piątek, 30 stycznia 2015

55. Obietnice.

Czas stanął w miejscu, gdy przez jej głowę zaczęło przewijać się mnóstwo wspomnień z przeszłości. Począwszy od tych najpiękniejszych, najbardziej złudnych i skończywszy na najciemniejszych, które zdawało jej się, że już dawno odeszły w zapomnienie. Nic bardziej mylnego. Główny sprawca tych wszystkich chwil, zarówno dobrych, jak i złych, stał przed nią we własnej osobie. Wciąż żywy, prawdopodobnie zdrowy i przystojny mimo upływu czasu i drobnych zmian w wyglądzie.
Dziewczyna zdawała się całkowicie zawiesić z przerażonym spojrzeniem utkwionym w jego osobie. Była pewna, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Że rozdział, w którym istniał, zamknęła. Zostawiła za sobą. Nie mogła uwierzyć, ze wrócił. Pojawił się jak, gdyby nigdy nic. Znikąd. Drugi raz pożałowała, że nie zmieniła mieszkania. Pierwszy raz zrobiła to, gdy zaczęli nachodzić ją ludzie domagający się spłaty długów jej męża. Powinna była już wtedy się stąd wynieść. Właściwie sama nie wiedziała co ją zatrzymało w tym miejscu. Ale gdyby jej tu nie było, być może nigdy by się nie pojawił… nie zaburzył na nowo jej świata, który z tak wielkim trudem sobie próbuje poukładać.
W pierwszej chwili myślała, ze może ma jakieś zwidy. Może się pomyliła. W końcu jej umysł mógł spłatać jej niezbyt przyjemnego figla… Lecz w momencie, gdy usłyszała jego głos. Jej zdrobnione imię, które wypowiedział w specyficzny dla siebie sposób. Była już pewna, że to nie są żadne omamy. Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Los nie pozwala jej na pełne szczęście. Nie ma mowy o spokojnym życiu. I to właśnie teraz, kiedy znalazła nową miłość, odzyskała nadzieję… Właśnie teraz coś musi to zakłócić.
Momentalnie poczuła, jak złość wypełnia ją od środka. Jej dłoń automatycznie zacisnęła się mocniej na złotej klamce. Miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, odwrócić się i udawać, że wcale go tu nie było. Świadomość, że wrócił i znowu rozwali jej życie, budziła w niej frustrację. Nie mogła pogodzić się z tym, że wszystko na co tak ciężko pracowała, teraz ma się po prostu rozpaść. W jednej chwili. Bo on postanowił wyrosnąć spod ziemi. I po co? Dlaczego? Po takim czasie... Czego teraz od niej chce..?
- Zaprosisz mnie?
Zamrugała powiekami wracając na ziemię, gdy ponownie tego wieczoru dotarł do niej jego głos. Przełknęła ciężko ślinę unosząc wysoko głowę przy czym nie spuściła wzroku z jego twarzy, nawet na moment. W pośpiechu analizowała w głowie całą sytuację. Od razu doszła do wniosku, że jeśli go odprawi z kwitkiem, nie da jej spokoju. Nie bała się go, lecz chciała oszczędzić sobie niepotrzebnych komplikacji w życiu. Powinna wyjaśnić z nim pewne kwestie raz na zawsze, póki jest okazja.
Odsunęła się na bok, robiąc mu miejsce, by mógł wejść. Kiedy tylko to uczynił, zamknęła za nim drzwi. Mężczyzna rozbierał się powoli z zimowego odzienia lustrując ciekawskim spojrzeniem niewielkie pomieszczenie, w którym się znajdowali. Wiele się zmieniło odkąd był tutaj ostatni raz. Katharina ze zniecierpliwieniem czekała, aż skończy i będą mogli przejść do głównego celu tej wizyty. Mimo kotłującej się w niej złości, była ciekawa powodu, dla którego mąż nagle pojawił się znowu w jej życiu. W międzyczasie zdążyła zauważyć, że jego ubiór jest dość skromny. Pamiętała go jeszcze za czasów, gdy chodził w samych drogich ciuchach, perfekcyjnie dopasowanych pod każdym względem. Teraz natomiast stał przed nią w jakimś powyciąganym, brązowym swetrze i prostych dżinsach.
- Chyba wygląda to lepiej niż, gdy razem tu mieszkaliśmy – skomentował, kiedy już prowadziła go w kierunku kuchni. Puściła to mimo uszu nie chcąc wdawać się w zbędne dyskusje. Interesowały ją tylko konkrety. Całkowity dystans. – Twój chłopak pomógł ci się tak urządzić? – zapytał, co mogłoby wydać się złośliwą uwagą, gdyby nie to, że jego głos był zupełnie naturalny. Niemniej, Katharina i tak poczuła jak skacze jej ciśnienie. Nie miał pojęcia o czym mówił a ona nie miała w sobie na tyle cierpliwości by mu zezwalać na tego typu uwagi.
