Słońce już dawno zdążyło schować
się za horyzontem, co sprawiło, że majowy wieczór stał się dużo chłodniejszy,
niż Mia początkowo przypuszczała. Nie do końca przemyślała swój dzisiejszy
strój. A właściwie nie spodziewała się, że będzie musiała czekać tak długo na
Toma przed klubem. Sądziła, że zdążą wejść do środka, nim na dworze się
ochłodzi. Tak się jednak nie stało. Tom został zatrzymany w studiu na nieco
dłużej, niż planował. Długo też sprzeczali się o to, że Mia w ogóle nie powinna
sama iść do klubu, ale dziewczyna i tak postawiła na swoim. Nie chciała być
ciągle prowadzana przez wszystkich za rączkę. Musiała przezwyciężać swoje
słabości, a nie chować się wiecznie za cudzymi plecami. Mimo że chowanie się za
plecami Toma zawsze było niebywale kuszące i przyjemne. Tym razem jednak
chciała postąpić inaczej. Tym bardziej że Tom obiecał się pospieszyć. Tak więc
czekała na niego przed wejściem, obserwując ludzi, którzy wchodzili się bawić.
Rzadko ktoś wychodził, bo jeszcze było dość wcześnie. Nikt nie zwracał na nią
szczególnej uwagi, co bardzo jej odpowiadało. Nie miała ochoty na głupie
zaczepki. To byłoby stresujące. A ona nie chciała dzisiaj się stresować. To
właśnie dziś wypada ten wielki dzień w jej życiu. Podobno staje się dorosła, bo
kończy osiemnaście lat. Żeby jeszcze to tak rzeczywiście łatwo działało. Tak
naprawdę to tylko zwykła liczba, którą ktoś uczynił magiczną, przyklejając jej
takie, a nie inne znaczenie w życiu młodych ludzi. Rozważałaby nad tym pewnie
znacznie dłużej, gdyby nie widok nadchodzącego z naprzeciwka Toma. Uśmiech
rozjaśnił jej twarz.
- Jesteś – rzekła z małą ulgą,
gdy już stanął przed nią.
- Przepraszam cię, Bill jak
zwykle wszystko utrudniał i tak wyszło – wytłumaczył się raz jeszcze, czując
się potwornie z faktem, że musiał się spóźnić. To miał być ich wieczór, a już
od samego początku były jakieś komplikacje. – Ale teraz czas odpowiednio uczcić
ten dzień – dodał z uśmiechem, przy okazji lustrując ją swoim przenikliwym
spojrzeniem. Dopiero teraz spostrzegł, jak pięknie wyglądała. Miała na sobie
krótką, czarną sukienkę, która bardzo seksownie opinała się na jej zgrabnej
sylwetce. Do tego delikatnie upięła część swoich włosów, w taki sposób, że
odsłaniały jej twarz, ale jednocześnie także opadały na nagie ramiona. Na pewno
zapamięta ten widok na długo. – Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Chciałam dzisiaj
trochę zaszaleć – stwierdziła ze śmiechem, łapiąc jego dłoń. – Chodźmy już do
środka, bo jednak robi mi się zdecydowanie za zimno.
- No tak, by wyglądać tak
olśniewająco, trzeba się poświęcać?
- Dokładnie tak jest – przyznała,
przypominając sobie, jak długo walczyła w swoim pokoju, by dopasować
jakąkolwiek narzutę do swojej kreacji. Nie udało jej się to, więc zdecydowała
się po prostu zagryźć zęby. Wiosenne wieczory były jeszcze chłodne, ale uznała,
że raz się żyje, a ona przecież nie zamierzała przebywać na dworze tylko w
dusznym klubie. A dodatkowo to, w jaki sposób patrzył na nią Tom, było
zdecydowanie warte tego poświęcenia. Oczy aż mu się świeciły z wrażenia.
Zamierzali właśnie wchodzić do
środka, gdy odezwał się telefon Toma. Nie pierwszy raz tego dnia. Dotychczas
udało mu się go skrupulatnie ignorować.
- Cholera. Znowu coś – zaklął pod
nosem, wyciągając z kieszeni urządzenie. – Wyłączę go… uh. To Vanessa. Dzwoniła
już kilka razy. – Uniósł na nią swoje zmartwione spojrzenie. – To zajmie
chwilę. Sprawdzę tylko, czy nic się nie stało – zapewnił ją, odbierając szybko
połączenie.
