Dziewczyna
w zamyśleniu, od dłuższego czasu, zupełnie nieświadomie wpatrywała się w wyraźnie
odznaczający się brzuch Vanessy. Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami a
Mię właściwie dopiero teraz zaczęła nurtować kwestia ojcostwa dziecka. Nigdy
wcześniej jakoś nie przywiązywała do tego wagi. Mimo wszystko Vanessa wciąż była
jej najdalsza z całej paczki przyjaciół. Od początku trzymała się od niej raczej
na dystans. Nie budziła w niej zaufania, choć miały ze sobą całkiem niezłe relacje.
Intrygująca jednak dla niej była przyjaźń Vanessy z Tomem. Specyficzna więź
między nimi była widoczna na każdym kroku. Zastanawiało ją, dlaczego to właśnie
Nessa jest tak bliska Gitarzyście. Jego relacje z Rebeccą różniły się znacznie,
dlatego tak bardzo rzucało się to nastolatce w oczy. I niestety, czasem nachodziły ja dosyć dziwne
myśli, które nie wpływały zbyt pozytywnie na jej podejście do całej sprawy. Ostatnio
jednak była tak pochłonięta czasem spędzonym z Muzykiem, że nie myślała nawet o
takich bzdurach. Wszystko się zmieniało, gdy Vanessa pojawiała się w pobliżu.
Dziś złożyła wizytę Bliźniakom, lecz zastała tylko Mię. Nastolatka wahała się
czy w ogóle powinna otwierać drzwi, skoro nie jest u siebie. Niemniej, wiedziała,
że do apartamentowca nie wpuszcza się byle kogo. Siłą rzeczy, więc musiał być
to ktoś z bliskich znajomych. A jako, że znała większość przyjaciół braci Kaulitz,
zdecydowała się zwlec z łóżka i wpuścić, jak się okazało przyjaciółkę, do środka.
Obydwie chyba były zaskoczone wzajemnie swoim widokiem. Żadna jednak nie okazała
tego jakoś dobitnie.
-
Myślałam, że ich jeszcze złapię. Chciałam jechać do szpitala, ale Tom mi zakazał,
stwierdzając, że to nie jest miejsce dla kobiety w ciąży – rzekła wywracając
przy tym teatralnie oczami na wspomnienie słów przyjaciela. – Po prostu nie
wierzę, że to ich spotyka. Jak on sobie z tym radzi? Musi być totalnie rozbity…
- Westchnęła głęboko wpatrując się pustym wzrokiem w bliżej niezidentyfikowany
punkt przed sobą. Mia dopiero teraz skupiła swoje spojrzenie na jej twarzy.
-
Jest rozbity – potwierdziła, nie będąc pewna, czy powinna dodawać cokolwiek
więcej. Nie umiała swobodnie rozmawiać z Vanessą. Czuła się niekomfortowo w jej
towarzystwie. Towarzyszyło jej nieustające wrażenie, że powinna być ostrożna zarówno
w doborze słów, jak i zachowaniu.
-
To głupie, ale nachodzi mnie czasem myśl, że ta kobieta specjalnie mu to zrobiła
– wyznała nagle, co też lekko wstrząsnęło Mią. – Wiesz o jego relacjach z matką,
prawda? – spojrzała na nią z zapytaniem, na co brunetka przytaknęła skinieniem
głowy. Wiedziała, aż za dużo. – No właśnie. Od lat go potępiała… a teraz nagle
zamierza umrzeć i… Mój Boże, co za beznadziejna sytuacja.
-
Myślę, że tego raczej nie planowała… - stwierdziła cicho nastolatka. Podejście
Vanessy było dla niej zbyt chłodne i rzeczowe. Rozumiała, że Tom nie miał
dobrych relacji ze swoją mamą, ale mimo wszystko… nie pojmowała toku rozumowania
szatynki. – ale Tom nie zamierza jej niczego wypominać. Czasem w życiu tak się
dzieje, że niektóre żale i uczucia, należy odłożyć na półkę.