- Nie zamierzam rozmawiać z tobą na temat mojego chłopaka, czy tego w jaki sposób się „urządziłam” – odparła chłodno na nowo wbijając w niego swoje nieprzyjazne spojrzenie. – Co tu robisz, Wiktor? Czego chcesz?
- Muszę czegoś chcieć, by zobaczyć się ze swoją żoną?
- Byłą żoną – Podkreśliła krzyżując ręce na piersi. – I owszem, musisz. W moim życiu już dawno nie ma dla ciebie miejsca, byś mógł wpadać tutaj bez okazji.
- Kath… Przecież nie przyszedłem tutaj, żeby się z tobą kłócić, czy byśmy wypominali sobie przeszłość – rzekł spokojnie podchodząc do niej bliżej. Cofnęła się, uważając, że jednak dzielił ich zbyt mały dystans. Niestety nie miała zbyt wielkiego pola do popisu, gdyż ograniczały ją szafki kuchenne.
- Więc po co, do cholery!? Po co się zjawiasz po takim czasie!
- Zjawiłbym się wcześniej, jakbym tylko mógł…
- Ty jesteś jakiś niepoważny – parsknęła z irytacją kręcąc głowa. – Zjawiasz się tutaj jak gdyby nigdy nic… Podczas, kiedy ja ułożyłam sobie życie na nowo. Bez ciebie. Chcesz to teraz zniszczyć? Po to wróciłeś? By znowu odebrać mi szczęście!? To wszystko co już zrobiłeś, nie wystarcza ci!? – zaczęła mu wyrzucać wszystko co przyszło jej na język. Emocje przejęły nad nią kontrolę. Nie mogła pomieścić w sobie tych wszystkich uczuć, które w niej obudził. Najgorsze było jego spojrzenie i wyraz twarzy. Pełne żalu i skruchy. Jakby naprawdę żałował. Jakby naprawdę nie zjawił się tutaj, by skomplikować jej życie, czy zrobić na złość… - Czego ty jeszcze chcesz, Wiktor!
- Wiem, że wszystko spieprzyłem Kath… ale powinnaś wiedzieć, to choroba. Nie ja… to ta pieprzona choroba – powiedział, co zabrzmiało wręcz desperacko. Nie poznawała go. Stał przed nią facet w totalnej rozsypce. Gdyby nie miał w sobie tej resztki honoru, zapewne rozpłakałby się przed nią w tym momencie niczym mały, bezbronny chłopiec. Nie rozumiała tylko, dlaczego to w ogóle wzbudza w niej jakiekolwiek odczucia współczucia. Nie powinno. Nie zasłużył. Bez względu na wszystko… nie zasłużył. Zniszczył jej życie. Najpiękniejsze lata jej młodości. Zniszczył wszystko w co wierzyła…
Wyminęła go, przechodząc sprawnie na drugi koniec kuchni, gdy ten znowu próbował zmniejszyć między nimi odległość. Nie chciała go czuć tak blisko. Nie chciała patrzeć w jego niewinne oczy.
- Masz rację, nie mogę się tym tłumaczyć – Odwrócił się w jej kierunku. – ale nie mogę też cofnąć czasu. Nie mogę też w żaden sposób wynagrodzić ci przeszłości. Ale… To już przeszłość. Jesteśmy teraz innymi ludźmi. Zmieniliśmy się. Długo mnie nie było… Długo byłem nikim. Wrakiem człowieka… Nadal trochę nim jestem… Przyszedłem do ciebie bo… Nie mam nikogo innego…
- Nie, nie, nie, nie… - przerwała mu, przecząc w kółko jego wypowiedzi, ale też i samej sobie. Swoim natrętnym myślom i miękkiemu sercu. Nie mogła tego dłużej słuchać. Pękała. Wzbudzał w niej wyrzuty sumienia, choć niezamierzanie. – Proszę cię, wyjdź i zniknij. W ten sposób wynagrodzisz mi to wszystko. Znikając z mojego życia… Jestem szczęśliwa. Bez ciebie.
- Kath…
- Proszę… - przymknęła powieki oddychając głęboko. Czuła jak jej serce mocno bije nie mogąc się uspokoić z nadmiaru emocji. Mętlik, który powstał w jej głowie, nie pozwalał jej na trzeźwe myślenie. – Odejdź, Wiktor… - wyszeptała ze łzami w oczach.
Wstrzymała oddech, gdy mężczyzna się poruszył i usłyszała za sobą jego kroki. Niepewność zmieszana ze strachem wypełniła jej umysł. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Stała w bezruchu, bez oddechu, zaciskając mocno wszystkie mięśnie. Niczym uwięziona we własnym ciele, z masą uczuć i myśli.
Wyszedł.
Zamknął za sobą drzwi.
Zniknął.
Wypuściła głośno powietrze z płuc i oparła się rękoma o blat zanosząc się spazmatycznym płaczem.

