Czas
stanął w miejscu, gdy przez jej głowę zaczęło przewijać się mnóstwo wspomnień z
przeszłości. Począwszy od tych najpiękniejszych, najbardziej złudnych i
skończywszy na najciemniejszych, które zdawało jej się, że już dawno odeszły w
zapomnienie. Nic bardziej mylnego. Główny sprawca tych wszystkich chwil, zarówno
dobrych, jak i złych, stał przed nią we własnej osobie. Wciąż żywy, prawdopodobnie
zdrowy i przystojny mimo upływu czasu i drobnych zmian w wyglądzie.
Dziewczyna
zdawała się całkowicie zawiesić z przerażonym spojrzeniem utkwionym w jego
osobie. Była pewna, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Że rozdział, w którym
istniał, zamknęła. Zostawiła za sobą. Nie mogła uwierzyć, ze wrócił. Pojawił
się jak, gdyby nigdy nic. Znikąd. Drugi raz pożałowała, że nie zmieniła mieszkania.
Pierwszy raz zrobiła to, gdy zaczęli nachodzić ją ludzie domagający się spłaty
długów jej męża. Powinna była już wtedy się stąd wynieść. Właściwie sama nie
wiedziała co ją zatrzymało w tym miejscu. Ale gdyby jej tu nie było, być może
nigdy by się nie pojawił… nie zaburzył na nowo jej świata, który z tak wielkim
trudem sobie próbuje poukładać.
W
pierwszej chwili myślała, ze może ma jakieś zwidy. Może się pomyliła. W końcu
jej umysł mógł spłatać jej niezbyt przyjemnego figla… Lecz w momencie, gdy
usłyszała jego głos. Jej zdrobnione imię, które wypowiedział w specyficzny dla
siebie sposób. Była już pewna, że to nie są żadne omamy. Przeszłość nie daje o
sobie zapomnieć. Los nie pozwala jej na pełne szczęście. Nie ma mowy o
spokojnym życiu. I to właśnie teraz, kiedy znalazła nową miłość, odzyskała nadzieję…
Właśnie teraz coś musi to zakłócić.
Momentalnie
poczuła, jak złość wypełnia ją od środka. Jej dłoń automatycznie zacisnęła się
mocniej na złotej klamce. Miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem,
odwrócić się i udawać, że wcale go tu nie było. Świadomość, że wrócił i znowu
rozwali jej życie, budziła w niej frustrację. Nie mogła pogodzić się z tym, że
wszystko na co tak ciężko pracowała, teraz ma się po prostu rozpaść. W jednej
chwili. Bo on postanowił wyrosnąć spod ziemi. I po co? Dlaczego? Po takim
czasie... Czego teraz od niej chce..?
-
Zaprosisz mnie?
Zamrugała
powiekami wracając na ziemię, gdy ponownie tego wieczoru dotarł do niej jego
głos. Przełknęła ciężko ślinę unosząc wysoko głowę przy czym nie spuściła
wzroku z jego twarzy, nawet na moment. W pośpiechu analizowała w głowie całą
sytuację. Od razu doszła do wniosku, że jeśli go odprawi z kwitkiem, nie da jej
spokoju. Nie bała się go, lecz chciała oszczędzić sobie niepotrzebnych komplikacji
w życiu. Powinna wyjaśnić z nim pewne kwestie raz na zawsze, póki jest okazja.
Odsunęła
się na bok, robiąc mu miejsce, by mógł wejść. Kiedy tylko to uczynił, zamknęła
za nim drzwi. Mężczyzna rozbierał się powoli z zimowego odzienia lustrując ciekawskim
spojrzeniem niewielkie pomieszczenie, w którym się znajdowali. Wiele się
zmieniło odkąd był tutaj ostatni raz. Katharina ze zniecierpliwieniem czekała, aż
skończy i będą mogli przejść do głównego celu tej wizyty. Mimo kotłującej się w
niej złości, była ciekawa powodu, dla którego mąż nagle pojawił się znowu w jej
życiu. W międzyczasie zdążyła zauważyć, że jego ubiór jest dość skromny. Pamiętała
go jeszcze za czasów, gdy chodził w samych drogich ciuchach, perfekcyjnie
dopasowanych pod każdym względem. Teraz natomiast stał przed nią w jakimś
powyciąganym, brązowym swetrze i prostych dżinsach.
