wtorek, 28 lutego 2017

71. Rozczarowanie.

Słońce już dawno zdążyło schować się za horyzontem, co sprawiło, że majowy wieczór stał się dużo chłodniejszy, niż Mia początkowo przypuszczała. Nie do końca przemyślała swój dzisiejszy strój. A właściwie nie spodziewała się, że będzie musiała czekać tak długo na Toma przed klubem. Sądziła, że zdążą wejść do środka, nim na dworze się ochłodzi. Tak się jednak nie stało. Tom został zatrzymany w studiu na nieco dłużej, niż planował. Długo też sprzeczali się o to, że Mia w ogóle nie powinna sama iść do klubu, ale dziewczyna i tak postawiła na swoim. Nie chciała być ciągle prowadzana przez wszystkich za rączkę. Musiała przezwyciężać swoje słabości, a nie chować się wiecznie za cudzymi plecami. Mimo że chowanie się za plecami Toma zawsze było niebywale kuszące i przyjemne. Tym razem jednak chciała postąpić inaczej. Tym bardziej że Tom obiecał się pospieszyć. Tak więc czekała na niego przed wejściem, obserwując ludzi, którzy wchodzili się bawić. Rzadko ktoś wychodził, bo jeszcze było dość wcześnie. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, co bardzo jej odpowiadało. Nie miała ochoty na głupie zaczepki. To byłoby stresujące. A ona nie chciała dzisiaj się stresować. To właśnie dziś wypada ten wielki dzień w jej życiu. Podobno staje się dorosła, bo kończy osiemnaście lat. Żeby jeszcze to tak rzeczywiście łatwo działało. Tak naprawdę to tylko zwykła liczba, którą ktoś uczynił magiczną, przyklejając jej takie, a nie inne znaczenie w życiu młodych ludzi. Rozważałaby nad tym pewnie znacznie dłużej, gdyby nie widok nadchodzącego z naprzeciwka Toma. Uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Jesteś – rzekła z małą ulgą, gdy już stanął przed nią.
- Przepraszam cię, Bill jak zwykle wszystko utrudniał i tak wyszło – wytłumaczył się raz jeszcze, czując się potwornie z faktem, że musiał się spóźnić. To miał być ich wieczór, a już od samego początku były jakieś komplikacje. – Ale teraz czas odpowiednio uczcić ten dzień – dodał z uśmiechem, przy okazji lustrując ją swoim przenikliwym spojrzeniem. Dopiero teraz spostrzegł, jak pięknie wyglądała. Miała na sobie krótką, czarną sukienkę, która bardzo seksownie opinała się na jej zgrabnej sylwetce. Do tego delikatnie upięła część swoich włosów, w taki sposób, że odsłaniały jej twarz, ale jednocześnie także opadały na nagie ramiona. Na pewno zapamięta ten widok na długo. – Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Chciałam dzisiaj trochę zaszaleć – stwierdziła ze śmiechem, łapiąc jego dłoń. – Chodźmy już do środka, bo jednak robi mi się zdecydowanie za zimno.
- No tak, by wyglądać tak olśniewająco, trzeba się poświęcać?
- Dokładnie tak jest – przyznała, przypominając sobie, jak długo walczyła w swoim pokoju, by dopasować jakąkolwiek narzutę do swojej kreacji. Nie udało jej się to, więc zdecydowała się po prostu zagryźć zęby. Wiosenne wieczory były jeszcze chłodne, ale uznała, że raz się żyje, a ona przecież nie zamierzała przebywać na dworze tylko w dusznym klubie. A dodatkowo to, w jaki sposób patrzył na nią Tom, było zdecydowanie warte tego poświęcenia. Oczy aż mu się świeciły z wrażenia.
Zamierzali właśnie wchodzić do środka, gdy odezwał się telefon Toma. Nie pierwszy raz tego dnia. Dotychczas udało mu się go skrupulatnie ignorować.
- Cholera. Znowu coś – zaklął pod nosem, wyciągając z kieszeni urządzenie. – Wyłączę go… uh. To Vanessa. Dzwoniła już kilka razy. – Uniósł na nią swoje zmartwione spojrzenie. – To zajmie chwilę. Sprawdzę tylko, czy nic się nie stało – zapewnił ją, odbierając szybko połączenie.
