sobota, 18 marca 2017

73. Rozbitkowie.

Działanie pod wpływem negatywnych emocji rzadko kiedy wychodziło na dobre. Człowiek jednak niewiele myśli w takich chwilach. A impulsywność to akurat jedna z cech Billa. Nie raz się już na niej przejechał, ale mimo to wciąż zdarzało mu się popełniać ten sam błąd. Bardzo starał się tym razem nad sobą zapanować, gdy dowiedział się, co zaplanowała Vanessa. Nie pojechał do niej od razu. Po tej informacji odczekał do kolejnego dnia, co było dla niego wręcz nie do zniesienia. W ogóle nie spał, nie mógł o niczym innym myśleć. Chodził wściekły. Tom już dawno zszedł mu z drogi po ich ostrej wymianie zdań w kuchni. Obydwoje teraz byli nabuzowani i woleli trzymać się od siebie z daleka. Przez to także nie mogli nawzajem się wesprzeć. Wszystko było nie tak.
Odczekanie tych ciągnących się w nieskończoność godzin, wcale niczego nie ułatwiło ani tym bardziej nie sprawiło, że udało mu się ochłonąć. Miał w głowie jeden wielki mętlik. I choć sam nie był gotowy na bycie ojcem, jednocześnie nie mógł znieść myśli, że Vanessa miałaby zniknąć z jego dzieckiem. Już prawdopodobnie nigdy nie zobaczyłby swojego syna. Po raz kolejny chciała mu coś odebrać. Nie wiedział nic poza tym, że nie może pozwolić jej na to drugi raz. Nie obchodziło go, co sobie zaplanowała. Miał na uwadze, że zrobiła to za jego plecami. Przekonał się tylko, że nie zasługiwała nawet na jego wybaczenie. Niemniej, to dziecko było tu najważniejsze. I ze względu na niego był w stanie spróbować dojść z nią do porozumienia. Przestać jej wypominać, jak go oszukała. Nie mógł pozwolić, żeby jego syn wychowywał się w rozwalonej rodzinie. Sam z doświadczenia wiedział, że takie życie jest do kitu dla młodego dzieciaka.
Dziewczyna była zaskoczona jego widokiem. Był ostatnią osobą, której spodziewała się tego ranka. On jednak bez słowa wszedł do jej mieszkania, nie oglądając się nawet za siebie. Była skłonna to zaakceptować, bo jeszcze nie wiedziała, jakie miał zamiary. Żywiła nadzieję, że przyszedł się z nią pogodzić i że uda im się jakoś dogadać. Bolało ją cały czas, że Bill po prostu wykreślił ją ze swojego życia. Mimo wielu lat ich przyjaźni. Mogła rozumieć jego wściekłość, ale na pewno nie zachowanie, które z niej wynikało.
- Możesz mi powiedzieć, co ty sobie w ogóle myślisz? – naskoczył na nią od razu, gdy tylko zamknęła drzwi i podążyła za nim do salonu. Cofnęła się zaskoczona jego atakiem. – Najpierw oszukujesz wszystkich, zatajasz przede mną fakt, że Javier jest moim synem, a teraz chcesz sobie go zabrać, Bóg wie gdzie, bez słowa?!
Dopiero wówczas dotarło do niej, że Tom musiał się po prostu wygadać. Nie zmieniało to faktu, że nie spodziewała się, aż takiej reakcji ze strony jego brata. Sama nie uważała też, by musiała tłumaczyć się ze swoich decyzji. Tym bardziej przed Billem, który wypiął się na nią już dobre kilka tygodni temu.
- Po pierwsze, to moje dziecko i chyba nie sądzisz, że je tu zostawię samo? Po drugie, nie żadne Bóg wie gdzie. Po prostu się wyprowadzamy. A po trzecie, na pewno bym się z wami pożegnała, bo w przeciwieństwie do ciebie mam trochę więcej rozumu – wyrecytowała, patrząc na niego ze wściekłością. Jeśli myślał, że może sobie do niej przyjść i zrobić jej awanturę, był w wielkim błędzie. Nie zamierzała znosić jego kolejnych kaprysów. Nie miała na to ani czasu, ani ochoty.
- Nigdzie go nie zabierzesz. To także mój syn, jeśli jeszcze o tym pamiętasz.
- Ja nie pamiętam?! – prychnęła z pogardą i skrzyżowała ręce na piersi w obawie, że mogłaby za chwilę go nimi zamordować. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale to ty się nim nie interesujesz od tygodni! Wątpię, że on w ogóle wie, kim ty jesteś! – wyrzuciła z siebie.
