Znana
melodia wdarła się do jego snu bardzo powoli, ale za to skutecznie go
zakłócając. Próbował podświadomie wyprzeć ją ze swojego umysłu, ale nie
powiodło się. W końcu się poddał. Uchylił znużone powieki i oczywiście w tym
momencie jego telefon zamilkł. Sapnął z frustracją i przetarł dłońmi zaspaną
twarz. Dopiero po tym poczuł, że nie jest w swoim łóżku sam. Mia wciąż tu była.
Odruchowo spojrzał na zegarek, było dopiero po dwudziestej. Dosyć wczesna pora
jak na tak głęboki sen. Musieli być padnięci, skoro nawet nie spostrzegł, kiedy
zasnął. Miał nadzieję, że Mia nie będzie zła, że zatrzymał ją u siebie na
znacznie więcej czasu, niż obiecywał. Ale nie zamierzał jej budzić. Spała tak
spokojnie i beztrosko. Jeśli tylko mógł pozwolić jej zachować ten stan jak
najdłużej, nie miał zamiaru tego psuć.
Jej długie włosy rozsypały się na nagich ramionach oraz plecach. Była zakryta
tylko od pasa w dół i wyglądała niesamowicie seksownie w obecnym położeniu. Mógłby
tak patrzeć na nią bez końca, gdyby jego telefon po raz kolejny nie dał o sobie
znać. Niechętnie oderwał wzrok od ciała nastolatki i sięgnął do urządzenia, od
razu odbierając połączenie, nim jeszcze zbudziłby i ją.
-
Halo? – rzucił do słuchawki, jednocześnie wygrzebując się spod pościeli i
wciągając na tyłek bokserki. Następnie wyszedł z pokoju, zerkając jeszcze na
śpiącą dziewczynę, zanim zamknął za sobą drzwi. Nie obudziła się.
-
Hej, Tom. Jesteś zajęty? – Z drugiej strony dotarł do niego głos Vanessy. Nie
zdążył jednak zarejestrować wszystkiego, gdy dziewczyna po raz kolejny zabrała
głos: – Tak właściwie to jestem
niedaleko i zastanawiam się, czy mogłabym wpaść…
-
Coś się stało? Jasne, że wpadaj – odparł lekko zmieszany, nie do końca jeszcze
kontaktując.
-
Dzięki. To za chwilę będę.
-
W porządku, czekam – zakończył rozmowę i odłożył telefon na stół. Nawet nie spostrzegł,
kiedy znalazł się w kuchni. Widocznie podświadomość sama go tam skierowała.
Musiał przede wszystkim zaspokoić swoje pragnienie, co też uczynił, sięgając do
lodówki po karton pomarańczowego soku. W czasie uzupełniania płynów, gdy już
wszystko sobie na spokojnie zaczął analizować, stwierdził też, że wypadałoby
się jakoś ubrać przed przyjściem przyjaciółki. W sumie nie spodziewał się, że
Vanessa będzie chciała jeszcze przychodzić do ich mieszkania po wszystkich
akcjach z Billem. Przeczuwał więc, że coś się musiało wydarzyć. Znowu. Ale nie
mógł jej odmówić. Nawet gdyby chciał, zobowiązywała go obietnica. Czy żałował? Sam nie wiedział. Coraz częściej łapał się
na tym, że chyba właśnie tak było. Trochę go to już przerastało. Dawniej ich
przyszłość wyglądała znacznie prościej. Nie spodziewał się tylu komplikacji po
drodze. I choć wciąż Vanessa była mu jedną z najbliższych osób, w którymś
momencie coś pękło. Powstała między nimi jakaś szczelina, która mocno utrudnia
ich relację. Mimo to się starał. Bo wciąż pamiętał, co jest w życiu
najważniejsze.
Nie
zwlekając, wrócił do swojej sypialni. Już na wstępie powitały go szeroko otwarte, zielone oczy Mii,
którą chyba także sytuacja trochę zaskoczyła po przebudzeniu się. Posłał jej
swój uśmiech i pozbierał z podłogi wszystkie ubrania, oddzielając swoje od tych
należących do nastolatki.
-
Co tu się wydarzyło? – zapytała, dosyć naiwnie, nawet jak na nią. Doskonale
znała odpowiedź na to pytanie. Ale chyba nie do końca chodziło jej w tej chwili
o to, co zaszło między nimi kilka godzin wcześniej. – Dlaczego ja tu śpię?!
