niedziela, 16 listopada 2014

53. A on wciąż dozował te przyjemności, jakby miały jakąś ograniczoną ilość. Jakby miały za chwilę się wyczerpać.

Mroźne powietrze szczypało w policzki a z nieba sypał drobny śnieg, lecz nie przeszkadzało to parze, która zamierzała spędzić ten dzień na nartach. Gitarzysta nie chciał marnować czasu i choć Mia opierała się znacznie temu pomysłowi, w końcu udało mu się ją przekonać. Obiecał, że wyjdzie z tego cało, gdyż nastolatka nigdy wcześniej nie miała styczności z owym sportem. Nic straconego, bo gdy tylko opuścili swój hotel, wypożyczyli narty, a mężczyzna zaczął lekcje nauki jazdy z ukochaną. Miał małe doświadczenie, więc  mógł wyjaśnić jej mniej więcej, co i jak.
- Dobra… No to w sumie chodzi tylko o to, żeby się lekko wypiąć, odepchnąć i nie zabić – oznajmił na co dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Do prawdy, lekcja życia. – No wypnij się. Zobacz, tak o – Zaprezentował jej na sobie uśmiechając się przy tym szeroko.
- Po prostu genialny z ciebie nauczyciel, Tom – skwitowała nastolatka krzyżując ręce na piersi. – Może bezpieczniej byłoby wybrać sanki.
- Oj, Kochanie! Przecież damy radę, no spróbuj. Musisz się lekko pochylić, rozstaw narty na szerokość bioder, złącz ich czubki razem – Zaczął tłumaczyć wszystko nieco dokładniej jednocześnie wykonując te wszystkie czynności. – I patrz, jedziesz – dodał zadowolony i już po chwili zsuwał się w dół ku przerażeniu Mii. Zdecydowanie wątpiła w jego umiejętności, ale na szczęście okazało się, że Muzyk radził sobie całkiem nieźle. Przeżył cały zjazd i w dodatku jako tako udawało mu się panować nad nartami a przede wszystkim nadawać im odpowiedni kierunek i tempo. – Widzisz jakie to proste!? – krzyknął do niej z dołu. Rzeczywiście, gdy patrzyło się na to z boku, wydawało się bardzo łatwe. Niemniej nie dawało jej to wciąż, aż takiej pewności. Górka nie była zbyt wysoka, więc w sumie mogłoby się to udać. Chłopak specjalnie wybrał na początek miejsce, które w sumie nie było nawet przeznaczone do zjazdów przez swoją minimalną stromość. Mimo wszystko wolała poczekać ze swoją próbą, dopóki Tom do niej nie dotrze z powrotem. – To jak? Próbujemy? Będę zaraz obok ciebie – zapewnił ustawiając się po jej lewej stronie. – Nie jest tu wysoko, poradzisz sobie.
- Dobrze, ale nie chcę skończyć w szpitalu – westchnęła niepewnie spoglądając w dół. Zejście było naprawdę łagodne, chyba nie groziła jej śmierć, czy jakiś poważniejszy uraz. Na horyzoncie też nie było widać zbyt wiele przeszkód w postaci choćby ludzi. To ją znacznie uspokajało. – Więc mów, czy dobrze robię – poprosiła po czym zaczęła odwzorowywać jego wcześniejszą pozycję, która jej pokazywał. Przyglądał się temu uważnie nie mając żadnych zastrzeżeń.
- Widzisz, trochę już załapałaś. To jedziemy? – uniósł brwi spoglądając na nią pytająco.
- Jedziemy – zdecydowała i odetchnęła głęboko wzbierając w sobie odwagę. Rzucili jeszcze sobie porozumiewawcze spojrzenia, aby ruszyć w tym samym momencie i już po chwili obydwoje zjeżdżali w dół.  Na twarzy Brunetki z początku malowało się wielkie przerażenie, nie do końca wiedziała co powinna robić i z trudem zachowała równowagę. Nie trwało to jednak długo, pod koniec trasy zaczęła bardziej ogarniać na czym to wszystko polega i w miarę sobie radzić. Najważniejsze, że dotarła cało do końca. Choć i tak zatrzymała się prosto w ramionach Toma, który zdążył wcześniej dotrzeć na miejsce. Nie wiedziała jeszcze jak odpowiednio hamować.
- I jak było? Świetnie sobie poradziłaś! – pochwalił ją zadowolony. – Podobało się?
- W sumie… Nie było tak źle – przyznała wzdychając głęboko. – ale muszę jeszcze poćwiczyć nim zmienimy trasę. Powiedz mi jak tym się steruje! I jak się hamuje!
- Spokojnie – roześmiał się. – Zaraz postaram się wszystko ci lepiej wyjaśnić. Ale najpierw daj buziaka – złożył usta w dziubek oczekując od niej całusa. Dziewczyna wywróciła tylko teatralnie oczami i ujęła jego twarz w dłonie przyciągając do siebie i obdarzyła go soczystym pocałunkiem.
- To co dalej, panie profesorze? – zapytała zadziornie a ten zrobił poważną minę by choć trochę przypominać owego profesora. To nie mogło się udać, ale chociaż wyglądał przez moment całkiem zabawnie. Mia nie ukrywała swojego rozbawienia, więc w nagrodę naciągnął jej mocniej czapkę przysłaniając tym samym zielone oczy i chwycił za rękę ciągnąc z powrotem na górę. Przy czym niemal obydwoje powykręcali sobie nogi przez wadzące im narty.

