Ten
poranek wyjątkowo nie należał do najciekawszych. I z pewnością przyczyniła się
do tego rozmowa z Billem. Informacje, jakie przekazał bratu doszczętnie
zniszczyły mu dobry nastrój. Na nowo przywróciły nieprzyjemne wspomnienia i dodatkowo
sprawiły, że czuł się rozdarty w środku. Rozdarty między swoim gniewem i
upartością a zdrowym rozsądkiem oraz sumieniem. Po tej rozmowie stał się ponury
i milczący. Mia z trudem wydobyła od niego wiadomość o tym, co się stało. Niemniej,
tyle jej też wystarczyło, by zrozumieć jego późniejsze zachowanie. Niestety nie
mogła zbyt wiele z tym zrobić. Nie chciała się zbytnio narzucać, czy w jakiś
sposób na niego naciskać. Zdawała sobie sprawę, że chłopak potrzebuje trochę czasu,
żeby oswoić się z tym wszystkim. Tyle, że w tym wypadku tego czasu nie było. Dlatego
tym bardziej ją to gnębiło. Nie chciała, aby Tom musiał żałować kiedyś swojej
decyzji. Sama była w podobnej sytuacji, ze swoim bratem. I nie miała
wątpliwości, że gdyby nie zdecydowała się wtedy na wyciagnięcie w jego kierunku
ręki, a coś poszłoby nie tak, nigdy więcej już by go nie mogła nawet zobaczyć… To
nie jest coś, co można sobie wybaczyć. Z czym można normalnie żyć. Bo za tymi
wszystkimi niedoskonałościami, wadami, przykrymi słowami, odpychającymi gestami…
zawsze kryje się człowiek. A rodzice czy rodzeństwo, to bez wątpienia najbliżsi
ludzie dla każdego.
Nie
rozmawiali zbyt wiele. Przyczyniało się do tego również niewyspanie z powodu
wczesnej pobudki przez telefon od Wokalisty. Wbrew pierwszym myślom zarówno
Mii, jak i Billa… Gitarzysta wcale nie zerwał się z łóżka i nie wsiadł w samochód,
by wracać do Niemiec. On po prostu odłożył komórkę i położył się z powrotem,
przytulając głowę do poduszki. Dziewczyna wiedziała, że to wcale nie jest jego
obojętność. Znowu chował wszystkie uczucia do siebie. Nie potrafił się tym od razu
podzielić, nie potrafił też podjąć odpowiedniej decyzji. To była akurat jedna z
niewielu rzeczy, w których mogła mu jakoś pomóc. Niekoniecznie mówiąc co ma
robić, ale po prostu dzieląc się z nim swoimi odczuciami i doświadczeniami. Nie
zrobiła tego jednak od razu. Pozwoliła mu na chwilę słabości, bo czuła, że
właśnie tego potrzebował. Przez te kilka godzin, po prostu z nim była, towarzysząc
mu w milczeniu. Bezczynność nie jest prostą rzeczą, gdy ma się świadomość, że
ukochana osoba cierpi od wewnątrz i nie można na to w żaden sposób zaradzić.
Dopiero
przy śniadaniu postanowiła delikatnie poruszyć temat. Nie mogła dłużej patrzeć
na jego przygaszoną twarz pogrążoną w zamyśleniu. Miała nadzieję, że jeśli się
wygada choć trochę mu ulży. W każdym razie musiał wiedzieć, że nie jest z tym sam.
Nie musi być. Będzie z nim niezależnie od decyzji, jakie podejmie. Zawsze po
jego stronie.
-
Może dziś wybierzemy się na łyżwy? – odezwał się w pewnej chwili, jako pierwszy
przerywając ciszę. Nastolatka uniosła na niego swoje zdziwione spojrzenie. Właściwie
mogła się tego spodziewać. Oczywistym było, że będzie chciał zająć sobie czas
czymkolwiek, by tylko nie myśleć. A najlepiej udawać, że zupełnie nic się nie
wydarzyło. To nie była dobra droga, wiedziała o tym. I chyba czas, żeby go o
tym uświadomić. Niekoniecznie subtelnie.