Która jest godzina? Czy już jest piątek!? – Poderwała się nagle z miejsca jak
oparzona. Nie obchodziło jej nawet, że jest kompletnie naga. Poza tym, że
oczywiście zaczęła szukać swojej bielizny. Trudno było jej tego dokonać, skoro jej
chłopak trzymał wszystkie części ich garderoby w swoich rękach.
-
Hej, nadal jest czwartek! – Tom postanowił ją uświadomić, nim w tym całym
popłochu, zrobiłaby sobie jakąś krzywdę. Podał jej również ubrania,
oszczędzając sobie zbędnych komentarzy, które cisnęły mu się same na usta. Nie
mógł oprzeć się widokowi nagiej Mii, biegającej po jego pokoju. – Zasnęliśmy na
trochę.
-
Ładne mi trochę – stwierdziła, wgapiając się w ekran swojego telefonu. – Moi
rodzice dzwonili. Dlaczego ja mam wyciszony telefon? Jestem taka
nieodpowiedzialna. Boże, zawalę szkołę. Zawalę maturę. Wszystko po prostu
zawalę – zaczęła lamentować, wkładając na siebie po kolei wszystkie ciuchy.
Tom
westchnął głośno i także się ubrał, wiedząc, że w tym momencie najlepsze dla
niego będzie milczenie.
-
Dlaczego mnie nie obudziłeś? Przecież wiesz, że miałam wrócić do domu…
Chciałeś, żebym przespała całą noc?
-
Wstałem niecałe dziesięć minut temu, wiele by nie zmieniło, gdybym cię wtedy
obudził. WY-LU-ZUJ, ok? – Złapał ją za ramiona i pocałował krótko w usta. To
pomogło. Na sekundę, nim cały efekt został zepsuty jego kolejną wiadomością. –
Za chwilę będzie tu Vanessa. Zaczekaj jeszcze troszkę, bym mógł cię odwieźć.
-
Vanessa? – Zmarszczyła brwi. – Czy ona nie powinna się zajmować o tej porze
swoim dzieckiem? – wypaliła, niewiele przy tym myśląc. Zrozumiała to trochę za
późno, gdy zdążyła się już poczuć, jak idiotka.
-
Sama ją o to zapytaj – stwierdził, gdy po mieszkaniu rozniósł się dźwięk
dzwonka do drzwi. Mia wywróciła tylko oczami i poszła do łazienki, by ogarnąć
swoją twarz oraz włosy. Nie planowała nikogo o nic pytać. Najchętniej w ogóle
już by się ulotniła z tego miejsca. Wkurzało ją, że Vanessa znowu pojawia się
znikąd. Czy to normalne, że denerwują ją takie rzeczy? Nie była przekonana.
Naprawdę starała się to rozumieć. Bardzo się starała. Za każdym razem
tłumaczyła w sobie, że to jest po prostu naturalne. Że ta dziewczyna, jako
przyjaciółka Toma, już zawsze będzie odgrywała w ich życiu jakąś rolę. A
przyjaciele tak mają, że pojawiają się, kiedy chcą i robią, co chcą. Bo mogą.
Tom
w tym czasie otworzył przyjaciółce drzwi i jak się okazało, przyszła wraz ze
swoim synem. Zaskoczył go ich widok. Właściwie to bardziej jej. Wyglądała
trochę podobnie do Billa, choć wciąż zdecydowanie lepiej. W każdym razie, było
źle. Tom miał ochotę jedynie wznieść ręce ku niebu, nie mogąc uwierzyć, że to
się dzieje po raz kolejny. Opamiętał się jednak. Weź to dzień po dniu.
-
Jest Bill?
-
Jest. U siebie. I raczej nie zamierza stamtąd wychodzić, więc nie musisz się
przejmować – uspokoił ją od razu, na co pokiwała tylko głową. – Co się dzieje?
– zapytał, wpuszczając swoich gości do środka.
-
Chyba nie daję rady, Tom… - wyznała cicho, skupiając swoje spojrzenie na
śpiącym w nosidełku chłopcu. – To wszystko jest gorsze, niż myślałam.
-
Hej. – Obydwoje spojrzeli w kierunku wejścia, gdy stanęła w nich Mia. No cóż,
nie zamierzała się chować w łazience przez cały czas. Uznała, że wypadałoby się
przywitać. Przypomnieć tak delikatnie o swoim istnieniu. Niemniej, nie trudno
było dostrzec, że Vanessa nie zamierzała rozmawiać z Tomem w jej obecności.