Kilka godzin później…

- Aaa! Złap mnie! – dziewczęcy pisk rozniósł się po okolicy, gdy nastolatka zupełnie straciła panowanie nad nartami i zsuwała się zdecydowanie zbyt szybkim tempem w dół. Na szczęście Tom już tam był i obserwując wszystko przez cały czas, mógł w porę zareagować. Mia jednak jechała z taką prędkością, że choć udało mu się ją złapać i tak obydwoje wylądowali na śniegu. – Ok, to zdecydowanie nie był dobry pomysł by iść na jeszcze wyższa górę – stwierdziła unosząc głowę i posłała mu swój niewinny uśmiech, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Jego oczy mówiły tylko jedno: a nie mówiłem? Nie powiedział tego mimo wszystko na głos. W końcu nie miał jej tego za złe, cieszyło go, że dziewczyna ma tyle frajdy i zapału, jak jeszcze przed paroma godzinami bała się zjechać nawet z najłagodniejszego stoku. – ale i tak fajnie było, co za adrenalina!
- Widziałem właśnie. Już się nie bałaś, że zginiesz śmiercią tragiczną?
              - Nie, właściwie tu nie jest jeszcze, aż tak niebezpiecznie – wyszczerzyła się do niego ukazując szereg swoich białych zębów. - ale masz czerwone policzki i nos – dodała przyglądając się uważnie jego twarzy. Leżąc na nim widziała ją bardzo dokładnie. Mimo oznak zimna i tak była idealna.
- Tak się składa, że ty również, Kochanie – uświadomił ją z uśmiechem i ucałował czule jej nosek. – I zimne jak lód. Pora się zbierać i trochę ogrzać.
- Wiem… Zupełnie nie czuć tutaj upływu czasu – westchnęła próbując jednocześnie się podnieść, lecz okazało się to być trudniejsze niż sądziła. Nie obeszło się bez pomocy Toma dzięki, któremu udało jej się w końcu usiąść obok, bo o wstawaniu nie było jeszcze nawet mowy. Musieli się najpierw pozbyć swoich nart co zajęło im dłuższą chwilę. Gdy już nic im nie wadziło podnieśli się z zimnego śniegu. Gitarzysta uczynił to jako pierwszy i od razu pomógł swojej dziewczynie podając jej swoją dłoń. Otrzepali się z białego puchu i biorąc narty w ręce, udali się w kierunku wypożyczalni by je zwrócić oraz uregulować rachunek. Po kilkunastu minutach wracali już do hotelu. Szczęśliwi i spełnieni. Mogli uznać swój pierwszy dzień ferii za w pełni udany mimo że jeszcze nie dobiegł końca. Byli jednak tak przemarznięci, że zapewne resztę dnia spędzą już w swoim ciepłym apartamencie. Niczego im tam nie brakowało.
Obydwoje czuli się od wczoraj, jakby trafili do jakiegoś nowego świata. Zupełnie odcięci od zgiełku miasta, od wszelkich problemów i trosk, które pozostawili za sobą w Berlinie. Nie myśleli o niczym co mogłoby zaprzątać im głowy. Być może świadomie chcieli spędzić te kilka dni całkowicie beztrosko i niepoprawnie szczęśliwe a może to magia tego miejsca sprawiała, że wszystko inne przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyli się tylko oni, ich miłość i chwile, które spędzali razem. Tworzyli razem, dla siebie, piękne wspomnienia, do których będą mogli wracać w przyszłości z uśmiechem na twarzach i które nie raz będą ukojeniem na ból ich duszy.
- Żebyś mi się tylko nie pochorowała – schował ją w swoich ramionach, gdy już znaleźli się w apartamencie i pozbyli wierzchniego, zimowego odzienia. Dopiero teraz stwierdził, że zdecydowanie za długo przebywali na dworze. Nie chciał by to się źle odbiło na zdrowiu dziewczyny. Miał nadzieję, że jej organizm mimo wszystko jest dobrze uodporniony. W innym wypadku czułby się winny. Powinien lepiej o nią zadbać.
- Nie zamierzam – powiedziała cicho, wtulając się w jego grubą bluzę. Zamknęła oczy rozkoszując się zapachem jego perfum oraz ciepłem bijącym z jego ciała. Mogłaby tak pozostać w jego uścisku już do końca tego dnia, albo nawet jeszcze dłużej. Była pewna, że jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi. I to tylko dzięki niemu. Pojawił się w jej życiu nagle, bez zapowiedzi wywracając cały świat do góry nogami. Wszystko się zmieniło i już nigdy nie będzie takie samo jak kiedyś. Niemożliwe stało się możliwym. Chcieć okazało równać się móc. Wiara i nadzieja nie zawiodły. A prawdziwa, romantyczna miłość… Istnieje. Świat, który niegdyś był wytworem jej wyobraźni, istniał naprawdę. Tworzył się przed jej oczyma. Każdego kolejnego dnia odkrywał przed nią kolejny swój skrawek a ona powoli stawiała swoje kroki nie chcąc zaburzyć tego harmonijnego cyklu.