Mia nie miała zbyt wiele do
powiedzenia w tej kwestii. Mogła jedynie się z tym pogodzić. Westchnęła cicho,
skupiając wzrok na ludziach zmierzających do klubu. Szukała jakiegoś punktu
zaczepienia, by nie musieć myśleć o Vanessie i tym, że znowu psuje ich wieczór.
To się robiło już ich tradycją. Tom zaczął krążyć, prowadząc żwawą dyskusję.
Nie miała pojęcia, o czym mówili, ale pewnie było to coś ważnego. Jak zawsze…
- Hej, solenizantko! – Drgnęła
wystraszona, czując niespodziewanie czyjąś dłoń na swoich plecach. Ku jej
wielkiemu zaskoczeniu, a jednocześnie uldze, ujrzała zaraz przed sobą twarz
Daniela. – Czekacie na mnie?
- Co? – wydukała, nie bardzo
rozumiejąc, o co mu właściwie chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niej coś
bardzo istotnego. A mianowicie, że zapomniała powiadomić go o odwołaniu
spotkania… - O mój Boże… zapomniałam ci powiedzieć.
- Czego?
- Że nie będziemy świętować… to
znaczy w grupie. Wszystko się trochę pokomplikowało i zrezygnowaliśmy z tego – wyjaśniła
dość pokrętnie, czując się bardzo źle z faktem, że go spławia. A ewidentnie tak
to brzmiało.
- Och… No cóż. Tak czy siak, mam
dla ciebie prezent – stwierdził z uśmiechem i wręczył jej niewielkie pudełeczko
przyozdobione uroczą kokardką. – Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Dziękuję, nie musiałeś… Teraz
jest mi naprawdę głupio.
- Daj spokój. Przecież to nic
takiego – zapewnił ją, w ogóle się tym nie przejmując. Ona jednak odbierała to
inaczej jak zawsze. Nie należała do osób, które olewają przyjaciół. Nie mogła
sobie darować, że zapomniała go uprzedzić, że spotkanie jest odwołane. Tyle się
ostatnio działo, że całkowicie o nim zapomniała. To też było niedorzeczne. Jak
mogła zapomnieć o przyjacielu? Może nie znała się z Danielem aż tak długo, ale
zdążył już zaistnieć w jej życiu i wiele mu zawdzięczała. – Zobaczymy się w
szkole albo innym razem.
- Nie – zaprzeczyła, sama
podejmując kolejną decyzję. - Skoro już przyszedłeś, zostań. I tak zamierzamy z
Tomem trochę tutaj posiedzieć – zaproponowała, co bardziej brzmiało jednak jak
rozkaz. Nie widziała przeszkód, by Daniel mógł spędzić z nimi trochę czasu. Nie
musiała być sam na sam z Tomem. Tak naprawdę odwołali wszystko ze względu na
nieprzyjemną atmosferę w grupie, ale przecież Daniel był odrębną jednostką. I
zdecydowanie nie miał nic wspólnego z ową atmosferą.
- Nie będę wam psuł wieczoru,
przecież wiem, że chcecie być sami.
- Nalegam! Będzie nam bardzo
miło. Tom na pewno też tak uważa – stwierdziła, zerkając w kierunku swojego
chłopaka, który zdążył się już od nich oddalić o dobre kilka metrów. Krążył
cały czas i wyglądał na lekko zdenerwowanego. To było dosyć niepokojące.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście. Poza tym to moje
urodziny więc nie powinieneś mi odmawiać. – Użyła argumentu, który zawsze
działał na każdego. Tak też było i tym razem.
- No skoro tak stawiasz sprawę… -
Roześmiał się, nie zamierzając już dłużej się z nią sprzeczać.
W tym samym czasie Tom zdążył już
do nich dołączyć i wyraźnie zdziwił go widok przyjaciela nastolatki. Daniel
przywitał go od razu.
- Cześć.
- Cześć – odparł niepewnie,
spoglądając jednocześnie z zapytaniem na Mię. – Coś mnie ominęło?
