środa, 12 kwietnia 2017

80. Prawdziwa historia miłosna nigdy się nie kończy. (ostatni)

Nie spał całą noc, dręczony swoimi myślami. Co pięć sekund miał ochotę zerwać się z łóżka i jechać do Mii. Wiedział jednak, że to niczego nie zmieni. Musiał dać jej chwilę. Dać jej szansę, by mogła to wszystko przetrawić. I miał nadzieję, że po tym nie usłyszy od niej, że to koniec. Nadal wierzył, że mogą być razem pomimo odległości. On na pewno uczyniłby, co tylko w jego mocy, aby im się udało. Przecież jest teraz tyle możliwości. Ludzie tak żyją. Naprawdę istnieją takie pary. Więc dlaczego oni nie mogą? To jest możliwe! Wystarczy tylko chcieć i odpowiednio się zorganizować. Był na to gotów. Potrzebował jeszcze jej zgody. Jej obietnicy, że ona również tego chce. Bo muszą być w tym obydwoje. To wcale nie jest tak, że jemu z łatwością przychodzi pozostawianie swojego starego życia. Sam będzie potrzebował wiele czasu, aby się oswoić z nową sytuacją. Ale miał świadomość tego, że ta decyzja jest dobra. Jego życie może stać się dzięki temu lepsze. Będą w końcu trochę bardziej wolni i niezależni. A przecież właśnie tego pragnęli od dłuższego czasu. Gdyby tylko dało się w jakiś sposób sprawić, by nie cierpiały na tym relacje z ludźmi, których tutaj zostawią…
Spojrzał na kilka kartonów stojących w jego sypialni, która znacznie opustoszała. Nie byli w stanie zabrać wszystkich swoich rzeczy od razu, ale i tak zaczęli już pakowanie oraz załatwiali najważniejsze sprawy. Billowi zależało na czasie i to on z nich wszystkich napierał najmocniej na tę przeprowadzkę. Nie mógł go winić. Jeśli mieli zrobić coś tak ważnego w swoim życiu, teraz był na to najlepszy moment. Niemniej jego podejście się trochę różniło do podejścia Billa. Bill chciał dosłownie zostawić za sobą całą przeszłość. Tom tak nie potrafił. Miłość do Mii była dla niego zbyt cenna. W końcu był samotny latami. Nie miał nikogo, kto by go rozumiał i wspierał. I kiedy już udało mu się to odnaleźć, nie mógł tak po prostu z tego zrezygnować. To mógłby być największy błąd jego życia. Dlatego musiał, chociaż spróbować zawalczyć. Niech Mia będzie na drugim końcu świata, ale niech nadal będzie jego Mią. A on jej Tomem.
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien po prostu pozwolić jej odejść. Czy nie powinien zakończyć ich związku, by oszczędzić jej tego życia w tęsknocie? Ale chyba sam nie wiedział, co będzie dla niej gorsze. Nie potrafił złamać jej niewinnego serca. Powierzyła mu je z taką ufnością. Nigdy by sobie nie wybaczył, zwracając je jej wbrew sobie samemu. Skrycie pragnął zabrać ją ze sobą. Ale to już byłoby czyste szaleństwo. Nie mógł prosić jej, żeby porzucała swoje życie. To byłoby zbyt wiele. Tym bardziej dla niej. Jest jeszcze taka młoda, jeszcze tak wiele musi się nauczyć. On z pewnością pomógłby jej w tym, lecz to ona musi tego chcieć. Ich związek prawdopodobnie rozpadłby się, gdyby wyjechała z nim wbrew swoim uczuciom. Cieszył go jej rozsądek, ale jednocześnie serce mu pękało na myśl, że musi ją tu zostawić. I błąkał się tak w otchłani swoich uczuć, popadając ze skrajności w skrajność… Czekał go ciężki dzień. I bał się. Bardzo się bał, że Mia nie zechce się z nim nawet pożegnać przed dzisiejszym wylotem. Że zostanie między nimi to frustrujące niedopowiedzenie. Chyba tego nie zniesie.