Mia nie miała zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Mogła jedynie się z tym pogodzić. Westchnęła cicho, skupiając wzrok na ludziach zmierzających do klubu. Szukała jakiegoś punktu zaczepienia, by nie musieć myśleć o Vanessie i tym, że znowu psuje ich wieczór. To się robiło już ich tradycją. Tom zaczął krążyć, prowadząc żwawą dyskusję. Nie miała pojęcia, o czym mówili, ale pewnie było to coś ważnego. Jak zawsze…
- Hej, solenizantko! – Drgnęła wystraszona, czując niespodziewanie czyjąś dłoń na swoich plecach. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, a jednocześnie uldze, ujrzała zaraz przed sobą twarz Daniela. – Czekacie na mnie?
- Co? – wydukała, nie bardzo rozumiejąc, o co mu właściwie chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niej coś bardzo istotnego. A mianowicie, że zapomniała powiadomić go o odwołaniu spotkania… - O mój Boże… zapomniałam ci powiedzieć.
- Czego?
- Że nie będziemy świętować… to znaczy w grupie. Wszystko się trochę pokomplikowało i zrezygnowaliśmy z tego – wyjaśniła dość pokrętnie, czując się bardzo źle z faktem, że go spławia. A ewidentnie tak to brzmiało.
- Och… No cóż. Tak czy siak, mam dla ciebie prezent – stwierdził z uśmiechem i wręczył jej niewielkie pudełeczko przyozdobione uroczą kokardką. – Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Dziękuję, nie musiałeś… Teraz jest mi naprawdę głupio.
- Daj spokój. Przecież to nic takiego – zapewnił ją, w ogóle się tym nie przejmując. Ona jednak odbierała to inaczej jak zawsze. Nie należała do osób, które olewają przyjaciół. Nie mogła sobie darować, że zapomniała go uprzedzić, że spotkanie jest odwołane. Tyle się ostatnio działo, że całkowicie o nim zapomniała. To też było niedorzeczne. Jak mogła zapomnieć o przyjacielu? Może nie znała się z Danielem aż tak długo, ale zdążył już zaistnieć w jej życiu i wiele mu zawdzięczała. – Zobaczymy się w szkole albo innym razem.
- Nie – zaprzeczyła, sama podejmując kolejną decyzję. - Skoro już przyszedłeś, zostań. I tak zamierzamy z Tomem trochę tutaj posiedzieć – zaproponowała, co bardziej brzmiało jednak jak rozkaz. Nie widziała przeszkód, by Daniel mógł spędzić z nimi trochę czasu. Nie musiała być sam na sam z Tomem. Tak naprawdę odwołali wszystko ze względu na nieprzyjemną atmosferę w grupie, ale przecież Daniel był odrębną jednostką. I zdecydowanie nie miał nic wspólnego z ową atmosferą.
- Nie będę wam psuł wieczoru, przecież wiem, że chcecie być sami.
- Nalegam! Będzie nam bardzo miło. Tom na pewno też tak uważa – stwierdziła, zerkając w kierunku swojego chłopaka, który zdążył się już od nich oddalić o dobre kilka metrów. Krążył cały czas i wyglądał na lekko zdenerwowanego. To było dosyć niepokojące.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście. Poza tym to moje urodziny więc nie powinieneś mi odmawiać. – Użyła argumentu, który zawsze działał na każdego. Tak też było i tym razem.
- No skoro tak stawiasz sprawę… - Roześmiał się, nie zamierzając już dłużej się z nią sprzeczać.
W tym samym czasie Tom zdążył już do nich dołączyć i wyraźnie zdziwił go widok przyjaciela nastolatki. Daniel przywitał go od razu.
- Cześć.
- Cześć – odparł niepewnie, spoglądając jednocześnie z zapytaniem na Mię. – Coś mnie ominęło?
- Zapomniałam powiadomić Daniela, że jednak nie robimy spotkania w gronie przyjaciół… - wyjaśniła skruszona. Nie ucieszyła go ta informacja, bo przypuszczał, jak to się skończy. Niemniej miał teraz większa zmartwienia na głowie.