- Zapomniałam powiadomić Daniela,
że jednak nie robimy spotkania w gronie przyjaciół… - wyjaśniła skruszona. Nie ucieszyła
go ta informacja, bo przypuszczał, jak to się skończy. Niemniej miał teraz
większa zmartwienia na głowie.
- Ah. No tak.
- Dlatego poprosiłam, by z nami
został.
- No cóż… w porządku – zgodził
się, i tak nie mając żadnego wyjścia. Nikt nawet nie pytał go opinię, ale to
też nie miało w tym momencie znaczenia. Może w innej sytuacji bardziej by się
tym przejął. Tymczasem w głowie cały czas rozbrzmiewał mu głos Vanessy.
Niestety. Tak bardzo nie chciał tego robić. Wszystko w nim wręcz krzyczało z
rozpaczy.
- To super. Chodźmy w końcu, bo
naprawdę jeszcze chwila i zamarznę.
- Chcesz bluzę? – Daniel od razu
się zaoferował, za co został zmierzony przez Toma jego mroźnym spojrzeniem, na
co też nawet nie zwrócił uwagi, skupiając się na Mii. Gitarzysta wciąż nie był
ku niemu przychylny. Miał wrażenie, że ta przyjaźń ze strony Daniela nie jest
całkowicie bezinteresowna. Może to tylko jego bezpodstawne przypuszczenia, ale
był tylko facetem. Każdy inny w pobliżu Mii mógł być dla niego potencjalnym
rywalem.
- Nie, dziękuję. Nie bez powodu
nie brałam niczego z domu. – Mia grzecznie odmówiła, co uspokoiło Toma. Wciąż
jednak musiał wszystko zepsuć i to bolało go najmocniej. Naprawdę nie chciał
tego robić. Czuł się rozdarty. Między ukochaną kobietą a przyjaciółką, której
chciał pomóc. Nie miał przecież złych zamiarów. Ale nie mógł się rozdwoić.
Choćby bardzo się starał, to było niewykonalne.
- Kobiety…
- Mia. – Tom odchrząknął dość
znacząco, przerywając ich niewiele wnoszącą rozmowę. Przez chwilę zachowanie
Daniela było dla niego drażniące, ale miał teraz na głowie inne sprawy, które skutecznie
zepchnęły jego małą zazdrość na dalszy plan. – Możemy zamienić słowo?
- Coś się stało? – Nastolatka
wyraźnie się zaniepokoiła, widząc wyraz jego twarzy. Miała najgorsze
przeczucia. I jak bardzo on nie chciał jej tego mówić, tak bardzo ona w tej chwili
modliła się, by tego nie usłyszeć.
- Niezupełnie – mruknął, nie
bardzo wiedząc, jak ma to powiedzieć. Czuł się jak debil. – Muszę na chwilę
zniknąć.
- Zniknąć? – powtórzyła, czując,
że głos jakby próbował odmówić jej posłuszeństwa. Więc jednak zrobił to.
Poczuła na sercu ukłucie rozczarowania, które bardzo szybko zaczęło
rozprzestrzeniać się po jej organizmie niczym okrutna trucizna.
- Na chwilę. Obiecuję, że zaraz
wrócę – zapewnił ją, patrząc na nią wręcz błagalnie. Bał się, że mu tego nie wybaczy.
I wcale by się nie zdziwił. Psuł ich plany. Coś, co sam wymyślił kilka dni
wcześniej. To nie mogło się dziać. Sam miał ochotę przywalić sobie w twarz. I
może tak właśnie to zrobi. Zaraz po rozmowie z Vanessą.
- Ah… - Tym razem to jej zabrakło
słów. Po prostu. Co miała mu powiedzieć? Mogłaby go prosić, żeby został, ale
wtedy rozczarowałaby się ponownie. Bo wiedziała, że by nie został. Mimo całej
miłości do niej nie chciałby zostać. Ta świadomość bolała ją jeszcze bardziej.
Czuła, że zbiera jej się na mdłości, gdy dłużej o tym myślała.
- Postaram się, jak najszybciej
to załatwić. Obiecuję, że potem już będę cały twój.
Skinęła głową. To nie była dla
niego satysfakcjonująca odpowiedź. I nienawidził siebie teraz najbardziej na
świecie. Bo doskonale wiedział, że ją rani. Nie tak miało to wyglądać. Jak mógł
jej to robić? Ten jeden raz nie powinien. Nie powinien i tak bardzo o tym
wiedział, że to aż rozrywało jego serce.
