasz-To-pisz-1639484706339868/ A tutaj, takie coś. Pewnie masz dużo pracy i takie tam, ale biorąc pod uwagę twój super talent, to mogłoby coś z tego wyjść xd Tak stwierdziłam, że Cię poinformuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Co Ty najlepszego uczyniłaś, dziewczyno?! Boję się czytać dalej xDDD

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.