- Ah. No tak.
- Dlatego poprosiłam, by z nami został.
- No cóż… w porządku – zgodził się, i tak nie mając żadnego wyjścia. Nikt nawet nie pytał go opinię, ale to też nie miało w tym momencie znaczenia. Może w innej sytuacji bardziej by się tym przejął. Tymczasem w głowie cały czas rozbrzmiewał mu głos Vanessy. Niestety. Tak bardzo nie chciał tego robić. Wszystko w nim wręcz krzyczało z rozpaczy.
- To super. Chodźmy w końcu, bo naprawdę jeszcze chwila i zamarznę.
- Chcesz bluzę? – Daniel od razu się zaoferował, za co został zmierzony przez Toma jego mroźnym spojrzeniem, na co też nawet nie zwrócił uwagi, skupiając się na Mii. Gitarzysta wciąż nie był ku niemu przychylny. Miał wrażenie, że ta przyjaźń ze strony Daniela nie jest całkowicie bezinteresowna. Może to tylko jego bezpodstawne przypuszczenia, ale był tylko facetem. Każdy inny w pobliżu Mii mógł być dla niego potencjalnym rywalem.
- Nie, dziękuję. Nie bez powodu nie brałam niczego z domu. – Mia grzecznie odmówiła, co uspokoiło Toma. Wciąż jednak musiał wszystko zepsuć i to bolało go najmocniej. Naprawdę nie chciał tego robić. Czuł się rozdarty. Między ukochaną kobietą a przyjaciółką, której chciał pomóc. Nie miał przecież złych zamiarów. Ale nie mógł się rozdwoić. Choćby bardzo się starał, to było niewykonalne.
- Kobiety…
- Mia. – Tom odchrząknął dość znacząco, przerywając ich niewiele wnoszącą rozmowę. Przez chwilę zachowanie Daniela było dla niego drażniące, ale miał teraz na głowie inne sprawy, które skutecznie zepchnęły jego małą zazdrość na dalszy plan. – Możemy zamienić słowo?
- Coś się stało? – Nastolatka wyraźnie się zaniepokoiła, widząc wyraz jego twarzy. Miała najgorsze przeczucia. I jak bardzo on nie chciał jej tego mówić, tak bardzo ona w tej chwili modliła się, by tego nie usłyszeć.
- Niezupełnie – mruknął, nie bardzo wiedząc, jak ma to powiedzieć. Czuł się jak debil. – Muszę na chwilę zniknąć.
- Zniknąć? – powtórzyła, czując, że głos jakby próbował odmówić jej posłuszeństwa. Więc jednak zrobił to. Poczuła na sercu ukłucie rozczarowania, które bardzo szybko zaczęło rozprzestrzeniać się po jej organizmie niczym okrutna trucizna.
- Na chwilę. Obiecuję, że zaraz wrócę – zapewnił ją, patrząc na nią wręcz błagalnie. Bał się, że mu tego nie wybaczy. I wcale by się nie zdziwił. Psuł ich plany. Coś, co sam wymyślił kilka dni wcześniej. To nie mogło się dziać. Sam miał ochotę przywalić sobie w twarz. I może tak właśnie to zrobi. Zaraz po rozmowie z Vanessą.
- Ah… - Tym razem to jej zabrakło słów. Po prostu. Co miała mu powiedzieć? Mogłaby go prosić, żeby został, ale wtedy rozczarowałaby się ponownie. Bo wiedziała, że by nie został. Mimo całej miłości do niej nie chciałby zostać. Ta świadomość bolała ją jeszcze bardziej. Czuła, że zbiera jej się na mdłości, gdy dłużej o tym myślała.
- Postaram się, jak najszybciej to załatwić. Obiecuję, że potem już będę cały twój.
Skinęła głową. To nie była dla niego satysfakcjonująca odpowiedź. I nienawidził siebie teraz najbardziej na świecie. Bo doskonale wiedział, że ją rani. Nie tak miało to wyglądać. Jak mógł jej to robić? Ten jeden raz nie powinien. Nie powinien i tak bardzo o tym wiedział, że to aż rozrywało jego serce.
