niedziela, 9 kwietnia 2017

79. Żegnaj.

Obudziła się, a miejsce obok było puste. Poderwała się gwałtownie, rozglądając w panice po pokoju. Nie było go? Zostawił ją?
Naciągnęła kołdrę na nagie piersi, nadal nie mogąc uwierzyć, że jest sama. Wiedziała, że dzisiaj wyjedzie i będą musieli się rozstać, ale powinni się przecież pożegnać. Chyba że to ta noc była pożegnaniem. Dlaczego jej o tym nie uprzedził?
Tyle pytań kłębiło się w jej głowie i nie potrafiła znaleźć sensownej odpowiedzi na żadne z nich. Dotknęła łańcuszka, który zdobił jej szyję. To był moment, w którym potrzebowała dowodu, że wczorajsza noc nie była tylko snem. A może powinna być... Gdy tylko o tym pomyślała, otworzyły się drzwi łazienki. I wyszedł z niej Tom. Był tu. Spojrzała na niego, jakby spadł z nieba, a wszystkie uczucia spadły na nią jak wielka fala tsunami.
– Wszystko w porządku? – zapytał, widząc jej minę. Wyglądała na lekko przestraszoną. Gdy wstawał, spała beztrosko i wyglądała przy tym tak niewinnie. Miał ochotę uwiecznić ten obraz, by móc mieć go zawsze przy sobie.
– Tak – szepnęła z ulgą. – Bałam się, że wyszedłeś bez pożegnania – wyznała szczerze, co brzmiało bardzo desperacko. Tym bardziej że obydwoje dobrze wiedzieli o tym, że nic go nie może zatrzymać. I tak wyjedzie.
– Wyjeżdżam jutro. I nie jestem takim dupkiem – stwierdził z uśmiechem, podchodząc do niej. Usiadł obok, wpatrując się w jej zatroskaną twarz. – Wiesz, że nie odchodzę. Wrócę. – Ujął jej dłoń, gładząc ją delikatnie opuszkami swoich palców. Mimo że jego słowa były szczere, kryło się w nich coś więcej. Pewien strach, który odbierał mu chwilami oddech. Musiał w końcu powiedzieć jej o czymś ważnym. Musiał, ale jednocześnie nie potrafił nawet wydusić z siebie tych słów. Miał wrażenie, że przetną mu gardło. A już z pewnością, rozerwą serce im obojgu. Jak miał to zrobić? Jak miał zniszczyć w tym momencie ich świat jeszcze bardziej? Jakby bez tego było łatwo. Czuł, jak te wszystkie uczucia ściskają go w środku. Z trudem oddychał, próbując jeszcze niczego po sobie nie zdradzać. Może jeśli jeszcze chwilę nie będzie niczego świadoma, dłużej będzie szczęśliwa…
– Wiem.
Jej cichy głos przywrócił go na ziemię. Uniósł głowę, spoglądając na jej słodką twarz.
– Więc uśmiechnij się – poprosił, sam próbując wymusić na sobie bardziej promienny wyraz twarzy. Naprawdę chciał wierzyć, że to wszystko się uda. Że rozłąka niczego nie zmieni między nimi. Chciał wierzyć, że ich miłość będzie w stanie przetrwać najgorsze chwile. Nawet jeśli nie będą obok siebie, ale niepokorne myśli trzeźwego rozumu wciąż sprowadzały go boleśnie na ziemię. Świat był zbyt brutalny, a on miał tego świadomość.
– Chciałabym, żeby to było takie proste – westchnęła.
– To jest proste – zapewnił ją, a jego ręce wkradły się pod kołdrę, łaskocząc ją. Wywołał nie tylko uśmiech, ale również śmiech. Przynajmniej przez chwilę niech wszystko będzie idealnie. Nawet jeśli w tym momencie tworzył tylko złudną bańkę, w której ukryją się razem, dopóki życie jej nie przebije i nie spadną na twardą powierzchnię ziemi. Byle tylko zbyt mocno się nie poobijali… – Widzisz?