- Weź gorącą kąpiel, rozgrzejesz się – zaproponował jej, lecz nie zniósłby słowa sprzeciwu. Odsunął ją od siebie na minimalną odległość, tak żeby móc widzieć jej błyszczące oczy. Uśmiechnęła się do niego subtelnie, nie mógł się powstrzymać by nie otulić dłonią jej rumianego policzka. Pogładził go delikatnie i przysunął swoją twarz do jej złączając ich usta w słodkim pocałunku. – Zamówię nam obiad – dodał odrywając się od jej warg. Zdecydowanie odczuwała niedosyt. Te wszystkie drobne pieszczoty, gesty, słowa… Chciała ich więcej. A on wciąż dozował te przyjemności, jakby miały jakąś ograniczoną ilość. Jakby miały za chwilę się wyczerpać. Jakby od ich ilości zależało, jak długo jeszcze będzie mógł swobodnie trzymać ją w swoich ramionach, dotykać delikatnej skóry, czuć słodkie usta na swoich i wdychać uzależniający zapach jej perfum.
- Dobrze – szepnęła odsuwając się znacznie od niego. Przeszedł ją niespodziewany dreszcz, gdy nagle zrobiło jej się znacznie chłodniej. Miała ochotę znowu wrócić w jego objęcia, ale to mogłaby być już przesada. Pokręciła z dezaprobatą głową dla samej siebie i już bez wahania udała się w stronę łazienki, gdzie zamierzała wziąć kąpiel według wskazówek swojego ukochanego. Właściwie… mogliby wziąć ją razem. Czy nie za bardzo się rozochociła? Jeszcze dziś rano płonęła ze wstydu na samą myśl o ich nagości… Nie rozumiała już samej siebie. Niemniej, tym razem nie wadziło jej to jakoś specjalnie. Bo była szczęśliwa. I nic nie jest w stanie już tego zakłócić, nawet jej natura, która lubi mieć dziwne odchyły.
Podeszła do dużej wanny i odkręciła obydwa kurki z wodą, od razu ustawiając sobie odpowiednią temperaturę. Dodała również trochę płynu do kąpieli, aby mogło być jeszcze przyjemniej. W międzyczasie, gdy wanna wypełniała się wodą, udała się do ich tymczasowej sypialni po świeżą bieliznę oraz jakieś spodnie, gdyż te co na sobie miała były już mokre od śniegu. Kiedy tylko przekroczyła próg pomieszczenia, natychmiast uderzyły w nią wspomnienia z poprzedniego wieczoru… i nocy. Zatrzymała się na dłuższą chwilę pozwalając sobie odpłynąć myślami do minionych, upojnych chwil. Uśmiech automatycznie wkradł się na jej twarz a serce zabiło znacznie mocniej. To wydarzyło się naprawdę. Była tu z nim. Oddała mu się cała stając się w zupełności jego. Na zawsze jego.
- A ty jeszcze tutaj? – Drgnęła, gdy głos Toma wyrwał ją z zadumy. Stał w wejściu z szelmowskim uśmiechem opierając się o framugę i przyglądał jej się z uwaga. Doskonale znał ten wyraz twarzy. Wiedział, że jeszcze przed chwilą dryfowała gdzieś między chmurami swojego własnego, małego nieba. A potwierdzeniem na to był jej rozkojarzony wzrok, którym go obdarzyła. Przyłapana na gorącym uczynku.
- Przyszłam tylko po kilka rzeczy – Ocknęła się w końcu i sprawnie przemierzyła kilka metrów podchodząc do szafy, w której były poukładane jej ubrania. Miała nadzieję, że Tom mimo wszystko nie domyślił się tego, co chodziło po jej głowie. Tylko skąd u niego ten figlarny wyraz twarzy? Mówiący jedynie: „a ja wszystko wiem, widziałem!”. Nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, gdy poczuła jego ciepłe dłonie na swoich biodrach. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podszedł. Przecież odpłynęła tylko na sekundę!
Oplótł ją rękoma w pasie przytulając się do jej pleców, a brodę ułożył na ramieniu szmerając ją przy tym swoim zarostem po szyi. Uśmiechnęła się mimowolnie odchylając głowę w bok, by zrobić mu więcej miejsca i skusić do zostawienia kilka czułych pocałunków na jej skórze.
- Kocham cię – szepnął a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy ciepły oddech Toma omiótł jej skórę. – Wiesz, że za chwilę prawdopodobnie woda się przeleje…
- O mój Boże! – okrzyknęła z przerażeniem natychmiast wyrywając się z jego objęć przy czym niemal nie staranowała stojącej przed nimi szafy. Całkowicie zapomniała, że zostawiła odkręconą wodę w łazience. I to wszystko przez niego. Sprawiał, że traciła zdrowy rozsadek. Zjawiał się i po prostu cały świat przestawał istnieć…