- Będziesz miał na nią oko? – zwrócił
się do chłopaka, nie mogąc dłużej tracić czasu. Musiał, jak najszybciej dotrzeć
do Vanessy i przemówić jej do rozumu, nim będzie za późno. Kolejny raz.
- Jasne. Będzie bezpieczna – zadeklarował
Daniel z kamiennym wyrazem twarzy. Co jak co, ale potrafił dobrze ukrywać swoje
emocje. Poza tym nie uważał, by należało się wtrącać w ich sprawy. Przyjaźnił
się z Mią, ale ten związek nie był dla niego tematem do dyskusji. Był ostatnią
osobą, która w ogóle powinna nawet sobie cokolwiek o tym myśleć. Przynajmniej
dopóki Mia sama nie zechce z nim rozmawiać.
- Zaraz wracam. – Musnął krótko
jej usta i po chwili zniknął jej z pola widzenia, udając się do swojego
samochodu. A ona stała wciąż w tym samym
miejscu, patrząc przed siebie i nie wierząc, że to naprawdę się dzieje. Nie
czuła już nawet chłodu. Przynajmniej tego zewnętrznego. Bo jej wnętrze właśnie
zamarzało.
- Mia?
- Hm? – Tylko tyle zdołała z
siebie wydobyć. Zwykłe mruknięcie. Nawet nie miała odwagi spojrzeć na chłopaka.
Czuła się jak kretynka. I było jej wstyd, że Daniel musiał to wszystko widzieć.
To jak najważniejsza osoba w jej życiu zostawia ją przed klubem w dniu jej
urodzin. W dodatku bez mrugnięcia okiem powierzył ją pod opiekę innemu
mężczyźnie. To było w pewien sposób poniżające i pierwszy raz w życiu doznała
takiego uczucia. I nigdy nie spodziewała się, że dozna go z winy Toma.
- Chodź do środka, napijemy się
czegoś. – Objął ją swoim ramieniem, dzięki czemu poczuła przyjemne ciepło na
swoich. – Poczekamy na niego – dodał, już nieco mniej pewnie. Odniósł
nieodparte wrażenie, że Tom stał się drażliwym tematem na ten wieczór.
- Będę potrzebowała dużo tego
CZEGOŚ – skwitowała oschle. Prawdopodobnie jeszcze nigdy w życiu jej głos nie
brzmiał w taki sposób. Zbyt wiele w nim goryczy. Zbyt wiele żalu. Zbyt wiele
zawodu.
- W porządku, da się załatwić.
Odwróciła się w jego kierunku,
jej oczy błyszczały od zalegających w nich łez. Doskonale wiedział, o co
chodzi, ale nie zamierzał podejmować tego tematu, dopóki sama nie zechce. Było
mu przykro widzieć ją taką smutną i zawiedzioną. Nie powinno tak być.
- Jeszcze jedno – odezwał się
nagle i nim się obejrzała, wylądowała w jego niedźwiedzim uścisku. –
Wszystkiego najlepszego.
Teraz tylko miała jeden cel. Nie
płakać. Nie dzisiaj.
Nigdy nie należała do osób, które
zapijałyby smutki alkoholem. Ba, nie była nawet miłośniczką takich trunków.
Każdy, kto ją znał, wiedział, że nie miała nawet mocnej głowy. I mimo że przez
ostatnie miesiące zdążyła się już przyzwyczaić do ostrego smaku, nie zawsze
dobrego, nadal za tym nie przepadała. Tego wieczoru jednak po raz pierwszy w
swoim życiu miała ochotę nagiąć swoje wszelkie zasady. I to wcale nie z okazji
urodzin. Danielowi mogła wciskać, że po prostu świętuje swoją dorosłość,
wznosząc kolejne toasty. Ale sama przed sobą wiedziała, że po prostu chce się
upić. Całkiem świadomie do tego dążyła. Bo zdarzyło jej się zaznać już tego
beztroskiego stanu upojenia. Okoliczności wówczas były zupełnie inne i ona sama
nie planowała wypić aż tak wiele, ale teraz miała ochotę być właśnie taką
głupią dziewczynką. Głupią, nieodpowiedzialną dziewczynką, która zapija swoje
rozdarte nadzieje. I w imię czego? Nie wiedziała. Nie była też pewna tego, co
się w ogóle wydarzyło. Dlaczego tak bardzo się przejęła? Tom nie pierwszy i nie
ostatni raz musiał ją zostawić na chwilę w związku z czymś ważniejszym w danej
chwili. I nie powinna być o to zła. Nie powinna czuć tego wszystkiego. A jednak
była tak cholernie zawiedziona. Tak strasznie ją to bolało, że nie potrafiła
tym normalnie funkcjonować. Dlatego chciała jedynie się upić. Mimo że miała świadomość,
iż Tom do niej wróci. Powiedział, że tak zrobi. Powiedział, że zajmie mu to
tylko chwilę. W to akurat nie wierzyła. Chwila? Czym tak naprawdę była chwila?