- Będziesz miał na nią oko? – zwrócił się do chłopaka, nie mogąc dłużej tracić czasu. Musiał, jak najszybciej dotrzeć do Vanessy i przemówić jej do rozumu, nim będzie za późno. Kolejny raz.
- Jasne. Będzie bezpieczna – zadeklarował Daniel z kamiennym wyrazem twarzy. Co jak co, ale potrafił dobrze ukrywać swoje emocje. Poza tym nie uważał, by należało się wtrącać w ich sprawy. Przyjaźnił się z Mią, ale ten związek nie był dla niego tematem do dyskusji. Był ostatnią osobą, która w ogóle powinna nawet sobie cokolwiek o tym myśleć. Przynajmniej dopóki Mia sama nie zechce z nim rozmawiać.
- Zaraz wracam. – Musnął krótko jej usta i po chwili zniknął jej z pola widzenia, udając się do swojego samochodu. A ona stała wciąż  w tym samym miejscu, patrząc przed siebie i nie wierząc, że to naprawdę się dzieje. Nie czuła już nawet chłodu. Przynajmniej tego zewnętrznego. Bo jej wnętrze właśnie zamarzało.
- Mia?
- Hm? – Tylko tyle zdołała z siebie wydobyć. Zwykłe mruknięcie. Nawet nie miała odwagi spojrzeć na chłopaka. Czuła się jak kretynka. I było jej wstyd, że Daniel musiał to wszystko widzieć. To jak najważniejsza osoba w jej życiu zostawia ją przed klubem w dniu jej urodzin. W dodatku bez mrugnięcia okiem powierzył ją pod opiekę innemu mężczyźnie. To było w pewien sposób poniżające i pierwszy raz w życiu doznała takiego uczucia. I nigdy nie spodziewała się, że dozna go z winy Toma.
- Chodź do środka, napijemy się czegoś. – Objął ją swoim ramieniem, dzięki czemu poczuła przyjemne ciepło na swoich. – Poczekamy na niego – dodał, już nieco mniej pewnie. Odniósł nieodparte wrażenie, że Tom stał się drażliwym tematem na ten wieczór.
- Będę potrzebowała dużo tego CZEGOŚ – skwitowała oschle. Prawdopodobnie jeszcze nigdy w życiu jej głos nie brzmiał w taki sposób. Zbyt wiele w nim goryczy. Zbyt wiele żalu. Zbyt wiele zawodu.
- W porządku, da się załatwić.
Odwróciła się w jego kierunku, jej oczy błyszczały od zalegających w nich łez. Doskonale wiedział, o co chodzi, ale nie zamierzał podejmować tego tematu, dopóki sama nie zechce. Było mu przykro widzieć ją taką smutną i zawiedzioną. Nie powinno tak być.
- Jeszcze jedno – odezwał się nagle i nim się obejrzała, wylądowała w jego niedźwiedzim uścisku. – Wszystkiego najlepszego.
Teraz tylko miała jeden cel. Nie płakać. Nie dzisiaj.