- Wszystko u ciebie gra?
Ciche pytanie wyrwało go z głębokiego zamyślenia. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od kilku minut gapił się beznamiętnie w karton. Oderwał wzrok od pudełka i uniósł go na dziewczynę stojącą w drzwiach. Czy musiał odpowiadać na to pytanie? Miał wrażenie, że jego twarz zdradza wszystko. Ale może powinien powiedzieć na głos, że jego życie znowu wymyka mu się z rąk. Choć przecież próbował uczynić coś, by tak wcale się nie działo.
- Bywało lepiej. – Wzruszył ramionami, nie wiedząc, co tak naprawdę ma jej odpowiedzieć.
Vanessa weszła do środka, zajmując miejsce obok niego. Omiotła przelotnym spojrzeniem pomieszczenie, zatrzymując je na fotografii, która wciąż stała na komodzie. Byli na niej wszyscy. Cały zespół, Rebecca z Andreasem, ona i nawet Mia. Nie trudno było odgadnąć, że to właśnie ta ostatnia jest jego aktualną troską.
- Masz tyle kasy, że będziesz mógł widywać się z nią co najmniej kilka razy w miesiącu. – Położyła mu dłoń na ramieniu, próbując go pocieszyć. – I uwierz mi, że to wam wystarczy, do czasu nim podejmiecie kolejne decyzje w waszym związku. Mia i tak w końcu zdecyduje się z tobą zamieszkać. Po prostu musi do tego dojrzeć. A przecież kochacie się aż do porzygu… Komu ma się to udać, jak nie wam? – zapytała retorycznie, a jej głos był pełen przekonania. Najsłodsza para na świecie nie mogła przecież się ot tak rozpaść. Nie, jeśli to Tom Kaulitz był tym szaleńcem, który postanowił się zakochać. Była tego niemal pewna.
- Do porzygu? – Odwrócił głowę w jej kierunku, robiąc przy tym sceptyczną minę. Nie było to najciekawsze określenie, ale przynajmniej wiedział, co chciała mu przez to przekazać. – Nie jesteś zbyt romantyczną osobą. Nadal nie rozumiem, jakim cudem zaciągnęłaś mojego brata do łóżka.
- Twój brat zdecydowanie woli mocne charaktery – skwitowała bez wahania i opadła plecami na pościel, układając ręce pod głową. – Widziałeś Katharinę. Dziwię się, że pozwoliła mu odejść – dodała, wpatrując się z niedowierzaniem w sufit.
- Może właśnie dobrze zrobiła…
- Ogarnij się, Kaulitz – Podniosła się gwałtownie i klepnęła go ostrzegawczo w plecy. Dobrze wiedziała, o czym właśnie pomyślał. Porównywał związek swojego brata z własnym. Uważał, że może byłoby lepiej, gdyby i on rozstał się z Mią. To było takie oczywiste. Miał to wypisane na tych swoich czekoladowych ślepiach. – To nie jest czas na wątpliwości. Miałeś na to tygodnie, podczas gdy Mia o niczym nie wiedziała. Teraz już za późno. Dobrze wiesz, że jakbyś chciał to zakończyć, nie czaiłbyś się z tym. Ale ty wiesz, co jest dla was najlepsze. I nie jesteś głupcem. Nie spieprz tego teraz – wyrzuciła, patrząc na niego surowo. – Tyle razem przeszliście. Ktoś musi być wzorem dla takich jak ja czy Bill.