– To było nieczyste zagranie! – zaprotestowała, odsuwając od siebie jego dłonie. – Wczoraj też grałeś nieczysto. – Zmrużyła groźnie oczy.
Była taka cudowna, szczęśliwa. Niczego nieświadoma. Sam dźwigał ten ciężar, bo sam był jego powodem. To on musiał wszystko zniszczyć. Walczył ze sobą mocno, by tylko móc dorównać jej przez moment w tym uśmiechu.
– Doprawdy? – Uniósł brwi. – Pewnie popsułem twoje plany, ale wcale nie żałuję.
– Ja też – przyznała bez wahania. – Chyba powinieneś je psuć zawsze. – Spojrzała na niego z błogim uśmiechem. Teraz nie wyobrażała sobie wczorajszego dnia inaczej. Każda minuta była idealna. Cieszyła się, że potoczyło się to właśnie w taki sposób. I byli tutaj, razem. Szczęśliwi.
– Mogę cię zapewnić, że będę – przyznał i nagle zdał sobie sprawę, że to wcale nie był żart. Nawet jeśli tak zabrzmiał w tej chwili. On naprawdę za chwilę zepsuje każdy ich plan. Wszystko za jednym zamachem.
– Kocham cię. Będę na ciebie czekać, więc wróć do mnie.
W tym momencie poczuł, jak coś ostrego próbuje przebić mu serce, jednocześnie odbierając oddech. Rozpadał się. Nie potrafił dłużej siedzieć przy niej i udawać, że jest w porządku. Nie potrafił dłużej dawać jej złudnej nadziei. Nie zasługiwała na to. Zasługiwała na całą prawdę. Był jej to winien.
– Tom? – Wypowiedziała niepewnie jego imię, zauważając od razu, że jego oczy wypełniły się niespodziewanym żalem. Znała to spojrzenie na tyle dobrze, by nie spodziewać się niczego dobrego. Uderzyło to w nią niczym grom. Od razu pomyślała o odległości, która tak bardzo niszczy relacje. I po części tak było. Nie mieli dla siebie czasu, by móc ze sobą rozmawiać zbyt często. Nie mieli możliwości, by odpowiednio podtrzymywać swoją bliskość. Chwilami miała wrażenie, że po prostu już nie istnieją, ale Tom wrócił i wszystko w nich odżyło na nowo. To była nadzieja. – O co chodzi? – zapytała, postanawiając być silna i przyjąć z godnością, to co miał jej do powiedzenia. Nie było łatwo. Musiała przestać na niego patrzeć, bo już samo patrzenie na jego smutną twarz sprawiało, że rozpadała się na kawałki. Zabrała swoją dłoń, którą ściskał do tej pory i zsunęła z siebie kołdrę. Tym razem nawet widok jej nagich piersi nie był w stanie go rozproszyć, a to był dla niej kolejny zły znak. Sięgnęła po swoją sukienkę, by wsunąć ją na swoje ciało.
Muzyk cierpliwie zaczekał, aż się ubierze, szukając w międzyczasie odpowiednich słów. Nie chciał, aby to, co ma do powiedzenia, brzmiało jak ich koniec. Bo mimo wszystko nadal miał dla nich nadzieję i posiadał wiarę w siłę ich uczucia.
– Tom, nie każ mi dłużej czekać – poprosiła, odrzucając nerwowo włosy do tyłu. Patrzyła teraz na jego plecy, nie wiedząc już zupełnie, czego ma się spodziewać. – Co się zmieniło?
– To wszystko potrwa znacznie dłużej, niż było planowane – odezwał się w końcu, odwracając twarz w jej kierunku. Nie mógł dłużej tego w sobie trzymać.
– Dłużej? To znaczy? Kolejne kilka miesięcy? – zaczęła się dopytywać, nie tracąc zimnej krwi. W głowie już rozpoczęła analizę ich przyszłości, podczas gdy będą rozdzieleni tak długi czas. Już w tym momencie musiała powiedzieć sobie, że dadzą radę, nawet jeżeli potrwa to rok. Nie widziała innej opcji. Kochała go i nie wyobrażała sobie, by mogło im się nie udać. Mają już pewne doświadczenie w związku na odległość, więc teraz wystarczy dopracować tylko pewne szczegóły i powinno być dobrze.