-
To dobry facet.
-
Właśnie… - przytaknęła w zamyśleniu. – Wiesz już, jaka płeć? – Zmieniła temat,
ponownie spoglądając na jej brzuch. Nie widziała sensu, by dłużej rozmawiać o
samopoczuciu Toma, tym bardziej pod jego nieobecność. Mia nie czuła potrzeby
dzielić się swoimi zmartwieniami z przyjaciółką Muzyka i chyba nawet wolałaby,
żeby Vanessa trzymała się na dystans od tej całej sytuacji. Budziły się w niej
egoistyczne instynkty, nad którymi nie panowała. Nagle była przekonana, że sama
będzie w stanie wystarczająco wesprzeć swojego ukochanego, a wszelka pomoc ze
strony przyjaciółki mogłaby być wadliwa. Pytanie tylko, czy tak naprawdę dla
niej, czy dla niego.
-
Chłopiec – Brunetka uśmiechnęła się lekko, od razu też podejmując temat. – Nie
mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko upłynął… Niedługo maluch przyjdzie na
świat, a ja nawet nie mam dla niego imienia… Ba, ja kompletnie nie wiem, jak
się zająć takim dzieckiem.
-
Wszystko podobno przychodzi samo, z czasem… Instynkt macierzyński i tak dalej.
-
Być może… Czułabym się pewniej, gdyby już nadszedł – skwitowała, nie ukrywając
swojego lekkiego przerażenia nadchodzącymi, wielkimi zmianami w jej życiu.
-
To pewnie dużo trudniejsze, gdy nie ma ojca dziecka… Nie chciałabyś, by
wiedział? By miał szansę? – Odważyła się w końcu wypowiedzieć na głos nurtujące
ją pytania. Vanessa nie wydawała się być wcale tym zaskoczona. O dziwo też,
wcale się nie zdenerwowała. Zamyśliła się na dłuższą chwilę, prawdopodobnie
sama zastanawiając się dopiero nad swoją sytuacją. Nastolatka przyglądała jej
się z uwagą, cały czas wyczekując odpowiedzi. To nie była sama ciekawość, dużo
bardziej niepokoiło ją samo istnienie tajemnicy wokół tej ciąży.
-
Może i teraz bym chciała. Po tych kilku miesiącach wiele się zmieniło… Ale jest
już też na to za późno. Nie mogę rozwalać komuś życia, bo nagle uświadomiłam
sobie, jak wielki błąd popełniłam, milcząc – rzekła unosząc na nią swoje
przenikliwe spojrzenie. To zdecydowanie było dla Mii zaskakujące i jednocześnie
budziło milion nowych wątpliwości. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego coś w głębi, nieustannie próbowało nakłonić ją do
myśli, że to ktoś z zespołu jest ojcem tego dziecka. A co gorsza, najbliżej
tych podejrzeń znajdował się Tom. Jej Tom. Mdliło ją na samą myśl o tym. Paradoksem
było, że wydawało się to takie niedorzeczne a jednocześnie najbardziej
prawdopodobne. – Dobrze się czujesz? Może powinnaś się położyć… niepotrzebnie
zawracam ci głowę, gdy jesteś przecież chora – Głos Vanessy wyrwał ją
drastycznie z chwilowego otępienia. Potrzebowała kilkunastu sekund, by słowa
dziewczyny w ogóle do niej dotarły i mogła jakkolwiek na nie zareagować. W tym
czasie sama brunetka zdążyła już wstać z miejsca z zamiarem wyjścia. – Przekaż
chłopakom, że byłam i niech koniecznie do mnie zadzwonią…
-
Vanessa… - Wypowiedziała z automatu jej imię wstając zaraz za nią. Zupełnie już
jej nie słuchała. W głowie miała tylko
jedną wizję. A żeby mieć, co do niej jakiekolwiek podstawy, musiała wyjaśnić,
niektóre kwestie. Nikt nie mógł być w tym momencie lepszym źródłem informacji od
samej przyjaciółki Toma. – Co tak właściwie łączyło cię z Tomem? – To pytanie z
trudem w ogóle przedostało się przez jej gardło. Stojąca przed nią dziewczyna,
uniosła brwi, będąc wyraźnie zaskoczona przebiegiem sytuacji.
