poniedziałek, 6 lutego 2017

69. Sekunda po sekundzie.

2 miesiące później…

Za każdym razem, gdy widzimy wyryte na nagrobkach daty śmierci, bliskich nam osób, nachodzi nas myśl – zbyt wcześnie odeszła. Znał to uczucie, aż za dobrze. Towarzyszyło mu nie tylko na cmentarzu, ale i w każdej innej chwili, gdy wspominał. Życie naprawdę okazuje się zbyt krótkie. Nagle jest tyle rzeczy, które chciałoby się powiedzieć, tyle czasu, który chciałoby się wspólnie spędzić. Tyle sytuacji, w których chciałoby się postąpić zupełnie inaczej. Kiedyś obiecał sobie, że będzie żył właśnie tak, by niczego nie żałować. A teraz stał nad jej grobem i żałował. Gorzko i boleśnie. Minęło tak niewiele czasu od jej śmierci. Miał wrażenie, jakby jeszcze wczoraj umierała na jego oczach. Chyba nie doświadczy już niczego bardziej bolesnego w swoim życiu niż ten widok.
Ustawił na grobie jej ulubione kwiaty i zapalił symboliczny znicz, choć nie do końca dostrzegał w tym wszystkim sens. Westchnął ciężko, wpatrując się w zdjęcie zamieszczone na pomniku. Wyglądała na nim na szczęśliwą. To było bardzo stare zdjęcie, przypominające o tym, że bardzo dawno była szczęśliwa. Ciemne chmury przysłaniające dotychczas jego myśli, rozproszyły się, gdy poczuł drobne palce wplatające się w jego dłoń. Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się ciepło, dziękując w duchu, za jej obecność.
- Wszystkiego najlepszego, mamo – wyszeptał w kierunku miejsca spoczynku swojej rodzicielki. - Możemy już iść – szepnął do towarzyszącej mu brunetki, ściskając mocniej jej dłoń.
Jego niechęć do cmentarzy pozwalała mu odwiedzać groby bliskich tylko z jakichś okazji, całkowicie symbolicznie, bo nadal średnio wierzył, że to ma jakiekolwiek znaczenie dla zmarłych. Gdyby nie Mia, bardzo możliwe, że nie przyjechałby dzisiaj w to miejsce. Nie mógł oprzeć się myśli, że tak niewiele brakowało, a to ją musiałby odwiedzać na cmentarzu. Nadal miał ciarki na wspomnienie feralnego dnia, gdy został napadnięty i jego ukochana była w to wmieszana zupełnie przez przypadek. Coś musiało nad nimi czuwać. Chyba po raz pierwszy wtedy uwierzył w istnienie jakiegoś Anioła Stróża. Nigdy nie zapomni momentu, gdy broń wystrzeliła w kierunku nastolatki. Nie potrafił wówczas oddychać. Nawet gdy kula przeleciała tuż obok niej, nie czyniąc jej najmniejszej krzywdy, nie był w stanie się pozbierać. Patrzył na nią w szoku, nie mogąc się ruszyć. Zupełnie nie słyszał, co się do niego mówiło. To była ta chwila, w której uderzają w człowieka wszystkie wspomnienia i kończą się uczuciem, że już nigdy niczego nie przeżyjesz z tą osobą. Gdyby tak się stało, chyba już nie wróciłby do normalnego funkcjonowania. Jak mógłby żyć, gdyby jej już nie było? Nie byłoby jej przez niego. Kolejny raz zostałaby skrzywdzona z jego winy. Nie potrafił jej wystarczająco dobrze ochronić. Powinna być przy nim bezpieczna. To nasuwało wiele nowych wątpliwości. Mimo że nic złego się nie stało. On wciąż wracał pamięcią do tamtego dnia i pluł sobie w brodę. Bo tak niewiele brakowało, aby świat runął.
- Tom, pamiętasz, co mi obiecałeś? - Mia sprowadziła go na ziemię, gdy już wsiedli do samochodu. Spojrzał na nią, marszcząc brwi, sprawiając wrażenie, jakby nie miał bladego pojęcia, o czym dziewczyna mówi. Jej głośne sapnięcie, nie wróżyło niczego dobrego. - Już zapomniałeś. - Skwitowała obruszona.
- Oj, niczego nie zapomniałem. Droczę się tylko – oznajmił z uśmiechem. - Pamiętam. Sobota, godzina 18.
- Tylko bez żadnych niezwykłości, proszę. Wiesz, że nie chcę robić z tego wielkiego wydarzenia. Szczególnie w okolicznościach, gdy wszyscy nasi przyjaciele są w dość posępnych nastrojach od jakiegoś czasu...