-
Myślę, że powinniśmy jednak wrócić – rzekła nieśmiało, obawiając się trochę
jego reakcji. Nie lubiła, gdy jego oczy były ciemne a twarz pochmurna.
-
Dlaczego? Mamy jeszcze kilka dni wolnego – mruknął wbijając widelec w sałatkę,
którą miał na talerzyku przed sobą. Mia westchnęła cicho. – Jeśli chodzi ci o
tę sytuację z moją matką, nie musisz się przejmować. Złego diabli nie biorą.
Poczuła
jak przechodzi ją zimny dreszcz, gdy dotarły do niej jego słowa. Nie, to nie
był on. Nie pozwoli mu stać się bezwzględnym, zimnym dupkiem. Nigdy nie założy
już tej maski. Nie przy niej.
-
Tom – zwróciła się do niego ze stanowczością i odsunęła od stołu, by wstać. Gitarzysta
wbił w nią swoje czekoladowe spojrzenie, uważnie śledząc jej ruchy. Przez
moment miał wrażenie, że po prostu teraz zostawi go i wyjdzie. Zdawał sobie sprawę
z tego, że się nie popisał. Może nawet przegiął. Rozsądne myślenie jednak nie
było dziś jego mocną stroną.
Mógł
odetchnąć z ulgą, gdy dziewczyna jedynie zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Bez
słowa ujęła jego twarz w dłonie, unosząc lekko głowę ku górze i wpatrując się w
jego oczy. Jedyne czego potrzebował to odrobina czułości, która stopi taflę
lodu porastającą jego serce.
-
Wiem, przepraszam – powiedział cicho, jeszcze zanim ta zdążyła otworzyć usta. –
Ja… po prostu nie wiem co mam robić – dodał i objął ją rękoma w pasie,
przytulając głowę do jej brzucha. Znowu znalazł się w beznadziejnej dla siebie sytuacji i nie
było to zdecydowanie coś, z czym umiał sobie dobrze radzić. Czuł się jednak
dużo lepiej mogąc się do kogoś na chwilę przytulić, zamknąć oczy i odetchnąć
głęboko.
-
Wiem, rozumiem cię – Pogładziła delikatnie dłonią jego kark, pomagając mu się
uspokoić. – Nie mogę ci powiedzieć co powinieneś zrobić, czy do czegokolwiek
zmusić. To musi wyjść od ciebie. Ja tylko… nie chcę, żebyś cierpiał. Wiem, że
twoja mama zadała ci wiele bólu. Sama chyba nie umiałabym sobie z tym poradzić
na twoim miejscu. Ale ty wiesz, że jesteś inny… Wiesz, jaki jesteś. Wiesz kim
jesteś. I nie jest ważne, co inni o tobie myślą. Nie jest ważne co mówią. Chodzi
o to byś ty widział w sobie tego właściwego człowieka, którym jesteś. By
widzieli go w tobie ludzie, którzy chcesz by widzieli. A jeśli są tacy, co
jeszcze nie potrafili tego dostrzec… To im to po prostu pokaż. Niech zobaczą, jakim
jesteś wspaniałym człowiekiem. Niech zobaczą, że jesteś ponad to. Ponad
wszelkie żale i złości, ponad wszelkie brudne słowa… - mówiła cicho i powoli
pozwalając mu się oswoić z każdym słowem, zapisać je w jego pamięci. Nawet nie
zdawała sobie sprawy z jaką zachłannością je pochłaniał całym sobą. Słuchał jej
ze łzami w oczach. Wiedząc, że ma rację. A co najważniejsze, że ona właśnie
widzi w nim tego, którym w rzeczywistości jest. – I naprawdę nie musisz robić
zbyt wiele…
-
Powinienem tam po prostu być… - szepnął unosząc na nią swoje spojrzenie. Nie
musiała mu odpowiadać. Wszystko widział w jej oczach. – Zepsuję nam ferie…
-
I tak nigdy w życiu lepszych nie miałam – uśmiechnęła się do niego. – Pojadę tam
z tobą, dobrze?