-
Chyba wygląda to lepiej niż, gdy razem tu mieszkaliśmy – skomentował, kiedy już
prowadziła go w kierunku kuchni. Puściła to mimo uszu nie chcąc wdawać się w
zbędne dyskusje. Interesowały ją tylko konkrety. Całkowity dystans. – Twój
chłopak pomógł ci się tak urządzić? – zapytał, co mogłoby wydać się złośliwą uwagą,
gdyby nie to, że jego głos był zupełnie naturalny. Niemniej, Katharina i tak
poczuła jak skacze jej ciśnienie. Nie miał pojęcia o czym mówił a ona nie miała
w sobie na tyle cierpliwości by mu zezwalać na tego typu uwagi.
-
Nie zamierzam rozmawiać z tobą na temat mojego chłopaka, czy tego w jaki sposób
się „urządziłam” – odparła chłodno na nowo wbijając w niego swoje nieprzyjazne
spojrzenie. – Co tu robisz, Wiktor? Czego chcesz?
-
Muszę czegoś chcieć, by zobaczyć się ze swoją żoną?
-
Byłą żoną – Podkreśliła krzyżując ręce na piersi. – I owszem, musisz. W moim
życiu już dawno nie ma dla ciebie miejsca, byś mógł wpadać tutaj bez okazji.
-
Kath… Przecież nie przyszedłem tutaj, żeby się z tobą kłócić, czy byśmy wypominali
sobie przeszłość – rzekł spokojnie podchodząc do niej bliżej. Cofnęła się,
uważając, że jednak dzielił ich zbyt mały dystans. Niestety nie miała zbyt
wielkiego pola do popisu, gdyż ograniczały ją szafki kuchenne.
-
Więc po co, do cholery!? Po co się zjawiasz po takim czasie!
-
Zjawiłbym się wcześniej, jakbym tylko mógł…
-
Ty jesteś jakiś niepoważny – parsknęła z irytacją kręcąc głowa. – Zjawiasz się
tutaj jak gdyby nigdy nic… Podczas, kiedy ja ułożyłam sobie życie na nowo. Bez
ciebie. Chcesz to teraz zniszczyć? Po to wróciłeś? By znowu odebrać mi
szczęście!? To wszystko co już zrobiłeś, nie wystarcza ci!? – zaczęła mu wyrzucać
wszystko co przyszło jej na język. Emocje przejęły nad nią kontrolę. Nie mogła
pomieścić w sobie tych wszystkich uczuć, które w niej obudził. Najgorsze było
jego spojrzenie i wyraz twarzy. Pełne żalu i skruchy. Jakby naprawdę żałował. Jakby
naprawdę nie zjawił się tutaj, by skomplikować jej życie, czy zrobić na złość… -
Czego ty jeszcze chcesz, Wiktor!
-
Wiem, że wszystko spieprzyłem Kath… ale powinnaś wiedzieć, to choroba. Nie ja… to
ta pieprzona choroba – powiedział, co zabrzmiało wręcz desperacko. Nie poznawała
go. Stał przed nią facet w totalnej rozsypce. Gdyby nie miał w sobie tej
resztki honoru, zapewne rozpłakałby się przed nią w tym momencie niczym mały,
bezbronny chłopiec. Nie rozumiała tylko, dlaczego to w ogóle wzbudza w niej jakiekolwiek
odczucia współczucia. Nie powinno. Nie zasłużył. Bez względu na wszystko… nie zasłużył.
Zniszczył jej życie. Najpiękniejsze lata jej młodości. Zniszczył wszystko w co
wierzyła…
Wyminęła
go, przechodząc sprawnie na drugi koniec kuchni, gdy ten znowu próbował
zmniejszyć między nimi odległość. Nie chciała go czuć tak blisko. Nie chciała patrzeć
w jego niewinne oczy.
-
Masz rację, nie mogę się tym tłumaczyć – Odwrócił się w jej kierunku. – ale nie
mogę też cofnąć czasu. Nie mogę też w żaden sposób wynagrodzić ci przeszłości. Ale…
To już przeszłość. Jesteśmy teraz innymi ludźmi. Zmieniliśmy się. Długo mnie
nie było… Długo byłem nikim. Wrakiem człowieka… Nadal trochę nim jestem… Przyszedłem
do ciebie bo… Nie mam nikogo innego…
-
Nie, nie, nie, nie… - przerwała mu, przecząc w kółko jego wypowiedzi, ale też i
samej sobie. Swoim natrętnym myślom i miękkiemu sercu. Nie mogła tego dłużej
słuchać. Pękała. Wzbudzał w niej wyrzuty sumienia, choć niezamierzanie. – Proszę
cię, wyjdź i zniknij. W ten sposób wynagrodzisz mi to wszystko. Znikając z
mojego życia… Jestem szczęśliwa. Bez ciebie.