- Ech... Wiem, Skarbie. Obiecałem ci i dotrzymam słowa. Ale i tak wciąż uważam, że nie powinnaś ograniczać się tylko ze względu na to, że ktoś ma gorszy czas w swoim życiu. To jest twój dzień, jedyny taki w życiu i powinnaś świętować go na całego. - Stwierdził, licząc po cichu, że może jeszcze uda mu się cokolwiek wskórać, lecz Mia była nieugięta pod tym względem. Zarzekła się, że nie chce żadnej hucznej imprezy na pięćdziesiąt osób. Najchętniej w ogóle udawałaby, że ten dzień nie istnieje, ale to już by nie przeszło. Ostatecznie zgodziła się na symboliczne spotkanie w jednym z klubów, w gronie najbliższych przyjaciół. Tych, którzy mają przed sobą wiecznie jakieś tajemnice. Tych, którzy mają między sobie niewyjaśnione kwestie i spięcia. I każdy z nich będzie musiał stawić się w ten wieczór, zapominając o wszelkich nieprzyjemnościach. Zapowiadała się przednia zabawa. Niemniej, Tom także okazał się nieugięty. Nie chciał nawet słyszeć, by w jakikolwiek sposób nie uczcić jej osiemnastych urodzin. Na myśl o swojej osiemnastce miał naprawdę fajne wspomnienia, uważał, że Mia też zasługuje na podobne. Ale ona nie należała do tych osób, którym zależałoby na czymś takim. Nie przepadała za imprezami, nawet jeżeli były z okazji urodzin. Nie odczuwała potrzeby świętowania takich wydarzeń. Może wiele się zmieniło, ale na pewno nie to, że wciąż na swój sposób była inna.
- Moglibyśmy po prostu spędzić ten wieczór razem i też byłoby dobrze.
- Obiecuję, że po tej imprezie, spędzimy również czas tylko we dwoje – zapewnił, posyłając jej swój pełen uroku uśmiech. Znowu westchnęła.
- Po prostu nie wyobrażam sobie nas wszystkich, w jednym miejscu... Czuję, że to nie skończy się dobrze. Za dużo się wydarzyło, Tom.
- Nie możesz się tak tym przejmować, Mia. To nie jest twoja wina, że niektórzy z nas postanowili okłamywać siebie nawzajem albo co lepsze, nie mówić, że mogą umrzeć na raka piersi – rzekł już z lekką ironią, przypominając sobie o Rebecce i Andreasie. Do tej pory ciśnienie mu skacze na samą myśl o tym, że wszystko wydarzyło się tuż pod jego nosem, a jednocześnie tak bardzo za jego plecami.
- Rebecce było ciężko... to był słaby czas dla was wszystkich, by o tym mówić.
- To bez znaczenia... Co jakby operacja się nie udała? Nie wiem, mogła się choćby wykrwawić, cokolwiek. Wszystko się teraz może zdarzyć w tym popapranym świecie. I co wtedy? Nie mielibyśmy okazji nawet się z nią zobaczyć przed tym... Uch, dlaczego my w ogóle o tym rozmawiamy? - Spojrzał na dziewczynę, czując, że cała dyskusja zmierza w naprawdę złym, a przede wszystkim, przygnębiającym, kierunku. Powinni po prostu cieszyć się życiem. Cieszyć się sobą. A ciągle wracają do tego, co było. Może byłoby prościej, gdyby wszystko zostało już wyjaśnione a ludzie, na których im zależy, zaczęliby się dogadywać między sobą.
- Bo uparłeś się, żeby zrobić wielkie zjednoczenie w dniu moich urodzin. - Mruknęła, wzdychając przy tym ciężko.
- Myślę, że wszystkim nam przyda się takie rozluźnienie, Mia. Potrzebujemy jakoś odbudować te relacje... ale przede wszystkim, wyluzować. Możemy przynajmniej spróbować. Najwyżej wszystko znowu się posypie. Ale chociaż zaczynamy coś działać. A ty znowu próbujesz zamknąć się na świat... wiesz, że nie możemy się cofać.
- Dobrze już. Jedźmy do domu.
- Do mnie? - Uniósł brwi, zerkając na nią z tajemniczym uśmiechem. Zdawał sobie sprawę, że zabrał jej już pół dnia i nie będzie łatwo ją przekonać do poświęcenia mu kilku kolejnych godzin. Ostatnio miała zbyt wiele spraw związanych ze szkołą i właściwie, nie mógł, wymuszać na niej tego czasu, który przeznaczała głównie na naukę. Niemniej, zawsze pozostawała nadzieja, że dziewczyna jednak się skusi.
- Mówiłam raczej bardziej ogólnie... - Zmrużyła oczy, ale mógł dostrzec po jej twarzy, że miała trudny orzech do zgryzienia. Uwielbiał jej dylematy. Coś, co dla każdej innej osoby wydawało się proste, dla Mii za każdym razem było walką, niemal jak o śmierć i życie. Jakby jedna decyzja miała przeważyć szalę nad całym jej losem.
- Tylko na chwilkę. - Zapewnił, choć chyba obydwoje mieli różne pojęcia na temat wyrażenia chwila. - Spędziliśmy dziś tyle czasu w drodze, potem na cmentarzu... Nie chciałbym tak ponuro kończyć naszego spotkania.
- Och, tak. Z pewnością właśnie o to ci chodzi – rzekła z lekkim rozbawieniem. - Ale okej, niech stracę.
- Stracisz? Kobieto, chyba zyskasz!
- To się okaże.
- Już ja się postaram, by się okazało. - Podsumował i odpalił w końcu silnik, by nie tracić ani minuty więcej. Takie dyskusje mogły trwać między nimi całą wieczność. I w sumie, nigdy by mu się nie znudziły. Co mogło wydawać się lekko dziwne. Może już jest tak stary, że nie potrzebuje zbyt wielu szalonych rozrywek...