Czemu ją to w ogóle nie dziwiło? Mogłaby być złośliwa i nie pozwolić im zostać
samemu nawet na pięć minut, ale przecież nie
była.
-
Cześć.
Współczucie
wzięło górę. Vanessa wyglądała jak siedem nieszczęść. I nic więcej nie trzeba
było do tego dodawać.
-
Może wezmę go do pokoju, żebyście mogli spokojnie porozmawiać. – Mia podjęła
szybką decyzję, w mgnieniu oka znajdując się przy szatynce i odbierając od niej
nosidełko. – Nie spieszcie się – dodała jeszcze, mijając Toma. Już było jej
wszystko jedno, bo wiedziała, że i tak nic nie zdziała odnośnie nauki tego
wieczoru. Przepadło i tyle.
Poszła
do pokoju Toma, ale nie zamykała tym razem drzwi. Tak na wszelki wypadek. Choć
nie do końca wiedziała, jaki to miałby być wypadek.
Jej podświadomość natomiast chyba bardzo dobrze wiedziała. Miała ochotę
klepnąć się w czoło dla własnej głupoty. Położyła nosidełko na środku łóżka, a
sama usiadła obok, by mieć małego cały czas na oku. Miała teraz dużo czasu, żeby
mu się przyjrzeć. Tak naprawdę pierwszy raz widziała go z tak bliska. Ostatnim
razem mogła oglądać go z odległości kilku metrów, gdy był w ramionach Toma.
Kiedyś byłby to dla niej rozczulający widok. Kiedyś. Z innym dzieckiem i inną matką tego dziecka. Cokolwiek by
nie czuła i nie myślała, Javier był śliczny. Słodki i idealny jak jego ojciec
czy wujek. Trochę nawet mu współczuła, że już od samego początku ma rozwaloną
rodzinę. Nikt nie zasługuje na taki start. Nie wspominając już o jego komplikacjach
po porodzie. Życie nie ma litości nawet dla tak niewinnych istot.
Ciekawiło
ją, co tak naprawdę sprowadza Vanessę o tej porze do Toma. Czyżby kolejne
problemy? Wydawało się, że to Bill był jej jedynym zmartwieniem, odkąd
tajemnica wyszła na jaw. Dziwnie było patrzeć na taką Vanessę. Pogubioną,
wystraszoną. To była jedna z niewielu kobiet, którą Mia znała jako pewną
siebie, wyrazistą osobę. Do tego zawsze piękną i zadbaną. Zazdrościła jej urody
nie jeden raz, choć chyba bardziej ze względu na Toma niż samą siebie. Bo
przecież, zanim poznała Toma, wszystko jej w sobie pasowało. Nie miała
problemów z porównywaniem siebie do innych dziewczyn. Pasowało jej to, jak
wygląda. Związek jednak wiele zmienia. Choć niekoniecznie było to dobre w tym
przypadku. Doskonale zdawała sobie sprawę, że powinna, jak najszybciej się z
tym ogarnąć i przestać doszukiwać się czegoś, co tak naprawdę nie istnieje. Mogłaby
zacząć od tego, że Tom nie jest z nią ze względu na jej urodę, ale głównie
dlatego, że się w niej zakochał. Tak,
Mia, naprawdę to zrobił. Zakochał się w tobie. Westchnęła. Gdyby to mogło
być takie proste. Czemu zawsze jakieś złośliwe, niewidzialne chochliki w jej
głowie muszą wszystko psuć? Przez całą znajomość z Tomem zdążyła już widzieć go
w obecności wielu kobiet. Niemniej to za każdym razem Vanessa wywoływała u niej
tak paskudne uczucia, że miała ochotę samą siebie za nie jakoś ukarać. Uważała
ten rodzaj zazdrości za niezwykle idiotyczny. Może to wynikało z tego, że
Vanessę i Toma łączyły dawniej intymne relacje, a gdy z tym skończyli, ich
drogi wcale się nie rozeszły. Nadal są ze sobą bardzo blisko. Nessa jest
właściwie najbliższą przyjaciółką Toma. Nie licząc Mii. Kiedyś wierzyła, że i
ona mogłaby złapać lepszy kontakt z szatynką, ale to było po prostu niemożliwe.
Od początku obydwie miały do siebie dystans, jakby wyczuwały w sobie nawzajem
niezrozumiałe zagrożenie. Może właśnie tak było. Może wbrew tym wszelkim
pozorom są dla siebie zagrożeniem. Mia obawiała się tego najbardziej. Bo
niewątpliwe było, kto by zwyciężył ewentualną walkę. Mia nawet by nie wzięła w
niej udziału. I to jest ten punkt, który wszystko zamyka.
