Mroźne
powietrze szczypało w policzki a z nieba sypał drobny śnieg, lecz nie
przeszkadzało to parze, która zamierzała spędzić ten dzień na nartach. Gitarzysta
nie chciał marnować czasu i choć Mia opierała się znacznie temu pomysłowi, w
końcu udało mu się ją przekonać. Obiecał, że wyjdzie z tego cało, gdyż
nastolatka nigdy wcześniej nie miała styczności z owym sportem. Nic straconego,
bo gdy tylko opuścili swój hotel, wypożyczyli narty, a mężczyzna zaczął lekcje nauki
jazdy z ukochaną. Miał małe doświadczenie, więc
mógł wyjaśnić jej mniej więcej, co i jak.
-
Dobra… No to w sumie chodzi tylko o to, żeby się lekko wypiąć, odepchnąć i nie
zabić – oznajmił na co dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem. Do prawdy,
lekcja życia. – No wypnij się. Zobacz, tak o – Zaprezentował jej na sobie
uśmiechając się przy tym szeroko.
-
Po prostu genialny z ciebie nauczyciel, Tom – skwitowała nastolatka krzyżując
ręce na piersi. – Może bezpieczniej byłoby wybrać sanki.
-
Oj, Kochanie! Przecież damy radę, no spróbuj. Musisz się lekko pochylić,
rozstaw narty na szerokość bioder, złącz ich czubki razem – Zaczął tłumaczyć
wszystko nieco dokładniej jednocześnie wykonując te wszystkie czynności. – I
patrz, jedziesz – dodał zadowolony i już po chwili zsuwał się w dół ku
przerażeniu Mii. Zdecydowanie wątpiła w jego umiejętności, ale na szczęście
okazało się, że Muzyk radził sobie całkiem nieźle. Przeżył cały zjazd i w
dodatku jako tako udawało mu się panować nad nartami a przede wszystkim nadawać
im odpowiedni kierunek i tempo. – Widzisz jakie to proste!? – krzyknął do niej
z dołu. Rzeczywiście, gdy patrzyło się na to z boku, wydawało się bardzo łatwe.
Niemniej nie dawało jej to wciąż, aż takiej pewności. Górka nie była zbyt
wysoka, więc w sumie mogłoby się to udać. Chłopak specjalnie wybrał na początek
miejsce, które w sumie nie było nawet przeznaczone do zjazdów przez swoją minimalną
stromość. Mimo wszystko wolała poczekać ze swoją próbą, dopóki Tom do niej nie
dotrze z powrotem. – To jak? Próbujemy? Będę zaraz obok ciebie – zapewnił
ustawiając się po jej lewej stronie. – Nie jest tu wysoko, poradzisz sobie.
-
Dobrze, ale nie chcę skończyć w szpitalu – westchnęła niepewnie spoglądając w
dół. Zejście było naprawdę łagodne, chyba nie groziła jej śmierć, czy jakiś
poważniejszy uraz. Na horyzoncie też nie było widać zbyt wiele przeszkód w
postaci choćby ludzi. To ją znacznie uspokajało. – Więc mów, czy dobrze robię –
poprosiła po czym zaczęła odwzorowywać jego wcześniejszą pozycję, która jej
pokazywał. Przyglądał się temu uważnie nie mając żadnych zastrzeżeń.
-
Widzisz, trochę już załapałaś. To jedziemy? – uniósł brwi spoglądając na nią
pytająco.
-
Jedziemy – zdecydowała i odetchnęła głęboko wzbierając w sobie odwagę. Rzucili
jeszcze sobie porozumiewawcze spojrzenia, aby ruszyć w tym samym momencie i już
po chwili obydwoje zjeżdżali w dół. Na
twarzy Brunetki z początku malowało się wielkie przerażenie, nie do końca
wiedziała co powinna robić i z trudem zachowała równowagę. Nie trwało to jednak
długo, pod koniec trasy zaczęła bardziej ogarniać na czym to wszystko polega i
w miarę sobie radzić. Najważniejsze, że dotarła cało do końca. Choć i tak
zatrzymała się prosto w ramionach Toma, który zdążył wcześniej dotrzeć na
miejsce. Nie wiedziała jeszcze jak odpowiednio hamować.