-
Nie mówił ci? – Wbrew pozorom te słowa, były dla Mii lekkim ciosem. Bo chyba
faktycznie tą kwestią Tom powinien był się z nią podzielić już dawno. Tymczasem
nigdy o tym nie rozmawiali, a ona musiała domyślać się wszystkiego sama. – To
była skomplikowana relacja. Żaden związek…To znaczy… Obydwoje mieliśmy taki
dziwny czas w życiu i obydwoje potrzebowaliśmy drugiej osoby u boku. Każdy
chyba łaknie trochę bliskości i ciepła, wiec… Po prostu sobie to dawaliśmy. To
nie było nic zobowiązującego… ale myślę, że Tom nie potrafi się nie angażować
na dłuższą metę. Więc… zakończyłam to wszystko, nim przekroczyłby granicę. Ot
cała historia. Myślę, że o wszelkich szczegółach powinnaś już rozmawiać z nim –
zakończyła z nikłym uśmiechem. Zielonooka patrzyła na nią w milczeniu. Głos
całkowicie ugrzęzł jej w gardle a głowę zaatakował natłok myśli. Serce również
nie szczędziło jej napięcia, bijąc w piersi jak oszalałe. Nagle zdała sobie
sprawę, że chyba wolałaby tego wszystkiego nie wiedzieć. Mimo iż było to
przeszłością, dotykało ją dogłębnie. I sama nie wiedziała co bardziej. Same
fakty, że coś takiego kiedykolwiek miało miejsce w życiu Toma, czy to, że
kompletnie o niczym jej nie wspomniał. – I na Boga, Mia… Tom nie jest ojcem
mojego dziecka – Te słowa natomiast uderzyły w nią, jak grom. Przecież wcale o to
nie pytała. – To chciałaś wiedzieć, prawda? – dodała z przekonaniem. Dziewczyna
jednak w dalszym ciągu nie potrafiła wykrztusić z siebie najmniejszego słowa. I
choć miała już odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania i były one właściwie
najlepsze, jakie mogła otrzymać w tej sytuacji… Nadal coś budziło w niej
niepokój. Nie umiała do końca zaufać Vanessie. – Trzymaj się.
Odprowadziła
ją w milczeniu do drzwi a gdy tylko je za nią zamknęła, potrzasnęła głowa,
chcąc odgonić od siebie dręczące myśli. Wiedziała, że to niedorzeczne. Vanessa
nie zrobiłaby Tomowi takiego świństwa, milcząc w tak istotnej sprawie. Jak
mogłaby wtedy patrzeć mu w oczy? Z drugiej strony jednak, czym Tom różnił się
od innych mężczyzn. Dlaczego jego mogłaby nie okłamać a każdego innego, tak?
To wszystko traciło sens. Przerażało
ją, z jaką prędkością jej mózg wytwarzał nowe domysły, co do których nie miała
żadnych podstaw. A mimo to, były one dla niej tak bardzo prawdopodobne.
Z
posępną miną wróciła do łóżka. I choć jej samopoczucie znowu się pogorszyło a
organizm domagał się snu, była pewna, że nie uda jej się już zmrużyć oka. Miała
nadzieję, że Tom niedługo wróci i to pomoże jej trochę się ogarnąć. Przy nim
nie miała tak idiotycznych wizji, nie zadręczała się głupotami.