Gitarzysta zaśmiał się tylko i zamknął za dziewczyną drzwiczki od szafy, gdy ta poleciała jak na złamanie karku do łazienki. Mógł jej nic nie mówić, było tak miło. Ale z drugiej strony nie potrafił sobie darować, przecież to było bardzo zabawne. Przez to również w końcu Mia nie wzięła ze sobą tego po co tu przyszła… I będzie chyba zmuszona paradować w samym ręczniku. Czy to nie kuszące? Taka zbieżność losu…
Domyślał się, że kąpiel zajmie Mii trochę czasu więc postanowił wykorzystać go na wykonanie telefonu do brata. Dobrze by było dać jakiś znak życia. Dziwne, że sam Bill jeszcze nie wydzwaniał do niego spanikowany. Zapewne spędzał równie miło czas ze swoją dziewczyną. Tyle szczęścia, że obydwaj znaleźli swoje drugie połówki.
- No cześć braciszku, co słychać? – rzekł wesoło, gdy Bill tylko odebrał połączenie i przeniósł się na łóżko usadawiając się na nim wygodnie.
- Cześć. No u mnie wszystko gra, a jak tam ferie?
- Minął dopiero jeden dzień, ale mógłbym tu zostać z nią na zawsze – westchnął nie ukrywając swojego rozmarzenia.
- Minęło już tyle czasu, a ty dalej jesteś w nią zapatrzony, jak w święty obrazek – roześmiał się wciąż będąc pełen podziwu dla swojego brata. – Ja nie wiem, jak ona tego dokonała.
- Och, daj spokój… Przecież wiesz jak jest, gdy już znajdziesz tą właściwą osobę.
- Oczywiście. Nie wiedziałem tylko jak to jest, gdy mój braciszek ją znajdzie.
- Szczerze mówiąc czuję się czasem jak zakochany dzieciak, odbija mi – przyznał szczerze opadając plecami na miękką pościel. – Nie wiem, czy tak powinno być?
- Nie ma na to reguły, Tom. Nie przejmuj się, wszystko z tobą w porządku – zapewnił go, a przez jego głos można było wyczuć, że się uśmiecha. Niby nie powiedział nic wielkiego, ale jednak w jakiś sposób go tym uspokoił. Czasami potrzebował porozmawiać z kimś na temat tego co się działo z jego uczuciowym życiem. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej wpadł, aż tak dogłębnie w sidła miłości. Dlatego czuł się w tym niemal jak nowicjusz i zdarzało mu się tego zwyczajnie nie ogarniać. Niby znał siebie, ale i tak wciąż zaskakiwał. – Cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
- Wiem. Ja też. Właśnie dziś myślałem o tym, jak to dobrze, że obydwoje znaleźliśmy sobie kobiety w odpowiednim momencie. Chyba tylko tego nam brakowało do idealnego życia.
- Eh, ty serio gadasz jak popapraniec – skwitował ze śmiechem na co Tom z oburzeniem zmarszczył brwi czego jego brat niestety nie mógł zobaczyć. Już otwierał usta by go zbesztać, gdy w tym samym momencie do pokoju weszła Mia. Tak jak się spodziewał, okryta jedynie puchatym ręcznikiem. Zawiesił się z rozchylonymi wargami, kiedy jak gdyby nigdy nic przeszła przez pół pomieszczenia, aby dotrzeć do szafy. Zdawała się w ogóle go nie zauważać, albo faktycznie zupełnie się nie przejmowała jego obecnością. On nie potrafił jednak być taki obojętny widząc jej nagie ramiona, po których spływało jeszcze kilka kropelek wody z mokrych włosów i nogi, które teraz wydawały mu się jeszcze dłuższe i zgrabniejsze niż zwykle. Nie potrzebował wiele, żeby jego wyobraźnia zaczęła szaleć. Wcześniej nie oddalał się ze swoimi myślami, aż tak daleko. Teraz natomiast miał ochotę podejść do niej i zrzucić ten zawadzający mu materiał, by móc zabrać ich jeszcze raz w długą podróż do otchłani namiętności. – Tom, jesteś tam? – Zamrugał kilkakrotnie powiekami uświadamiając sobie, że wciąż „rozmawia” z Billem.
- Jestem – odchrząknął i wtedy również Mia odwróciła się w jego kierunku. Nie wydawała się być zaskoczona jego widokiem. Posłała mu tylko ciepły uśmiech i zostawiła go samego kierując się na powrót do łazienki. – Właściwie to… Będę już kończył – dodał zaraz nie chcąc już tego przedłużać. Tym bardziej, ze raczej nie był w stanie już pozbierać swoich myśli tak, aby móc kontynuować w miarę normalnie tę rozmowę.
- No okej, to odzywaj się czasem.