- I jak
było? Świetnie sobie poradziłaś! – pochwalił ją zadowolony. – Podobało się?
-
W sumie… Nie było tak źle – przyznała wzdychając głęboko. – ale muszę jeszcze
poćwiczyć nim zmienimy trasę. Powiedz mi jak tym się steruje! I jak się hamuje!
-
Spokojnie – roześmiał się. – Zaraz postaram się wszystko ci lepiej wyjaśnić. Ale
najpierw daj buziaka – złożył usta w dziubek oczekując od niej całusa. Dziewczyna
wywróciła tylko teatralnie oczami i ujęła jego twarz w dłonie przyciągając do
siebie i obdarzyła go soczystym pocałunkiem.
-
To co dalej, panie profesorze? – zapytała zadziornie a ten zrobił poważną minę by
choć trochę przypominać owego profesora. To nie mogło się udać, ale chociaż
wyglądał przez moment całkiem zabawnie. Mia nie ukrywała swojego rozbawienia,
więc w nagrodę naciągnął jej mocniej czapkę przysłaniając tym samym zielone
oczy i chwycił za rękę ciągnąc z powrotem na górę. Przy czym niemal obydwoje
powykręcali sobie nogi przez wadzące im narty.
Kilka
godzin później…
-
Aaa! Złap mnie! – dziewczęcy pisk rozniósł się po okolicy, gdy nastolatka
zupełnie straciła panowanie nad nartami i zsuwała się zdecydowanie zbyt szybkim
tempem w dół. Na szczęście Tom już tam był i obserwując wszystko przez cały
czas, mógł w porę zareagować. Mia jednak jechała z taką prędkością, że choć
udało mu się ją złapać i tak obydwoje wylądowali na śniegu. – Ok, to
zdecydowanie nie był dobry pomysł by iść na jeszcze wyższa górę – stwierdziła
unosząc głowę i posłała mu swój niewinny uśmiech, gdy ich spojrzenia skrzyżowały
się ze sobą. Jego oczy mówiły tylko jedno: a
nie mówiłem? Nie powiedział tego mimo wszystko na głos. W końcu nie miał
jej tego za złe, cieszyło go, że dziewczyna ma tyle frajdy i zapału, jak
jeszcze przed paroma godzinami bała się zjechać nawet z najłagodniejszego
stoku. – ale i tak fajnie było, co za adrenalina!
-
Widziałem właśnie. Już się nie bałaś, że zginiesz śmiercią tragiczną?
- Nie, właściwie tu nie jest
jeszcze, aż tak niebezpiecznie – wyszczerzyła się do niego ukazując szereg
swoich białych zębów. - ale masz czerwone policzki i nos – dodała przyglądając
się uważnie jego twarzy. Leżąc na nim widziała ją bardzo dokładnie. Mimo oznak
zimna i tak była idealna.
-
Tak się składa, że ty również, Kochanie – uświadomił ją z uśmiechem i ucałował
czule jej nosek. – I zimne jak lód. Pora się zbierać i trochę ogrzać.
-
Wiem… Zupełnie nie czuć tutaj upływu czasu – westchnęła próbując jednocześnie
się podnieść, lecz okazało się to być trudniejsze niż sądziła. Nie obeszło się
bez pomocy Toma dzięki, któremu udało jej się w końcu usiąść obok, bo o wstawaniu
nie było jeszcze nawet mowy. Musieli się najpierw pozbyć swoich nart co zajęło
im dłuższą chwilę. Gdy już nic im nie wadziło podnieśli się z zimnego śniegu.