-
To wszystko przez tą gorączkę… - mruknęła do siebie i zerkając jeszcze na
telefon, by sprawdzić godzinę, wtuliła głowę w poduszkę, zaciskając mocno
powieki. – Proszę, śpij mózgu… śpij…
^^^
Mimo
nie dających spokoju myśli, znużenie w końcu wzięło górę. Nie spostrzegła
nawet, gdy poddała się objęciom Morfeusza. Dlatego zaskoczyło ją, gdy została
przypadkiem obudzona przez Toma. Chłopak próbował ostrożnie przykryć ją kołdrą,
która zsunęła się z jej ciała podczas snu. Mia jednak nie spała zbyt mocno.
Ledwo ją dotknął, a zielone oczy otworzyły się szeroko. Uśmiechnął się do niej
delikatnie, kiedy lustrowała jego twarz swoim zaspanym spojrzeniem. Minęła
chwila, nim cała sytuacja do niej dotarła. Zamrugała powiekami, podsuwając się
do półsiadu. Tom mimo swojego uśmiechu, wydawał się być dużo bardziej
przygnębiony niż przed swoim wyjściem. Zaniepokoiło ją to, miała nadzieję, że
nie stało się nic złego. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej wtedy przy nim nie
było…
-
Jak było..? – Przerwała ciszę swoim lekko zachrypniętym głosem. Jej serce
zaczęło bić znacznie mocniej oczekując, jakichś dobrych wieści. Niestety wyraz
twarzy Toma, wcale takich nie zapowiadał. Gitarzysta westchnął cicho, po czym
usiadł obok niej, na skraju łóżka. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, przez
to co dziś zrobił. Albo raczej, czego nie zrobił. Nie chciał by i ona
postrzegała go, jako tchórza.
-
Nie zgodziła się na przeniesienie – Postanowił zacząć od najistotniejszych
informacji. – Niczego od nas nie chce. Naszych pieniędzy nie chce. Jakby o
pieniądze w tym wszystkim chodziło… - Pokręcił z niedowierzaniem głową. Choć
upłynęło już trochę czasu od jego wizyty w szpitalu, nadal to do niego nie docierało. Uważał, że
zachowanie matki za największą głupotę. Kto o zdrowych zmysłach nie chciałby
przyjąć pomocy w takiej sytuacji? Nadal był wściekły. I nie wiedział komu ta
kobieta robiła większą krzywdę, jemu, czy samej sobie.
-
Przykro mi… ale tutaj na pewno też się nią dobrze zaopiekują. Lekarze zrobią
wszystko… - Ułożyła dłoń na jego ramieniu, nie wiedząc zupełnie w jaki sposób
mogłaby mu teraz ulżyć. To była jedyna rzecz, na której mu tak bardzo zależało.
Pamiętała przejęcie w jego głosie, gdy o tym mówił. Miał tym pomóc nie tylko
swojej mamie, ale i sobie samemu.
-
To jedyne co umiałem dla niej zrobić. A ona to po prostu odrzuciła… i teraz,
nie mogę nic więcej. Muszę siedzieć i czekać. Może umrze, a może stanie się cud
i wyjdzie z tego.
-
Nie zawsze można coś zrobić…
-
Nie widziałem się z nią, Mia. Nie wszedłem nawet do tej przeklętej sali. Ani razu
mnie tam nie było, nawet na pieprzona chwilę – wyrzucił z siebie rozgoryczony,
nie mogąc dłużej tego ukrywać. Mógł się oszukiwać, ale to w tym momencie, było
dla niego dużo bardziej destruktywne niż sam fakt odrzucenia przez matkę jego
pomocy. Bo może ona oczekiwała czegoś innego. Może czekała na niego. Aż się
pojawi. Może chciała tylko tego, niczego więcej. – Stchórzyłem… - dodał
szeptem. Wbrew pozorom, dla dziewczyny nie było to jakimś wielkim zaskoczeniem.