Miała tak bardzo to wszystko w nosie. I nie chciała tego brać, nie chciała tego
przezwyciężać. Ten jeden raz chciała po prostu sobie odpuścić. Nie walczyć. Bo
czuła, że nie powinna musieć tego robić. On nie powinien jej do tego zmuszać
swoim zachowaniem. Jeśli nawet była jeszcze nie dość dojrzała i nie dość
poukładana, miała swoje wartości. Miała swoje spojrzenie na świat. I chyba
ostatnio pozwalała mu to wszystko stłamsić. Bo on przecież jest tak bardzo
idealny. Nie chce dla niej źle. Sprawia, że czuje się przy nim cudownie.
Dlaczego więc miałaby próbować przebić się przez tę otoczkę perfekcyjności ze
swoim własnym zdaniem? Dlaczego miałaby mu powiedzieć, że jej się to wszystko
przestaje podobać? Że nie chce co chwilę być spychana na drugi plan? A wcale
nie oczekiwała, że będzie dla niego wszystkim. Wcale nie chciała być centrum
jego świata. Tylko po prostu miała dość tego uczucia… Jakby odkładał ją na
półkę za każdym razem, gdy ktoś inny potrzebował jego obecności. A tym kimś
zawsze i nieodwołalnie była Vanessa.
Podniosła się gwałtownie i od
razu zachwiała, gdy zakręciło jej się w głowie. Daniel spojrzał na nią z
niepokojem, ale Mia uśmiechnęła się do niego, dając do zrozumienia, że nic się
nie dzieje. Sam już nie wiedział, kiedy powinien to przerwać. Nie znał jej
jeszcze aż tak dobrze, by wyczuć, ile jeszcze dziewczyna może w siebie wlać
alkoholu.
- Muszę się trochę poruszać, bo
inaczej będę bardzo pijana – stwierdziła, choć nie do końca widziała sens w
swojej wypowiedzi. Daniel chyba też nie za bardzo, ponieważ zmarszczył jedynie
swoje brwi, wciąż przyglądając się jej z uwagą. – Potańczysz ze mną? Sama się
wstydzę – wyznała bez ogródek. Chłopak wstał ze swojego miejsca i okrążył
stolik, by podać jej swoją rękę.
- Taniec z solenizantką, zawsze i
wszędzie.
- Czy skoro jestem solenizantką,
to mi dzisiaj wszystko wolno?
- Teoretycznie – odparł dość niepewnie,
jako że obawiał się, co mogło kryć się za jej niewinnymi słowami. Mia jednak
nie powiedziała już nic, tylko zrobiła dziwną minę, której nie potrafił
rozgryźć. Zabrał ją na parkiet, znajdując trochę wolnego miejsca dla ich
dwójki. Tańczyli przez dłuższy czas obok siebie, dopóki nie zmieniła się
piosenka. Wówczas Daniel przejął inicjatywę i złapał ją za ręce, przyciągając
bliżej siebie, by mogli zatańczyć razem nieco wolniej.
Nastolatka nie miała nic
przeciwko temu. Właściwie chyba nie miała przeciwko niczemu, bo już trochę
zaczynała odpływać. Pozwoliła mu ułożyć dłonie na swoich biodrach i poruszać
nimi w rytm muzyki. Wszystko było dobrze do momentu, aż nie przypomniała sobie
o Tomie. O Tomie, który powinien tutaj z nią być. Wybrali właśnie to miejsce,
bo to tutaj się poznali. To w tym klubie wpadł na nią, komplementując jej
poplamioną sukienkę i to była najbardziej urocza rzecz, jaka jej się
przydarzyła. A potem wszystko zaczęło się już toczyć swoim własnym tempem.
