wtorek, 26 maja 2015

58. Każda walka z samym sobą, nas umacnia.

Dziewczyna w zamyśleniu, od dłuższego czasu, zupełnie nieświadomie wpatrywała się w wyraźnie odznaczający się brzuch Vanessy. Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami a Mię właściwie dopiero teraz zaczęła nurtować kwestia ojcostwa dziecka. Nigdy wcześniej jakoś nie przywiązywała do tego wagi. Mimo wszystko Vanessa wciąż była jej najdalsza z całej paczki przyjaciół. Od początku trzymała się od niej raczej na dystans. Nie budziła w niej zaufania, choć miały ze sobą całkiem niezłe relacje. Intrygująca jednak dla niej była przyjaźń Vanessy z Tomem. Specyficzna więź między nimi była widoczna na każdym kroku. Zastanawiało ją, dlaczego to właśnie Nessa jest tak bliska Gitarzyście. Jego relacje z Rebeccą różniły się znacznie, dlatego tak bardzo rzucało się to nastolatce w oczy.  I niestety, czasem nachodziły ja dosyć dziwne myśli, które nie wpływały zbyt pozytywnie na jej podejście do całej sprawy. Ostatnio jednak była tak pochłonięta czasem spędzonym z Muzykiem, że nie myślała nawet o takich bzdurach. Wszystko się zmieniało, gdy Vanessa pojawiała się w pobliżu. Dziś złożyła wizytę Bliźniakom, lecz zastała tylko Mię. Nastolatka wahała się czy w ogóle powinna otwierać drzwi, skoro nie jest u siebie. Niemniej, wiedziała, że do apartamentowca nie wpuszcza się byle kogo. Siłą rzeczy, więc musiał być to ktoś z bliskich znajomych. A jako, że znała większość przyjaciół braci Kaulitz, zdecydowała się zwlec z łóżka i wpuścić, jak się okazało przyjaciółkę, do środka. Obydwie chyba były zaskoczone wzajemnie swoim widokiem. Żadna jednak nie okazała tego jakoś dobitnie.
- Myślałam, że ich jeszcze złapię. Chciałam jechać do szpitala, ale Tom mi zakazał, stwierdzając, że to nie jest miejsce dla kobiety w ciąży – rzekła wywracając przy tym teatralnie oczami na wspomnienie słów przyjaciela. – Po prostu nie wierzę, że to ich spotyka. Jak on sobie z tym radzi? Musi być totalnie rozbity… - Westchnęła głęboko wpatrując się pustym wzrokiem w bliżej niezidentyfikowany punkt przed sobą. Mia dopiero teraz skupiła swoje spojrzenie na jej twarzy.
- Jest rozbity – potwierdziła, nie będąc pewna, czy powinna dodawać cokolwiek więcej. Nie umiała swobodnie rozmawiać z Vanessą. Czuła się niekomfortowo w jej towarzystwie. Towarzyszyło jej nieustające wrażenie, że powinna być ostrożna zarówno w doborze słów, jak i zachowaniu.
- To głupie, ale nachodzi mnie czasem myśl, że ta kobieta specjalnie mu to zrobiła – wyznała nagle, co też lekko wstrząsnęło Mią. – Wiesz o jego relacjach z matką, prawda? – spojrzała na nią z zapytaniem, na co brunetka przytaknęła skinieniem głowy. Wiedziała, aż za dużo. – No właśnie. Od lat go potępiała… a teraz nagle zamierza umrzeć i… Mój Boże, co za beznadziejna sytuacja.
- Myślę, że tego raczej nie planowała… - stwierdziła cicho nastolatka. Podejście Vanessy było dla niej zbyt chłodne i rzeczowe. Rozumiała, że Tom nie miał dobrych relacji ze swoją mamą, ale mimo wszystko… nie pojmowała toku rozumowania szatynki. – ale Tom nie zamierza jej niczego wypominać. Czasem w życiu tak się dzieje, że niektóre żale i uczucia, należy odłożyć na półkę.
- To dobry facet.
- Właśnie… - przytaknęła w zamyśleniu. – Wiesz już, jaka płeć? – Zmieniła temat, ponownie spoglądając na jej brzuch. Nie widziała sensu, by dłużej rozmawiać o samopoczuciu Toma, tym bardziej pod jego nieobecność. Mia nie czuła potrzeby dzielić się swoimi zmartwieniami z przyjaciółką Muzyka i chyba nawet wolałaby, żeby Vanessa trzymała się na dystans od tej całej sytuacji. Budziły się w niej egoistyczne instynkty, nad którymi nie panowała. Nagle była przekonana, że sama będzie w stanie wystarczająco wesprzeć swojego ukochanego, a wszelka pomoc ze strony przyjaciółki mogłaby być wadliwa. Pytanie tylko, czy tak naprawdę dla niej, czy dla niego.