-
Dziękuję – chwycił ją za dłonie z czułością obdarowując je pocałunkami. – Już
chyba nie umiem bez ciebie funkcjonować…
-
Myślę, że dałbyś radę – zaśmiała się mrużąc przy tym zabawnie oczy. – ale
powinniśmy się już zbierać. Podróż trochę trwa…
-
Dobrze. Zadzwonię jeszcze do Billa.
-
To ja pozbieram nasze rzeczy – oznajmiła całując go jeszcze w czoło i odsunęła
się, by wykonać wcześniej wyznaczone przez siebie zadanie. Tom uśmiechnął się
tylko i z ciężkim westchnieniem sięgnął po telefon. Było mu lepiej, ale to
wciąż nie było jeszcze to całkowite uczucie spokoju. Nadal czegoś w głębi mu
brakowało, coś doskwierało. Może to minie, gdy już znajdzie się w szpitalu. Dużą
ulgę przynosił mu fakt, że Mia chciała jechać tam z nim. Przyda mu się jej wsparcie.
Patrząc na nią będzie cały czas pamiętał o tym co mówiła. Będzie czuł się
pewnie. Czyli tak jak powinien.
Niemcy,
kilka godzin później. Szpital.
Długa
podróż, po kilku nużących i wyczerpujących godzinach, nareszcie dobiegła końca.
Nie rozmawiali podczas niej zbyt wiele. Każde z nich było pogrążone we własnych
myślach, przeżywając zaistniałą sytuację z osobna. Bo nawet, gdy mieli siebie,
musieli przez chwilę pobyć z tym zupełnie sami. Wiedzieli już, że lekarze
podejrzewali u mamy Bliźniaków nowotwór żołądka. Nie znali szczegółów, lecz to
nie było konieczne, by domyślić się jak bardzo jest to poważne. Najgorsze w tym
wszystkim było, że to jeden z najczęściej zabijających nowotworów. Tom czuł jak
coś ściska go za gardło, za każdym razem, kiedy te myśli nawiedzały jego umysł.
Mimo że nie miał dobrych kontaktów z rodzicielką, nie życzył jej śmierci. I nie
wyobrażał sobie, żeby miało jej nagle nie być. To chyba było oczywiste, był jej
synem. A Mia miała rację co do słowa. Nie mógłby podjąć teraz innej decyzji.
Zapewne, gdyby nie jej pomoc, zwlekałby z tym. Potrwałoby to może kilka dni,
ale wcześniej czy później i tak by się otrząsnął. Bo nie był człowiekiem, który
potrafi na dłuższą metę topić się we własnym żalu, tracąc przy tym zdrowy rozsądek.
Nie był człowiekiem, który potrafił w potrzebie, bez mrugnięcia okiem, opuścić
najbliższych. Przeszłość przestawała mieć znaczenie. O pewnych rzeczach nie da się zapomnieć, ale
również nie trzeba nimi nieustannie żyć.
Niepewnie
przekraczał oddział onkologii, zupełnie nieświadomie ściskając przy tym dłoń
swojej dziewczyny. Denerwował się i sam nie wiedział już, co było tego głównym
powodem. Choroba matki, czy w ogóle samo spotkanie z nią. Widok roztrzęsionego Billa
na korytarzu tylko pogorszył sytuację. Dawno nie widział go w takim stanie a
Mia, po raz pierwszy. Obydwojgu serca drżały z niepokoju, gdy podchodzili do
niego. Tom starał się zachowywać zimną krew, myśleć trzeźwo. Przecież jeszcze
nie wydarzyło się nic strasznego… Jeszcze nawet nie usłyszeli ostatecznej
diagnozy. Nie powinni zachowywać się tak, jakby już nadeszło najgorsze.