Zatęskniła za nim. Chciała móc teraz właśnie z nim być na tym parkiecie.
Chciała móc spojrzeć w jego ciepłe oczy. Przytulić się do jego piersi i napawać
się jego zapachem. Dlaczego go tu nie było?
- Chcę wracać do domu –
powiedziała nagle, gdy oczy już zachodziły jej łzami. Czuła, że dłużej nie
wytrzyma. Musiała stąd wyjść. Pragnęła już tylko znaleźć się w swoim pokoju, by
móc wypłakać się w poduszkę.
- Coś się stało? – Daniel odsunął
się od niej, zaniepokojony. Jeszcze przed chwilą wyglądało, jakby świetnie się
bawiła. Czyżby zrobił coś nie tak?
- Nie. Po prostu mam dość… - mruknęła,
spuszczając wzrok. Musiała jeszcze chwilę powalczyć, by przy nim nie płakać. Bardzo
nie chciała okazywać swojej słabości. – Odprowadzisz mnie? – poprosiła, nie
czując się mimo wszystko na siłach, by wracać sama.
Daniel bez wahania skinął głową i
złapał ją za rękę, prowadząc do wyjścia. Po drodze zgarnął jeszcze ich rzeczy.
A właściwie tylko niewielką torebkę Mii oraz prezent, który jej wręczył. Nie
zamierzał drążyć tematu. Chciała wrócić do domu, więc po prostu ją do niego
odprowadzi.
Chłodne powietrze uderzyło w Mię,
gdy tylko znaleźli się na zewnątrz. To nieco ją pobudziło, ale jednocześnie
spowodowało dreszcze zimna na całym ciele. Daniel od razu ściągnął swoją bluzę,
narzucając ją na jej ramiona. Zamierzała się temu sprzeciwić, ale w końcu
stwierdziła, że nie ma na to siły. A Daniel i tak by jej na to nie pozwolił. Troszczył
się o nią i było to niesamowicie miłe. Przypominał jej trochę Toma. Naprawdę
musiała oszaleć na punkcie tego faceta, skoro nawet porównywała do niego
Daniela. Czy to było zdrowe?
- Mia! – Zadrżała, słysząc
znajomy głos. Przez chwilę myślała, że to tylko jej wyobraźnia zaczęła płatać
figle. I może tak byłoby lepiej? Może byłoby lepiej, gdyby wcale się nie
zjawił. Naprawdę przeszło jej to przez myśl, gdy stanął przed nimi. –
Przepraszam, że tyle to trwało…
- Wracamy właśnie do domu. –
Daniel zabrał głos, jako że brunetka wcale się do tego nie kwapiła.
- Już? Wszystko w porządku? –
Muzyk spojrzał z niepokojem na dziewczynę, która dopiero teraz uniosła głowę,
lustrując go swoim wzrokiem. Dlaczego jej oczy były takie szklane?
- Chcę już wracać – oznajmiła bez
większych emocji. Choć patrząc na niego, miała ochotę natychmiast wybuchnąć
płaczem, a zaraz po tym przytulić się niego. Nie uczyniła jednak żadnej z tych
dwóch opcji.
- Trochę wypiliśmy – dodał jej
przyjaciel, specjalnie używając przy tym liczby mnogiej, by nie zabrzmiało to
jakoś nieodpowiednio w głowie pijanej Mii. Nie chciałby jej urazić.
Tom zrozumiał aluzję. Zresztą, od
razu widział, że Mia nie jest sobą.
- Odwiozę ją. Dzięki za wszystko
– rzekł, uznając, że ta decyzja nie podlega dyskusji, ale wyraz twarzy Mii
wskazywał na coś zupełnie innego.
- Wrócę z Danielem.
- Mia…
- Przecież to żaden problem.
Daniel chętnie mnie odprowadzi. Nie musiałeś w ogóle już przyjeżdżać, mogłam ci
napisać, że wracam do domu – wyrzuciła, nie myśląc już prawie wcale.