Nigdy nie należała do osób, które zapijałyby smutki alkoholem. Ba, nie była nawet miłośniczką takich trunków. Każdy, kto ją znał, wiedział, że nie miała nawet mocnej głowy. I mimo że przez ostatnie miesiące zdążyła się już przyzwyczaić do ostrego smaku, nie zawsze dobrego, nadal za tym nie przepadała. Tego wieczoru jednak po raz pierwszy w swoim życiu miała ochotę nagiąć swoje wszelkie zasady. I to wcale nie z okazji urodzin. Danielowi mogła wciskać, że po prostu świętuje swoją dorosłość, wznosząc kolejne toasty. Ale sama przed sobą wiedziała, że po prostu chce się upić. Całkiem świadomie do tego dążyła. Bo zdarzyło jej się zaznać już tego beztroskiego stanu upojenia. Okoliczności wówczas były zupełnie inne i ona sama nie planowała wypić aż tak wiele, ale teraz miała ochotę być właśnie taką głupią dziewczynką. Głupią, nieodpowiedzialną dziewczynką, która zapija swoje rozdarte nadzieje. I w imię czego? Nie wiedziała. Nie była też pewna tego, co się w ogóle wydarzyło. Dlaczego tak bardzo się przejęła? Tom nie pierwszy i nie ostatni raz musiał ją zostawić na chwilę w związku z czymś ważniejszym w danej chwili. I nie powinna być o to zła. Nie powinna czuć tego wszystkiego. A jednak była tak cholernie zawiedziona. Tak strasznie ją to bolało, że nie potrafiła tym normalnie funkcjonować. Dlatego chciała jedynie się upić. Mimo że miała świadomość, iż Tom do niej wróci. Powiedział, że tak zrobi. Powiedział, że zajmie mu to tylko chwilę. W to akurat nie wierzyła. Chwila? Czym tak naprawdę była chwila? Miała tak bardzo to wszystko w nosie. I nie chciała tego brać, nie chciała tego przezwyciężać. Ten jeden raz chciała po prostu sobie odpuścić. Nie walczyć. Bo czuła, że nie powinna musieć tego robić. On nie powinien jej do tego zmuszać swoim zachowaniem. Jeśli nawet była jeszcze nie dość dojrzała i nie dość poukładana, miała swoje wartości. Miała swoje spojrzenie na świat. I chyba ostatnio pozwalała mu to wszystko stłamsić. Bo on przecież jest tak bardzo idealny. Nie chce dla niej źle. Sprawia, że czuje się przy nim cudownie. Dlaczego więc miałaby próbować przebić się przez tę otoczkę perfekcyjności ze swoim własnym zdaniem? Dlaczego miałaby mu powiedzieć, że jej się to wszystko przestaje podobać? Że nie chce co chwilę być spychana na drugi plan? A wcale nie oczekiwała, że będzie dla niego wszystkim. Wcale nie chciała być centrum jego świata. Tylko po prostu miała dość tego uczucia… Jakby odkładał ją na półkę za każdym razem, gdy ktoś inny potrzebował jego obecności. A tym kimś zawsze i nieodwołalnie była Vanessa.
Podniosła się gwałtownie i od razu zachwiała, gdy zakręciło jej się w głowie. Daniel spojrzał na nią z niepokojem, ale Mia uśmiechnęła się do niego, dając do zrozumienia, że nic się nie dzieje. Sam już nie wiedział, kiedy powinien to przerwać. Nie znał jej jeszcze aż tak dobrze, by wyczuć, ile jeszcze dziewczyna może w siebie wlać alkoholu.
- Muszę się trochę poruszać, bo inaczej będę bardzo pijana – stwierdziła, choć nie do końca widziała sens w swojej wypowiedzi. Daniel chyba też nie za bardzo, ponieważ zmarszczył jedynie swoje brwi, wciąż przyglądając się jej z uwagą. – Potańczysz ze mną? Sama się wstydzę – wyznała bez ogródek. Chłopak wstał ze swojego miejsca i okrążył stolik, by podać jej swoją rękę.
- Taniec z solenizantką, zawsze i wszędzie.
- Czy skoro jestem solenizantką, to mi dzisiaj wszystko wolno?
- Teoretycznie – odparł dość niepewnie, jako że obawiał się, co mogło kryć się za jej niewinnymi słowami. Mia jednak nie powiedziała już nic, tylko zrobiła dziwną minę, której nie potrafił rozgryźć. Zabrał ją na parkiet, znajdując trochę wolnego miejsca dla ich dwójki. Tańczyli przez dłuższy czas obok siebie, dopóki nie zmieniła się piosenka. Wówczas Daniel przejął inicjatywę i złapał ją za ręce, przyciągając bliżej siebie, by mogli zatańczyć razem nieco wolniej.
Nastolatka nie miała nic przeciwko temu. Właściwie chyba nie miała przeciwko niczemu, bo już trochę zaczynała odpływać. Pozwoliła mu ułożyć dłonie na swoich biodrach i poruszać nimi w rytm muzyki. Wszystko było dobrze do momentu, aż nie przypomniała sobie o Tomie. O Tomie, który powinien tutaj z nią być. Wybrali właśnie to miejsce, bo to tutaj się poznali. To w tym klubie wpadł na nią, komplementując jej poplamioną sukienkę i to była najbardziej urocza rzecz, jaka jej się przydarzyła. A potem wszystko zaczęło się już toczyć swoim własnym tempem. Zatęskniła za nim. Chciała móc teraz właśnie z nim być na tym parkiecie. Chciała móc spojrzeć w jego ciepłe oczy. Przytulić się do jego piersi i napawać się jego zapachem. Dlaczego go tu nie było?