Gdzieś w głębi, przeczuwała, że to może się tak potoczyć. I choć osobiście nie
uważała tego za jego porażkę, miała świadomość, że dla Toma to kolejna rzecz, z
którą będzie musiał się uporać.
-
To nic… następnym razem. Następnym razem, Tom…
-
Co jeśli nie będzie następnego razu, Mia? – Przeniósł na nią swoje przeszywające
spojrzenie. Pełne smutku i żalu. Żalu do samego siebie i całego świata.
-
Oczywiście, że będzie. Nie gadaj takich głupot – skarciła go surowo i uniosła
dłoń, przykładając ją do jego szorstkiego policzka. – Nic się nie stało, Tom. Nie
obwiniaj się… Po prostu potrzebujesz jeszcze jednej chwili.
-
Albo ciebie… Z tobą jest łatwiej – wyznał cicho. Mimo wszystko, to też mógł
uznać za swoją słabość. I trudno było mu się do tego przyznawać na głos. Faktem
było, że stał się ostatnio zagubionym chłopcem, potrzebującym non stop, by ktoś
trzymał go za rękę. Pomagał wkraczać na odpowiednie ścieżki. Kogoś, kto będzie
prowadził go w dobrym kierunku. – Gdybyś tam była, nie pozwoliłabyś mi się tak
łatwo wycofać.
-
Nie mów, że to było takie łatwe. Gdyby było, ta rozmowa nie miałaby miejsca – powiedziała,
doskonale wiedząc, jak wiele musiało go to wszystko kosztować. Miał to
wymalowane na swojej zmęczonej od emocji twarzy. Poza tym znała go, aż za
dobrze. Nie musiała tam być, żeby mieć pewność, co do tego, jak to musiało
wyglądać. – Każda walka z samym sobą, nas umacnia. Wbrew pozorom i ty dziś
jesteś silniejszy, niż byłeś wczoraj. I nie zawsze będziesz czuł, że mnie potrzebujesz w takich sytuacjach.
Co nie zmienia faktu, że zawsze mnie masz… - Uśmiechnęła się do niego
delikatnie, próbując dodać mu otuchy.
-
Kocham cię – Westchnął głęboko, przytulając się do niej mocno. To cudowne
uczucie mieć u swojego boku, osobę,
która zawsze cię wysłucha i nigdy nie będzie oceniała. Wsparcie Mii było dla
niego teraz największym szczęściem, jakie mógł otrzymać od życia. A właściwie
ona cała. Nie miał wątpliwości, że dokonał dobrego wyboru. Mimo wszelkich
dzielących ich różnic, to była właściwa kobieta. A na pewno najcudowniejsza,
jaką kiedykolwiek spotkał na tym świecie.
Kilka
godzin później…
Wokalista
z nietęgą miną przekraczał próg mieszkania, jednocześnie sprawdzając listę
nieodebranych połączeń oraz wiadomości. Niemal wszystkie były od Kathariny. Czuł
się beznadziejnie z tym, że ostatnio nie traktuje jej odpowiednio. Właściwie
wysłał jej tylko jedną wiadomość od ich ostatniego spotkania i do tamtej pory
nie rozmawiali ani nie widzieli się wcale. Miał świadomość, że zachowuje się
jak dupek i to wcześniej, czy później odbije się na ich związku. Nie potrafił
jednak się przemóc, by cokolwiek z tym zrobić. Zbyt wiele myśli i uczuć
dręczyło jego umysł. Tak bardzo skupił się na swojej matce, że zapomniał już o
tym, że inni również zasługują przynajmniej na odrobinę szacunku z jego strony.