Mocno go to dotknęło. W mgnieniu oka znalazł się przy niej, stając z nią twarzą w twarz.
- To moje dziecko – wysyczał, patrząc jej przy tym w oczy.
Gdyby go nie znała, mogłaby się przerazić. Jego tęczówki były ciemne, niemal czarne ze złości. Nie dostrzegała żadnych pozytywnych emocji. Był nabuzowany. Jak tykająca bomba, która nadal nie wybuchła.
- Nie twierdzę, że nim nie jest. Nie zmienia to faktu, że ja także mam prawo ułożyć sobie życie – rzekła, trzymając swoje emocje na wodzy. Nie chciała już pogarszać sytuacji, a wiedziała, że nigdy się nie dogadają, jeśli cały czas będą na siebie wrzeszczeć.
- Tutaj też możesz sobie je układać, do cholery. Nie pozwolę, żeby moje dziecko wychowywało się w rozbitej rodzinie! Nie zasługuje na to! Sam przez to przechodziłem i nie zamierzam popełniać błędów swoich rodziców – oświadczył dobitnie, ale już znacznie spokojniejszym tonem.
Trochę ją tym zaskoczył, nie bardzo wiedziała, co mu teraz odpowiedzieć. Ta rozmowa zeszła w całkiem innym kierunku, niż się spodziewała.
– Nie chcę dla niego takiego życia. – Pokręcił głową. – I myślę, że ty też byś nie chciała. Możesz tu zostać. Możemy spróbować stworzyć temu dziecku normalny dom. Razem. Nie musimy walczyć ze sobą. Przecież może nam się udać.
- Co? O czym ty mówisz, do diabła? – Zamrugała powiekami, zdając sobie sprawę, że Wokalista usiłuje zaproponować jej życie w jakiejś totalnej fikcji. Wspólne życie. – Czy ty siebie słyszysz? To się nigdy nie uda. Myślisz, że możemy tak po prostu udawać? Bez żadnych uczuć?! Że dziecko będzie szczęśliwe tylko dlatego, że będziemy razem!? Przecież to jest niedorzeczne, Bill, i sam dobrze o tym wiesz. To się nigdy nie uda! – Odsunęła się od niego, nie mogąc już znieść tego spojrzenia. Nie wierzyła, że w ogóle coś podobnego przyszło mu do głowy. To było chore.
- Oczywiście, że nie. Bo nie jestem Tomem – prychnął z ironicznym wyrazem twarzy, zwracając na siebie ponownie jej uwagę.
Spojrzała na niego zakłopotana.
– Co jesteś taka zdziwiona? Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? Myślisz, że nie wiem, jak na niego patrzysz? Że nie wiem, jak bardzo żałujesz, że to nie on jest ojcem Javiera? Jesteś żałosna. Żałosna, zakochana dziewczynka, która obudziła się, gdy już było za późno. – Nie zważał na słowa, nie zastanawiał się, jak bardzo ją w tym momencie rani. Obydwoje już dawno przekroczyli granice. I było już za późno, by się cofnąć. Dla nich było już za późno na wszystko. – Miałaś swoją szansę i jej nie wykorzystałaś, a teraz zatruwasz wszystkim życie. Jak możesz być taką wyrafinowaną… Dlaczego to robisz? Zniszczyłaś najpierw mój świat, teraz niszczysz Toma. Wykorzystujesz to, że obiecał ci pomóc. Przez ciebie jego związek się rozpada. Ale ciebie to nie obchodzi, prawda? Liczysz się tylko ty. Tylko ty.
- O mój Boże, dosyć – wyszeptała przerażona każdym kolejnym słowem padającym z jego ust. Była w takim szoku, że nawet nie potrafiła się w żaden sposób bronić. Oczy zaszły jej łzami, a serce już dawno zdążyło rozpaść się na kawałki. Miała wrażenie, że patrzy na zupełnie obcego sobie człowieka. I nadal w to nie wierzyła. Tylko te oczy, nadal tak łudząco znajome i bliskie. – Wyjdź stąd, Bill. Odejdź.