– Mia… Sytuacja zmieniła się całkowicie. – Podniósł się z miejsca, by być na równi z nią. – Bill i Vanessa doszli w końcu do porozumienia. Zdecydowali razem wychowywać Javiera. Bill naprawdę chce uczestniczyć w jego życiu. Częściej niż tylko od święta… – mówił, a ona wciąż nie bardzo rozumiała cokolwiek z tego wszystkiego. Nie miała pojęcia, co jego brat i przyjaciółka mają w ogóle wspólnego z tym, co zamierzał jej powiedzieć. Utworzył znowu mętlik w jej głowie. Nie przerywała mu jednak. – Dlatego uznali, że najlepszym miejscem dla wszystkich, by zacząć nowe życie, będzie Ameryka. Bez łażących za nami paparazzi, bez ludzi patrzących nam na ręce…
– Ameryka? – powtórzyła po nim niemal bezgłośnie. Chyba nadal nie dotarło do niej, co próbował jej przekazać. Cały czas mówił o Billu i Vanessie, ale przecież Bill oznaczał również jego. – Zamierzacie wyjechać do Ameryki? – zapytała i nagle cała jej siła gdzieś wyparowała. Oczy zaszły jej łzami, gdy wyobraziła sobie odległość, jaka się z tym wiązała. To był drugi koniec świata. Dla niej to był totalny koniec świata.
– Próbowałem na niego wpłynąć, by nie musiało to być aż tak daleko… Ale to chyba jedyne najrozsądniejsze rozwiązanie. Nie mogę go ograniczać. On chce żyć w miarę normalnie jako ojciec tego dziecka i chyba każdemu z nas wyjdzie na dobre więcej swobody w tym, co robimy… Chcemy tam zamieszkać na stałe. – Ostatnie słowa z trudem przeszły mu przez gardło, ale wiedział, że to nieuniknione i nie było sensu dłużej się przed tym bronić. To był czas na wyjaśnienie wszystkiego i ustalenie pewnych spraw. By obydwoje mieli pewność, na czym stoją. – Posłuchaj… Wiem, jak to szalenie brzmi. Wiem, że jesteś teraz przerażona… Ja też jestem. Ale kocham cię, Mia. Nigdy nikogo jeszcze tak nie kochałem i nie wyobrażam sobie, byś miała zniknąć z mojego życia. – Podszedł do niej żwawo, łapiąc ją za ręce. Nie była w stanie się teraz nawet ruszyć, więc tylko patrzyła na niego z łzami w oczach. – I wiem, że nie mogę cię o nic prosić… Nie mam takiego prawa. Ale… Mój Boże. Jedź tam z nami. Wiem, że to szalone, niedorzeczne… Ale mogłabyś tam być. Ze mną – powiedział cicho, wpatrując się w jej zielone tęczówki. O ile wcześniej była w szoku, teraz uderzyło to w nią jeszcze bardziej. Kompletnie już nie wiedziała, co się właściwie dzieje. Czy on naprawdę prosił ją, by z nim wyjechała? Na drugi koniec świata? Tak po prostu?
– Tak, Tom, to jest niedorzeczne – potwierdziła szeptem, nadal spoglądając na niego, jak na wariata. – Ja… rozumiem, że chcecie to zrobić. Rozumiem dlaczego… I też nie wyobrażam sobie mojego świata bez ciebie. Wiem też, że nie mogę cię tutaj zatrzymać. Ale… Ty też nie możesz zabrać mnie ze sobą, Tom. – Sama nie dowierzała, że te słowa tak po prostu wypadły z jej ust z takim opanowaniem. Mimo łez, które niebezpiecznie drżały już w kącikach jej oczu. Nadal się trzymała. To nie była dobra chwila, by się rozpaść. Chciała odłożyć to najdalej, jak się tylko dało.