Jej
głębokie rozmyślenia przerwało ciche kwilenie dziecka. Spojrzała na Javiera,
który teraz marszczył swoją słodką twarzyczkę na różne sposoby, wyrażając, jak
bardzo jest niezadowolony, że wciąż leży w tym nosidełku. Nastolatka chyba do
końca nie przemyślała swojej propozycji zajęcia się chłopcem, ponieważ nigdy
wcześniej nie zajmowała się żadnym niemowlęciem. Dopiero teraz to do niej
dotarło i bardzo szybko zapomniała o swojej głupiej zazdrości. Wstała z
miejsca, żeby odpiąć małemu szelki i ostrożnie wzięła go na ręce, uznając, że
pewnie właśnie tego się domagał. To było niesamowicie dziwne uczucie, ale
jednocześnie bardzo przyjemne i niezwykłe.
-
Mam nadzieję, że to nie twoja pora karmienia – zwróciła się cicho do chłopca,
który w tej chwili wpatrywał się w nią z zaintrygowaniem. Nowa twarz zawsze
była ciekawym obiektem do obserwacji. Przynajmniej już nie płakał, więc i Mia
mogła odetchnąć. Mimo to kołysała go lekko tak na wszelki wypadek. – Twoja mama
zaraz do ciebie wróci – zapewniła go, nie wiedząc nawet, czy takie maleństwo
było w stanie cokolwiek zrozumieć. Albo raczej, bardziej wyczuć. Za to ona
wyczuła, że nie jest już całkiem sama w pokoju, pomijając oczywiście Javiera.
Ktoś jeszcze ewidentnie na nią patrzył, ściągając ją tym spojrzeniem. Uniosła
głowę, odruchowo spoglądając w kierunku drzwi. Trochę zaskoczył ją widok Billa.
Nie wiedzieć czemu serce mocniej jej zabiło. Wokalista stał w wejściu i przyglądał
się chyba bardziej dziecku niż jej samej. To wyjaśniało wszystko. Uśmiechnęła
się do niego.
-
Chcesz go potrzymać? – zaproponowała, właściwie nie mając bladego pojęcia, jak
mężczyzna zareaguje. Z tego, co wiedziała, od tygodni nie miał kontaktu z
Vanessą, nawet nie widywał swojego syna. Sprawa była mocno skomplikowana i
żadne z nich nie próbowało jej nawet w żaden sposób rozwiązywać. Niemniej,
chciała spróbować. Być może to była jedyna szansa, by Bill się otrząsnął.
Nie
zbeształ jej ani nie uciekł, więc to był niezły początek dla całej ich trójki.
Mimo mętliku w głowie i burzy uczuć podszedł do dziewczyny. Z bliska dużo
lepiej patrzyło się na dziecko. Uderzyło w niego, jak bardzo urósł od czasu,
gdy widział go po raz ostatni. Odjęło mu mowę. Coś ścisnęło go w żołądku.
Zapewne jakaś żałość.
-
Proszę. Chyba u ciebie będzie czuł się lepiej. – Mia nie zamierzała zwlekać,
jeszcze Bill zdążyłby się wycofać. Podała mu małego w taki sposób, że niemal
nie miał innego wyboru, jak go od niej przejąć. Kolejne dziwne uczucie rozeszło
się po jego ciele. Nie mógł zaprzeczyć, że było ono piękne i dobre. Naprawdę
trzymał na rękach swojego syna. Dziecko z jego krwi. Niewiarygodne było dla
niego, że mógł stworzyć coś tak wspaniałego.
-
Co on tu robi? – Bill w końcu odważył się odezwać, odrywając na chwilę wzrok od
syna i usiadł z nim na łóżku.
-
Vanessa niedawno przyszła… rozmawiają z Tomem w kuchni. – Nastolatka dość
niepewnie odpowiedziała przyjacielowi. Obawiała się, że imię dziewczyny mogłoby
wszystko zepsuć. I faktycznie twarz Billa spochmurniała, ale jednak nie zrobił
nic nieodpowiedniego. W milczeniu skupił się ponownie na dziecku, które już zaczynało
przysypiać w jego ramionach. Był naprawdę spokojny i pachniał tak słodko,
działał na niego niezwykle kojąco. I to był ten widok, który Mię rozczulał na
pewno. Wiedziała, że Javier znajdował się teraz we właściwych ramionach.