- Oczywiście, że odejdę – przyznał bez wahania, wciąż odważnie na nią patrząc. – Ale nie myśl sobie, że pozwolę ci zabrać moje dziecko. I tak, w tym jednym masz rację, nigdy by nam się nie udało. Nie jesteś warta, by o ciebie walczyć, ale wiedz, że ja o swojego syna nigdy walczyć nie przestanę. Możesz być tego pewna – rzekł jeszcze na koniec, nim zdecydował się na dobre wyjść z jej mieszkania.
Dopiero gdy usłyszała trzask drzwi, wszystkie emocje puściły i zalała się gorzkimi łzami.

^^^

Ciemne audi stało na szkolnym parkingu, wzbudzając zainteresowanie każdego przechodzącego obok ucznia. Nikt nie mógł się oprzeć, by ciekawsko nie zlustrować wzrokiem zarówno samochodu, jak i jego właściciela nonszalancko opierającego się o maskę. Kilka dziewcząt uśmiechnęło się nawet zalotnie w jego stronę, a on tylko grzecznie odwzajemniał ten uśmiech. Na nieszczęście dla nich, czekał tylko na tę jedną, wyjątkową dla niego osobę. Osobę, o którą warto było walczyć, zwłaszcza teraz, gdy ona sama twierdziła inaczej i odpychała go od siebie. Nie zamierzał się poddawać. Owszem, popełnił kilka błędów i zapomniał się na trochę. Było mu po prostu tak dobrze i czuł się tak spokojnie, że zgubiła go własna pewność siebie. Dotarło to do niego w nocy, gdy rozmyślał nad wszystkim. Bo przecież nigdy się nie spodziewał, że Mia mogłaby od niego odejść. Sądził, że miłość wystarczy. Że załata wszystkie dziury. Ale niestety to nie było takie proste. Nawet z tak cudowną i dobrą osobą, jaką była jego dziewczyna.
Nie liczył na to, że dzisiaj ucieszy się na jego widok. W końcu dopiero co posłała go do diabła, twierdząc, że potrzebuje przerwy od ich związku. Miał trudny orzech do zgryzienia. Nie chciał bowiem na nią naciskać, a z drugiej strony nie chciał pozwolić, by oddalili się od siebie zbyt mocno. Postawił więc na to, że postara się zachowywać tak, jak na początku ich znajomości. Tak całkiem niewinnie. W końcu Mia zaznaczyła, że nadal są dla siebie ważni i ta przerwa nie sprawi, że nagle wszystko, co ich łączyło, rozpłynie się w powietrzu. Planował to wykorzystać. Sama zostawiła mu otwartą furtkę, choć nie była tego świadoma.
Uśmiechnął się na widok Mii, gdy ta wreszcie wyszła ze szkoły. Co prawda towarzyszył jej też Daniel, ale Tom skrupulatnie ignorował ten fakt. Poczekał chwilę, aż odległość między nimi zmniejszy się na tyle, by mogła go dostrzec i wtedy jej pomachał.
Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona jego widokiem. Sama przez moment zapomniała, że właściwie się rozstali. Bo gdy tak stał, kilka metrów dalej i uśmiechał się do niej, nie widziała w tym nic złego. Wahała się, czy powinna do niego podchodzić, ale z drugiej strony, nie mogła ani nawet nie chciała udawać, że go nie widzi. To byłoby głupie. Poza tym wcale nie chciała uciekać. Przeciwnie, musiała się z tym zmierzyć. Gdy podejmowała decyzję o ich przerwie, wiedziała, że to będzie trudne, więc teraz miała to, czego chciała.
Pożegnała się z Danielem, który jak tylko zobaczył Toma, wiedział już, o co chodzi. Skinął jedynie głową i pozwolił jej odejść w stronę Gitarzysty, który już nie mógł się doczekać tej chwili.
- Hej. Co tu robisz? – Stanęła przed nim, spoglądając na niego niepewnie. Minęły w sumie ledwo dwa dni, a ona już czuła, jakby to była cała wieczność. I to dziwne uczucie, gdy musieli powstrzymywać swój odruch objęcia się, czy pocałowania na powitanie.
- Chciałem się z tobą zobaczyć – odparł z uśmiechem.
To wzbudziło w niej pewne podejrzenia. Wcale nie wyglądało to, jakby przejął się ich przerwą. Ba, jakby w ogóle robił sobie cokolwiek z tego, że nie planowała w najbliższym czasie się z nim spotykać. W końcu na tym to miało polegać, prawda? Czemu on wszystko tak komplikuje? I jak ona ma go ciągle odtrącać? To istne tortury.