- Teraz to już nie ode mnie zależy – mruknął, odruchowo spoglądając na telefon, który nadal milczał. Nie wiedział, co zrobi, jeśli Mia się do niego nie odezwie. Prawdopodobnie po prostu oszaleje. O ile już tego nie zrobił. Obawiał się, że nie przetrwa tego, jeśli Mia zdecyduje się rozstać z nim na dobre. To by go złamało. Wiedział to. Znowu stałby się tym człowiekiem, którym nigdy tak naprawdę nie chciał być. I nie umiałby się przed tym uchronić. To było silniejsze… Siedziało w nim zbyt głęboko i tylko czekało na odpowiednią chwilę, by wyskoczyć na zewnątrz i zeżreć w nim wszystko, co dobre. Wszystkie wartości, jakie udało mu się w sobie odnaleźć i zakorzenić. Czuł, że jego koniec jest bliski.
I dokładnie te same uczucia towarzyszyły mu, gdy kilka godzin później byli już na lotnisku. Gdy tylko wysiadł z taksówki, nie było chwili, by nie rozglądał się za ukochaną. Próbował się z nią wcześniej kontaktować, ale nie dawała znaku życia. Od Andreasa dowiedział się jedynie, że nie jest z nią najlepiej i że postara się coś wskórać, aby to zmienić. Tom liczył cały czas na to, że przyjacielowi się to uda. Nie mógł sobie wyobrazić, że wsiądzie do tego cholernego samolotu, nie żegnając się z nią nawet. Oczywiście, zamierzał jeszcze wrócić tutaj za kilka tygodni… Ale to byłyby kolejne tygodnie niewiadomej. Nie zniesie tego. Potrzebował Mii tutaj, by móc jeszcze raz ją do siebie przytulić i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocha. Potrzebował, żeby obiecała mu, że się nie podda. Że będzie walczyła razem z nim. W tym momencie jego myśli szalały wraz z sercem, które biło już tak mocno jedynie ze strachu. Bo czas nieubłaganie płynął do przodu, a jej nie było.
- Wiesz, że przyjedzie. Nie zostawi cię bez pożegnania. – Bill spojrzał z troską na brata.
Jego słowa nawet do Toma nie dotarły. Był już w rozsypce. Tak właśnie kończyła się jego wielka miłość. Zupełnie jakby wyszedł ze swojego ciała, stanął obok i przyglądał się temu wszystkiemu. Widział siebie z boku, jak żałośnie wyglądał, czekając na miłość swojego życia, która nie zamierzała nawet się pojawić, by powiedzieć mu do widzenia. Czuł, jak wszystkie emocje zamieniają się powoli w złość. Bo dlaczego mu to robiła? Przecież wiedziała, jak bardzo mu na niej zależy. Czy zwątpiła? Nie mógłby jej się dziwić. Naprawdę nie mógł. Sam miał tysiące wątpliwości, sam nie wiedział, co będzie jutro… Nie wiedział niczego. Ale wierzył. Wierzył, że jeśli będą razem, to mogą osiągnąć wszystko, czego tylko zapragną. Że nawet odległość nie będzie w stanie im na to przeszkodzić. Nie chciał iść dalej bez niej. Po prostu nie chciał. I miał w dupie to, że zachowywał się, jak mały chłopiec tupiący nóżką o podłogę ze złości.
Sięgnął jeszcze raz po swój telefon i wybrał jej numer po raz kolejny tego dnia. Odezwała się poczta. Zaklął w duchu, ale postanowił tym razem zostawić jej wiadomość.
„Rozumiem, że jest ci teraz bardzo trudno… Przepraszam, że to wszystko się dzieje i musisz przez to przechodzić. Mnie też nie jest łatwo. Dlatego bardzo bym chciał, abyś teraz tutaj była. Wiem, że już się nie pojawisz… I nie mogę mieć ci tego za złe. Ale chciałbym… Kocham cię, Mia. Jesteś wszystkim, co najlepsze w moim życiu. Jesteś moją nadzieją. Dlatego proszę cię, nie skreślaj nas. Ja się nie poddam, słyszysz? Jeszcze tu wrócę. I wrócę do ciebie. Będę walczył tak długo, aż nie będę miał pewności, że już nie jesteś moja. Aż do ostatniej straconej nadziei… Bo jesteś warta wszystkiego.”