^^^
Nastolatka
przez większość drogi powrotnej milczała, patrząc przez okno na ulicę. Nie
wiedział, dlaczego jej milczenie zawsze wydawało mu się takie niepokojące.
Czasem bał się poruszać ten temat, bo jeszcze dowiedziałby się prawdziwego
powodu tej ciszy.
-
Jesteś na mnie zła? – zapytał, ściągając na siebie jej spojrzenie.
-
Nie, dlaczego bym miała?
-
Nie wiem. Miałaś dzisiaj inne plany, a właściwie cały dzień spędziłaś ze mną. –
Wzruszył ramionami, sam do końca nie wiedząc, co mogłoby być powodem
ewentualnej złości dziewczyny. Ale przecież była kobietą, tak naprawdę wszystko
mogło nim być.
-
Mówisz, jakby spędzenie z tobą czasu było jakąś karą – stwierdziła, marszcząc
przy tym brwi. – Przecież wiesz, że to uwielbiam i najchętniej nigdy nie
wracałabym do domu.
-
No na pewno. W to akurat ci nie uwierzę – rzekł z przekonaniem w głosie. Znał
ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że teraz koloryzowała. Mia nawet kochając go na
zabój, nie byłaby w stanie spędzać z nim czasu dwadzieścia cztery godziny na
dobę, bo by zżarły ją wyrzuty sumienia, wywołane przeróżnymi czynnikami. Nim
będą w ogóle mogli razem zamieszkać, minie jeszcze sporo czasu.
-
Przecież wiesz, o co mi chodzi – westchnęła, spoglądając na niego z urazą, że
łapie ją za słowa. Teraz to chyba on doszukiwał się czegoś, co nie miało
miejsca. Czy jej zachowanie stało się zaraźliwe? – Nie jestem na ciebie zła,
Tom. Ten dzień był cudowny mimo wszystko.
-
Cudowny? – drążył dalej, co wywołało kolejne westchnienie u dziewczyny.
Naprawdę nie bardzo wiedziała, o co dokładnie mu chodzi. Ale może po prostu
potrzebował jakiegoś zapewnienia?
-
Tak. Masz jakieś wątpliwości? Może nie w całości był idealny i wesoły, ale i
tak było cudownie. Wcale nie żałuję, że tak się potoczył. Naprawdę wolę być z
tobą niż siedzieć u siebie, gdy ojciec patrzy na mnie jak na zdrajczynię rodu.
A Andreasa prawie nie ma, bo już praktycznie zamieszkał z Rebeccą i wraca tylko
po to, by wypłakać się w poduszkę, bo nie może znieść tego, jak jego ukochana
cierpi. Naprawdę, czas z tobą to najlepsze, co może mnie teraz spotkać. Sprawiasz, że wszystko jest dobrze – wyrecytowała,
dodając nawet trochę więcej, niż w ogóle zamierzała. Ale wyraźnie właśnie
potrzebowała, by się tego z siebie pozbyć. A Tomowi to wystarczyło.
-
Nie wiedziałem, że jest aż tak źle… - powiedział przygaszony i złapał wolną
ręką jej dłoń, chcąc dodać jej otuchy. Sytuacja naprawdę wyglądała dużo gorzej,
niż przypuszczał. Teraz zaczynał rozumieć, że opór Mii, co do grupowego
spotkania wcale nie był jakimś jej bezpodstawnym wymysłem. – Dlaczego nic mi
nie mówisz?
-
Po co mam ci mówić? Mało masz zmartwień? Chciałam, żebyśmy chociaż gdy jesteśmy
razem, nie musieli się jeszcze dobijać. Ja sobie radzę.
-
Ale nie musisz radzić sobie sama.
-
Wiem. Mam ciebie. Naprawdę z tego korzystam, nawet gdy nie opowiadam ci, jak
bardzo jest źle. Czas z tobą wynagradza mi wszystko. I nie chcę go psuć żalami.
-
Może miałaś rację z tą imprezą. Wszyscy są w rozsypce, nikt nie będzie miał
ochoty na zabawę – przyznał po chwili.
-
Przykro mi, ale tak właśnie wygląda sytuacja. Moje urodziny nie są w dobrym dla
nas czasie.