Dopiero
dziś, gdy wyszedł ze szpitala i uderzył w niego chłód zimowego powietrza,
poczuł się nad wyraz samotny, przy czym zdał sobie sprawę, że sam odpycha od
siebie najbliższe mu osoby. Najpierw Katharinę, później Toma… Co do niego,
również miał wyrzuty sumienia. Gdy emocje opadły, doszedł do tego, że
potraktował go zbyt ostro. Nie powinien był w ten sposób z nim rozmawiać. Nawet
jeżeli miał rację. Każdy z nich przeżywa tę sytuację na swój sposób i powinni
obydwoje, wzajemnie to szanować. A on znowu się nie popisał. Frustracja wzięła
górę, dał się ponieść i jak zwykle wszystko schrzanił. Zamierzał właśnie od
tego zacząć, jeśli chodzi o naprawianie swoich błędów.
Odłożył
telefon na szafkę w przedpokoju i pozbywając się wierzchnich ubrań, włącznie z
butami, udał się w kierunku kuchni. Przypuszczał, że właśnie tam zastanie Toma.
Świadczyły o tym przyjemne zapachy jedzenia, które unosiły się po całym
mieszkaniu. A jako, że Mia była chora, raczej nie mogłaby nic gotować. Tom na
pewno by jej nawet na to nie pozwolił. I jak się okazało, instynkt go nie
mylił. Kiedy wszedł do pomieszczenia, ujrzał swojego brata stojącego przy
kuchence. Nie miał pojęcia, co takiego gotował, ale pachniało smakowicie.
-
Cześć – rzucił na wstępie, by zwrócić na siebie jego uwagę. Tak naprawdę
zupełnie nie wiedział, jak ma zacząć z nim rozmowę. Był pewien, że Tom jest na
niego zły i nie będzie zbyt przychylny.
-
Cześć – Jego krótka odpowiedź, nie pozwoliła mu zbyt wiele wyczytać na temat
nastroju bliźniaka. Gitarzysta nie odwrócił się też w jego kierunku, więc nie
mógł zobaczyć wyrazu jego twarzy. To dużo komplikowało.
-
Możemy porozmawiać?
-
To mów, przecież słucham – wzruszył ramionami, w dalszym ciągu nie odrywając
się od garnka stojącego na kuchence. Billowi nie uśmiechało się mówienie do
pleców muzyka, ale chyba nie miał lepszego wyboru. Dobrze, że w ogóle się do
niego jeszcze odzywał. To zawsze choć trochę ułatwiało sprawę.
-
Chciałem cię przeprosić za to, co dziś powiedziałem – rzekł dość poważnym
tonem. Wypowiedzenie tych słów nie było dla niego wcale takie proste, jego duma
na tym znacznie cierpiała. Niemniej, Toma skłoniło to, do odwrócenia się w
kierunku brata. – Nie, żebym nie miał racji… ale niepotrzebnie się tak
uniosłem, można było załatwić to zupełnie inaczej. Nie chciałem cię urazić –
dodał, dla większej jasności.
-
W porządku, nic się nie stało – Tom skinął głową. Ostatnie czego się dziś
spodziewał, to przeprosiny ze strony Billa. Nawet mu nie przyszło do głowy, że
Wokalista mógłby mieć jakieś wyrzuty sumienia przez ich spięcie w szpitalu. Sam
zdążył o tym zapomnieć. – Mam rozumieć, że z mamą nic się nie zmieniło?
-
Jeśli masz na myśli, czy zdecydowała się zmienić szpital, to nie. W dalszym
ciągu nie chce o tym słyszeć, a ja nie chcę jej już tym denerwować. W jej
stanie… sam rozumiesz – oznajmił, zajmując miejsce przy stole. – Chcą zacząć
chemioterapię…
-
To chyba najwyższa pora… - mruknął niepewnie. Na samo słowo: chemioterapia,
przechodził go nieprzyjemny dreszcz. Wiedział jak to działa i wiedział również,
że w tym przypadku na niewiele się zda. – Chcesz zupę? – wypalił, z nadzieją,
że już dziś nie będą musieli rozmawiać o chorej matce. Był zmęczony tym tematem.
Potrzebował chwili oddechu, jak chyba wszyscy.