Rozłączył się i przymknął na chwilę powieki, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Naprawdę czuł się jak dzieciak. Był taki bezradny. Pomimo tego, że był dorosły, wolny. Mógł niby robić wszystko. Mógłby nawet tu zostać. Mógłby pieprzyć wszystkie decyzje, jakie podjął z bratem i po prostu tu zostać. Ale czy to by go uszczęśliwiło? Po pewnym czasie też zacząłby się w tym miejscu dusić i nawet Mia nie byłaby w stanie go od tego uratować. Obydwoje nie mogliby być w pełni szczęśliwi w miejscu, gdzie wcale nie chcieliby być. Nie mogli się tak po prostu przywiązać do siebie nawzajem łańcuchami i ignorować całą resztę świata. Musieli zaakceptować swoje decyzje. I nauczyć się z nimi żyć.
- Tom, powinniśmy się już zbierać. – Bill niepewnie dotknął jego ramienia. Wiedział, jak bardzo jest mu teraz trudno i po części winił za to siebie. To on zainicjował tę przeprowadzkę. I zaczynał tego bardzo żałować. Bo jeśli ma żyć, widząc każdego dnia smutny wyraz twarzy swojego brata… Wrócą tu znacznie szybciej, niż planowali. Nie będzie żadnego nowego startu. Nie pozwoli mu się tam zatracić w swoim żalu i cierpieć z powodu miłości. Jeśli tylko okaże się, że coś jest nie tak, przyrzekł sobie, że sprowadzi ich tutaj z powrotem, choćby miał się zawalić świat.
- Dobrze. Ona i tak już się nie zjawi – stwierdził Tom, podnosząc się ze swojego miejsca. Starał się robić dobrą minę do złej gry, ale kiepsko mu to wychodziło. – Porozmawiam z nią następnym razem. Wtedy już tak łatwo nie odpuszczę. Powinniśmy się normalnie pożegnać – dodał z determinacją, na co Bill pokiwał głową, w pełni się z nim zgadzając.
- Na pewno potrzebuje czasu. Bardzo ją to poruszyło. Jestem pewien, że będzie próbowała się z tobą skontaktować.
- Mam taką nadzieję. Teraz czas wziąć się w końcu w garść. Czasem zachowuję się, jak baba – mruknął, niezbyt zadowolony ze swojego zachowania. Dał się totalnie ponieść swoim emocjom. A przecież to nie był jeszcze żaden koniec świata. Po prostu wyjeżdżał i miał mnóstwo możliwości, by jeszcze tutaj wrócić. By się z nią kontaktować. I właśnie tego postanowił się trzymać. To było jego motywacją. Będzie działał, jak się tylko da. Na wszystkie sposoby.
- Każdemu się zdarza. – Wokalista poklepał go przyjaźnie po ramieniu. Wcale nie uważał Toma za mięczaka. Był nawet z niego dumny. Bo jego brat nareszcie wiedział, co jest w życiu tak naprawdę ważne. Długo się tego uczył, ale nareszcie było widać efekty.
Nie mówiąc już nic więcej, udali się na odprawę. Tom obiecał sobie nie odwrócić się już ani razu. Czas pogodzić się z tym, że nie zobaczy już Mii przed wylotem. Taka była jej decyzja i musiał ją uszanować. A kochał ją na tyle, że był w stanie to właśnie uczynić. Może to i lepiej. Obydwoje nie muszą przeżywać tego wszystkiego jeszcze raz. Tak, to zdecydowanie była dobra decyzja. Żadnych łez, żadnych pożegnań. Przecież niebawem tu wróci. Wtedy wszystko będzie wyglądało inaczej. Stworzy nowy plan dla nich obojga. Chyba w końcu udało mu się przekonać samego siebie, co zakończył głębokim westchnieniem. Poczuł się znacznie spokojniej.
- Tom!