-
Tak bardzo chciałem, żeby ten dzień był dla ciebie wyjątkowy. – Westchnął
smutno. Jak zwykle problemy wszystkich ludzi dookoła musiały się odbijać na
nich. Mimo całej swojej miłości do przyjaciół naprawdę go to wkurzało. Tym
bardziej że nawet jak będą świętować ten czas bez nich i tak te ciemne chmury
będą gdzieś nad nimi zwisały. Nie da się udawać, że jest w porządku, gdy za
plecami sypie się grunt.
-
Ale będzie Tom. Nie potrzebuję do tego wielkiej imprezy. Wystarczysz mi ty.
-
Dobrze. Ale gdy już wszystko się ułoży w naszym popapranym świecie, jeszcze
wrócimy do tej imprezy. Choćby miała odbyć się za dwadzieścia lat! – oznajmił
hardo tonem, który nie znosił sprzeciwu ani nawet żadnego ALE.
-
Nie ma sprawy. – Roześmiała się, wyobrażając sobie ich za tak długi czas. To by
było coś. Nigdy nie odbiegała, aż tak daleko w przyszłość. Może powinna zacząć?
Trochę się jednak tego bała. Na chwilę obecną nie wyobrażała sobie życia bez
Toma, ale przecież życie jest pełne nieprzyjemnych niespodzianek. – Więc
spotkanie w sobotę odwołane, oficjalnie?
-
Nie tak prędko! Możemy pójść razem do klubu. Tam się poznaliśmy, pamiętasz? To
będzie fajna okazja, do wspominania i świętowania. – Uśmiechnął się do niej.
Skoro nie mogą bawić się w grupie, będą bawić się we dwoje, jak jeszcze nigdy
wcześniej. Już on tego dopilnuje. Ten dzień miał być wyjątkowy i taki właśnie
będzie.
-
Dobrze. – Mia tym razem zgodziła się bez żadnych dyskusji. Naprawdę cieszyło
ją, że doszli do takiego porozumienia i obydwoje są zadowoleni z tego powodu.
Trzeba było tak od razu. Następnym razem będzie wiedziała, że nie należy ulegać
Tomowi na siłę w pewnych kwestiach. Bo przecież wystarczy tylko szczerze
porozmawiać.
-
No, a teraz uciekaj. Mam nadzieję, że rodzice nie będą robili ci problemów – rzekł,
gdy zatrzymał samochód pod domem nastolatki. Bardziej miał na myśli jej ojca,
który od pewnego czasu już nie pała do niego swoją sympatią. To była poważna
strata dla ich związku, ale miał nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mu się
odzyskać zaufanie pana Hertzberga. Szczególnie gdy ma naprawdę poważne zamiary,
co do jego córki. Niemniej wcale mu się też nie dziwił. Zawiódł samego siebie,
a co dopiero ojca Mii. Czekało go dużo pracy, aby naprawić swoje błędy oraz je
zadośćuczynić.
-
Jestem już dorosła! – zawołała odważnie brunetka i odpięła swój pas. – Wszystko
będzie dobrze – dodała jeszcze, zbliżając się do niego, by złączyć ich usta w
słodkim pocałunku. – Kocham cię.
-
Ja też cię kocham, Skarbie. Śpij dobrze.
-
Dobranoc. – Posłała mu jeszcze swój najpiękniejszy uśmiech i wysiadła z
pojazdu, kierując się prosto do domu. Zaczekał, aż zamknie za sobą drzwi,
dopiero wtedy odjechał spod jej posesji.
CDN.
Ciekawy odcinek.Mam nadzieję że Bill może pogodzi się z ta sytuacją, że jest ojcem. Odniosłam wrażenie, że był szczęśliwy kiedy trzymał małego na rękach.
OdpowiedzUsuńVanessa zaczyna mnie już trochę wkurzać, no ale cóż...
Na miejscu Mii też bym była zła co do Vanessy, która ciągle o coś prosi Toma. Ale z drugiej strony Tom obiecał jej, że pomoże.
Jejku same bzdety piszę... Idę stąd. :)
Weny życzę <3
Ugh. Niech się wszyscy w końcu ogarna i zrobią super impreze urodzinową
OdpowiedzUsuńMia powoli ulega, idzie na kompromisy i rozmawia. Jestem z niej dumna!
OdpowiedzUsuńVanessa mnie irytuje, ale nie jest jej łatwo i rozumiem to, ale tylko częściowo. Bill, z kolei, ma spiąć pośladki i nie być taką cipą, bo się pogniewamy! A Tom jest Tomem, więcej nie potrzeba, żeby być cudownym...
Pozdrawiam i życzę weny!