Kilka godzin później, szpital w Magdeburgu.

Młody Muzyk w pośpiechu przemierzał szpitalne korytarze, starając się ignorować sterylny zapach oraz chłodny wygląd otaczającego go miejsca. Nie cierpi szpitali odkąd pamięta. Nie ma nawet na to jakiegoś konkretnego uzasadnienia. Po prostu budzą w nim niepokój, odstraszają. I co najgorsze, zamiast kojarzyć mu się z ratowaniem życia – przeciwnie – towarzyszy mu nieustające odczucie, ze niosą śmierć. Teraz też miał w głowie najciemniejsze wizje. Jadąc tu, nie miał pojęcia co właściwie się stało. Dlatego zastanawiał się, czy w ogóle zdąży. Czy, gdy dotrze na miejsce, jego matka będzie nadal żyła… Bał się tego co zastanie na miejscu.
- Gordon! – zawołał już z oddali dostrzegając postać ojczyma. Podbiegł do niego niemal go przy tym taranując. – Co się dzieje? Gdzie mama?
- Zabrali ją na badania – odparł spoglądając na niego z przerażeniem. – Podejrzewają nowotwór żołądka – dodał, z trudem wydobywając z siebie głos. Wokalista nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział ojczyma tak wystraszonego. Sam poczuł, jak uderza w niego fala gorąca na samo słowo: nowotwór. Zamilkł, robiąc krok w tył, by opaść na jedno z plastikowych krzeseł.
- Przecież… Przecież była zupełnie zdrowa… - mruknął wpatrując się otępiale w podłogę. Nie docierało do niego, jak to wszystko jest w ogóle możliwe. Poczuł jak robi mu się niedobrze, gdy jego umysł w kółko, jakby odtwarzał mu w głowie nagranie z głosem Gordona. Nowotwór żołądka. – Jak to się stało? – uniósł ponownie na niego swoje zagubione spojrzenie. Wiedział jednak, że szuka odpowiedzi w niewłaściwej osobie. Żadne z nich nie mogło mieć pojęcia, co było powodem zaistniałej sytuacji.
- To się leczy… Można to leczyć, Bill – Mężczyzna usiadł obok niego sam nie będąc do końca pewny swoich słów. Obydwaj zdążyli założyć już najgorszy scenariusz. Bo ten zawsze najtrudniej jest przyjąć do świadomości. Dużo łatwiej im będzie, gdy się przygotują na to psychicznie. O ile w ogóle w tym przypadku jest coś takiego, jak „łatwiej”.- Myślałem, że po prostu zasłabła… że to może tylko ciśnienie… Cokolwiek.
- Dzwoniłeś do Toma? – zapytał odwracając głowę w jego kierunku. Zupełnie zapomniał o bracie. Obawiał się też jego reakcji, zważywszy na stosunki jakie miał z rodzicielką. I najwyraźniej nie tylko on się o to martwił. Nie bez powodu ojczym zadzwonił tylko do niego. To Bill był tym bliźniakiem, któremu dużo prościej było schować dumę do kieszeni w kryzysowych sytuacjach. Gitarzysta był bardziej pamiętliwy. Do tej pory nie wybaczył matce, ani jednego z wypowiedzianych przez nią słów.
- Nie sądziłem, by był to dobry pomysł…
- Powinien wiedzieć – stwierdził ze stanowczością. Mimo wszystko, to również jego matka. Jeśli nawet nie będzie chciał nic z tym zrobić, powinien chociaż mieć  świadomość tego co się z nią dzieje.
- Może lepiej byś ty mu o tym powiedział.