Kilka godzin później...

Powyciągany dres, kilkudniowy zarost i twarz, która wyglądała, jakby od dawna nie zaznała snu. Można by pokusić się o stwierdzenie, że czystej wody także nie widziała. Czy to ten moment, gdy powinien zacząć martwić się o swojego brata? Nie był pewien, w przeciwieństwie do tego, że mógł jednak odwieźć Mię do jej domu. Oszczędziłby jej niepotrzebnych trosk i tego wołającego o pomstę do nieba, widoku. Tymczasem posłał jedynie bratu swoje pełne dezaprobaty oraz zniesmaczenia spojrzenie. Chyba brakowało mu słów, by jakkolwiek opisać to, co czuł. I wątpił również, że Billa to obchodzi.
- Może pójdziesz do mnie i za chwilę do ciebie przyjdę? - Zwrócił się do dziewczyny, która dosyć niepewnie przyglądała się swojemu przyjacielowi. To było lekko krępujące, więc nie sprzeciwiała się propozycji Toma. Wiedziała, że specjalnie jej się pozbywa w ten delikatny sposób, ale jak najbardziej jej to pasowało. To była wciąż sprawa między bliźniakami. Wolała się nie mieszać. A przynajmniej nie teraz. Posłała więc Billowi delikatny, niewyraźny uśmiech i zniknęła, kierując się do sypialni Gitarzysty.
- Mógłbyś, chociaż nie wychodzić ze swojej jaskini, skoro już zamierzasz bawić się w jaskiniowca. - Tom zabrał głos od razu po wyjściu nastolatki. Nie zamierzał się patyczkować, czy choćby próbować być wyrozumiałym w tej sytuacji. Miał swoje zdanie na ten temat i to dosadne.
- O co ci chodzi? Jestem chory – odburknął mu, nie wyrażając większego przejęcia. Tom parsknął wymownie, krzyżując ręce na piersi.
- Takie kity możesz wciskać Davidowi. Dobrze wiem, że jesteś zdrowy, jak ryba. No, chyba że mówimy o zdrowiu psychicznym. Tu miałbym już porządne wątpliwości, patrząc na twoje ostatnie zachowania.
- Cóż, nie musisz mi wierzyć. Wracam do swojej jaskini – oznajmił wciąż niewzruszony Wokalista, podkreślając jednocześnie ostatnie słowa. Tom jednak chwycił go mocno za przedramię, nie pozwalając opuścić tak szybko pomieszczenia. - Czego?
- Przestań odpierdalać, Bill.
- Odpierdolić to się ty możesz. Ode mnie. Pasuje?
- Nie ciebie jednego dopadają gorsze chwile w życiu. Zacznij sobie z nimi radzić, a nie od nich uciekać. Ile można? Zamkniesz się teraz na zawsze w tym mieszkaniu? Pozwolisz, żeby twoje dziecko nigdy nie dowiedziało się o twoim istnieniu? Stracisz wszystkich przyjaciół? Odsuwasz się nawet ode mnie. O to ci chodzi? Chcesz zostać sam? - Wyrecytował niemal na jednym tchu, tracąc już resztki swojej cierpliwości. Nie wiedział już, jak powinien do niego przemówić. Czy w ogóle istniał taki sposób?
- O, patrz. Jednak dotarło. - Skwitował ironicznie i wyszarpnął swoją rękę z jego uścisku. Muzykowi odjęło mowę, a jego bliźniak korzystając z tej okazji, wyszedł ponownie, zamykając się w swoim pokoju. Tom stał jeszcze długo w tym samym miejscu, nie mogąc wyjść z szoku. Wszystko wyglądało dużo gorzej, niż sądził. Czy miał jeszcze siłę, by się tym przejmować? By próbować zrobić cokolwiek, by było lepiej? Jedyne co czuł to, to że ma dość. Po prostu dość tych wszystkich dramatów. CUDZYCH dramatów, które wiecznie odbijają się na jego życiu. Miał ochotę odciąć się od tego wszystkiego raz na zawsze. Odpuścić. Udawać, że go to nie dotyczy. Może wtedy wszystko samo by się rozwiązało...
- Ja pieprzę. - Wypuścił ze świstem powietrze i mimo że miał ochotę teraz rozwalić najbliższą znajdującą się rzecz, dla samego zniszczenia jej, wybrał jednak drogę do swojej sypialni, gdzie czekała na niego Mia. Jego oaza spokoju. Gdzie indziej mógłby teraz uciec? I to wcale nie była hipokryzja. Wcale pięć minut temu nie wypominał swojemu bliźniakowi, że ucieka. Wcale.