Zabolało go to. Nie musiał się
wiele wysilać, by zrozumieć, że wcale go tutaj nie chciała. Wolała wracać z
przyjacielem. Nie miała ochoty spędzić z nim nawet drogi powrotnej do domu. I
czy powinien się temu dziwić? Obiecał jej, że wróci za chwilę, a minęły co
najmniej dwie godziny. O ile nie znacznie więcej. Nawet już nie liczył czasu.
- Mimo wszystko nalegam…
- Mia, myślę, że będzie lepiej,
jak pojedziesz z Tomem…
- Świetnie! Trzeba było tak od razu!
– Dziewczyna przerwała mu ostro i zrzuciła z siebie jego bluzę, nagle ruszając
przed siebie. – Wrócę sobie sama!
- Chyba za dużo wypiła – mruknął Daniel
w kierunku Toma. Było mu trochę głupio, że pozwolił Mii doprowadzić się do
takiego stanu. Miał mieć przecież na nią oko. Chyba Tom prosząc go o to, nie
miał na myśli, by potem zastać swoją dziewczynę w takim stanie.
- No cóż… Idę za nią, nim zajdzie
za daleko. Dzięki, że się nią zająłeś – rzucił na szybko i nie zwlekając, podążył
śladami dziewczyny.
Nie miał problemu z jej
dogonieniem, bo Mia wcale się nie spieszyła. Tym bardziej że droga przed nią
wydawała się dosyć niewyraźna, a jej kroki niezbyt stabilne. Tom objął ją
niespodziewanie w pasie. Nie wystraszyła się, ale i tak postanowiła wyswobodzić
się z jego ramienia. Zaskoczyło go to, jednak nie zamierzał się poddawać.
Wiedział, że wszystko schrzanił, dlatego musiał to teraz po prostu naprawić. A
gdy jutro wyjaśni jej całą sytuację, na pewno go zrozumie i wybaczy. Bo to
przecież jego Mia.
- Proszę cię, chodźmy do
samochodu. Odwiozę cię do domu i jutro porozmawiamy…
- Zostaw mnie w spokoju, Tom.
Sama sobie poradzę. Cały wieczór sobie radziłam. Myślisz, że bez ciebie nie
dotrę do domu!? I nie mamy o czym rozmawiać. – Uparcie szła dalej, mimo że
sprawiało jej to coraz większą trudność. Nie zamierzała dawać mu satysfakcji.
Była na niego naprawdę wściekła. I tym razem nie ubłaga jej swoimi słodkimi
słówkami. Nie pozwoli mu, żeby znowu zaczarował jej umysł.
- Miaaa. – Złapał ją za rękę i
nim zdążyła się znowu wyrwać, przyciągnął ją do siebie, obejmując mocno w
pasie. Próbowała go odepchnąć od razu, ale nie miała wystarczająco siły.
Uwięził ją.
- Puść mnie, do cholery.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz.
- Ale ja nie chcę się uspokajać!
– krzyknęła, uderzając go pięścią w klatkę piersiową. – Zostaw mnie!
- Mia, proszę cię. Wiem, że
jesteś na mnie zła.
- Zła? A niby o co – parsknęła z
ironią, wcale nie oczekując od niego odpowiedzi. Chciała tylko wydostać się z
jego rąk. Bo znowu był zbyt blisko i znowu myślała tylko o tym, żeby wtopić się
w jego ciepłe ciało. – Możesz mnie puścić? Nie rozumiesz, że nie chcę, byś mnie
trzymał? Żebyś w ogóle mnie teraz dotykał?
- Dlaczego?
- Bo po prostu nie! – fuknęła i
ponownie go uderzyła.
Ledwo to poczuł. Mimo że bardzo
się przejmował całą sytuacją, jej zachowanie zaczynało się robić naprawdę
zabawne. Była przesłodka, tak bardzo się na niego wściekając. W dodatku
doskonale wiedział, że walczyła ze sobą, by tylko mu nie ulec. Wystarczyłby
jeden jego gest, a znowu byłoby wszystko dobrze. Obydwoje to wiedzieli.
- Przepraszam cię. Nie gniewaj
się na mnie. Wszystko ci jutro wyjaśnię. Nie chciałem, żeby tak wyszło…
- A ja nie chcę tego słuchać – mruknęła
niewzruszona. Miała gdzieś jego milion argumentów. Zawsze jakieś miał, a ona
zawsze w końcu uznawała je za ważniejsze. Bo wszystko zawsze było ważniejsze od
niej. – Więc pozwól mi wrócić do domu. Będzie mi się łatwiej szło, jak mnie
puścisz, do diabła.