-
Kath…
-
Proszę… - przymknęła powieki oddychając głęboko. Czuła jak jej serce mocno bije
nie mogąc się uspokoić z nadmiaru emocji. Mętlik, który powstał w jej głowie,
nie pozwalał jej na trzeźwe myślenie. – Odejdź, Wiktor… - wyszeptała ze łzami w
oczach.
Wstrzymała
oddech, gdy mężczyzna się poruszył i usłyszała za sobą jego kroki. Niepewność
zmieszana ze strachem wypełniła jej umysł. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać.
Stała w bezruchu, bez oddechu, zaciskając mocno wszystkie mięśnie. Niczym
uwięziona we własnym ciele, z masą uczuć i myśli.
Wyszedł.
Zamknął
za sobą drzwi.
Zniknął.
Wypuściła
głośno powietrze z płuc i oparła się rękoma o blat zanosząc się spazmatycznym
płaczem.
Kilka
godzin później, szpital w Magdeburgu.
Młody
Muzyk w pośpiechu przemierzał szpitalne korytarze, starając się ignorować
sterylny zapach oraz chłodny wygląd otaczającego go miejsca. Nie cierpi szpitali
odkąd pamięta. Nie ma nawet na to jakiegoś konkretnego uzasadnienia. Po prostu
budzą w nim niepokój, odstraszają. I co najgorsze, zamiast kojarzyć mu się z ratowaniem
życia – przeciwnie – towarzyszy mu nieustające odczucie, ze niosą śmierć. Teraz
też miał w głowie najciemniejsze wizje. Jadąc tu, nie miał pojęcia co właściwie
się stało. Dlatego zastanawiał się, czy w ogóle zdąży. Czy, gdy dotrze na
miejsce, jego matka będzie nadal żyła… Bał się tego co zastanie na miejscu.
-
Gordon! – zawołał już z oddali dostrzegając postać ojczyma. Podbiegł do niego
niemal go przy tym taranując. – Co się dzieje? Gdzie mama?
-
Zabrali ją na badania – odparł spoglądając na niego z przerażeniem. – Podejrzewają
nowotwór żołądka – dodał, z trudem wydobywając z siebie głos. Wokalista nie pamiętał,
kiedy ostatni raz widział ojczyma tak wystraszonego. Sam poczuł, jak uderza w
niego fala gorąca na samo słowo: nowotwór. Zamilkł, robiąc krok w tył, by opaść
na jedno z plastikowych krzeseł.
-
Przecież… Przecież była zupełnie zdrowa… - mruknął wpatrując się otępiale w
podłogę. Nie docierało do niego, jak to wszystko jest w ogóle możliwe. Poczuł jak
robi mu się niedobrze, gdy jego umysł w kółko, jakby odtwarzał mu w głowie nagranie
z głosem Gordona. Nowotwór żołądka. –
Jak to się stało? – uniósł ponownie na niego swoje zagubione spojrzenie. Wiedział
jednak, że szuka odpowiedzi w niewłaściwej osobie. Żadne z nich nie mogło mieć
pojęcia, co było powodem zaistniałej sytuacji.
-
To się leczy… Można to leczyć, Bill – Mężczyzna usiadł obok niego sam nie będąc
do końca pewny swoich słów. Obydwaj zdążyli założyć już najgorszy scenariusz.
Bo ten zawsze najtrudniej jest przyjąć do świadomości. Dużo łatwiej im będzie,
gdy się przygotują na to psychicznie. O ile w ogóle w tym przypadku jest coś takiego,
jak „łatwiej”.- Myślałem, że po prostu zasłabła… że to może tylko ciśnienie…
Cokolwiek.
-
Dzwoniłeś do Toma? – zapytał odwracając głowę w jego kierunku. Zupełnie zapomniał
o bracie. Obawiał się też jego reakcji, zważywszy na stosunki jakie miał z
rodzicielką. I najwyraźniej nie tylko on się o to martwił. Nie bez powodu
ojczym zadzwonił tylko do niego. To Bill był tym bliźniakiem, któremu dużo
prościej było schować dumę do kieszeni w kryzysowych sytuacjach. Gitarzysta był
bardziej pamiętliwy. Do tej pory nie wybaczył matce, ani jednego z wypowiedzianych
przez nią słów.