-
Nie wierzę, że zrobiłeś zupę – stwierdził podkreślając wyraźnie ostatnie słowo.
– Spodziewałem się prędzej makaronu…
-
Podobno na przeziębienie zupa jest dobra… Znalazłem coś w Internecie.
-
Boże, jaki ty się kochany zrobiłeś – Bill wyszczerzył się ukazując rząd swoich
zębów. Naprawdę był pod wrażeniem zmian, jakie zachodzą w zachowaniu jego brata.
Tom zignorował tą uwagę, nie będąc w nastroju do żartów. – Z tego wszystkiego, nie mieliśmy nawet okazji
pogadać o waszym wyjeździe. Jak było? – zagadnął po chwili, gdy Muzyk wyciągał z
szafki miski.
-
Świetnie. Tylko za krótko.
-
No niestety…
-
Ale jeszcze sobie to kiedyś odbijemy – oznajmił z przekonaniem, zanim atmosfera
znowu by się popsuła. Wspomnienia z wyjazdu, zdecydowanie poprawiały mu nastrój.
Może warto to wykorzystać, by się trochę odstresować. – Smacznego. Jedz i powiedz,
czy dobre, bo nie wiem czy mogę podać to Mii – Postawił przed nim miskę z zupą.
Bill spojrzał na niego z oburzonym wyrazem twarzy.
-
Mam być twoim królikiem doświadczalnym? Własnego brata wolisz otruć, niż
dziewczynę?!
-
Przecież nie dodałem tutaj nic niejadalnego!
-
Dobra. Tylko pamiętaj, że jak coś mi się stanie, ty śpiewasz – zaznaczył dobitnie,
po czym złapał za łyżkę. Zupa pachniała dosyć ładnie, więc miał nadzieję, że
również dobrze smakuje. Poza tym, był naprawdę głodny. Pokładał dużo wiary w
umiejętności kulinarne swojego brata. W końcu Tom gotował z miłości! To musiało
się udać.
-
I co? – Gitarzysta niecierpliwił się coraz bardziej, świdrując cały czas Billa
swoim wzrokiem, podczas, gdy ten w milczeniu, powoli konsumował posiłek.
-
Dobre, ale gorące – podsumował, w końcu dając mu odpowiedź. Tom odetchnął z ulgą
i wziął z blatu drugą miskę z zupa, by zanieść ją swojej dziewczynie. Ufał swojemu
Bliźniakowi i liczył na to, że się nie wygłupi przed Mią. Naprawdę się starał,
by wyszło mu to jak najlepiej. Lubił być dobrym w każdej dziedzinie, nawet w
gotowaniu. A nie ma większej przyjemności, niż uzyskanie podziwu od swojej własnej
dziewczyny.
Cdn.
Wiem, że mnie tu nie było bardzo długi okres czasu, ale jestem i żyję.
OdpowiedzUsuńZadziwiające, że tymczasowo wyzbyłaś się tej słodyczy między Tomem a Mią. Zaryzykuję stwierdzenie, że teraz lepiej się to czyta.
Wydaje, że się facet pokroju Toma powinien być dojrzały, a mimo to jest w nim pierwiastek dziecka, które gdzieś tam w głębi duszy typów nóżką i blokuje zdrowy odruch przebaczenia matce. Mam nadzieję, że z pomocą Mii to wewnętrzne dziecko zostanie stłamszone, a matka bliźniaków zrozumie powagę sytuacji w jakiej się znalazła.
Ściskam mocno. Może jeszcze coś tu przeczytam.
Jaki ten Tom jest kochany <3 Mam tylko nadzieję, że w końcu się odważy porozmawiać z mamą i jakoś się dogadają...już najwyższy czas ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudia :)
Uwielbiam Toma. Uwielbiam Mię. Uwielbiam ich razem. A najbardziej uwielbiam Ciebie za tworzenie takich cudownych historii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)