– Mia… Obiecuję, że się tobą zaopiekuję. To mogłoby się udać… gdybyś tylko chciała. Miałabyś tam wszystko, a nawet więcej.
– Tom, ty oszalałeś – skwitowała bez wahania, czując niezrozumiałą frustrację. Zaczynała tracić cierpliwość, ale za to przemówił w niej w końcu rozsądek. Odłożyła wszelkie uczucia na bok i spojrzała na niego całkiem trzeźwo. – Ja mam tutaj swoje życie. Mam tutaj wszystko! Nie mogę tego rzucić. Nawet nie potrafię! I nie chcę… Nie chcę zostawiać swojego życia. Mimo że kocham cię całym sercem. Po prostu nie mogę tego zrobić, a ty nie możesz mnie o to prosić. – Odsunęła się od niego, a serce waliło jej w piersi, jak oszalałe. Miała wrażenie, że chciało z niej wyskoczyć wprost w jego ramiona i schować się w nich na zawsze. Niech zabierze ze sobą jej serce, może wtedy to wszystko nie będzie aż tak bolesne. – To po prostu… Nie. – Pokręciła głową, jakby sama nie wierzyła własnym słowom. I nie mogła dłużej znieść jego rozżalonego spojrzenia.  Nie mogła dłużej znieść tych kłębiących się w niej emocji, które tak usilnie próbowała w sobie poskromić. Czuła, że za moment wybuchnie.
Odwróciła się gwałtownie i wyszła z pokoju, nie zważając na wołania Toma. Z każdym kolejnym dźwiękiem jego głosu, przyspieszała jeszcze bardziej, aż w końcu zaczęła po prostu biec przed siebie. Nie wiedziała dokąd ani w jakim celu. Pragnęła jedynie uciec jak najdalej. I łudziła się, że przy okazji ucieknie od rzeczywistości. Że pozbędzie się tych wszystkich uczuć, boleści i nieznośniej świadomości. Jej serce rozpadało się coraz bardziej z każdym kolejnym krokiem, miała wrażenie, że czuje, jak sączy się z niego krew, która spala ją od środka.
W końcu nie mogła już złapać tchu. Musiała się zatrzymać. Dopiero teraz poczuła na swojej twarzy mokre łzy, które wypływały z jej oczu przez całą drogę. Nie umiała niczego dostrzec, bo oczy zaszły jej mgłą. Oparła się o pobliską ławkę, by nie runąć na ziemię. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, wszystkie kończyny to robiły. Nie tak wyobrażała sobie koniec tej miłości. Nie wyobrażała sobie go nigdy. Przecież dopiero co pojawiła się dla nich nadzieja. A teraz? Teraz nie było już nic. Jedna wielka ciemna otchłań, która pochłaniała ich uczucia jedno po drugim. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Sądziła, że to może istnieć tylko w słabych, romantycznych filmach. A jej życie zdecydowanie nim nie było. Nie było żadnym pieprzonym filmem! Więc dlaczego teraz zalewała się łzami z myślą, że już nigdy więcej nie zobaczy ukochanego? Z myślą, że ich związek za chwilę stanie się tylko wspomnieniem? Mimo że byłoby to najpiękniejsze wspomnienie, nie chciała go. Nie chciała.