Był pewien, że ma omamy słuchowe. Że oszalał już do tego stopnia, że zaczął słyszeć jej głos. W końcu to bardzo możliwe. Myślał o niej tak intensywnie przez cały dzień. I gdyby nie Bill, który także się zatrzymał, odwracając w kierunku znajomego głosu, nigdy by nie uwierzył, że naprawdę należał DO NIEJ. Dosłownie poczuł, jak coś ciężkiego spada mu z serca, które z automatu przyspieszyło swój rytm. Jego mięśnie spięły się na chwilę, nim odwrócił się do dziewczyny. Zamierzał coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mu w gardle, gdy tylko ją zobaczył. Stała kilka kroków przed nim, wpatrując się w niego swoimi wielkimi, zielonymi oczami, które błyszczały teraz od łez. Jej piersi unosiły się lekko wraz z kolejnym szybkimi oddechami, które czerpała. Być może właśnie biegła, aby go dogonić. Mało brakowało, a by nie zdążyła. Patrzyli tak na siebie długą chwilę, walcząc ze swoimi emocjami, aż w końcu Mia zrobiła pierwszy ruch i rzuciła mu się w ramiona. Zakręciło mu się w głowie od fali uczuć, jaka na niego spłynęła. I nagle wszystko przestało być dobrze. Już nie był ani trochę spokojny. Był już pewien, że byłoby lepiej dla nich, gdyby wcale tu się nie pojawiała. Nie będzie nawet potrafił wypuścić jej ze swoich objęć. Jego ramiona zacisnęły się mocniej na jej drobnym ciele, a twarz utonęła w jej pachnących włosach. Marzył o tym, by mogli tak trwać już na zawsze. Bez żadnych rozstań. Bez żadnych pożegnań.
- Jesteś… – szepnął, całując ją czule we włosy.
Mia odsunęła się, spoglądając na niego mokrymi już od łez tęczówkami. Miała nie płakać, ale to było silniejsze. Zbyt mocno poruszyła ją ta chwila. Nie mogła znieść myśli, że mogłaby go więcej nie zobaczyć przez własną głupotę. Spontaniczność nigdy nie była jej mocną stroną. Zawsze wszystko chciała mieć zaplanowane, chciała mieć pewność, że się uda. Ale przecież życie nie na tym polega. Nie na tym, by mieć pewność. Powinna robić, to co czuła w danej chwili. Nawet jeśli czasem byłoby to zbyt szalone dla jej głupiego rozumu. Szczęście jest tak bardzo ulotne, że nie warto poświęcać go dla czegoś, co tak naprawdę nigdy może nie nadejść. Bo czym jest przyszłość? Jedną wielką niewiadomą.
- Kocham cię. – Ujęła jego twarz w dłonie i przyciągnęła do siebie, by móc go pocałować. Zaskoczyła go tym, ale odwzajemniał każde uczucie, jakim go obdarzyła. Dopiero teraz zauważył w jej oczach coś więcej niż tylko łzy. Nie rozumiał, co to było. Przypominało mu te urocze iskierki, które tak często dostrzegał, gdy była szczęśliwa. – Oszalałam dla ciebie, Tom. – Usłyszał ponownie jej szept. Był tak skupiony na jej słodkiej twarzy, że nie dostrzegł nawet, że za jej plecami stoi ktoś jeszcze. Coś mu cały czas w tym wszystkim nie pasowało. Szczególnie ta euforia, która otaczała jego ukochaną. Co było powodem jej radości? Chyba nie jego wyjazd? Zaczynał się w tym wszystkim gubić. Patrzył na nią zdezorientowany, gdy jej twarz zdobił promienny uśmiech. Czy to właśnie była oznaka tego szaleństwa, o którym mówiła? – Mam nadzieję, że nadal mnie chcesz.
- Oczywiście, że cię chcę. Nie wiem, skąd…
- On chyba nie bardzo rozumie. – Stojący za plecami Mii mężczyzna, pozwolił sobie wtrącić się do tej rozmowy.