- Będę. Trzymaj się i pozdrów Kath – rzucił na koniec i nie czekając już na odzew ze strony brata, przerwał połączenie odkładając telefon na nocną szafkę. Sam zaś wstał automatycznie udając się w ślady za swoją dziewczyną. To jego instynkt kazał mu za nią podążać i jakoś nie bardzo mógł się temu oprzeć. Kiedyś by mu do głowy nawet nie przyszło, żeby wchodzić za nią do łazienki. Czy jedna noc zmieniła, aż tak wiele? Zawahał się.
Stał pod drzwiami opierając czoło o ich drewnianą powierzchnię i walczył sam ze sobą. Ze swoimi uczuciami, myślami, pragnieniami. Stracił swoją pewność. Z jednej strony chciał tam po prostu wejść, postawić na spontaniczność… a z drugiej bał się, że mógłby tym jednym ruchem zniszczyć wszystko, co do tej pory udało mu się zbudować. Miał jednak przeczucie, że Mia wcale nie miałaby mu tego za złe. Tyle, że to jeszcze nie przekonywało go w stu procentach. Jego ręka spoczywała na srebrzystej klamce, ale brakowało mu siły, żeby ją nacisnąć. Tej mentalnej siły.
Oderwał się od drzwi, gdy po apartamencie nagle rozniosło się głośnie pukanie. Od razu sprowadziło go to na ziemię. Otrzeźwiał i dotarło do niego co chciał zrobić. Nie uważał już teraz by było to dobre posunięcie. Chciał wtargnąć na intymną sferę dziewczyny, która przecież nie była taka, jak te które niegdyś spotykał. Musiał szanować jej intymność w taki sposób, jaki robiła to ona. To jej powierzył wyznaczanie granic i oddał klucze do ich wszystkich bram.
- Dureń – mruknął pod nosem i nie każąc dłużej czekać obsłudze, poszedł otworzyć.
- Dzień dobry. Obiad dla państwa – rzekł uprzejmie młody mężczyzna i wjechał swoim wózkiem, na którym leżały tace z jedzeniem, do środka. – Czy podać od razu?
- Nie, dziękuję. Sam się tym zajmę.
- W takim razie życzę smacznego – Kelner nie zamierzał się dłużej narzucać i kłaniając się grzecznie w szybkim tempie opuścił apartament.  Gitarzysta omiótł tylko wzrokiem srebrną zastawę po czym wyjmując z kieszeni paczkę papierosów skierował się na balkon by zapalić. Przyda mu się odrobiną orzeźwiającego, mroźnego powietrza oraz odstresowujący papieros. Gdy jednak wyszedł od razu stwierdził, że nie był to zbyt mądry pomysł. Zdecydowanie za zimno, jak na relaks na tarasie w samej bluzie. Postanowił więc szybko spalić papierosa i wrócić zaraz do środka. Przynajmniej nie miał czasu, żeby zbyt wiele myśleć.
Nie minęło nawet kilka minut, jak usłyszał za sobą stukanie w szybę. Mia, już w pełni ubrana spoglądała na niego dosyć surowo. Gdyby nie miała mokrych włosów chętnie by wyszła i zdzieliła go po głowie. Uśmiechnął się do niej niewinnie i gasząc papierosa o barierkę balkonu, wrócił do apartamentu.
- Dawno nie miałeś zapalenia płuc, Kochanie?
- Oho, chyba ostatni raz w dzieciństwie – stwierdził szczerząc się przy tym i objął ją w pasie przyciągając do siebie, lecz dziewczyna o dziwo odepchnęła go lekko od siebie nie pozwalając skosztować swoich ust.
- Śmierdzisz. I jesteś zimny – oznajmiła bez ogródek na co ten parsknął oburzony.
- a ty co taka wrażliwa się zrobiłaś nagle?
- Może to cię nauczy odrobinę rozsądku – wzruszyła obojętnie ramionami udając się w kierunku wózka z jedzeniem. Była ciekawa co tym razem zamówił Tom, choć tak naprawdę zjadłaby w tym momencie chyba wszystko. Od śniadania nie miała nic w ustach.
- Rozsądku odnośnie palenia, czy palenia na balkonie w środku zimy? – Muzyk zmarszczył brwi podążając za nią.
- Na palenie nie mam wpływu. Nabyłeś się tego uzależnienia jeszcze  zanim się poznaliśmy więc… ale akurat to, że wychodzisz nieubrany na mróz to inna sprawa.
- Dobrze, to nie było zbyt mądre. Ale nic mi nie będzie, nie stałem tam długo. Więc już się nie dąsaj, proszę.
- Zastanowię się. Może jak zjem, to mi przejdzie – rzekła spoglądając na niego zadziornie. – To jak? Możemy już siadać nim to wszystko wystygnie?
- Oczywiście! Siadaj do stołu, a ja wszystko podam – wskazał jej krzesło, a sam zabrał się za rozkładanie talerzy oraz przenoszenie posiłków na stół. Tym razem zamówił coś zwyczajnego, bez żadnych rarytasów. Miał nadzieję, że serowa zapiekanka z brokułami oraz zupa pomidorowa trafią w gusta kulinarne jego dziewczyny.