- Chcę wracać do domu – powiedziała nagle, gdy oczy już zachodziły jej łzami. Czuła, że dłużej nie wytrzyma. Musiała stąd wyjść. Pragnęła już tylko znaleźć się w swoim pokoju, by móc wypłakać się w poduszkę.
- Coś się stało? – Daniel odsunął się od niej, zaniepokojony. Jeszcze przed chwilą wyglądało, jakby świetnie się bawiła. Czyżby zrobił coś nie tak?
- Nie. Po prostu mam dość… - mruknęła, spuszczając wzrok. Musiała jeszcze chwilę powalczyć, by przy nim nie płakać. Bardzo nie chciała okazywać swojej słabości. – Odprowadzisz mnie? – poprosiła, nie czując się mimo wszystko na siłach, by wracać sama.
Daniel bez wahania skinął głową i złapał ją za rękę, prowadząc do wyjścia. Po drodze zgarnął jeszcze ich rzeczy. A właściwie tylko niewielką torebkę Mii oraz prezent, który jej wręczył. Nie zamierzał drążyć tematu. Chciała wrócić do domu, więc po prostu ją do niego odprowadzi.
Chłodne powietrze uderzyło w Mię, gdy tylko znaleźli się na zewnątrz. To nieco ją pobudziło, ale jednocześnie spowodowało dreszcze zimna na całym ciele. Daniel od razu ściągnął swoją bluzę, narzucając ją na jej ramiona. Zamierzała się temu sprzeciwić, ale w końcu stwierdziła, że nie ma na to siły. A Daniel i tak by jej na to nie pozwolił. Troszczył się o nią i było to niesamowicie miłe. Przypominał jej trochę Toma. Naprawdę musiała oszaleć na punkcie tego faceta, skoro nawet porównywała do niego Daniela. Czy to było zdrowe?
- Mia! – Zadrżała, słysząc znajomy głos. Przez chwilę myślała, że to tylko jej wyobraźnia zaczęła płatać figle. I może tak byłoby lepiej? Może byłoby lepiej, gdyby wcale się nie zjawił. Naprawdę przeszło jej to przez myśl, gdy stanął przed nimi. – Przepraszam, że tyle to trwało…
- Wracamy właśnie do domu. – Daniel zabrał głos, jako że brunetka wcale się do tego nie kwapiła.
- Już? Wszystko w porządku? – Muzyk spojrzał z niepokojem na dziewczynę, która dopiero teraz uniosła głowę, lustrując go swoim wzrokiem. Dlaczego jej oczy były takie szklane?
- Chcę już wracać – oznajmiła bez większych emocji. Choć patrząc na niego, miała ochotę natychmiast wybuchnąć płaczem, a zaraz po tym przytulić się niego. Nie uczyniła jednak żadnej z tych dwóch opcji.
- Trochę wypiliśmy – dodał jej przyjaciel, specjalnie używając przy tym liczby mnogiej, by nie zabrzmiało to jakoś nieodpowiednio w głowie pijanej Mii. Nie chciałby jej urazić.
Tom zrozumiał aluzję. Zresztą, od razu widział, że Mia nie jest sobą.
- Odwiozę ją. Dzięki za wszystko – rzekł, uznając, że ta decyzja nie podlega dyskusji, ale wyraz twarzy Mii wskazywał na coś zupełnie innego.
- Wrócę z Danielem.
- Mia…
- Przecież to żaden problem. Daniel chętnie mnie odprowadzi. Nie musiałeś w ogóle już przyjeżdżać, mogłam ci napisać, że wracam do domu – wyrzuciła, nie myśląc już prawie wcale.