Nastolatka siedziała na kanapie, miętoląc poduszkę na swoich kolanach i wpatrywała się w ścianę przed sobą, do momentu, aż Tom nie zjawił się w pomieszczeniu, wybudzając ją z transu, w jaki zdążyła już wpaść. Zamrugała powiekami, spoglądając na niego. I od razu wiedziała, że rozmowa z Billem, nie poszła dobrze. Nawet nie zamierzała pytać. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i opadł obok niej, wydając z siebie ciężkie westchnienie.
- Musisz mnie nauczyć, jak znosić to wszystko i nie oszaleć – odezwał się po chwili. Wtedy odwróciła się w jego kierunku, obdarzając go swoim spojrzeniem i uśmiechnęła się lekko.
- I kiedy dosięgnie cię bezradność... Weź to dzień po dniu. A jeśli dzień stanie się zbyt ciężki, godzina po godzinie. - Zaczęła powoli, a gdy chciał coś wtrącić, przyłożyła mu palec do ust, od razu go uciszając. - Jeśli godzina zacznie cię przytłaczać... Weź to minuta po minucie. A jeśli minuta, to za mało, sekunda po sekundzie. * - Ostatnie słowa wypowiedziała już niemal szeptem, ale słyszał to bardzo wyraźnie. Wpatrywał się w nią, jak w obrazek, nie spodziewając się, że wywoła u niego takie emocje kilkoma zdaniami. To było tak prawdziwe, że aż bolało. Dopiero teraz zdjęła swoją dłoń z jego ust, ale już nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Mógł tylko patrzeć w jej błyszczące oczy i zapomnieć o wszystkim. Pocałował ją krótko raz i drugi, trzeci i czwarty. Za piątym, wsunął język do jej buzi, całując ją długo i głęboko, aż do momentu, gdy obydwoje musieli zaczerpnąć tchu. Dotknęła wówczas jego policzka i przesuwając dłoń na kark, objęła go. Wykorzystał to, wciągając ją na swoje kolana. Czuł dreszcze na całym ciele, gdy jej palce łaskotały go delikatnie po skórze na karku. Przypatrywał się jej słodkiej twarzy i dostrzegał w niej kobietę, która pomimo swojej całej delikatności i nieporadności, zdołała wywrócić jego życie uczuciowe oraz emocjonalne, do góry nogami. Siedziała na nim okrakiem, ocierając się piersiami o jego tors, pobudzała swoim dotykiem jego wszystkie zmysły i wszystko wciąż leżało w jej rękach. Wiedział, że nie pozwoliłby sobie na to z żadną inną kobietą. Nie w ten sposób. Bo przecież, to on miał władzę. Nie wahałby się. Po prostu by brał. Nie patrząc na nic, bo wówczas nic innego nie miało znaczenia. Dlaczego, więc teraz ma? Najmniejsza drobnostka. Czy zdołał zakochać się, aż tak? Kiedy to nastąpiło? Jak? Czy w ogóle potrzebne mu odpowiedzi na te wszystkie pytania? Może nie w tej chwili. Zamknął oczy, gdy opuszkami palców drugiej dłoni, zaczęła muskać jego twarz, badając ją w każdym szczególe. Poczynając od wielkiego czoła i kończąc na brodzie, pokrytej mocnym zarostem. Uchylił powieki, dopiero gdy zatrzymała się na ustach, obrysowując dokładnie ich kształt. Coś ścisnęło go w podbrzuszu. Nie wierzył, że tylko tyle wystarczyło, by go podniecić. Miał ochotę wsunąć sobie jej palec między wargi, ale nie był pewien, czy to niezbyt perwersyjne, jak na ich aktualną relację. Niemniej, myślał już tylko o jednym. Bardzo skutecznie go do tego skłaniała, choć nie wiedział, czy czyniła to całkiem świadomie. Mógł mieć jedynie nadzieję.