Nawet nie wiedziała, jak wróciła do domu. Nikogo w nim nie było. Wszyscy wciąż świętowali wczorajszy ślub, o którym sama zdążyła już zapomnieć. A gdy tylko o nim pomyślała, z jej oczu ponownie zaczęły wypływać gorzkie łzy. Nie zwracała już nawet na nie uwagi.  Wizja jej ślubu z przyszłości stała się jeszcze bardziej nierealna niż kiedykolwiek. Bo nie potrafiła sobie wyobrazić innego mężczyzny na miejscu Toma. Nawet jeżeli rozum próbował podpowiedzieć jej, że to wcale nie jest koniec świata. Że jeszcze przed nią całe życie, które tak naprawdę dopiero ledwo się zaczęło… Ona nie chciała tego przyjąć. Miała w nosie, że jest jeszcze młoda i że jej miłość pewnie jest niedojrzała i głupia. Liczyło się tylko, to co czuła. A czuła, że kocha całym sercem. I będzie musiała zostawić tę miłość za sobą, jeśli jeszcze kiedykolwiek zamierzała normalnie funkcjonować. W tym momencie nie wiedziała, czy jest to w ogóle możliwe. Każdy jej teraz powie, że to jeszcze nie musi oznaczać końca. Nawet jeśli z Tomem postanowią utrzymywać kontakt i widywać się przy możliwej okazji… Ale nie była aż tak naiwna. To było za mało. Za mało by związek mógł przetrwać i się rozwijać. Stanęliby w miejscu. W martwym punkcie. Ich życie wypełniałaby ciągła tęsknota, która zamieniałaby się z każdym kolejnym dniem w coraz większy żal, ból, rozczarowanie. A te wszystkie negatywne emocje zaczęłyby najpierw niszczyć ich, a potem ich wspólną relację. Choćby bardzo się starali i poświęcali się cali w utrzymaniu swojej bliskości, to była z góry przegrana walka. I ta świadomość paraliżowała ją najbardziej. Naprawdę chciałaby teraz umieć się łudzić, że wcale tak nie będzie. Że jeszcze jest dla nich szansa.

Za dużo wspomnień o Tobie
Myśli wypełniających moją głowę
Za dużo obrazów mówiących o Tobie
Zdarzeń nie pozwalających zapomnieć
Za dużo przeszłości z Tobą w moim życiu
Bym mogła trwać w teraźniejszości
Z wizją nowej przyszłości...*

Daniel niepewnym krokiem przekraczał próg pokoju przyjaciółki, obawiając się zarówno tego, co w nim może zastać, ale także i samej jej reakcji. Nie chciała, by przychodził. On jednak nie mógł zostawić jej teraz samej, słysząc przez telefon ten rozpadający się głos. Nikt nie powinien w takiej sytuacji być sam. Na pewno nie ktoś tak wrażliwy i delikatny. Może nie był najodpowiedniejszą osobą do pocieszania, a już szczególnie nie był tym, którego teraz najmocniej chciałaby przy sobie mieć. Niemniej wszyscy byli teraz pochłonięci świętowaniem ślubu jej brata, o czym doskonale wiedział. A Mia nie miała innych przyjaciół. Miał nadzieję, że zdążył zbliżyć się do niej na tyle, by go teraz nie wyrzuciła.
Zastał ją zwiniętą w kłębek na łóżku. Nie płakała już, prawdopodobnie tylko dlatego, że zdążyła wylać wszystkie łzy. Ten widok jednak wciąż chwytał go za serce. Dlaczego musiała tak cierpieć? Nie zasługiwała na to. Właściwie nikt nie zasługiwał, ale w tym momencie to ona leżała na tym łóżku totalnie rozsypana.
– Mia… – odezwał się cicho, nie chcąc jej przestraszyć i podszedł od razu do jej łóżka. – Przepraszam, że przyszedłem wbrew twojej woli, ale… – Usiadł przy niej i właściwie sam nie wiedział, co dokładnie jej teraz powiedzieć, by faktycznie się na niego nie wściekła. Ale nie musiał się długo na tym zastanawiać. Dziewczyna zaskoczyła go swoją reakcją. Nim w ogóle zdążył dokończyć zdanie, rzuciła mu się w ramiona, łaknąc jego bliskości i pocieszenia. Objął ją mocno, nie mogąc jej zbyt wiele dać. Żadne słowa prawdopodobnie, nie pomogłyby teraz w niczym. Wiedział, że nie ma takiej rzeczy, która mogłaby ukoić złamane serce. Pozostał jej tylko czas. To on był jedyną nadzieją, że rany się kiedyś zagoją i będzie lepiej.