Gitarzysta uczynił to jako pierwszy i od razu pomógł swojej dziewczynie podając
jej swoją dłoń. Otrzepali się z białego puchu i biorąc narty w ręce, udali się
w kierunku wypożyczalni by je zwrócić oraz uregulować rachunek. Po kilkunastu
minutach wracali już do hotelu. Szczęśliwi i spełnieni. Mogli uznać swój
pierwszy dzień ferii za w pełni udany mimo że jeszcze nie dobiegł końca. Byli
jednak tak przemarznięci, że zapewne resztę dnia spędzą już w swoim ciepłym
apartamencie. Niczego im tam nie brakowało.
Obydwoje
czuli się od wczoraj, jakby trafili do jakiegoś nowego świata. Zupełnie odcięci
od zgiełku miasta, od wszelkich problemów i trosk, które pozostawili za sobą w
Berlinie. Nie myśleli o niczym co mogłoby zaprzątać im głowy. Być może
świadomie chcieli spędzić te kilka dni całkowicie beztrosko i niepoprawnie
szczęśliwe a może to magia tego miejsca sprawiała, że wszystko inne przestawało
mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyli się tylko oni, ich miłość i chwile, które
spędzali razem. Tworzyli razem, dla siebie, piękne wspomnienia, do których będą
mogli wracać w przyszłości z uśmiechem na twarzach i które nie raz będą
ukojeniem na ból ich duszy.
-
Żebyś mi się tylko nie pochorowała – schował ją w swoich ramionach, gdy już znaleźli
się w apartamencie i pozbyli wierzchniego, zimowego odzienia. Dopiero teraz
stwierdził, że zdecydowanie za długo przebywali na dworze. Nie chciał by to się
źle odbiło na zdrowiu dziewczyny. Miał nadzieję, że jej organizm mimo wszystko
jest dobrze uodporniony. W innym wypadku czułby się winny. Powinien lepiej o nią
zadbać.
-
Nie zamierzam – powiedziała cicho, wtulając się w jego grubą bluzę. Zamknęła
oczy rozkoszując się zapachem jego perfum oraz ciepłem bijącym z jego ciała. Mogłaby
tak pozostać w jego uścisku już do końca tego dnia, albo nawet jeszcze dłużej. Była
pewna, że jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi. I to tylko dzięki niemu.
Pojawił się w jej życiu nagle, bez zapowiedzi wywracając cały świat do góry
nogami. Wszystko się zmieniło i już nigdy nie będzie takie samo jak kiedyś.
Niemożliwe stało się możliwym. Chcieć okazało równać się móc. Wiara i nadzieja
nie zawiodły. A prawdziwa, romantyczna miłość… Istnieje. Świat, który niegdyś
był wytworem jej wyobraźni, istniał naprawdę. Tworzył się przed jej oczyma. Każdego
kolejnego dnia odkrywał przed nią kolejny swój skrawek a ona powoli stawiała
swoje kroki nie chcąc zaburzyć tego harmonijnego cyklu.
-
Weź gorącą kąpiel, rozgrzejesz się – zaproponował jej, lecz nie zniósłby słowa
sprzeciwu. Odsunął ją od siebie na minimalną odległość, tak żeby móc widzieć
jej błyszczące oczy. Uśmiechnęła się do niego subtelnie, nie mógł się
powstrzymać by nie otulić dłonią jej rumianego policzka. Pogładził go
delikatnie i przysunął swoją twarz do jej złączając ich usta w słodkim
pocałunku. – Zamówię nam obiad – dodał odrywając się od jej warg. Zdecydowanie
odczuwała niedosyt. Te wszystkie drobne pieszczoty, gesty, słowa… Chciała ich
więcej. A on wciąż dozował te przyjemności, jakby miały jakąś ograniczoną
ilość. Jakby miały za chwilę się wyczerpać. Jakby od ich ilości zależało, jak
długo jeszcze będzie mógł swobodnie trzymać ją w swoich ramionach, dotykać
delikatnej skóry, czuć słodkie usta na swoich i wdychać uzależniający zapach
jej perfum.