- Chłopiec – Brunetka uśmiechnęła się lekko, od razu też podejmując temat. – Nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko upłynął… Niedługo maluch przyjdzie na świat, a ja nawet nie mam dla niego imienia… Ba, ja kompletnie nie wiem, jak się zająć takim dzieckiem.
- Wszystko podobno przychodzi samo, z czasem… Instynkt macierzyński i tak dalej.
- Być może… Czułabym się pewniej, gdyby już nadszedł – skwitowała, nie ukrywając swojego lekkiego przerażenia nadchodzącymi, wielkimi zmianami w jej życiu.
- To pewnie dużo trudniejsze, gdy nie ma ojca dziecka… Nie chciałabyś, by wiedział? By miał szansę? – Odważyła się w końcu wypowiedzieć na głos nurtujące ją pytania. Vanessa nie wydawała się być wcale tym zaskoczona. O dziwo też, wcale się nie zdenerwowała. Zamyśliła się na dłuższą chwilę, prawdopodobnie sama zastanawiając się dopiero nad swoją sytuacją. Nastolatka przyglądała jej się z uwagą, cały czas wyczekując odpowiedzi. To nie była sama ciekawość, dużo bardziej niepokoiło ją samo istnienie tajemnicy wokół tej ciąży.
- Może i teraz bym chciała. Po tych kilku miesiącach wiele się zmieniło… Ale jest już też na to za późno. Nie mogę rozwalać komuś życia, bo nagle uświadomiłam sobie, jak wielki błąd popełniłam, milcząc – rzekła unosząc na nią swoje przenikliwe spojrzenie. To zdecydowanie było dla Mii zaskakujące i jednocześnie budziło milion nowych wątpliwości. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego coś  w głębi, nieustannie próbowało nakłonić ją do myśli, że to ktoś z zespołu jest ojcem tego dziecka. A co gorsza, najbliżej tych podejrzeń znajdował się Tom. Jej Tom. Mdliło ją na samą myśl o tym. Paradoksem było, że wydawało się to takie niedorzeczne a jednocześnie najbardziej prawdopodobne. – Dobrze się czujesz? Może powinnaś się położyć… niepotrzebnie zawracam ci głowę, gdy jesteś przecież chora – Głos Vanessy wyrwał ją drastycznie z chwilowego otępienia. Potrzebowała kilkunastu sekund, by słowa dziewczyny w ogóle do niej dotarły i mogła jakkolwiek na nie zareagować. W tym czasie sama brunetka zdążyła już wstać z miejsca z zamiarem wyjścia. – Przekaż chłopakom, że byłam i niech koniecznie do mnie zadzwonią…
- Vanessa… - Wypowiedziała z automatu jej imię wstając zaraz za nią. Zupełnie już jej nie słuchała.  W głowie miała tylko jedną wizję. A żeby mieć, co do niej jakiekolwiek podstawy, musiała wyjaśnić, niektóre kwestie. Nikt nie mógł być w tym momencie lepszym źródłem informacji od samej przyjaciółki Toma. – Co tak właściwie łączyło cię z Tomem? – To pytanie z trudem w ogóle przedostało się przez jej gardło. Stojąca przed nią dziewczyna, uniosła brwi, będąc wyraźnie zaskoczona przebiegiem sytuacji.