Zabolało go to. Nie musiał się wiele wysilać, by zrozumieć, że wcale go tutaj nie chciała. Wolała wracać z przyjacielem. Nie miała ochoty spędzić z nim nawet drogi powrotnej do domu. I czy powinien się temu dziwić? Obiecał jej, że wróci za chwilę, a minęły co najmniej dwie godziny. O ile nie znacznie więcej. Nawet już nie liczył czasu.
- Mimo wszystko nalegam…
- Mia, myślę, że będzie lepiej, jak pojedziesz z Tomem…
- Świetnie! Trzeba było tak od razu! – Dziewczyna przerwała mu ostro i zrzuciła z siebie jego bluzę, nagle ruszając przed siebie. – Wrócę sobie sama!
- Chyba za dużo wypiła – mruknął Daniel w kierunku Toma. Było mu trochę głupio, że pozwolił Mii doprowadzić się do takiego stanu. Miał mieć przecież na nią oko. Chyba Tom prosząc go o to, nie miał na myśli, by potem zastać swoją dziewczynę w takim stanie.
- No cóż… Idę za nią, nim zajdzie za daleko. Dzięki, że się nią zająłeś – rzucił na szybko i nie zwlekając, podążył śladami dziewczyny.
Nie miał problemu z jej dogonieniem, bo Mia wcale się nie spieszyła. Tym bardziej że droga przed nią wydawała się dosyć niewyraźna, a jej kroki niezbyt stabilne. Tom objął ją niespodziewanie w pasie. Nie wystraszyła się, ale i tak postanowiła wyswobodzić się z jego ramienia. Zaskoczyło go to, jednak nie zamierzał się poddawać. Wiedział, że wszystko schrzanił, dlatego musiał to teraz po prostu naprawić. A gdy jutro wyjaśni jej całą sytuację, na pewno go zrozumie i wybaczy. Bo to przecież jego Mia.
- Proszę cię, chodźmy do samochodu. Odwiozę cię do domu i jutro porozmawiamy…
- Zostaw mnie w spokoju, Tom. Sama sobie poradzę. Cały wieczór sobie radziłam. Myślisz, że bez ciebie nie dotrę do domu!? I nie mamy o czym rozmawiać. – Uparcie szła dalej, mimo że sprawiało jej to coraz większą trudność. Nie zamierzała dawać mu satysfakcji. Była na niego naprawdę wściekła. I tym razem nie ubłaga jej swoimi słodkimi słówkami. Nie pozwoli mu, żeby znowu zaczarował jej umysł.
- Miaaa. – Złapał ją za rękę i nim zdążyła się znowu wyrwać, przyciągnął ją do siebie, obejmując mocno w pasie. Próbowała go odepchnąć od razu, ale nie miała wystarczająco siły. Uwięził ją.
- Puść mnie, do cholery.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz.
- Ale ja nie chcę się uspokajać! – krzyknęła, uderzając go pięścią w klatkę piersiową. – Zostaw mnie!
- Mia, proszę cię. Wiem, że jesteś na mnie zła.
- Zła? A niby o co – parsknęła z ironią, wcale nie oczekując od niego odpowiedzi. Chciała tylko wydostać się z jego rąk. Bo znowu był zbyt blisko i znowu myślała tylko o tym, żeby wtopić się w jego ciepłe ciało. – Możesz mnie puścić? Nie rozumiesz, że nie chcę, byś mnie trzymał? Żebyś w ogóle mnie teraz dotykał?
- Dlaczego?
- Bo po prostu nie! – fuknęła i ponownie go uderzyła.
Ledwo to poczuł. Mimo że bardzo się przejmował całą sytuacją, jej zachowanie zaczynało się robić naprawdę zabawne. Była przesłodka, tak bardzo się na niego wściekając. W dodatku doskonale wiedział, że walczyła ze sobą, by tylko mu nie ulec. Wystarczyłby jeden jego gest, a znowu byłoby wszystko dobrze. Obydwoje to wiedzieli.
- Przepraszam cię. Nie gniewaj się na mnie. Wszystko ci jutro wyjaśnię. Nie chciałem, żeby tak wyszło…
- A ja nie chcę tego słuchać – mruknęła niewzruszona. Miała gdzieś jego milion argumentów. Zawsze jakieś miał, a ona zawsze w końcu uznawała je za ważniejsze. Bo wszystko zawsze było ważniejsze od niej. – Więc pozwól mi wrócić do domu. Będzie mi się łatwiej szło, jak mnie puścisz, do diabła.