W tym samym czasie, Austria.

Był środek nocy, gdy Muzyka wybudził ze snu znajomy koszmar. Nawiedzał go co jakiś czas i męczył budząc w nim niepokój. Nie rozumiał, dlaczego tak często śni mu się niemalże to samo. Budził się wtedy z przerażeniem i zdezorientowaniem. Potrzebował dłuższej chwili by dojść do siebie i ogarnąć, że nic z przedstawionych mu przez umysł obrazów, nie wydarzyło się naprawdę. Tej nocy jednak miał przy sobie Mię. To jej zawsze brakowało mu najbardziej podczas, gdy budził się z tych koszmarów. Chciał ją widzieć przy sobie. Całą, zdrową i bezpieczną.
Kiedy tylko otworzył oczy, od razu odwrócił się w jej kierunku. Leżała obok niego, jak się okazało również nie spała. Spoglądała na niego, a jej zielone oczy błyszczały w ciemności. Zapalił lampkę stojącą na etażerce, by móc lepiej ją widzieć i przetarł dłońmi swoją ospałą twarz.
- Nie możesz spać? – zwrócił się do niej przerywając, panującą między nimi ciszę.
- Ty też nie. Rzucałeś się przez sen. Co się stało?
- To tylko jakiś koszmar – uciął nie chcąc wdawać się w szczegóły. Po co miał ja wtajemniczać w swoje chore sny. Jeszcze i ona niepotrzebnie by się zaniepokoiła. Wolał jej tego oszczędzić. – a ty?
- Po prostu… bezsenność – uśmiechnęła się lekko. Powieki już opadały jej ze zmęczenia, ale mimo to nie potrafiła zasnąć. Walczyła przez dobre dwie godziny, przewracając się z boku na bok, aż w końcu odpuściła i po prostu zaczęła się przypatrywać śpiącemu Tomowi. Dopóki ten się nie obudził.
- Przytul się – Objął ja ramieniem przyciągając do siebie, by mogła ułożyć głowę na jego klatce piersiowej a sam zaczął gładzic ją po włosach. Przymknęła powieki wsłuchując się w rytmiczne bicie jego serca. – Dobrze, że jesteś…
- Jestem… I będę tak długo, jak tylko mi pozwolisz – szepnęła chwytając jego wielką dłoń i przejechała opuszkami palców po jej wewnętrznej stronie, by następnie spleść je wspólnie z jego.
- Obiecujesz? – zapytał, co zabrzmiało z jego ust tak niepewnie, że aż uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Za czekoladową taflą jego tęczówek krył się niepokój. Naprawdę bał się, że może ją stracić.
Podsunęła się wyżej, by móc sięgnąć ręką jego szorstkiego policzka. Pogładziła go po nim delikatnie spoglądając mu z czułością w oczy. Ostatnio dostrzegała w nim dużo więcej uczuć. Każdego dnia odkrywała coś nowego. Aż w końcu przestało ją to w jakikolwiek sposób zaskakiwać. Zrozumiała, że nawet ktoś taki jak on, może skrywać w sobie wiele wrażliwości i uczuć, o które nikt nigdy by go nie posądził.
- Obiecuję, Tom.