– Spokojnie, nie będę cię namawiał na żadne nieodpowiednie rzeczy – dodał, widząc jej nieufne spojrzenie.
- Nieodpowiednie? – powtórzyła, nie bardzo rozumiejąc, co miał na myśli. – Zdaję sobie sprawę, że ta sytuacja jest bardzo pogmatwana. Trudno jest zachować samą przyjaźń i jednocześnie mieć przerwę w związku…
- No cóż… Nie bez powodu ludzie zwykle przerywają kontakt, gdy się ze sobą rozstają – stwierdził, nadal uważając, że to wszystko jest bez sensu. Jednak zachował to dla siebie, by jej nie denerwować. – Ale mówiłaś, że nic się nie zmieni… To znaczy pod względem naszej przyjaźni, więc chciałem po prostu się spotkać.
- Mam ci w to uwierzyć? – zapytała z lekkim uśmiechem.
- A masz inne wyjście?
- Chyba nie – mruknęła bez przekonania.
Czuła się naprawdę niezręcznie. Łudziła się, że to będzie łatwiejsze. Ale sama nie wiedziała, jak powinna się teraz wobec niego zachowywać. Nie dało się utrzymać odpowiedniego dystansu. Z jednej strony byli przyjaciółmi, a z drugiej bali się na siebie spojrzeć. Wiedzieli, że długo tak nie wytrzymają. W końcu któraś strona przeważy i albo do siebie wrócą, albo wszystko skończy się na zawsze. Na samą myśl o końcu mdliło ją w żołądku. Nie do tego zmierzała. Nie tego chciała. A co jeśli przez jej głupie pomysły wszystko straci? Co jeśli Tom na nią nie zaczeka...? Co jeśli właśnie definitywnie niszczyła wszystko, co kiedykolwiek między sobą stworzyli?
- Hej, nie będę wracał do tego tematu. Obiecuję. – Dotknął jej ramienia, dostrzegając, jak bardzo znowu ze sobą walczy. Kochał ją na tyle, że choć każda część jego ciała pragnęła przekroczyć granicę, jaką między nimi wyznaczyła, nie mógł tego zrobić. Chciał uszanować jej przestrzeń. Jeśli tak postanowiła, musiała mieć do tego ważny powód. Każdy czasami musi pobyć sam ze sobą, by odnaleźć właściwą drogę. Mia wciąż była młoda, wciąż szukała swojej ścieżki, którą mogłaby zmierzać. A on wiedział, że gdy już ją odnajdzie, wyciągnie do niego rękę, by mógł do niej dołączyć. Przynajmniej miał taką nadzieję, że go nie opuści. Czy był wart tego, żeby po niego wróciła? Bardzo chciał być. I poprzysiągł sobie, że uczyni wszystko, co w jego mocy, aby sobie na to zasłużyć. – Odwiozę cię tylko do domu, porozmawiamy o głupotach i tyle.
- Brzmi całkiem niewinnie. – Zmrużyła oczy, czując się znacznie spokojniej. Pojawiła się nadzieja, że to jednak może się udać. I to on się do tego przyczyniał. Zauważyła to i czuła się dzięki temu cudownie. Ten drobny gest z jego strony znaczył dla niej teraz tak wiele. – Dziękuję.
- Wsiadaj. – Wskazał ruchem głowy na samochód.
Mimo wątpliwości wykonała jego polecenie. W końcu chciał ją tylko odwieźć do domu. Nie było w tym nic złego. I tego się trzymała.
– Ostatnio nie udało mi się dać ci prezentu… Noszę go ze sobą od kilku dni i chyba czas by trafił w twoje ręce – odezwał się, gdy już obydwoje siedzieli na swoich miejscach.
Mia spojrzała na niego zaskoczona. Nie miała nawet czasu myśleć o takich rzeczach. Ba, prezent, który otrzymała od Daniela, też gdzieś jeszcze leżał w jej pokoju nieruszony. Chyba nie było to zbyt uprzejmie z jej strony, ale kompletnie o nim zapomniała. A Daniel na szczęście nie dopytywał o jej wrażenia po rozpakowaniu.
– Przepraszam, że spóźniony. Naprawdę chciałbym, żeby wyglądało to wszystko inaczej… – próbował się tłumaczyć.
- Wiem. Dziękuję… - Posłała mu delikatny uśmiech, przyjmując niewielkie pudełeczko ozdobione złotą kokardką. Zaczynało robić się bardzo niezręcznie, gdy wciąż przepraszał ją za tamten wieczór. W końcu to od niego wszystko się zaczęło. – Jak się czuje Bill? – Zdecydowała się szybko zmienić temat, by przełamać tę narastającą barierę.