-
Dobrze – szepnęła odsuwając się znacznie od niego. Przeszedł ją niespodziewany
dreszcz, gdy nagle zrobiło jej się znacznie chłodniej. Miała ochotę znowu
wrócić w jego objęcia, ale to mogłaby być już przesada. Pokręciła z dezaprobatą
głową dla samej siebie i już bez wahania udała się w stronę łazienki, gdzie
zamierzała wziąć kąpiel według wskazówek swojego ukochanego. Właściwie… mogliby
wziąć ją razem. Czy nie za bardzo się rozochociła? Jeszcze dziś rano płonęła ze
wstydu na samą myśl o ich nagości… Nie rozumiała już samej siebie. Niemniej,
tym razem nie wadziło jej to jakoś specjalnie. Bo była szczęśliwa. I nic nie
jest w stanie już tego zakłócić, nawet jej natura, która lubi mieć dziwne
odchyły.
Podeszła
do dużej wanny i odkręciła obydwa kurki z wodą, od razu ustawiając sobie odpowiednią temperaturę. Dodała również trochę płynu
do kąpieli, aby mogło być jeszcze przyjemniej. W międzyczasie, gdy wanna
wypełniała się wodą, udała się do ich tymczasowej sypialni po świeżą bieliznę
oraz jakieś spodnie, gdyż te co na sobie miała były już mokre od śniegu. Kiedy
tylko przekroczyła próg pomieszczenia, natychmiast uderzyły w nią wspomnienia z
poprzedniego wieczoru… i nocy. Zatrzymała się na dłuższą chwilę pozwalając
sobie odpłynąć myślami do minionych, upojnych chwil. Uśmiech automatycznie
wkradł się na jej twarz a serce zabiło znacznie mocniej. To wydarzyło się
naprawdę. Była tu z nim. Oddała mu się cała stając się w zupełności jego. Na
zawsze jego.
- A ty jeszcze tutaj? – Drgnęła,
gdy głos Toma wyrwał ją z zadumy. Stał w wejściu z szelmowskim uśmiechem
opierając się o framugę i przyglądał jej się z uwaga. Doskonale znał ten wyraz
twarzy. Wiedział, że jeszcze przed chwilą dryfowała gdzieś między chmurami
swojego własnego, małego nieba. A potwierdzeniem na to był jej rozkojarzony
wzrok, którym go obdarzyła. Przyłapana na gorącym uczynku.
-
Przyszłam tylko po kilka rzeczy – Ocknęła się w końcu i sprawnie przemierzyła
kilka metrów podchodząc do szafy, w której były poukładane jej ubrania. Miała
nadzieję, że Tom mimo wszystko nie domyślił się tego, co chodziło po jej głowie.
Tylko skąd u niego ten figlarny wyraz twarzy? Mówiący jedynie: „a ja wszystko
wiem, widziałem!”. Nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, gdy poczuła jego
ciepłe dłonie na swoich biodrach. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podszedł. Przecież
odpłynęła tylko na sekundę!
Oplótł
ją rękoma w pasie przytulając się do jej pleców, a brodę ułożył na ramieniu
szmerając ją przy tym swoim zarostem po szyi. Uśmiechnęła się mimowolnie
odchylając głowę w bok, by zrobić mu więcej miejsca i skusić do zostawienia
kilka czułych pocałunków na jej skórze.