-
Nie sądziłem, by był to dobry pomysł…
-
Powinien wiedzieć – stwierdził ze stanowczością. Mimo wszystko, to również jego
matka. Jeśli nawet nie będzie chciał nic z tym zrobić, powinien chociaż
mieć świadomość tego co się z nią
dzieje.
-
Może lepiej byś ty mu o tym powiedział.
W
tym samym czasie, Austria.
Był
środek nocy, gdy Muzyka wybudził ze snu znajomy koszmar. Nawiedzał go co jakiś
czas i męczył budząc w nim niepokój. Nie rozumiał, dlaczego tak często śni mu
się niemalże to samo. Budził się wtedy z przerażeniem i zdezorientowaniem.
Potrzebował dłuższej chwili by dojść do siebie i ogarnąć, że nic z przedstawionych
mu przez umysł obrazów, nie wydarzyło się naprawdę. Tej nocy jednak miał przy
sobie Mię. To jej zawsze brakowało mu najbardziej podczas, gdy budził się z
tych koszmarów. Chciał ją widzieć przy sobie. Całą, zdrową i bezpieczną.
Kiedy
tylko otworzył oczy, od razu odwrócił się w jej kierunku. Leżała obok niego, jak
się okazało również nie spała. Spoglądała na niego, a jej zielone oczy błyszczały
w ciemności. Zapalił lampkę stojącą na etażerce, by móc lepiej ją widzieć i
przetarł dłońmi swoją ospałą twarz.
-
Nie możesz spać? – zwrócił się do niej przerywając, panującą między nimi ciszę.
-
Ty też nie. Rzucałeś się przez sen. Co się stało?
-
To tylko jakiś koszmar – uciął nie chcąc wdawać się w szczegóły. Po co miał ja
wtajemniczać w swoje chore sny. Jeszcze i ona niepotrzebnie by się zaniepokoiła.
Wolał jej tego oszczędzić. – a ty?
-
Po prostu… bezsenność – uśmiechnęła się lekko. Powieki już opadały jej ze
zmęczenia, ale mimo to nie potrafiła zasnąć. Walczyła przez dobre dwie godziny,
przewracając się z boku na bok, aż w końcu odpuściła i po prostu zaczęła się
przypatrywać śpiącemu Tomowi. Dopóki ten się nie obudził.
-
Przytul się – Objął ja ramieniem przyciągając do siebie, by mogła ułożyć głowę
na jego klatce piersiowej a sam zaczął gładzic ją po włosach. Przymknęła
powieki wsłuchując się w rytmiczne bicie jego serca. – Dobrze, że jesteś…
-
Jestem… I będę tak długo, jak tylko mi pozwolisz – szepnęła chwytając jego
wielką dłoń i przejechała opuszkami palców po jej wewnętrznej stronie, by następnie
spleść je wspólnie z jego.
-
Obiecujesz? – zapytał, co zabrzmiało z jego ust tak niepewnie, że aż uniosła
głowę, żeby na niego spojrzeć. Za czekoladową taflą jego tęczówek krył się
niepokój. Naprawdę bał się, że może ją stracić.
Podsunęła
się wyżej, by móc sięgnąć ręką jego szorstkiego policzka. Pogładziła go po nim
delikatnie spoglądając mu z czułością w oczy. Ostatnio dostrzegała w nim dużo
więcej uczuć. Każdego dnia odkrywała coś nowego. Aż w końcu przestało ją to w jakikolwiek
sposób zaskakiwać. Zrozumiała, że nawet ktoś taki jak on, może skrywać w sobie
wiele wrażliwości i uczuć, o które nikt nigdy by go nie posądził.
-
Obiecuję, Tom.
Hold
my hand, when the lights go down.
And
you're feeling scared, but no one understands.
Keep
your head up and don't look down.