Tom dopiero w tym momencie zorientował się, że to Andreas. Był w takim amoku, że wcześniej nawet nie potrafił rozpoznać własnego przyjaciela. To było jakieś szaleństwo. Zerknął na Andreasa, a gdy powrócił spojrzeniem do Mii, ta uniosła swoją dłoń, w której trzymała prostokątny kawałek papieru. I to nie był zwykły papier. To był bilet lotniczy. Nie sądził, by było to możliwe, ale serce zatrzymało mu się w tej sekundzie. Nie miał pojęcia, dlaczego wciąż oddycha.
- Mówiłam poważnie, że oszalałam. – Mia uśmiechnęła się do niego niewinnie. Sama miała ochotę wyjść na środek lotniska i zacząć krzyczeć z radości. To była najbardziej szalona i niedorzeczna decyzja w jej życiu. Postawiła wszystko na jedną kartę bez względu na ewentualne konsekwencje. Aktualnie nie widziała żadnych poza niewyobrażalnym szczęściem. Zasługiwała na nie. Obydwoje na nie zasługiwali. – Lecę z tobą na ten pieprzony koniec świata, Tom – powiedziała bardzo wyraźnie, bo miała wrażenie, że do tej pory nadal to do niego nie dotarło.
- Ale… Mówiłaś, że nie chcesz… Twoje życie…
- Nieważne, co mówiłam. Nic mnie tutaj już nie trzyma Tom. Nic – odparła całkowicie beztrosko, jakby naprawdę nie było to nic wielkiego. Oczywiście, że to było coś wielkiego. Tak wielkiego, że nawet nie potrafiła pojąć tego swoim umysłem. Przerażał ją wielki świat, przerażało ją dosłownie wszystko, co tam na nich czekało. Ale mimo tego naprawdę była spokojna, ponieważ wiedziała, że nie będzie sama. – Chcę tego. Chcę tam być. Tam też mogę żyć. Mogę się uczyć… a nawet jeśli kiedyś stwierdzisz, że masz mnie dość, nadal mogę tam się rozwijać albo wrócić do domu. To bez znaczenia. Chcę tam być. Z tobą. Bo ty też jesteś wart wszystkiego – wyznała.
Patrzyła na niego z miłością, której nawet największy głupiec nie mógłby nie zauważyć. Nie mieściło mu się to wszystko w głowie, ale to prawdopodobnie była najpiękniejsza chwila oraz wspomnienie w jego życiu. To był moment, w którym poczuł, że będzie opowiadał tę historię swoim dzieciom. Jak ich szalona mama rzuciła wszystko dla ich głupiego ojca. Tak, to była ich przyszłość.
Nie mógł powiedzieć nic więcej, co byłoby w stanie wyrazić jego uczucia. Mógł już tylko ponownie przyciągnąć ją do siebie i złączyć ich usta w namiętnym pocałunku.
Taka odpowiedź w pełni jej wystarczała.
Wystarczała im wszystkim.

„Nazywam się Mia Hertzberg i właśnie rzuciłam całe swoje dotychczasowe życie, by być z mężczyzną, którego kocham. Wiele osób nazwałoby mnie teraz głupią, naiwną dziewczyną. Powiedziałoby: nie wiesz, w co się pakujesz. Miłość przemija! Tak, to prawda. Wszystko może przeminąć.
Ale wiecie co? Pieprzę to.
Bo jestem szczęśliwa. Bo podążam za głosem serca. Żyję w zgodzie ze sobą.
Czy nie o to właśnie chodzi?
A teraz Ty spójrz na swoje życie. Spójrz i powiedz, czy jest takie, jakiego zawsze chciałaś?”