-
Kocham cię – szepnął a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy ciepły oddech
Toma omiótł jej skórę. – Wiesz, że za chwilę prawdopodobnie woda się przeleje…
-
O mój Boże! – okrzyknęła z przerażeniem natychmiast wyrywając się z jego objęć
przy czym niemal nie staranowała stojącej przed nimi szafy. Całkowicie
zapomniała, że zostawiła odkręconą wodę w łazience. I to wszystko przez niego. Sprawiał,
że traciła zdrowy rozsadek. Zjawiał się i po prostu cały świat przestawał istnieć…
Gitarzysta
zaśmiał się tylko i zamknął za dziewczyną drzwiczki od szafy, gdy ta poleciała
jak na złamanie karku do łazienki. Mógł jej nic nie mówić, było tak miło. Ale z
drugiej strony nie potrafił sobie darować, przecież to było bardzo zabawne. Przez
to również w końcu Mia nie wzięła ze sobą tego po co tu przyszła… I będzie
chyba zmuszona paradować w samym ręczniku. Czy to nie kuszące? Taka zbieżność
losu…
Domyślał
się, że kąpiel zajmie Mii trochę czasu więc postanowił wykorzystać go na
wykonanie telefonu do brata. Dobrze by było dać jakiś znak życia. Dziwne, że
sam Bill jeszcze nie wydzwaniał do niego spanikowany. Zapewne spędzał równie
miło czas ze swoją dziewczyną. Tyle szczęścia, że obydwaj znaleźli swoje drugie
połówki.
-
No cześć braciszku, co słychać? – rzekł wesoło, gdy Bill tylko odebrał
połączenie i przeniósł się na łóżko usadawiając się na nim wygodnie.
-
Cześć. No u mnie wszystko gra, a jak tam ferie?
-
Minął dopiero jeden dzień, ale mógłbym tu zostać z nią na zawsze – westchnął
nie ukrywając swojego rozmarzenia.
-
Minęło już tyle czasu, a ty dalej jesteś w nią zapatrzony, jak w święty obrazek
– roześmiał się wciąż będąc pełen podziwu dla swojego brata. – Ja nie wiem, jak
ona tego dokonała.
-
Och, daj spokój… Przecież wiesz jak jest, gdy już znajdziesz tą właściwą osobę.
-
Oczywiście. Nie wiedziałem tylko jak to jest, gdy mój braciszek ją znajdzie.
-
Szczerze mówiąc czuję się czasem jak zakochany dzieciak, odbija mi – przyznał
szczerze opadając plecami na miękką pościel. – Nie wiem, czy tak powinno być?
-
Nie ma na to reguły, Tom. Nie przejmuj się, wszystko z tobą w porządku –
zapewnił go, a przez jego głos można było wyczuć, że się uśmiecha. Niby nie
powiedział nic wielkiego, ale jednak w jakiś sposób go tym uspokoił. Czasami
potrzebował porozmawiać z kimś na temat tego co się działo z jego uczuciowym
życiem. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej wpadł, aż tak dogłębnie w
sidła miłości. Dlatego czuł się w tym niemal jak nowicjusz i zdarzało mu się
tego zwyczajnie nie ogarniać. Niby znał siebie, ale i tak wciąż zaskakiwał. –
Cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
-
Wiem. Ja też. Właśnie dziś myślałem o tym, jak to dobrze, że obydwoje
znaleźliśmy sobie kobiety w odpowiednim momencie. Chyba tylko tego nam
brakowało do idealnego życia.
-
Eh, ty serio gadasz jak popapraniec – skwitował ze śmiechem na co Tom z
oburzeniem zmarszczył brwi czego jego brat niestety nie mógł zobaczyć. Już
otwierał usta by go zbesztać, gdy w tym samym momencie do pokoju weszła Mia. Tak
jak się spodziewał, okryta jedynie puchatym ręcznikiem. Zawiesił się z
rozchylonymi wargami, kiedy jak gdyby nigdy nic przeszła przez pół
pomieszczenia, aby dotrzeć do szafy. Zdawała się w ogóle go nie zauważać, albo
faktycznie zupełnie się nie przejmowała jego obecnością. On nie potrafił jednak
być taki obojętny widząc jej nagie ramiona, po których spływało jeszcze kilka
kropelek wody z mokrych włosów i nogi, które teraz wydawały mu się jeszcze
dłuższe i zgrabniejsze niż zwykle. Nie potrzebował wiele, żeby jego wyobraźnia
zaczęła szaleć. Wcześniej nie oddalał się ze swoimi myślami, aż tak daleko.