- Nie mówił ci? – Wbrew pozorom te słowa, były dla Mii lekkim ciosem. Bo chyba faktycznie tą kwestią Tom powinien był się z nią podzielić już dawno. Tymczasem nigdy o tym nie rozmawiali, a ona musiała domyślać się wszystkiego sama. – To była skomplikowana relacja. Żaden związek…To znaczy… Obydwoje mieliśmy taki dziwny czas w życiu i obydwoje potrzebowaliśmy drugiej osoby u boku. Każdy chyba łaknie trochę bliskości i ciepła, wiec… Po prostu sobie to dawaliśmy. To nie było nic zobowiązującego… ale myślę, że Tom nie potrafi się nie angażować na dłuższą metę. Więc… zakończyłam to wszystko, nim przekroczyłby granicę. Ot cała historia. Myślę, że o wszelkich szczegółach powinnaś już rozmawiać z nim – zakończyła z nikłym uśmiechem. Zielonooka patrzyła na nią w milczeniu. Głos całkowicie ugrzęzł jej w gardle a głowę zaatakował natłok myśli. Serce również nie szczędziło jej napięcia, bijąc w piersi jak oszalałe. Nagle zdała sobie sprawę, że chyba wolałaby tego wszystkiego nie wiedzieć. Mimo iż było to przeszłością, dotykało ją dogłębnie. I sama nie wiedziała co bardziej. Same fakty, że coś takiego kiedykolwiek miało miejsce w życiu Toma, czy to, że kompletnie o niczym jej nie wspomniał. – I na Boga, Mia… Tom nie jest ojcem mojego dziecka – Te słowa natomiast uderzyły w nią, jak grom. Przecież wcale o to nie pytała. – To chciałaś wiedzieć, prawda? – dodała z przekonaniem. Dziewczyna jednak w dalszym ciągu nie potrafiła wykrztusić z siebie najmniejszego słowa. I choć miała już odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania i były one właściwie najlepsze, jakie mogła otrzymać w tej sytuacji… Nadal coś budziło w niej niepokój. Nie umiała do końca zaufać Vanessie. – Trzymaj się.
Odprowadziła ją w milczeniu do drzwi a gdy tylko je za nią zamknęła, potrzasnęła głowa, chcąc odgonić od siebie dręczące myśli. Wiedziała, że to niedorzeczne. Vanessa nie zrobiłaby Tomowi takiego świństwa, milcząc w tak istotnej sprawie. Jak mogłaby wtedy patrzeć mu w oczy? Z drugiej strony jednak, czym Tom różnił się od innych mężczyzn. Dlaczego jego mogłaby nie okłamać a każdego innego, tak? To wszystko traciło sens. Przerażało ją, z jaką prędkością jej mózg wytwarzał nowe domysły, co do których nie miała żadnych podstaw. A mimo to, były one dla niej tak bardzo prawdopodobne.
Z posępną miną wróciła do łóżka. I choć jej samopoczucie znowu się pogorszyło a organizm domagał się snu, była pewna, że nie uda jej się już zmrużyć oka. Miała nadzieję, że Tom niedługo wróci i to pomoże jej trochę się ogarnąć. Przy nim nie miała tak idiotycznych wizji, nie zadręczała się głupotami.
- To wszystko przez tą gorączkę… - mruknęła do siebie i zerkając jeszcze na telefon, by sprawdzić godzinę, wtuliła głowę w poduszkę, zaciskając mocno powieki. – Proszę, śpij mózgu… śpij…

^^^

Mimo nie dających spokoju myśli, znużenie w końcu wzięło górę. Nie spostrzegła nawet, gdy poddała się objęciom Morfeusza. Dlatego zaskoczyło ją, gdy została przypadkiem obudzona przez Toma. Chłopak próbował ostrożnie przykryć ją kołdrą, która zsunęła się z jej ciała podczas snu. Mia jednak nie spała zbyt mocno. Ledwo ją dotknął, a zielone oczy otworzyły się szeroko. Uśmiechnął się do niej delikatnie, kiedy lustrowała jego twarz swoim zaspanym spojrzeniem. Minęła chwila, nim cała sytuacja do niej dotarła. Zamrugała powiekami, podsuwając się do półsiadu. Tom mimo swojego uśmiechu, wydawał się być dużo bardziej przygnębiony niż przed swoim wyjściem. Zaniepokoiło ją to, miała nadzieję, że nie stało się nic złego. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej wtedy przy nim nie było…
- Jak było..? – Przerwała ciszę swoim lekko zachrypniętym głosem. Jej serce zaczęło bić znacznie mocniej oczekując, jakichś dobrych wieści. Niestety wyraz twarzy Toma, wcale takich nie zapowiadał. Gitarzysta westchnął cicho, po czym usiadł obok niej, na skraju łóżka. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, przez to co dziś zrobił. Albo raczej, czego nie zrobił. Nie chciał by i ona postrzegała go, jako tchórza.