- Jesteś tu? - Zapytała cicho, z delikatnym rozbawieniem, gdy jego twarz wyglądała, jakby całkowicie odpłynął na inną planetę. Pokiwał tylko głową, nie mogąc jeszcze wydobyć z siebie głosu. Właściwie, to tak naprawdę go nie było i wcale nie chciał wracać. Chciał porwać ją do tego miejsca ze sobą. Zbliżył swoją twarz, pragnąc jeszcze raz zasmakować jej ust. Nie protestowała, więc posunął się o krok dalej, przysysając się do jej szyi. I już ją miał. Westchnęła cicho, opadając głową na jego ramię. Z satysfakcją zaczął pieścić jej skórę jeszcze zachłanniej, powodując, że wręcz nie mogła usiedzieć na jego kolanach, z buzujących w niej emocji. Po chwili wrócił do jej warg, wpijając się w nie mocno a dłońmi w końcu, wdarł się pod jej bluzkę, zaspokajając swoją wielką potrzebę poczucia nagiego kawałka jej skóry. Pozwoliła mu na zdjęcie zawadzającego materiału, ale w zamian zażądała tego samego. Uwolnił więc jej usta, by zdjąć swoją koszulkę. I, jako że miał już pewność, do czego to wszystko prowadzi, podniósł się wraz z przywierającym do niego ciałem dziewczyny i przeniósł ją na łóżko. Pozwolił jej leżeć tak przez kilka sekund, aż nie pozbył się z siebie również swoich spodni. Gdy tylko opadły na podłogę, powrócił do niej, całując na nowo wciąż jeszcze rozgrzane usta. Zadrżał, gdy dotknęła jego nagiego torsu, rozpalając tym jego skórę. Oderwał się od niej natychmiast i sięgnął do paska od spodni, które opinały jej nogi. Próbował odpiąć go zdecydowanie zbyt szybko, przez co w ogóle mu to nie wychodziło. Mia musiała wziąć sprawy w swoje ręce i w końcu sama się z nim rozprawiła. Następnie uniosła biodra, by Tom mógł zdjąć z niej jeansy. Uwielbiała, gdy ściągał z niej ubrania. Było w tym coś, co ją w pewien sposób ekscytowało. Każde przypadkowe muśnięcie o nagą skórę jej ud. Jego dotyk był gorącym płomieniem rozpalającym ją do granic możliwości. Chciała znowu poczuć jego usta. W każdym miejscu swojego ciała. Pragnęła znowu pod nim płonąć. Tak długo, aż ogień sam wygaśnie.
Zagryzł wargę, lustrując bezwstydnie jej ciało, z góry na dół, gdy już leżała przed nim w samej bieliźnie. Piękna, zgrabna, delikatna pod każdym względem. Pociągało go to, niezaprzeczalnie. Tak samo, jak fakt, że wciąż była tylko jego. Już nie krępowało ją, jego spojrzenie. Mimo że było tak bezpośrednie, tak znaczące. Dosłownie pożerające. Podobało jej się to. Czuła, że Tom niczego w tej chwili nie pragnie, poza nią. I to sprawiało, że czuła się pewnie. Nie było wahań, wątpliwości, głupich myśli. Był tylko on.
Przejechała koniuszkiem języka po swoich wargach, dając mu do zrozumienia, że zdążyły już wyschnąć od ostatniego pocałunku. Nie zwlekał, pochylił się, łącząc ich usta ze sobą. Objęła go za kark, przyciągając do siebie mocniej. Jedna ręka mężczyzny wylądowała na jej talii, drugą podpierał się o materac łóżka, by całkiem jej nie przygnieść swoim ciałem. Nie przerywając pocałunku, sunął dłonią po jej skórze, docierając powoli do zapięcia od stanika. Rozpiął go, na ślepo. Poszło mu dużo sprawniej niż z paskiem od spodni, co lekko rozbawiło Mię, ale nie miała okazji się na tym skupić, gdy język Gitarzysty wciąż penetrował wnętrze jej buzi. Kochała te pocałunki. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo różniły się od ich codziennych. Każdy pocałunek powinien tak wyglądać, bez wyjątku. Tak bardzo się na nich koncentrowała, że nie spostrzegła, nawet gdy jej piersi zostały pozbawione koronkowego materiału. Dopiero gdy Tom odsunął się od niej lekko, poczuła subtelny chłód owiewający jej klatkę piersiową. Chłód, który momentalnie został zastąpiony rozpływającym się po całym ciele ciepłem, gdy tylko Muzyk zaczął majstrować przy dolnej części jej bielizny. Zsuwał ją powoli, najpierw z jej pośladków, potem z ud. Miała wrażenie, że trwa to całą wieczność. Ale wyraźnie sprawiało mu to wiele przyjemności, więc nie protestowała. Przyglądała się w tym czasie jego męskiej twarzy, jego mimice. Spojrzeniu przepełnionemu pożądaniem. I w końcu jego umięśnionej klatce oraz ramionom. Nie zdążyła już skierować swojego wzroku niżej, ponieważ Tom wrócił szybko do swojej poprzedniej pozycji, sprawiając, że miała przed oczami tylko jego twarz. Pocałował ją delikatnie, powtarzając to jeszcze kilka razy. Westchnęła, gdy chwycił zębami jej wargę, pociągając ostrożnie do siebie. Podniosła lekko głowę, chcąc złapać na dłużej jego usta, ale on zdążył jej już uciec. Teraz interesowało go coś zupełnie innego. Zrozumiała to, gdy jego silne dłonie spoczęły na jej udach. Bez ostrzeżenia, rozchylił lekko jej nogi. Jęknęła głośno, czując niespodziewanie jego język w najwrażliwszym miejscu jej ciała. Odruchowo zakryła usta dłonią, zdając sobie sprawę, że za ścianą siedzi Bill. Całkowicie o tym zapomniała. I zrobiła to ponownie w ciągu następnej sekundy, gdy Tom dosłownie zatopił język do jej wnętrza. Miała ochotę położyć sobie poduszkę na twarzy, by móc krzyknąć z podniecenia. Jakimś cudem jednak zdołała zdusić to w sobie. Zacisnęła tylko ręce na pościeli, ale bardzo szybko przeniosła je na ramiona mężczyzny. Były twarde, mogły znieść wbijane przez nią palce. Na szczęście miała krótkie paznokcie. A to ugniatanie, całkiem mu odpowiadało. Miał nieodpartą ochotę doprowadzić ją do szaleństwa. Dlatego zaczął działać znacznie szybciej i sprawniej. Nie tylko penetrował ją językiem, ale także ssał i całował, dokładając po chwili do wszystkich tych atrakcji swoje palce. Sprawił, że odpłynęła w jednej chwili. Wiła się pod nim i jęczała rozkosznie. Czuł, jak pulsuje i jak niewiele jej brakuje, by osiągnąć szczyt. Podsycał, więc ten ogień. Bardziej i bardziej, aż doprowadził ją do krawędzi. Wtedy dopiero przestał. Zdążył dostrzec jeszcze jej zszokowane spojrzenie. Była wyraźnie zdezorientowana, gdy nagle pozbawił jej przyjemności. Nim jednak wróciła do niej jakakolwiek kontrola nad świadomością, zdążył zrzucić z siebie bokserki i włożyć prezerwatywę. Wygięła się, gdy wszedł w nią zdecydowanym ruchem, nie myśląc o niczym. Jej kolejny jęk, był tylko dla niego potwierdzeniem, że uczynił dobrze. Wypełnił ją całą, czując, jak napięcie powoli rozchodzi się po całym jego ciele.
- Nie powstrzymuj się, Skarbie... - Szepnął jej do ucha, powodując na jej ciele kolejny dreszcz. - Uwielbiam, jak to robisz... - przygryzł delikatnie płatek jej ucha i znowu mógł usłyszeć jej jęk. Kochał te dźwięki. Poruszał się powoli, jednocześnie pieszcząc pocałunkami jej szyję. W tej pozycji słyszał idealnie każde westchnienie i najcichszy jęk wydobywający się z jej ust. Nawet, jakby bardzo chciała, nie byłaby w stanie się teraz powstrzymać. To było silniejsze. Podniecenie wzięło górę nad wszystkim. Z każdym jego kolejnym ruchem, czuła, że nie zniesie więcej, a jednak to więcej nadchodziło. Niepojęta była dla niej ta przyjemność ogarniająca każdą komórkę jej ciała. Miała wrażenie, że w takich momentach, stawała się zupełnie innym człowiekiem. Może coś w tym było. Może każde z nich odkrywało swoją inną naturę i tonęło w świecie pożądania, rozkoszy i ekscytacji. Ale najważniejszym stał się fakt, że byli w tym wszystkim razem. I nikt nie miał prawa im tego zabrać.