Teraz natomiast miał ochotę podejść do niej i zrzucić ten zawadzający mu
materiał, by móc zabrać ich jeszcze raz w długą podróż do otchłani namiętności.
– Tom, jesteś tam? – Zamrugał kilkakrotnie powiekami uświadamiając sobie, że
wciąż „rozmawia” z Billem.
-
Jestem – odchrząknął i wtedy również Mia odwróciła się w jego kierunku. Nie
wydawała się być zaskoczona jego widokiem. Posłała mu tylko ciepły uśmiech i
zostawiła go samego kierując się na powrót do łazienki. – Właściwie to… Będę
już kończył – dodał zaraz nie chcąc już tego przedłużać. Tym bardziej, ze
raczej nie był w stanie już pozbierać swoich myśli tak, aby móc kontynuować w
miarę normalnie tę rozmowę.
-
No okej, to odzywaj się czasem.
-
Będę. Trzymaj się i pozdrów Kath – rzucił na koniec i nie czekając już na odzew
ze strony brata, przerwał połączenie odkładając telefon na nocną szafkę. Sam
zaś wstał automatycznie udając się w ślady za swoją dziewczyną. To jego
instynkt kazał mu za nią podążać i jakoś nie bardzo mógł się temu oprzeć. Kiedyś
by mu do głowy nawet nie przyszło, żeby wchodzić za nią do łazienki. Czy jedna
noc zmieniła, aż tak wiele? Zawahał się.
Stał
pod drzwiami opierając czoło o ich drewnianą powierzchnię i walczył sam ze
sobą. Ze swoimi uczuciami, myślami, pragnieniami. Stracił swoją pewność. Z
jednej strony chciał tam po prostu wejść, postawić na spontaniczność… a z
drugiej bał się, że mógłby tym jednym ruchem zniszczyć wszystko, co do tej pory
udało mu się zbudować. Miał jednak przeczucie, że Mia wcale nie miałaby mu tego
za złe. Tyle, że to jeszcze nie przekonywało go w stu procentach. Jego ręka spoczywała
na srebrzystej klamce, ale brakowało mu siły, żeby ją nacisnąć. Tej mentalnej
siły.
Oderwał
się od drzwi, gdy po apartamencie nagle rozniosło się głośnie pukanie. Od razu
sprowadziło go to na ziemię. Otrzeźwiał i dotarło do niego co chciał zrobić. Nie
uważał już teraz by było to dobre posunięcie. Chciał wtargnąć na intymną sferę
dziewczyny, która przecież nie była taka, jak te które niegdyś spotykał. Musiał
szanować jej intymność w taki sposób, jaki robiła to ona. To jej powierzył
wyznaczanie granic i oddał klucze do ich wszystkich bram.
-
Dureń – mruknął pod nosem i nie każąc dłużej czekać obsłudze, poszedł otworzyć.
-
Dzień dobry. Obiad dla państwa – rzekł uprzejmie młody mężczyzna i wjechał
swoim wózkiem, na którym leżały tace z jedzeniem, do środka. – Czy podać od
razu?
-
Nie, dziękuję. Sam się tym zajmę.
-
W takim razie życzę smacznego – Kelner nie zamierzał się dłużej narzucać i kłaniając
się grzecznie w szybkim tempie opuścił apartament. Gitarzysta omiótł tylko wzrokiem srebrną
zastawę po czym wyjmując z kieszeni paczkę papierosów skierował się na balkon
by zapalić. Przyda mu się odrobiną orzeźwiającego, mroźnego powietrza oraz
odstresowujący papieros. Gdy jednak wyszedł od razu stwierdził, że nie był to
zbyt mądry pomysł. Zdecydowanie za zimno, jak na relaks na tarasie w samej
bluzie. Postanowił więc szybko spalić papierosa i wrócić zaraz do środka.