- Nie zamierzam cię puszczać do
żadnego diabła – oznajmił, wciąż pełen determinacji. – Ani nigdzie indziej,
dopóki się nie uspokoisz. Proszę cię, kochanie… - Ujął jej podbródek, by unieść
jej głowę i zmusić do patrzenia na niego.
Na chwilę się zapomniała, widząc
te ukochane oczy. Wiedziała, że są jej zgubą. To się pewnie nigdy już nie
zmieni.
- Nie – otrząsnęła się. - Nie
omamisz mnie znowu.
- Znowu? – zdziwił się, nie
bardzo już rozumiejąc, co ma na myśli. Ale była pijana, więc w ogóle nie był
pewien czy brać to wszystko na poważnie. – Mia. Może chociaż chcesz mi coś
powiedzieć? Wyzywać albo coś w tym stylu?
- Nie jestem dzieckiem. – Zmrużyła
oczy, czując, że powoli zaczęło brakować jej sił, żeby stać na własnych nogach,
a co dopiero dalej się z nim kłócić. Czy to w ogóle można było nazwać kłótnią?
Czy z nim da się pokłócić? Czy on nie mógłby też trochę na nią pokrzyczeć?
Byłoby łatwiej. Ale on musiał wszystko utrudniać! – Chcę iść spać.
- Odwiozę cię.
- I tak nic tym nie wskórasz – uprzedziła
go, bo nie zamierzała dłużej odmawiać podwiezienia. Wiedziała, że już nie
doszłaby o własnych siłach do domu.
- Dobrze. Biorę to na klatę. – Uśmiechnął
się do niej delikatnie i znowu prawie ją zaczarował. Dlaczego ciągle jej to
robił? Jak ma niby z tym walczyć? Jak długo jej się to uda? Gdy na niego
patrzyła, wydawało się to niemożliwością. Tyle uczuć i emocji się w niej
kotłowało. Z jednej strony cały czas była na niego niewyobrażalnie zła i czuła
się zraniona, a z drugiej nadal chciała, aby trzymał ją w swoich ramionach. I
nie tylko trzymał. Chciała, aby zabrał ją do siebie i kochali się całą noc. By
schował ją w sobie na zawsze i już nigdy nic nie zakłóciłoby ich spokoju.
- Kocham cię – szepnął jej do
ucha, gdy zmierzali do jego samochodu. Nadal obejmował ją w pasie mimo
wszelkich prób, które podjęła, by się od niego odsunąć.
Przeszył ją ciepły dreszcz i
miała ochotę rzucić mu się w ramiona. Naprawdę wystarczyły tylko dwa słowa. Czy
ona naprawdę była, aż tak naiwna? Nie wiedziała, jak ma sobie już to tłumaczyć.
Walczyła ze sobą. Bardzo mocno walczyła, ale nie mogłaby mu tego zrobić. Nie
mogłaby zrobić tego sobie. Jak mogłaby to przemilczeć? Jak mogłaby mu nie
odpowiedzieć? Nawet jeśli wciąż była pijana.
- Ja ciebie też – odparła cicho,
gdy pochylał się nad nią, zapinając jej pas. Uchwycił jej spojrzenie i uniósł
dłoń, by pogładzić zarumieniony policzek. Westchnęła cicho, przymykając powieki,
a spod jednej wydostała się niespodziewanie łza. Sama się tego wystraszyła,
otwierając od razu szeroko oczy. Tom nadal był blisko i wytarł jej policzek,
następnie zaskakując ją czułym pocałunkiem.
Cdn.
Niegrzeczny Tom. Nie dość, że wystawił Mię, to jeszcze przerwał mi robienie zadań z matematyki. Powinien się wstydzić.
OdpowiedzUsuńNo tak. To w końcu Tom, można byl o soe po nim takiego czegoś spodziewać. I Napraw de zaczyna mnie denerwować ta Vanessa.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że z czasem ogarnie swoje życie i dziecko.
wkurzyło mnie zachowanie Toma
OdpowiedzUsuń