Now,
guard your stacks to keep you on the ground.*
Po
tej krótkiej, nocnej rozmowie obydwoje zasnęli wtuleni w siebie. Tym razem dużo
szybciej i spokojniej. Nic już nie zakłócało ich snu, lecz tylko dlatego, że
nie widzieli migającego wyświetlacza telefonu, leżącego na szafce. Tom całkowicie
wyciszył go z jakichkolwiek dźwięków, czy wibracji. Nie chciał, by ktokolwiek zawracał
mu głowę w trakcie ferii z Mią, a szczególnie w nocy. Jego brat więc z marnym
skutkiem próbował się z nim skontaktować. Przez pół nocy zostawił po sobie koło
trzydziestu nieodebranych połączeń oraz kilka wiadomości tekstowych. Dopiero nad
ranem, po wypiciu mocnej kawy, doszedł do wniosku, że jest jeszcze Mia. Miał nadzieję,
że chociaż ona odbierze. W innym wypadku, zacząłby się również martwić o nich. Rozumiał,
że dzwonił o późnych porach, ale to było zbyt dziwne, że brat całkowicie go
ignorował.
Brunetka
spała na tyle płytko, że dźwięk jej telefonu wybudził ją, aż zbyt drastycznie.
Niemal podskoczyła na łóżku otwierając przy tym szeroko oczy. W pierwszej
chwili nie wiedziała co się dzieje, dopiero gdy jej umysł po kilku sekundach
doszedł do siebie, dotarło do niej, że ktoś dzwoni. Wyswobodziła się z żelaznych
objęć Toma i podnosząc się do pozycji siedzącej, zaczęła szukać wzrokiem swojej
komórki. Westchnęła ciężko, z grymasem niezadowolenia stwierdzając, że
urządzenie znajduje się na komodzie po drugiej stronie pokoju. Podobnie
zresztą, jak telefon Toma. Wygrzebała się spod kołdry, budząc przy okazji choć
niezamierzenie, Gitarzystę.
-
Co się dzieje? – mruknął zaspany, zupełnie nie wiedząc, czemu jego dziewczyna
wstaje o tak wczesnej porze. Elektryczny zegarek stojący na etażerce, wskazywał
dopiero sześć minut przed piątą.
-
Telefon – rzuciła zmierzając już w kierunku urządzenia, które swoją drogą, zdążyło
już zamilknąć. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz sprawdzając kto dobijał się
do niej o tej porze. Zdziwiła się widząc imię Billa. Odruchowo, skłoniło ją to
również by zajrzeć do telefonu Toma. Wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła ilość
nieodebranych połączeń i jednocześnie przeraziła się, że musiało wydarzyć się
coś złego. – To Bill. Nie mógł się do ciebie dodzwonić. Zobacz – złapała za
telefon należący do Muzyka i wróciła do niego, wdrapując się na powrót do łóżka.
Mężczyzna
od razu się rozbudził i również usiadł przejmując od nastolatki swoją komórkę.
-
Rzeczywiście. Miałem wyciszony telefon… po co dzwonił, aż tyle razy?
-
Nie pytaj mnie, tylko dzwoń do niego – ponagliła go niepokojąc się już coraz bardziej.
Nikt nie dzwoni do kogoś przez całą noc, jeśli wszystko jest w porządku. Nie
mówiąc już o tym, ze Bill w ogóle nie dzwoniłby do nich, gdyby nic się nie działo.
Cdn.
*Birdy-
Shine
***
Drogi Czytelniku,
będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.
Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.
***
Osz kurde... Odcinek cudny, ale myślę że ten Wiktor powróci... Mam nadzieję że mama bliźniaków wyzdrowieje, bo zdrowie jest najważniejsze :) Czekam na kolejny rozdział. Caroline :)
OdpowiedzUsuńNie lubię Wiktora!myślę ze nie zniknie tak szybko jak wyszedł z mieszkania Kath.. :( martwię sie o Simone :( a Tom i Mia sa tacy kochani <3 niech juz im tak zostanie!nie mieszaj miedzy nimi. Są idealni *___*
OdpowiedzUsuńDziękuje Ka. <3
Witam, jejku 'pisałam' a raczej coś tam skrobałam jakieś 3 lata temu i gdy teraz weszłam na stare blogi...ich nie było. Znalazłam Twój, świetnie zresztą prowadzony. Ja chyba zaczynam od nowa-na Twojego będę zaglądać chociaż nie wiem, czy dam rade przeczytać wszystko od początku-postaram sie! jeżeli masz inne adresy blogów które są a k t y w n e to proszę podeślij mi je na e-mail fishu1504@gmail.com pozdrawiam cieplutko i zycze weny :)
OdpowiedzUsuń