Przynajmniej nie miał czasu, żeby zbyt wiele myśleć.
Nie
minęło nawet kilka minut, jak usłyszał za sobą stukanie w szybę. Mia, już w
pełni ubrana spoglądała na niego dosyć surowo. Gdyby nie miała mokrych włosów
chętnie by wyszła i zdzieliła go po głowie. Uśmiechnął się do niej niewinnie i
gasząc papierosa o barierkę balkonu, wrócił do apartamentu.
-
Dawno nie miałeś zapalenia płuc, Kochanie?
-
Oho, chyba ostatni raz w dzieciństwie – stwierdził szczerząc się przy tym i objął
ją w pasie przyciągając do siebie, lecz dziewczyna o dziwo odepchnęła go lekko
od siebie nie pozwalając skosztować swoich ust.
-
Śmierdzisz. I jesteś zimny – oznajmiła bez ogródek na co ten parsknął oburzony.
-
a ty co taka wrażliwa się zrobiłaś nagle?
-
Może to cię nauczy odrobinę rozsądku – wzruszyła obojętnie ramionami udając się
w kierunku wózka z jedzeniem. Była ciekawa co tym razem zamówił Tom, choć tak naprawdę
zjadłaby w tym momencie chyba wszystko. Od śniadania nie miała nic w ustach.
-
Rozsądku odnośnie palenia, czy palenia na balkonie w środku zimy? – Muzyk zmarszczył
brwi podążając za nią.
-
Na palenie nie mam wpływu. Nabyłeś się tego uzależnienia jeszcze zanim się poznaliśmy więc… ale akurat to, że
wychodzisz nieubrany na mróz to inna sprawa.
-
Dobrze, to nie było zbyt mądre. Ale nic mi nie będzie, nie stałem tam długo. Więc
już się nie dąsaj, proszę.
-
Zastanowię się. Może jak zjem, to mi przejdzie – rzekła spoglądając na niego zadziornie.
– To jak? Możemy już siadać nim to wszystko wystygnie?
-
Oczywiście! Siadaj do stołu, a ja wszystko podam – wskazał jej krzesło, a sam zabrał
się za rozkładanie talerzy oraz przenoszenie posiłków na stół. Tym razem zamówił
coś zwyczajnego, bez żadnych rarytasów. Miał nadzieję, że serowa zapiekanka z
brokułami oraz zupa pomidorowa trafią w gusta kulinarne jego dziewczyny.
Cdn.
***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.
***
Dziwi mnie, że jeszcze ktoś pisze, że coś tutaj jest przesłodzone :D To opowiadanie było, jest i będzie takie. Myślę, że to się nie zmieni nawet, gdy wprowadzę pewne mniej przyjemne plany w życie bohaterów ^^
Także z góry mówię, że jeśli dla kogoś jest zbyt słodko, nie trzymam na siłę :) Dzisiejszy odcinek Miowo-Tomowy, bo potrzebowałam czegoś takiego, gdy to pisałam. W kolejnym pewnie pojawi się również coś innego :)
Dodatkowo, jeden z moich blogów bierze udział w małym konkursie na bloga miesiaca. W zwiazku z tym chciałam prosić Was o wsparcie w głosowaniu. Żeby to zrobić, należy zagłosować w sondzie na Miłość z Las Vegas. Sonda znajduje się na samym dole, pod tym linkiem: http://spisfanfiction.blogspot.com/
Pozdrawiam i do kolejnego! <3
Jak zawsze cudowny odcinek, jakoś wyobraziłam sobie Toma uczące jazdy i aż się uśmiałam haha... Czekam na nexta Caroline :) Na pewno zagłosuję na Twój inny blog :)
OdpowiedzUsuńA dla mnie nie jest przesadnie słodko. Jest pięknie! Opowiadania powinny być pozytywne by móc wyłączyć się z brutalnej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ;*
cukiierkoowaa
jazda na nartach najlepsza :)
OdpowiedzUsuń