Hold my hand, when the lights go down.
And you're feeling scared, but no one understands.
Keep your head up and don't look down.
Now, guard your stacks to keep you on the ground.*

Po tej krótkiej, nocnej rozmowie obydwoje zasnęli wtuleni w siebie. Tym razem dużo szybciej i spokojniej. Nic już nie zakłócało ich snu, lecz tylko dlatego, że nie widzieli migającego wyświetlacza telefonu, leżącego na szafce. Tom całkowicie wyciszył go z jakichkolwiek dźwięków, czy wibracji. Nie chciał, by ktokolwiek zawracał mu głowę w trakcie ferii z Mią, a szczególnie w nocy. Jego brat więc z marnym skutkiem próbował się z nim skontaktować. Przez pół nocy zostawił po sobie koło trzydziestu nieodebranych połączeń oraz kilka wiadomości tekstowych. Dopiero nad ranem, po wypiciu mocnej kawy, doszedł do wniosku, że jest jeszcze Mia. Miał nadzieję, że chociaż ona odbierze. W innym wypadku, zacząłby się również martwić o nich. Rozumiał, że dzwonił o późnych porach, ale to było zbyt dziwne, że brat całkowicie go ignorował.
Brunetka spała na tyle płytko, że dźwięk jej telefonu wybudził ją, aż zbyt drastycznie. Niemal podskoczyła na łóżku otwierając przy tym szeroko oczy. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje, dopiero gdy jej umysł po kilku sekundach doszedł do siebie, dotarło do niej, że ktoś dzwoni. Wyswobodziła się z żelaznych objęć Toma i podnosząc się do pozycji siedzącej, zaczęła szukać wzrokiem swojej komórki. Westchnęła ciężko, z grymasem niezadowolenia stwierdzając, że urządzenie znajduje się na komodzie po drugiej stronie pokoju. Podobnie zresztą, jak telefon Toma. Wygrzebała się spod kołdry, budząc przy okazji choć niezamierzenie, Gitarzystę.
- Co się dzieje? – mruknął zaspany, zupełnie nie wiedząc, czemu jego dziewczyna wstaje o tak wczesnej porze. Elektryczny zegarek stojący na etażerce, wskazywał dopiero sześć minut przed piątą.
- Telefon – rzuciła zmierzając już w kierunku urządzenia, które swoją drogą, zdążyło już zamilknąć. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz sprawdzając kto dobijał się do niej o tej porze. Zdziwiła się widząc imię Billa. Odruchowo, skłoniło ją to również by zajrzeć do telefonu Toma. Wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła ilość nieodebranych połączeń i jednocześnie przeraziła się, że musiało wydarzyć się coś złego. – To Bill. Nie mógł się do ciebie dodzwonić. Zobacz – złapała za telefon należący do Muzyka i wróciła do niego, wdrapując się na powrót do łóżka.
Mężczyzna od razu się rozbudził i również usiadł przejmując od nastolatki swoją komórkę.
- Rzeczywiście. Miałem wyciszony telefon… po co dzwonił, aż tyle razy?
- Nie pytaj mnie, tylko dzwoń do niego – ponagliła go niepokojąc się już coraz bardziej. Nikt nie dzwoni do kogoś przez całą noc, jeśli wszystko jest w porządku. Nie mówiąc już o tym, ze Bill w ogóle nie dzwoniłby do nich, gdyby nic się nie działo.

Cdn.


*Birdy- Shine

***

Drogi Czytelniku, 


będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.


Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.

***

3 komentarze:

  1. Osz kurde... Odcinek cudny, ale myślę że ten Wiktor powróci... Mam nadzieję że mama bliźniaków wyzdrowieje, bo zdrowie jest najważniejsze :) Czekam na kolejny rozdział. Caroline :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię Wiktora!myślę ze nie zniknie tak szybko jak wyszedł z mieszkania Kath.. :( martwię sie o Simone :( a Tom i Mia sa tacy kochani <3 niech juz im tak zostanie!nie mieszaj miedzy nimi. Są idealni *___*

    Dziękuje Ka. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, jejku 'pisałam' a raczej coś tam skrobałam jakieś 3 lata temu i gdy teraz weszłam na stare blogi...ich nie było. Znalazłam Twój, świetnie zresztą prowadzony. Ja chyba zaczynam od nowa-na Twojego będę zaglądać chociaż nie wiem, czy dam rade przeczytać wszystko od początku-postaram sie! jeżeli masz inne adresy blogów które są a k t y w n e to proszę podeślij mi je na e-mail fishu1504@gmail.com pozdrawiam cieplutko i zycze weny :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.