- Nie zamierzam cię puszczać do żadnego diabła – oznajmił, wciąż pełen determinacji. – Ani nigdzie indziej, dopóki się nie uspokoisz. Proszę cię, kochanie… - Ujął jej podbródek, by unieść jej głowę i zmusić do patrzenia na niego.
Na chwilę się zapomniała, widząc te ukochane oczy. Wiedziała, że są jej zgubą. To się pewnie nigdy już nie zmieni.
- Nie – otrząsnęła się. - Nie omamisz mnie znowu.
- Znowu? – zdziwił się, nie bardzo już rozumiejąc, co ma na myśli. Ale była pijana, więc w ogóle nie był pewien czy brać to wszystko na poważnie. – Mia. Może chociaż chcesz mi coś powiedzieć? Wyzywać albo coś w tym stylu?
- Nie jestem dzieckiem. – Zmrużyła oczy, czując, że powoli zaczęło brakować jej sił, żeby stać na własnych nogach, a co dopiero dalej się z nim kłócić. Czy to w ogóle można było nazwać kłótnią? Czy z nim da się pokłócić? Czy on nie mógłby też trochę na nią pokrzyczeć? Byłoby łatwiej. Ale on musiał wszystko utrudniać! – Chcę iść spać.
- Odwiozę cię.
- I tak nic tym nie wskórasz – uprzedziła go, bo nie zamierzała dłużej odmawiać podwiezienia. Wiedziała, że już nie doszłaby o własnych siłach do domu.
- Dobrze. Biorę to na klatę. – Uśmiechnął się do niej delikatnie i znowu prawie ją zaczarował. Dlaczego ciągle jej to robił? Jak ma niby z tym walczyć? Jak długo jej się to uda? Gdy na niego patrzyła, wydawało się to niemożliwością. Tyle uczuć i emocji się w niej kotłowało. Z jednej strony cały czas była na niego niewyobrażalnie zła i czuła się zraniona, a z drugiej nadal chciała, aby trzymał ją w swoich ramionach. I nie tylko trzymał. Chciała, aby zabrał ją do siebie i kochali się całą noc. By schował ją w sobie na zawsze i już nigdy nic nie zakłóciłoby ich spokoju.
- Kocham cię – szepnął jej do ucha, gdy zmierzali do jego samochodu. Nadal obejmował ją w pasie mimo wszelkich prób, które podjęła, by się od niego odsunąć.
Przeszył ją ciepły dreszcz i miała ochotę rzucić mu się w ramiona. Naprawdę wystarczyły tylko dwa słowa. Czy ona naprawdę była, aż tak naiwna? Nie wiedziała, jak ma sobie już to tłumaczyć. Walczyła ze sobą. Bardzo mocno walczyła, ale nie mogłaby mu tego zrobić. Nie mogłaby zrobić tego sobie. Jak mogłaby to przemilczeć? Jak mogłaby mu nie odpowiedzieć? Nawet jeśli wciąż była pijana.
- Ja ciebie też – odparła cicho, gdy pochylał się nad nią, zapinając jej pas. Uchwycił jej spojrzenie i uniósł dłoń, by pogładzić zarumieniony policzek. Westchnęła cicho, przymykając powieki, a spod jednej wydostała się niespodziewanie łza. Sama się tego wystraszyła, otwierając od razu szeroko oczy. Tom nadal był blisko i wytarł jej policzek, następnie zaskakując ją czułym pocałunkiem.


Cdn. 


3 komentarze:

  1. Niegrzeczny Tom. Nie dość, że wystawił Mię, to jeszcze przerwał mi robienie zadań z matematyki. Powinien się wstydzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak. To w końcu Tom, można byl o soe po nim takiego czegoś spodziewać. I Napraw de zaczyna mnie denerwować ta Vanessa.
    Mam nadzieję że z czasem ogarnie swoje życie i dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  3. wkurzyło mnie zachowanie Toma

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.