-
Bill…- Gitarzysta wypowiedział imię brata spoglądając na niego niepewnie. Jego
czekoladowe tęczówki wypełnione były łzami. Patrzył na niego w tak specyficzny
sposób, że nie musiał używać żadnych słów, by Tom domyślił się, iż wszystko już
jest jasne. Wokalista po prostu nie chciał mu tego przekazywać telefonicznie. I
słusznie…
Zacisnął
dłonie w pięści przenosząc swój wzrok na lekko obdrapaną ścianę. Czuł jak
wzbiera się w nim złość. Złość na przeklęty los, który cały czas uparcie
próbuje zaburzać spokój w jego życiu. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie musiało
przytrafić się jego matce. Nikt nie zasługiwał na takie cierpienie i bolało go
niemiłosiernie, że ktoś z jego bliskich będzie musiał się z tym zmagać.
Opadł
na plastikowe krzesło pod ścianą, nie wiedząc co innego ze sobą począć w tym
momencie. W jego głowie panował istny mętlik, nie wspominając o uczuciach. Nie
umiał nawet wesprzeć roztrzęsionego brata. Nie potrafił zrobić niczego. Bo czy
w takiej sytuacji można cokolwiek..? Na szczęście nie był z tym sam. Obydwoje
nie byli. Podczas, gdy on próbował zebrać w sobie siły, by się w końcu ogarnąć,
Billem zajęła się Mia. Chłopak niemal od razu wylądował w jej ramionach nie
wahając się ani chwili. Potrzebował tego.
-
Powiedzieli, że to jest typ jelitowy… - Choć powiedział to cicho, w materiał
kurtki dziewczyny, Tom usłyszał doskonale każde słowo.
-
I co to niby znaczy? – mruknął wciąż nie mając w głowie żadnej pozytywnej
wizji.
-
Że niby jest lepiej – Bill odsunął się od Mii, spoglądając w kierunku
bliźniaka. – Nie jest dziedziczny… i są lepsze rokowania…
-
Trzeba będzie przenieść ją do lepszej kliniki – skwitował po chwili starszy
Kaulitz i podniósł się ze swojego miejsca. W końcu go olśniło a przynajmniej
tak mu się wydawało. Nie zamierzał jednak tego analizować. Chciał po prostu
zrobić cokolwiek… Cokolwiek, czyli wszystko co w jego mocy, by Simone
wyzdrowiała. – Dobra… Jest już późno. Ty tu pewnie siedzisz od wczoraj, więc
zabieram cię teraz do domu. Jutro się wszystkim zajmę – zarządził z pełną
determinacją podchodząc do brata i ułożył dłoń na jego ramieniu, chcąc dodać mu
tym otuchy. – Bill, wyleczymy ją. To jeszcze nie jest wyrok…
-
Wiem… - skinął niepewnie głową. Bardzo chciałby mieć w sobie tyle pewności co
jego brat. Dla niego jednak to wszystko nie było takie proste. Wiedział, że
żadne pieniądze nie sprawią cudu. Leczenie wszędzie wygląda tak samo. Nawet
najlepsza klinika na świecie może zawieść. Nie chciał jednak dzielić się tym z
Tomem. Bo to była jego mała nadzieja i nie miał prawa mu jej niszczyć. Poza
tym, zdawał sobie sprawę ile to wszystko musiało go kosztować. Przełamał się.
Był tu i robił wszystko, żeby uratować ich mamę.
-
To teraz zbieraj się, musisz się wyspać.
Bez
zbędnych dyskusji, cała trójka skierowała się do wyjścia. Wiedzieli, że
spędzając noc w szpitalu, w niczym nie pomogą. Potrzebowali odpoczynku, w
szczególności Bill, który nie widział swojego łóżka od dwóch dni. Dla niego czas
całkowicie się zatrzymał poprzedniego wieczora. Czuł się zbyt słaby na to, żeby
ogarnąć całą tą sytuację. Od dawna nic tak bardzo go nie złamało. I choć zawsze
wierzył w cuda, tym razem nie potrafił. Nawet jemu czasem zdarzało się po
prostu zwątpić.