– Nie chcę, by wyjeżdżał na zawsze… Dlaczego to wszystko musi się tak skończyć? – wydusiła w jego koszulkę, a on poczuł, że znowu płakała. Cała drżała w jego ramionach. I znowu nie mógł nic zrobić. – Przecież się kochamy… Co jest z tą miłością!? – Oderwała się nagle od niego i nim zdążył się obejrzeć, stała już na równych nogach. – Do cholery! Dlaczego!? Naprawdę myślałam, że nie ma takiej rzeczy… że nie istnieje nic, co mogłoby stanąć na drodze prawdziwej miłości! Wierzyłam w to całe swoje cholerne życie! A teraz!? Jaki to wszystko miało sens!? Po co w ogóle… Po co mi to było!? Bałam się tego tak bardzo i w końcu sobie odpuściłam… Pozwoliłam sobie zbliżyć się do tych ludzi. Do niego. By teraz to wszystko stracić! By teraz nie wiedzieć, co ze sobą zrobić! – krzyczała pełna frustracji. Nie miał pojęcia, czy jakkolwiek jej to ulży, ale po prostu słuchał w ciszy tego, co miała do powiedzenia. Może właśnie tego teraz potrzebowała. – Nie chcę tego! Nie chcę tego! Niech zabierze to wszystko ze sobą do tej pieprzonej Ameryki! Niech zabierze te wszystkie uczucia! Wspomnienia… Niech zabierze to ode mnie! Nie chcę tak żyć… nie chcę z tym żyć. Nie chcę… – Ostatnie słowa wypowiedziała już szeptem, opadając z bezsilności na kolana. W głębi duszy wiedziała, że wszystko, co powiedziała, było jedną wielką bzdurą. Nigdy w życiu nie oddałaby swoich wspomnień. Nigdy w życiu nie oddałaby tych wszystkich uczuć. Nigdy w życiu nie oddałaby Toma. Nigdy. Był wszystkim. To od niego zaczęło się to, co dobre. To dzięki niemu stała się tą osobą, którą teraz była. Nie tylko ona wpłynęła na niego, ale to on również ją zmienił. Mimo że to działo się nieświadomie i poza ich kontrolą. To oni byli dla siebie nawzajem nowym początkiem. I musiała być za to wdzięczna. Musiała być za to wdzięczna, nawet jeśli teraz wszystko się rozpadało. – Przepraszam… – Wytarła wierzchem dłoni twarz, unosząc na niego swoje spojrzenie. Nadal pełne bólu. – I dziękuję, że tu jesteś.
– Będę tak długo, jak tego potrzebujesz… – zapewnił ją, posyłając jej swoje zatroskane spojrzenie.
Zdecydowanie potrzebowała kogoś, kto mógłby jej wysłuchać i z nią porozmawiać. Już nie umiała dźwigać wszystkiego samotnie.

^^^

Kiedy ostatni raz szedł do mieszkania Kathariny, naprawdę był w rozsypce. Od tamtego czasu w jego życiu wszystko się zmieniło. W nim się zmieniło. Nie zamierzał przeżywać kolejnych dramatów. Gdy Vanessa powiedziała mu, że Kath pojawiła się pod jego nieobecność, uznał, że to najwyższa pora rozprawić się z przeszłością. Szczególnie w momencie, gdy planował wyjechać z Niemiec na zawsze. Musiał zamknąć pewne rozdziały, by nic już go nie kusiło do powrotu. Oczywiście miał tu nadal przyjaciół i zamierzał ich odwiedzać, ale tutaj chodziło o coś więcej. Miłość potrafiła niszczyć. Nie zawsze była tylko dobrym uczuciem. Liczył się z tym, a ostatnie doświadczenia tylko go w tym utwierdzały.
Zdziwiła się na widok Billa. Nie była pewna, czy jest gotowa, by się z nim zmierzyć. U niej też wiele się zmieniło od ostatniej wizyty w jego mieszkaniu, gdy powitała ją Vanessa. Chyba każdy z nich potrzebował rozwiązać tę relację. Dojść do porozumienia i mieć jasność sytuacji.