Cdn.

***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.

***

Dziwi mnie, że jeszcze ktoś pisze, że coś tutaj jest przesłodzone :D To opowiadanie było, jest i będzie takie. Myślę, że to się nie zmieni nawet, gdy wprowadzę pewne mniej przyjemne plany w życie bohaterów ^^
Także z góry mówię, że jeśli dla kogoś jest zbyt słodko, nie trzymam na siłę :) Dzisiejszy odcinek Miowo-Tomowy, bo potrzebowam czegoś takiego, gdy to pisam. W kolejnym pewnie pojawi się również coś innego :)
Dodatkowo, jeden z moich blogów bierze udział w małym konkursie na bloga miesiaca. W zwiazku z tym chciam prosić Was o wsparcie w głosowaniu. Żeby to zrobić, należy zagłosować w sondzie na Miłość z Las Vegas. Sonda znajduje się na samym dole, pod tym linkiem: http://spisfanfiction.blogspot.com/
I jeśli ktoś chciałby poznać inna moja twórczość, zapraszam na mojego nowego bloga: Trzy miesiace.
Pozdrawiam i do kolejnego! <3


3 komentarze:

  1. Jak zawsze cudowny odcinek, jakoś wyobraziłam sobie Toma uczące jazdy i aż się uśmiałam haha... Czekam na nexta Caroline :) Na pewno zagłosuję na Twój inny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A dla mnie nie jest przesadnie słodko. Jest pięknie! Opowiadania powinny być pozytywne by móc wyłączyć się z brutalnej rzeczywistości.
    Czekam na więcej ;*
    cukiierkoowaa

    OdpowiedzUsuń
  3. jazda na nartach najlepsza :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.