Tom w międzyczasie ruszył, wyjeżdżając na ulicę.
- Chyba średnio… Pokłóciliśmy się ostatnio i powiedziałem trochę za dużo. Nie powinien dowiadywać się takich rzeczy w taki sposób i ode mnie… - powiedział nieco skruszony. Żałował, że przez swoją głupotę i impulsywność wygadał wszystko bratu. Vanessa powinna była z nim o tym rozmawiać i rozegrać to tak, jak tego chciała.
- A coś się stało?
- Vanessa postanowiła wyjechać. Na stałe – odparł dość niepewnie. Pamiętał cały czas słowa Billa i zastanawiał się, czy poruszanie tematu przyjaciółki w obecności Mii było dobrym posunięciem. Co jeśli o ich relacji naprawdę przeważyła sytuacja z Vanessą? Co jeśli nic by się nie zmieniło, gdyby tamtego wieczoru do niej nie pojechał, tylko został z Mią? To były pytania, na które już nigdy nie pozna odpowiedzi.
Nastolatka natomiast była zdziwiona informacją od Toma. Nawet coś ukłuło ją w środku na myśl, że Vanessa prawdopodobnie niebawem zniknie z ich życia. A przynajmniej z otoczenia. To by oznaczało, że Tom już nie mógłby być na każde jej zawołanie. Ale to przecież nie dlatego chciała przerwy, prawda?
- I mam rozumieć, że nie uzgodniła tego z Billem? O to chodzi? – zapytała, otrząsając się szybko ze swoich zgubnych myśli.
- Tak. Gdy mi o tym powiedziała, od razu próbowałem wybić jej to z głowy. Ale tylko się pokłóciliśmy. A potem w złości powiedziałem o tym Billowi. Jestem głupi.
- Może dobrze się stało, że mu powiedziałeś – stwierdziła, chcąc dodać mu otuchy. – Tak naprawdę nie wiesz, kiedy i czy w ogóle Vanessa zdecydowałaby się na rozmowę z Billem. A im dłużej się czeka, tym jest gorzej. I jesteś jego bratem. Przede wszystkim jego bratem. Dlatego może lepiej, że dowiedział się tego od ciebie i niczego przed nim nie zatajałeś.
- Coś w tym jest… – przyznał, widząc w tym jakiś sens. Bill pewnie byłby wściekły także na niego, gdyby okazało się, że znał prawdę i siedział cicho. Trudno byłoby mu to wybaczyć. Może nie do końca to przemyślał, gdy mu wykrzyczał, co planuje Vanessa, ale teraz czuł, że dobrze się stało. Ta dziewczyna nadal otwierała mu oczy. Wystarczyło kilka minut w jej towarzystwie, by wszystko zaczynało wyglądać inaczej. Chciał powiedzieć jej, jak dobrze jest ją mieć, ale uznał, że to mogłoby naruszyć ich nowe, głupie zasady. Pewnie znowu poczułaby się niezręcznie z takim wyznaniem. Czy on nie oszaleje, nim ta ich przerwa się skończy?
- Dzięki za podwiezienie. Spróbuję odezwać się do Billa i jak coś, dam ci znać. – Uśmiechnęła się do niego, odpinając swoje pasy.
- To ja dziękuję jak zwykle za dobrą radę i wsparcie.
- Daj spokój. Nadal jesteś dla mnie ważny i nadal jestem twoją przyjaciółką. Mimo wszystko możesz na mnie liczyć – rzekła, starając się nie wykazywać jakichś większych emocji. Trudno było nad sobą panować. Każda sekunda to była szaleńcza walka, by wytrwać w swoim postanowieniu.
Obydwoje walczyli. Tylko Tom za bardzo nie widział, dlaczego musi to robić. Dlaczego nie może jej teraz powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Bo tego chciał. To było jedyne, co chciał w tym momencie jej wyznać.
- Do zobaczenia, Mia.
- Do zobaczenia.
I choć obydwoje nie widzieli żadnego końca, w tym momencie coś jakby się dla nich skończyło. Na tych kilku prostych słowach, które uświadamiały aż za wiele.


Cdn.

1 komentarz:

  1. Mia jak zawsze rację ma xd
    Ale niech ona nie będzie taka i niech już się zejdą xd
    Chce kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.