Cdn.

*Cytat pochodzi z norweskiego serialu SKAM, dodałam od siebie tylko ostatnie zdanie.

Czasem dwa zdania, zmieniają wszystko, wiecie?
I dziękuję za wsparcie! <3 Wy wiecie, o kim mówię :D 


7 komentarzy:

  1. Wspaniale :) ! na ta chwile jestem z siebie tyle wydusic ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jesu. Zbieram szczękę z podłogi i kłaniam się nisko. Kurczę, tyle emocji!
    „2 miesiące później” haha :D
    Genialne wprowadzenie z tą śmiercią bliskiej osoby. Gdybyś nie pokazała mi wcześniej, co wymyśliłaś, to przeżyłabym maleńki zawał. Mimo wszystko cieszę się, że to nie Mia wylądowała na cmentarzu, bo to pewnie zwiastowałoby koniec historii, a tego nie chcemy, bo przecież masz jeszcze tyle pomysłów ^_^ Ale to prawda, że niewiele brakowało... Kolejny raz stało się coś, co dało im obojgu do zrozumienia, że wystarczy jedna chwila, „aby świat runął”. Chociaż radzą sobie z tym lepiej niż Bill. Minęły dwa miesiące, a on nie widuje się z synem? Myślałam, że będzie się garnął do ojcostwa, że będzie ponad to, co zrobiła Vanessa. Kurczę... myślałam, że będzie walczył, że będzie próbował :( Przynajmniej powiodła się operacja Rebecci, chociaż nie wykluczam kolejnych komplikacji – z Tobą nic nie wiadomo xD A to „wsadzanie” i „zatapianie” to chyba Tomowi nieźle wychodzi, skoro Mia taka zadowolona i zaspokojona. Cudnie było opisane, kochana! Rozkosznie xD Czarujesz, po prostu. I nigdy w to nie wątp! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ❤
    Czy to wystarczy ?
    A tak serio

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ❤
    Czy to wystarczy?
    A tak serio to nigdy nie rób takich głupich scen ze śmiercią! Tego nie lubię.
    I pisz szybko kolejny rozdział!
    Tak Wiem, Ja też mam pisać, obiecuje że napiszę xd
    WENT ŻYCZĘ!
    POZDRAWIAM ATTENTION TH

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że SKAM pochłonął także Ciebie!
    Rozdział cudowny, dobrze że Mia zaciągnęła go na ten cmentarz, no i koniec też był bardzo zadowalający ;D
    Tylko martwię się o Billa, ale to zapewne wyjaśni się później.
    Życzę weny i ściskam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały rozdział <3

    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne części ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A już myślałam że to Mie musi odwiedzać na cmentarzu. Przeżyłam zawał 😍

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.