KONIEC

I oto nadeszła wielka chwila, gdy po pięciu latach Autostrada Uczuć zostaje zakończona. Będę tęsknić, ale wszystko ma swój koniec... Jak zaczynałam tę historię nie przypuszczałam nawet, że zajdzie tak daleko. I jestem dumna! Z siebie i ze wszystkiego, co udało mi się osiągnąć przez ten długi czas. Wiem, że to opowiadanie nie było żadnym mistrzostwem, ale właśnie, dlatego jest takie wyjątkowe. Bo nie musi być idealnie, nie musi posiadać genialnej fabuły, by je pokochać. 
I za to dziękuję Wam, Czytelnikom. Że pokochaliście moja Autostradę, moją Tomię. Szczególnie podziękowania dla Agnieszki, która zajmowała się korektą ostatnich kilkunastu odcinków, jak i również była dla mnie ogromnym wsparciem podczas tworzenia! Bez Ciebie tego wszystkiego, by nie było!
Całe opowiadanie zaś pozwolę sobie zadedykować każdemu, kto potrzebuje odrobiny nadziei i wiary...
To już koniec. Ale ta historia kończy się tylko w moich słowach, kończy się tylko fizycznie zapisana. Bo historia Mii i Toma, będzie trwała wiecznie. I mogę Wam obiecać, że będą szczęśliwi.





5 komentarzy:

  1. Szkoda ze to koniec. Bylam od samego poczatku, wszystko grzecznie czytalam pomimo ze nie zostawialaA praktycznie śladu po sobie. Ciesze sie ze za nim pojechala do tej Ameryki. I tak, napewno beda razem szczęśliwi.
    Milego koncertu i czekam na kolejne piekne opowiadanie!
    Cukiierkoowaa - ostatnio zapomnialam sie podpisac, wybacz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiem jak to opisać. Wow. Miałam nadzieję że będą szczęśliwi i tak na szczęście się stało, szkoda że to koniec ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie sie skończyło... koncert się skończył... depresja jak nic.
    Zakończenie idealne.
    Teraz czekam na jakieś nowe opowiadanie xd

    OdpowiedzUsuń
  4. I oto nadeszła wielka chwila, gdy po prawie dwóch miesiącach od publikacji epilogu, wstawiam Ci ten mój skromny komentarz.
    Pięć lat poświęcone na pisanie jednego opowiadania? Jejku, to ogrom czasu, ale cieszy mnie widok tych kilku literek tworzących „koniec”. Naprawdę powinnaś być z siebie dumna. Ja jestem. Bo to, co sprawia, że to opowiadanie jest takie wyjątkowe to nie Mia, nie Tom, ale właśnie TY.
    Widziałam ten odcinek tuż po tym, jak znalazłyśmy się w pokoju po koncercie, ale jakoś było mi głupio się odezwać, więc...
    NIE MA ZA CO,
    choć nie wiem, czy jest mi za co dziękować, bo korekta i wsparcie z mojej strony były przecież bezinteresowne i niewymuszone!
    Nie wyobrażałam sobie innego końca, mimo tego, o czym niejednokrotnie wspominałaś – mam na myśli to jedno z zakończeń, z otwartą furtką na drugą część... chociaż pewnie jakaś część mnie byłaby za to niezmiernie wdzięczna i szalała z radości, widząc przeszkodę w relacji Tom-Mia :D

    Swoją przygodę z tym opowiadaniem rozpoczęłam w wakacje 2014, o czym pewnie Ci mówiłam, ale to chyba pod wpływem rozmów z Tobą wciągnęłam się w nią tak bardzo, że ta historia z pewnością jeszcze długo będzie gościć gdzieś tam w mojej podświadomości.
    Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać poza wielkim DZIĘKUJĘ!

    „Bo jesteś warta wszystkiego”, Ka.
    Wszystko może przeminąć.

    Ale nie Ty.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam to opowiadanie dwa razy i dalej utrzymuję, że jest to najlepsze fanfiction (z paringiem hetero), jakie kiedykolwiek czytałam. Od zawsze wolałam Twincesty, ale twoje ff mnie urzekło.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze wysyłane są przed dodaniem do moderacji ze względu na spam.