Całą
drogę powrotna milczał, siedząc z tyłu i opierając się czołem o zimną szybę.
Jego spojrzenie było puste i beznamiętne. Nawet nie rejestrowało tego, co działo
się za oknem. Po prostu patrzył przed siebie bez celu. Ironią losu było to, że
zawsze w takich sytuacjach w głowie pojawiają się cudowne wspomnienia, które
ukazują jak wiele człowiek może stracić. To jeszcze bardziej rozdziera serce i
nie można zrobić niczego, by było lepiej. Ludzie umierają… każdego dnia. Jest
to naturalną koleją rzeczy. Wiedział o tym. Od zawsze… Pamiętał przecież
rodzinne pogrzeby. Do tego, teraz był dorosłym facetem. Dorosłym, dojrzałym facetem.
I nagle przestał rozumieć. Nagle nie wiedział, dlaczego. Nagle nie umiał sobie
z tym poradzić. Tak po prostu…
-
Bill, przestań o tym myśleć – Głos brata sprowadził go na chwilę na ziemię. Zobaczył
wtedy jego przeszywające spojrzenie w przednim lusterku. Tom nie musiał o nic
pytać, doskonale znał wszystkie myśli Wokalisty. – Nikt nie umrze, rozumiesz?
-
Przecież… - zawahał się, sam nie wiedząc co powiedzieć. – Wiem…
-
Więc po prostu przestań.
Bill
skinął tylko głową. Dla świętego spokoju. Reakcja jego Bliźniaka wciąż nie była
odpowiednia. Bronił się przed rzeczywistością. Usilnie blokował w sobie świadomość
tego, co ich czeka. Może tak było łatwiej, ale to nie będzie trwało wiecznie. W
końcu pęknie. A wtedy może sobie nie poradzić z kumulacją tych wszystkich
uczuć, których tak bardzo się teraz wypiera. Nie mógł go jednak zmusić. Być
może to był jego sposób na przetrwanie tego. Być może jedyny, który pozwoli mu
na zachowanie zimnej krwi i odpowiednie działanie, by jak najlepiej pomóc ich matce.
Berlin,
Niemcy.
Jedynym
źródłem światła w sypialni Muzyka, był blask ulicznych latarni wpadający do
pomieszczenia przez niezasłonięte okna. Nie miał głowy do tego, by zajmować się
takimi błahostkami. Właściwie było już mu wszystko jedno. Bez przerwy myślał
tylko o matce i o tym, co może zrobić, żeby jej pomóc. Żałował, że było już
zbyt późno, aby dzwonić po szpitalach. Chciał znaleźć dla niej jak najlepszą
klinikę. To był dla niego priorytet. Naiwnie wierzył, że zmiana lekarzy i szpitala,
zdziała dla niej cuda.
Choć
wiedział, że ta jedna noc niczego nie zmieni i tak nie mógł się uspokoić, by
pójść normalnie spać. Siedział, bezczynnie na kanapie już od dobrej godziny i
jakoś nie potrafił się z niej ruszyć, by zrobić cokolwiek. Udało mu się położyć
brata a dla odmiany sam teraz siedział i przeżywał. Może to działa właśnie w
ten sposób, że gdy jeden z nich śpi, drugi przejmuje wartę i czuwa. By przypadkiem
te wszystkie przygnębiające wizje i uczucia nie zdążyły odejść zbyt daleko.
-
Tom… - Głos Mii wyrwał go na chwilę z głębokiej zadumy. Uniósł swoje niewyraźne
spojrzenie na dziewczynę, która właśnie zmierzała w jego kierunku z kubkiem gorącego
kakao w ręce. Posłał jej swój słaby uśmiech, gdy usiadła obok niego i podała mu
wcześniej przygotowany przez siebie napój.