- Nie zgodziła się na przeniesienie – Postanowił zacząć od najistotniejszych informacji. – Niczego od nas nie chce. Naszych pieniędzy nie chce. Jakby o pieniądze w tym wszystkim chodziło… - Pokręcił z niedowierzaniem głową. Choć upłynęło już trochę czasu od jego wizyty w szpitalu, nadal  to do niego nie docierało. Uważał, że zachowanie matki za największą głupotę. Kto o zdrowych zmysłach nie chciałby przyjąć pomocy w takiej sytuacji? Nadal był wściekły. I nie wiedział komu ta kobieta robiła większą krzywdę, jemu, czy samej sobie.
- Przykro mi… ale tutaj na pewno też się nią dobrze zaopiekują. Lekarze zrobią wszystko… - Ułożyła dłoń na jego ramieniu, nie wiedząc zupełnie w jaki sposób mogłaby mu teraz ulżyć. To była jedyna rzecz, na której mu tak bardzo zależało. Pamiętała przejęcie w jego głosie, gdy o tym mówił. Miał tym pomóc nie tylko swojej mamie, ale i sobie samemu.
- To jedyne co umiałem dla niej zrobić. A ona to po prostu odrzuciła… i teraz, nie mogę nic więcej. Muszę siedzieć i czekać. Może umrze, a może stanie się cud i wyjdzie z tego.
- Nie zawsze można coś zrobić…
- Nie widziałem się z nią, Mia. Nie wszedłem nawet do tej przeklętej sali. Ani razu mnie tam nie było, nawet na pieprzona chwilę – wyrzucił z siebie rozgoryczony, nie mogąc dłużej tego ukrywać. Mógł się oszukiwać, ale to w tym momencie, było dla niego dużo bardziej destruktywne niż sam fakt odrzucenia przez matkę jego pomocy. Bo może ona oczekiwała czegoś innego. Może czekała na niego. Aż się pojawi. Może chciała tylko tego, niczego więcej. – Stchórzyłem… - dodał szeptem. Wbrew pozorom, dla dziewczyny nie było to jakimś wielkim zaskoczeniem. Gdzieś w głębi, przeczuwała, że to może się tak potoczyć. I choć osobiście nie uważała tego za jego porażkę, miała świadomość, że dla Toma to kolejna rzecz, z którą będzie musiał się uporać.
- To nic… następnym razem. Następnym razem, Tom…
- Co jeśli nie będzie następnego razu, Mia? – Przeniósł na nią swoje przeszywające spojrzenie. Pełne smutku i żalu. Żalu do samego siebie i całego świata.
- Oczywiście, że będzie. Nie gadaj takich głupot – skarciła go surowo i uniosła dłoń, przykładając ją do jego szorstkiego policzka. – Nic się nie stało, Tom. Nie obwiniaj się… Po prostu potrzebujesz jeszcze jednej chwili.
- Albo ciebie… Z tobą jest łatwiej – wyznał cicho. Mimo wszystko, to też mógł uznać za swoją słabość. I trudno było mu się do tego przyznawać na głos. Faktem było, że stał się ostatnio zagubionym chłopcem, potrzebującym non stop, by ktoś trzymał go za rękę. Pomagał wkraczać na odpowiednie ścieżki. Kogoś, kto będzie prowadził go w dobrym kierunku. – Gdybyś tam była, nie pozwoliłabyś mi się tak łatwo wycofać.
- Nie mów, że to było takie łatwe. Gdyby było, ta rozmowa nie miałaby miejsca – powiedziała, doskonale wiedząc, jak wiele musiało go to wszystko kosztować. Miał to wymalowane na swojej zmęczonej od emocji twarzy. Poza tym znała go, aż za dobrze. Nie musiała tam być, żeby mieć pewność, co do tego, jak to musiało wyglądać. – Każda walka z samym sobą, nas umacnia. Wbrew pozorom i ty dziś jesteś silniejszy, niż byłeś wczoraj. I nie zawsze będziesz  czuł, że mnie potrzebujesz w takich sytuacjach. Co nie zmienia faktu, że zawsze mnie masz… - Uśmiechnęła się do niego delikatnie, próbując dodać mu otuchy.
- Kocham cię – Westchnął głęboko, przytulając się do niej mocno. To cudowne uczucie mieć  u swojego boku, osobę, która zawsze cię wysłucha i nigdy nie będzie oceniała. Wsparcie Mii było dla niego teraz największym szczęściem, jakie mógł otrzymać od życia. A właściwie ona cała. Nie miał wątpliwości, że dokonał dobrego wyboru. Mimo wszelkich dzielących ich różnic, to była właściwa kobieta. A na pewno najcudowniejsza, jaką kiedykolwiek spotkał na tym świecie.