– Cześć – przywitał ją z lekkim dystansem. Próbował stłumić sobie uczucia, które pojawiły się w nim z chwilą, gdy ją ujrzał. Nie mógł zaprzeczyć, że wciąż ją kochał. – Mogę zająć ci chwilę?
– Proszę… – Wpuściła go do środka, starając się trzymać emocje na wodzy. Postanowiła poczekać i zobaczyć, co miał jej do powiedzenia. – Myślałam, że wyjechałeś…
– Tak. Wróciliśmy tylko na ślub przyjaciela – wyjaśnił krótko, odruchowo rozglądając się po mieszkaniu. Jednak, zamiast mieć z nim dobre wspomnienia, które dotyczyły ich związku, pamiętał jedynie chwilę, gdy ujrzał za jej plecami Victora. Czar prysł. – Przy okazji chciałem wyjaśnić parę spraw… Jako że zamierzam się przeprowadzić, uznałem, że powinniśmy… się pożegnać – dodał, spoglądając na nią dość niepewnie. Nie wiedział, jak zareaguje. Nie wiedział, czy nadal coś do niego czuła. Choć skoro próbowała się z nim kontaktować, prawdopodobnie właśnie tak było. Nie tylko jemu jest tak trudno zapomnieć.
– No tak… Właściwie nie zakończyliśmy tego, co było między nami.
– To wydawało się oczywiste… – mruknął surowo.
– Bill… Ja wiem, że już między nami nic nie będzie – rzekła, patrząc mu przy tym w oczy. Nie miał pojęcia, dlaczego te słowa tak bardzo go zabolały. Przecież miał to samo zdanie. Właśnie po to tu przyszedł, by zakończyć ich znajomość raz na zawsze. A tymczasem serce właśnie mu pękało. – Ale chciałabym, abyś wiedział… Nic mnie nie łączyło z Victorem w dniu, gdy go u mnie zastałeś. Chciałam mu tylko pomóc. Nigdy cię nie zdradziłam ani nie okłamałam. To było po prostu nieporozumienie…
– Chyba wolałbym nie wiedzieć… – powiedział szeptem, czując, jak niewidzialna dłoń zaciska mu się na sercu. Nie chciał tego usłyszeć. Nie chciał odchodzić ze świadomością, że jego miłość została tak zbezczeszczona bez powodu. Naprawdę ją kochał i nie mógł znieść myśli, że to wszystko przepadło. I nie było nawet przyczyny, która mogłaby teraz realnie to usprawiedliwić.
– Przykro mi, Bill…
– Wiem. Mnie teraz też.
Podeszła do niego niespodziewanie i przez chwilę bał się tego, co za chwilę się stanie. Ale ona przytuliła go tylko. Odwzajemnił ten uścisk, wzdychając przy tym głęboko. Jej zapach wypełnił go całego w jednej sekundzie, budząc w nim niewyobrażalną tęsknotę. Nie wierzył, że doszło do tego wszystkiego. Nie tak miało wyglądać jego życie. Był przerażony.
Odsunął się od niej, nie mogąc dłużej znieść tej bliskości i ciepła jej ciała. Paraliżowała go. Pragnął jedynie wpić się w jej usta, schować ją w swoich ramionach i nigdy więcej z nich nie wypuszczać. Ale to było niemożliwe, dlatego wyszedł. Wyszedł, wydobywając z siebie jedynie ciche żegnaj…

Cdn.



*Autor: Ka. (aka Zainfekowana)

2 komentarze:

  1. Bill stwierdzi, że nie może być z Vanessą, bo kocha Kath, ale będzie miał dylemat, bo w końcu jest ojcem. Ale uświadomi sobie, że zostanie jest lepszą opcją dla niego i Toma, więc zostaną. I Vanessa też zostanie albo wyjedzie i wróci. No prooooszę. Ten rozdział mnie rozbił, nie lubię kiedy między Tomem i Mią dzieją się takie rzeczy.
    Do napisania! Czekam na ostatni...? :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... nie pozostaje mi nic innego jak czekać na ostatni rozdział... -,-

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.