-
Dziękuję – odparł z wdzięcznością, przejmując od niej kubek. Dobrze, że miał
jeszcze ją. Ostatnio to Mia myślała właściwie za niego o wszystkim tym, o czym
sam zapominał lub czego po prostu nie zauważał.
-
Nie będziesz dziś spał?
-
Na razie się na to chyba nie zapowiada – mruknął ponuro a nastolatka ostrożnie
ułożyła głowę na jego ramieniu, obejmując go rękoma w pasie. Muzyk westchnął
cicho całując ją we włosy. Wszystko wydawało się zmieniać na lepsze, gdy była
przy nim. Jego wiara wtedy umacniała się jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Była jego małym cudem, który pozwalał mu wierzyć w istnienie
kolejnych. Bo przecież ona niegdyś była dla niego czymś niemożliwym… a jednak
miał ją. Rozświetlała mu życie. Zupełnie, jakby spotkał swojego własnego,
żywego anioła. Może tak było. Przecież ludzie tyle mówią o przeznaczeniu. O
tym, że nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Że wszystkie wydarzenia mają
jakiś swój cel. Co prawda, często niezrozumiały… ale mają. Nadszedł moment, kiedy
i on musiał chwytać się wszystkiego. Każdej najmniejszej nadziei. Nawet jeżeli
miałby stać się przez to naiwnym głupcem. Potrzebował nim być. – a ty dobrze
się czujesz? – zapytał zerkając na nią z troską. Czuł bijące od niej ciepło, ale
miał wrażenie, że było zdecydowanie zbyt nienaturalne.
-
Mhm… czemu pytasz? – odparła cicho, nie odrywając nawet głowy od jego ramienia.
Była wykończona, ale nie potrafiła tak po prostu pójść spać, gdy Tom zadręczał
się w samotności. Nie mogła nic dla niego zrobić. Bo nikt, w żaden sposób, nie
potrafił zmienić rzeczywistości. Chciała więc po prostu trwać u jego boku i
wspierać go, jak tylko się da.
-
Wydaje mi się, że masz temperaturę – stwierdził rzeczowo, od razu również
przykładając rękę do jej czoła. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie,
niechętnie odsuwając się od niego.
-
Nic mi nie jest, Tom. Po prostu ciepło tu.
-
Zupełnie nie potrafisz kłamać, wiesz? – Spojrzał na nią z dezaprobatą, na co
wywróciła teatralnie oczami. To prawda, że nie czuła się najlepiej. Niemniej,
nie to było dla niej teraz ważne. Jak mogła przejmować się głupim
przeziębieniem w takiej sytuacji a szczególnie, zawracać tym jeszcze głowę
Tomowi. Szkoda tylko, że on był innego zdania. W dodatku zawsze wiedział, gdy
coś jest nie tak. To było z jednej strony urocze, ale mimo wszystko wolałaby
teraz, by nie skupiał się na jej samopoczuciu.
-
Dobrze, może lekko mi skoczyła temperatura. No ale co z tego? To nic wielkiego
– rzekła z przekonaniem, mając nadzieję, że chłopak sobie odpuści.
-
Połóż się a ja poszukam czegoś w apteczce – polecił jednocześnie podnosząc się
ze swojego miejsca. W ogóle nie zamierzał jej słuchać. Może i miał problemy, ale
to nie oznaczało, że wszystko inne teraz nagle spadnie na trzeci plan. A już na
pewno nie jej osoba.
-
Tom, ale…
-
Bo sam cię położę – zagroził przerywając jej stanowczo. Jego spojrzenie było
wystarczająco wymowne, by ją przekonać. Momentalnie straciła ochotę na dalsze
dyskusje. Sapnęła tylko nerwowo i wstała, żeby przenieść się posłusznie na
łóżko. Gitarzysta dopiero, gdy to zobaczył uznał, że może wyjść z pokoju. W dodatku
był całkiem zadowolony ze swojego daru przekonywania. I nawet udało mu się zapomnieć
na jakiś czas o chorej matce. Żwawym krokiem doszedł do łazienki, w której od razu
dopadł apteczkę. Przekopał ją całą w poszukiwaniu czegokolwiek na
przeziębienie. Niestety nie znalazł zbyt wiele. Jedynie jakieś tabletki, typu apap*.