Kilka godzin później…

Wokalista z nietęgą miną przekraczał próg mieszkania, jednocześnie sprawdzając listę nieodebranych połączeń oraz wiadomości. Niemal wszystkie były od Kathariny. Czuł się beznadziejnie z tym, że ostatnio nie traktuje jej odpowiednio. Właściwie wysłał jej tylko jedną wiadomość od ich ostatniego spotkania i do tamtej pory nie rozmawiali ani nie widzieli się wcale. Miał świadomość, że zachowuje się jak dupek i to wcześniej, czy później odbije się na ich związku. Nie potrafił jednak się przemóc, by cokolwiek z tym zrobić. Zbyt wiele myśli i uczuć dręczyło jego umysł. Tak bardzo skupił się na swojej matce, że zapomniał już o tym, że inni również zasługują przynajmniej na odrobinę szacunku z jego strony.
Dopiero dziś, gdy wyszedł ze szpitala i uderzył w niego chłód zimowego powietrza, poczuł się nad wyraz samotny, przy czym zdał sobie sprawę, że sam odpycha od siebie najbliższe mu osoby. Najpierw Katharinę, później Toma… Co do niego, również miał wyrzuty sumienia. Gdy emocje opadły, doszedł do tego, że potraktował go zbyt ostro. Nie powinien był w ten sposób z nim rozmawiać. Nawet jeżeli miał rację. Każdy z nich przeżywa tę sytuację na swój sposób i powinni obydwoje, wzajemnie to szanować. A on znowu się nie popisał. Frustracja wzięła górę, dał się ponieść i jak zwykle wszystko schrzanił. Zamierzał właśnie od tego zacząć, jeśli chodzi o naprawianie swoich błędów.
Odłożył telefon na szafkę w przedpokoju i pozbywając się wierzchnich ubrań, włącznie z butami, udał się w kierunku kuchni. Przypuszczał, że właśnie tam zastanie Toma. Świadczyły o tym przyjemne zapachy jedzenia, które unosiły się po całym mieszkaniu. A jako, że Mia była chora, raczej nie mogłaby nic gotować. Tom na pewno by jej nawet na to nie pozwolił. I jak się okazało, instynkt go nie mylił. Kiedy wszedł do pomieszczenia, ujrzał swojego brata stojącego przy kuchence. Nie miał pojęcia, co takiego gotował, ale pachniało smakowicie.
- Cześć – rzucił na wstępie, by zwrócić na siebie jego uwagę. Tak naprawdę zupełnie nie wiedział, jak ma zacząć z nim rozmowę. Był pewien, że Tom jest na niego zły i nie będzie zbyt przychylny.
- Cześć – Jego krótka odpowiedź, nie pozwoliła mu zbyt wiele wyczytać na temat nastroju bliźniaka. Gitarzysta nie odwrócił się też w jego kierunku, więc nie mógł zobaczyć wyrazu jego twarzy. To dużo komplikowało.
- Możemy porozmawiać?
- To mów, przecież słucham – wzruszył ramionami, w dalszym ciągu nie odrywając się od garnka stojącego na kuchence. Billowi nie uśmiechało się mówienie do pleców muzyka, ale chyba nie miał lepszego wyboru. Dobrze, że w ogóle się do niego jeszcze odzywał. To zawsze choć trochę ułatwiało sprawę.
- Chciałem cię przeprosić za to, co dziś powiedziałem – rzekł dość poważnym tonem. Wypowiedzenie tych słów nie było dla niego wcale takie proste, jego duma na tym znacznie cierpiała. Niemniej, Toma skłoniło to, do odwrócenia się w kierunku brata. – Nie, żebym nie miał racji… ale niepotrzebnie się tak uniosłem, można było załatwić to zupełnie inaczej. Nie chciałem cię urazić – dodał, dla większej jasności.
- W porządku, nic się nie stało – Tom skinął głową. Ostatnie czego się dziś spodziewał, to przeprosiny ze strony Billa. Nawet mu nie przyszło do głowy, że Wokalista mógłby mieć jakieś wyrzuty sumienia przez ich spięcie w szpitalu. Sam zdążył o tym zapomnieć. – Mam rozumieć, że z mamą nic się nie zmieniło?
- Jeśli masz na myśli, czy zdecydowała się zmienić szpital, to nie. W dalszym ciągu nie chce o tym słyszeć, a ja nie chcę jej już tym denerwować. W jej stanie… sam rozumiesz – oznajmił, zajmując miejsce przy stole. – Chcą zacząć chemioterapię…
- To chyba najwyższa pora… - mruknął niepewnie. Na samo słowo: chemioterapia, przechodził go nieprzyjemny dreszcz. Wiedział jak to działa i wiedział również, że w tym przypadku na niewiele się zda. – Chcesz zupę? – wypalił, z nadzieją, że już dziś nie będą musieli rozmawiać o chorej matce. Był zmęczony tym tematem. Potrzebował chwili oddechu, jak chyba wszyscy.
- Nie wierzę, że zrobiłeś zupę – stwierdził podkreślając wyraźnie ostatnie słowo. – Spodziewałem się prędzej makaronu…
- Podobno na przeziębienie zupa jest dobra… Znalazłem coś w Internecie.
- Boże, jaki ty się kochany zrobiłeś – Bill wyszczerzył się ukazując rząd swoich zębów. Naprawdę był pod wrażeniem zmian, jakie zachodzą w zachowaniu jego brata. Tom zignorował tą uwagę, nie będąc w nastroju do żartów.  – Z tego wszystkiego, nie mieliśmy nawet okazji pogadać o waszym wyjeździe. Jak było? – zagadnął po chwili, gdy Muzyk wyciągał z szafki miski.
- Świetnie. Tylko za krótko.
- No niestety…
- Ale jeszcze sobie to kiedyś odbijemy – oznajmił z przekonaniem, zanim atmosfera znowu by się popsuła. Wspomnienia z wyjazdu, zdecydowanie poprawiały mu nastrój. Może warto to wykorzystać, by się trochę odstresować. – Smacznego. Jedz i powiedz, czy dobre, bo nie wiem czy mogę podać to Mii – Postawił przed nim miskę z zupą. Bill spojrzał na niego z oburzonym wyrazem twarzy.
- Mam być twoim królikiem doświadczalnym? Własnego brata wolisz otruć, niż dziewczynę?!
- Przecież nie dodałem tutaj nic niejadalnego!
- Dobra. Tylko pamiętaj, że jak coś mi się stanie, ty śpiewasz – zaznaczył dobitnie, po czym złapał za łyżkę. Zupa pachniała dosyć ładnie, więc miał nadzieję, że również dobrze smakuje. Poza tym, był naprawdę głodny. Pokładał dużo wiary w umiejętności kulinarne swojego brata. W końcu Tom gotował z miłości! To musiało się udać.
- I co? – Gitarzysta niecierpliwił się coraz bardziej, świdrując cały czas Billa swoim wzrokiem, podczas, gdy ten w milczeniu, powoli konsumował posiłek.
- Dobre, ale gorące – podsumował, w końcu dając mu odpowiedź. Tom odetchnął z ulgą i wziął z blatu drugą miskę z zupa, by zanieść ją swojej dziewczynie. Ufał swojemu Bliźniakowi i liczył na to, że się nie wygłupi przed Mią. Naprawdę się starał, by wyszło mu to jak najlepiej. Lubił być dobrym w każdej dziedzinie, nawet w gotowaniu. A nie ma większej przyjemności, niż uzyskanie podziwu od swojej własnej dziewczyny.


Cdn.

3 komentarze:

  1. Wiem, że mnie tu nie było bardzo długi okres czasu, ale jestem i żyję.
    Zadziwiające, że tymczasowo wyzbyłaś się tej słodyczy między Tomem a Mią. Zaryzykuję stwierdzenie, że teraz lepiej się to czyta.
    Wydaje, że się facet pokroju Toma powinien być dojrzały, a mimo to jest w nim pierwiastek dziecka, które gdzieś tam w głębi duszy typów nóżką i blokuje zdrowy odruch przebaczenia matce. Mam nadzieję, że z pomocą Mii to wewnętrzne dziecko zostanie stłamszone, a matka bliźniaków zrozumie powagę sytuacji w jakiej się znalazła.
    Ściskam mocno. Może jeszcze coś tu przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki ten Tom jest kochany <3 Mam tylko nadzieję, że w końcu się odważy porozmawiać z mamą i jakoś się dogadają...już najwyższy czas ;)
    Pozdrawiam, Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Toma. Uwielbiam Mię. Uwielbiam ich razem. A najbardziej uwielbiam Ciebie za tworzenie takich cudownych historii.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.