I z tym też wrócił do Mii, która leżała już grzecznie pod kołdrą, prawie
przysypiając. Na jego widok jednak otworzyła szeroko oczy starając się być twarda.
– Nie mamy nic lepszego… Może skoczę do apteki, powinna być gdzieś całodobowa…
-
Ani mi się waż! – zaprotestowała momentalnie się rozbudzając. – Jest środek
nocy, nie będziesz jeździł po mieście za głupimi tabletkami. Musisz odpocząć,
wyspać się – wyrecytowała w pośpiechu. Jeszcze tego jej brakowało, żeby Tom w takim
stanie siadał za kierownicę, w dodatku z jej powodu.
-
Przecież to ty jesteś chora – mruknął podając jej opakowanie z tabletkami.
-
Nie umieram jeszcze, wiesz? – spojrzała na niego wymownie chcąc jedynie, żeby w
końcu przestał panikować.
-
Bardzo zabawne – zmrużył groźnie oczy. – Nie chcę, żebyś się źle czuła albo
jeszcze bardziej rozchorowała – wyjaśnił już znacznie łagodniej. Czuł się po
części winien, bo przecież do niedawna obydwoje szaleli w śniegu, na mrozie. A
przez to, że tak dobrze się bawili, tracili również poczucie czasu i oto są
tego efekty.
-
Nic mi nie będzie. Połóż się koło mnie – poprosiła, odkrywając mu kawałek
kołdry. Patrzyła na niego w taki sposób, że nie potrafił się już z nią spierać.
– Wytrzymam do rana, obiecuję – dodała jeszcze, by go bardziej przekonać.
-
Dobrze, rano pojadę – powiedział cicho i ułożył się obok, od razu się w nią
wtulając. Gdy tylko przyłożył głowę do jej piersi, poczuł jak ogarnia go
znużenie. W jednej chwili wszystko z niego zaczęło opadać, odbierając mu
jednocześnie całą energię.
-
Spróbuj zasnąć – szepnęła gładząc go po plecach. Jej subtelny dotyk tylko spotęgował
pragnienie snu. Zdołał tylko wymruczeć coś niezrozumiałego pod nosem, nim
powieki mu opadły i odpłynął do krainy Morfeusza. Tej nocy był na tyle wyczerpany,
że spał, jak zabity. Plusem tego było, że nie miał tym razem żadnych koszmarów ani
też nie budził się zlękniony przed niewiadomym. Pierwszy raz od dawna miał całkiem
spokojną noc i nie wadziło temu nawet to, co czekało go następnego dnia.
Cdn.
*Nie jestem pewna, czy ten lek jest dostępny w Niemczech. Nie mogłam nic znaleźć na ten temat, więc proszę o wybaczenie tego ewentualnego niedociągnięcia.
***
Drogi Czytelniku,
będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.
Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.
***
kurczę jestem ciekawa co się wydarzy :) jak zawsze super
OdpowiedzUsuńCo Ty w ogóle robisz, co? ;D Mamę bliźniaków postanowiłaś odesłać na oddział onkologii, Mia chora... Ale mimo wszystko ten odcinek jest taki jakiś magiczny, naprawdę ^^ Nawet jeśli piszesz o jakimś głupim przeziębieniu to robisz to tak mądrze, że nic tylko czytać i czytać, więc mam nadzieję, że nowy rozdział uzdrowi Mię, a Tom się ogarnie ;d Trzymam kciuki zarówno za Ciebie jaki za wenę, która mam nadzieję, cię nie opuszcza ;) Do napisania ;)
OdpowiedzUsuń